Skocz do zawartości

Wiatry w polu

  • wpisy
    23
  • komentarzy
    26
  • wyświetleń
    11858

South Park: Fractured but Whole - recenzja wersji na PS4


Bregowicz

626 wyświetleń

Poczuł coś: Bregowicz

 

            Gdy mrok pochłania całe miasto, elfom rdzewieją tekturowe uszy, koty w przedziwnych okolicznościach znikają z ulic, a najbliższa Tobie osoba robi coś obrzydliwego innej Twojej najbliższej osobie … Wiedz, że nadszedł czas bohaterów.

            Minęły długie, przeciągane 3 lata od ostatniej growej odsłony przygód 4-klasistów z małego miasteczka w Kolorado. Oczywiście tylko dla niewtajemniczonych – gdy się za czymś tęskni, czas leci powoli. Tak naprawdę minęła chwila, góra parę dni! My, wielki Król Dekiel, ledwo zdobyliśmy wszechmocny Kijek, usiedliśmy na swym… ekhm… tronie, uspokoiliśmy zwaśnione strony, gdy, wtem!, ZOOOM*, znikają koci milusińscy.  Chociaż pal licho wszystkich, najważniejszy jest ten jeden, Mruczek. To za niego bowiem oferowana jest nagroda w wysokości 100$. To z kolei, jak wszyscy wiedzą, jest sporą sumką pozwalającą rozkręcić szlifowany plan franczyzowy na bohaterskie serie. A podobno Netflix łapie wszystko co leci…

 

SouthPark_TheFracturedButWhole_20171024132802.thumb.jpg.d285c2b660be0c4f73d1c27e8b1853db.jpg

            Wszystkiego dowiadujemy się od Cartmana The Coona z… (werble)  przyszłości. Sprawa wyglądająca tak poważnie nie może zostać zesłana w odmęty odpływów, więc nie pozostaje nam nic innego jak przemarsz do kryjówki, odnalezienie skomplikowanego pinu (ale bez oszustw!**),  by w końcu odkryć porażającą, traumatyczną historię stojącą za naszymi (w żaden sposób niebędącymi kalką już istniejących w różnych uniwersach) nowymi mocami… Nic już po tym nie będzie takie samo. Ani nasza psychika, ani elfy, rycerze, czarodzieje. A gdy dostaniemy swojego pierwszego Fidget Spinnera, akcja będzie tylko przyśpieszać.

            Powiedzieć, że początek wciąga jak  dzieciaki swoje pierdy***, to jak nic nie powiedzieć. Wszystko powyżej toczy się przez pierwsze 20 minut i OEZU, jak to wciąga. Gdzie nie spojrzysz, coś się dzieje, a jeśli masz w sobie odrobinę dziecka (mentalnie, aż tak nie przesadzamy) trudno, byś się nie uśmiechnął na przymusowe przerwanie walki, bo samochód!

            Jak było wcześniej zapowiedziane, nasze ziomki stworzyły genialny plan. W kinach oglądamy bęcki w rajtuzach na potęgę, to czemu by nie zrobić podobnie? Trzy proste fazy, mieszanka filmów i seriali, cały wachlarz charakterów. Wszystko dla rozwoju kultury, pokazania klasy. I, zupełnie przy okazji, zarobienia góry szmalu. Gdyby tylko wygórowane ambicje drugoplanowych rozszczeniowców nie zabrały głosu…

            Nie będę jednak za bardzo się zapędzał i ograniczę się do ogólników, by nie psuć radości z osobistego zwiedzania. Fabularnie jest, przez  większość czasu, naprawdę dobrze! Oczywiście, już pierwsza część robiła świetne wrażenie wyrwania dodatkowego, skrupulatnie rozpisanego sezonu z kontinuum tych, puszczanych w telewizji. Drugi robi to lepiej, ale… jego największym problemem jest to, że jest kontynuacją powielającą pewne elementy.

         Naturalnie – cutscenki, które bez problemu można byłoby puszczać na Comedy Central, przechodzą idealnie do gameplayu, a dialogi i te głosy wypadają w takiej sytuacji tak genialnie, że aż chce się popychać historię do przodu. Na każdym kroku widzimy smaczki, w tym cała kolekcję rysunków yaoi – dla prawdziwych smakoszy malarstwa -, a także drobniejsze nawiązania do serialu, które nie powtarzają dowcipów z poprzedniej gry. Nic, tylko zwiedzać. Fanowski miód spływa ulicami, nawet tymi zajętymi przez bezdomnych i bezrobotnych. Żarty ze wszystkiego to klasyczny standardzik. Pedofilia, rasizm, nieprzerwana karuzela ze swoją własną, 10-letnią seksualnością. Trzeba tylko uważać na język, bo mikro-agresja to najnowsza plaga tego świata.

SouthPark_TheFracturedButWhole_20171020171448.thumb.jpg.1603f0f63f92a295c881e5e019302d78.jpg

          Bezsprzecznie jest też jasne, że nawet najdrobniejsza misja poboczna ma w sobie taki filmik, który na chwilę nie odrywa z poczucia bycia w tym świecie. Wszystko oblane jest serialowym klimatem, od którego uwalniamy się na własną prośbę wyruszając w stroju hobbita (bądź pantery… lub robota… a może ninja?) w niezwykłą podróż poszukiwania dziury w ścianach, tj. znajdziek. Ba, „poboczniaczki”  są teraz tak stworzone, że choć ich przejście nie spowoduje poczucia utraty czegoś ważnego, np. świeżego powietrza w chłopięcej szatni, zaliczenie daje bonusy, które przyjemnie wpasowują się w historię główną. (Pytanie dla nerdów. Gdzie. Jest. Gerald? )

               To gdzie te problemy? Grafika rodem z ekranów tv, świetne głosy, interaktywny, długi serial - to już widzieliśmy w poprzedniczce. Coś tu trzeba byłoby poprawić, zrobić lepiej. Obroną więc byłaby dużo lepsza fabuła, która jednak utknęła w schemacie. Nasz bohater musi być, znowu, wrzucony do jednej grupki towarzyszy, by po dość długim czasie, znowu, trafić do drugiej. Nie miałbym z tym większego problemu, gdyby nie wiązało się to ze sztucznym ograniczeniem towarzyszy w walce i eksploracji, co dość szybko wiążę się z mocno powtarzającymi się one-linerami. Nie pomaga fakt, że z daną grupką spędzimy, o ile liżemy ściany, dość przeważającą ilość czasu w stosunku do drugiej (w moim przypadku było to 15 godzin do 7).

SouthPark_TheFracturedButWhole_20171021101710.thumb.jpg.04f5d9be07dcc5dea60289ea334c4082.jpg

           A poza tym, drobnym problemem? Sama historia jest dobra w bezpośrednim kontakcie, naprawdę zabawna, chociaż odrobinę mniej kontrowersyjna niż poprzednia. Jednak gdy na chwilę odejdziesz, traci część swojego blasku, a czynności, których dokonaliśmy swoją istotność dla całości – nie zawsze, ale choćby gag z kolorem skóry pozostaje tylko gagiem, a takich sytuacji niestety pozostaje więcej.  Co chwila dostajemy zachęty do jej odkrywania, ale przez parę godzin nie mamy przed sobą konkretnego, naprawdę sporego zagrożenia, jak choćby w poprzedniej części z nieśmiertelnymi zombi-nazistami**** pozostając zbyt długo w aurze tajemnicy.

            Uznajmy, że fabuła jest już historią i przejdźmy do miasta. Oburzeni mogą zakrzyczeć, że jak to, zapłacili a terytorium jakoś mniejsze, zaściankowe takie, że nosa poza nim nie wyściubisz. Można się oburzać, a karawana jedzie dalej. Nie ma czym się przejmować, gdyż bardziej zwarta forma jest środkiem do lepszego zagospodarowania przestrzeni. Tym razem każda miejscówka zostaje do końca, dając możliwość eksploracji nawet po przejściu gry. A jest co zwiedzać. Stare, znane kwadraty doznały od lekkiego do poważnego liftingu i w żadnej chwili nie doświadczymy poważnego uczucia powtórki. Zwłaszcza, że twórcy wykorzystali sprytny manewr w stopniowym uwalnianiu miasta nawiązując do bohaterskiego charakteru produkcji. Droga zalana, gdy obok, jakże nieprzewidywalnie, przełączona dźwignia od prądu? Jak to mówi stary druh Gandalf, nie przejdziesz. Przynajmniej póki nie poznasz wewnętrznego siebie i płynącej z tego umiejętności. Czerwone klocki lego przed drzwiami? Sorunia, to lawa, takie są reguły tej dzielnicy. Musisz przejść na około, poznać terytoria, które w inny sposób omijałbyś ze względu na ich czasową (istnieje szybki teleport, ale tylko do odkrytych miejsc, a tak – superbohatersko ruszaj z kapcia) niedoskonałość. Dzięki temu, pomimo 5,10,15 godzin gry mamy okazję do nowego odkrywania lokacji.

SouthPark_TheFracturedButWhole_20171022122157.thumb.jpg.407383ece8d677f08c6b3d20738e086a.jpg

              Każdy czujny czytelnik mógłby się już domyślić, że na tapet wzięto supermoce. Gratuluję spostrzegawczości! Nasz Dekiel, chociaż z początku ograniczony do raptem 3 klas, w miarę bycia coraz popularniejszym na #Coonstagramie***** staje się coraz bardziej stłamszony przez wąskie ramy. Pozostaje więc rozszerzyć katalog o kolejne. A potem kolejne, aż do 10 różnych. Zazwyczaj reguła jedna klasa = jeden człowiek byłaby dość logicznym rozwiązaniem, ale bądźmy szczerzy – to tylko konstrukt społeczny, a świat trzeba ratować, Puszka złapać, wytrzymać mocarne burrito z poczwórnym ostrym sosem. W każdej chwili możemy się więc przełączać między mocami dowolnej wybranej klasy, swoboda decyzji jest szeroka jak tyłek mamy Kyle’a.

            Rozwój naszej postaci nie jest też oparty o kolejne plusiki w strojach. Te bowiem, spełniają funkcję czysto kosmetyczną. Dramat?  Absolutnie nie. W ten sposób możemy przebierać się na każdym rogu nie martwiąc się utratą potężniejszego uderzenia, bo akurat skarpety w połączeniu z tymi sandałami dawałyby +20 do odrzucenia. A do przymierzania jest cała rzeka ciuchów, mieszanką profesjonalnego cosplayu z dziecięcym zawieszeniem niewiary. Jeśli lubisz ten hełm największego telepaty świata, ale te rękawiczki z magnesem stworzone za pomocą potężnej fuzji zwanej szarą taśmą kuszą… Uznajmy, że Twoją mocą jest bycie prekursorem nowej mody i noś je razem z dup… dumą!

                Jedynym aspektem wpływającym na widoczny progres są artefakty. I chociaż wyglądały na sprytne rozwiązanie, któremu przyklasnąłbym w innych produkcjach, tutaj zrobiono to odrobinę zbyt opieszale, nie wiążąc ich z żadnym bardziej złożonym systemem. Każdy przedmiot podnosi nam poszczególne statystyki (% do odrzutu, zdrowia, ruchu itp.) ale również podbija nam główną sumę MOCY naszej postaci. I tu jest Kenny pogrzebany – w postępie brana jest jedynie pod uwagę moc, więc po pierwszych kilku godzinach zdajemy sobie sprawę, że nie warto gdybać i brać jedynie te, które podniosą nam ten właśnie poziom. Zwłaszcza, że wszystkie pozostałe procenty nie wpływają szczególnie na walkę.

SouthPark_TheFracturedButWhole_20171020150441.thumb.jpg.36583b9621cad5f3c9beb7dddaa53a2f.jpg

             A propo walki! Koniec z japońszczyzną! To znaczy… koniec w połowie! Dzieje się tak, ponieważ możemy atakować jedynie jak kulturalnie dżentelmeni******, ale, tym razem możemy się poruszać. Mózg z natłoku taktyk nie wybuchnie, ale przez taką drobną zmianę starcia mają odrobinę, hehe, głębi. Co się stanie, gdy przejdę krok w bok i stąd uruchomię mój karabinek? Może uda się wyczyścić całą linię wrogów. Jestem słaby, ale mam mocne ataki dystansowe, ustawię Craiga-Tanka i spokojnie pozbędę się dziewczyn, które rozkochują w sobie pół mojej drużyny. Dziewczyn? Tak! W tej odsłonie istnieją poza ścianami fabularnej scenki i możemy z nimi i przeciwko nim walczyć. Pamiętajcie, dzieci, nie wkurzajcie dziewczynek, bo uwiodą, stłamszą i rzucą do rynsztoka. Zaraz, wypierdnijmy się w przeszłość. Z nimi? A no tak, tym razem możemy korzystać ze wsparcia znajomej. Wystarczy do niej zadzwonić. Czemu tylko jedna? A ile dziewczyn o jakimkolwiek charakterze znacie z South Parka?

            South Park, Rozdzieleni ale zżyci (choć angielski tytuł, oprócz przepysznego żarciku ma mocne uzasadnienie i wystąpienie w historii!) jest fantastycznym tytułem nie tylko dla serialożerców, którzy wiedzą więcej niż sami twórcy, ale także dla fanów tylko poprzedniej gry. O ile poczucie humoru nie wywoła w Tobie zatwardzenia, przeżyjesz świetną przygodę w fanserwisie. Jednakże jest to gra na raz, może nie na zawsze, ale na długi okres. Przejście po raz kolejny straci zarówno świeżość żartów, jak i pokaże drobnostki głupotek. Gra na chwilę? Może, ale pragnąłbym więcej takich chwil!

 

*No co? Komiksy…

** No chyba, że chcesz odkryć… coś interesującego.

*** To South Park, sorry, taki mamy klimat.

**** Tak, wiem jak to brzmi

***** Bo #taktrzebażyć i #hasztagisąsuper, wystarczy zagrać.

****** - Za panem, sir. - Nie, nie. Za panem. – Nalegam! /Wtem na scenę wpada Seba!/ - Dobra, lenie, moja tura. I 2 następne też. Fikasz?

 

 

Zapraszam do obserwowania bloga, by wpisowa nowość (znacie mnie, raz na pół roku), wylądowała od razu na Waszych ekranach. Pozdrawiam! Pisał to wszystko ja, Bregowicz.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...