Skocz do zawartości

Kacik Yody

  • wpisy
    194
  • komentarzy
    947
  • wyświetleń
    94220

Nic nie jest prawdziwe…


MajinYoda

1025 wyświetleń

Zgodnie z zeszłotygodniową zapowiedzią – dziś nieco jednej moich ulubionych serii, której stuknie niebawem 10 lat, czyli Assassin’s Creed. Dziś – o grach z serii.

Assassin-s-Creed-Symbol-assassins-creed-

Ale z czego, tak właściwie, wynika to moje uwielbienie do tej serii, które, dla niektórych, może wyglądać na syndrom sztokholmski? Przy okazji sam się and tym zastanowiłem, a najlepiej myśleć od początku. (SPOILER alert!)

A zaczyna się to w bodajże styczniu lub lutym 2008 roku, gdy kupiłem pierwszego Asasyna. Na początku myślałem, że będzie to takie ganianie zakapturzonym jegomościem i szlachtowanie wrogów na XII-wiecznej Ziemi Świętej (ba! Początkowo myślałem, że to RPG), ale, co okazało się dość szybko, nie była to cała prawda. Akurat tak się jakoś dziwnie złożyło, że nie wiedziałem o wątku Desmonda Milesa, więc sporym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, że faktycznym bohaterem jest właśnie on, a nie „Altek” (jak nazywałem Altaira, gdy mnie irytował), z kolei konflikt między asasynami i „tempkami” jest nieco bardziej rozdmuchany przez Ubisoft.

Niemniej, mimo powtarzalności, błędów, dziwności (czemu Altek nie umiał pływać? A, tak – błąd Animusa…) i durnego AI wrogów (niejeden templariusz sam się zabił walcząc ze mną – a to spadł z wieży, a to się utopił… czy strażnicy celniej rzucający kamieniami niż strzelający z łuku…) przeszedłem jedynkę wielokrotnie, choć za każdym razem olewałem flagi. Zwyczajnie historia tak mi się podobała, że nie mogłem się oderwać od tej gry… Choć miałem niejasne wrażenie (i chyba nie tylko ja), że był to zaledwie test możliwości serii (gdzieś czytałem, że miała to być nowa część Prince of Persia).

Nieco potwierdziła to wydana niewiele później „dwójka”. Jako, że zawsze lubiłem włoskie klimaty (po książkach Mario Puzo) to ochoczo zapoznałem się z historią Ezio. Och, ileż to ja godzin spędziłem ganiając bez celu po Florencji, podziwiając jedynie widoki… By wreszcie, wraz z fabułą, dotrzeć do Monteriggioni. To właśnie tam zrozumiałem, że uwielbiam housing w grach :). I, choć znowu nie chciało mi się zbierać piórek, grę przechodziłem wielokrotnie. A ten włoski akcent postaci – świetny. Jest to też jedyna gra, której kolekcjonerkę kupiłem – by mieć figurkę bohatera (stoi cały czas nad moim biurkiem).

latest?cb=20140118214532

Najlepiej jednak wspominam koleją część, którą, osobiście, uważam za najlepszą do tej pory – Bractwo („Brotherhood”), ponieważ zawsze lubiłem klimaty Rzymu, a i sama fabuła wydała mi się świetnym rozwinięciem „dwójki”. Do tego świetne, moim zdaniem, gromadzenie członków Bractwa było upragnionym novum w serii. Szkoda, że później z tego zrezygnowano…

„Revelations” zapamiętałem z innych powodów – 1. był to bardzo słaby asasyn, 2. przeszedłem go tylko dwa razy, 3. za jego recenzję dostałem 5 na studiach, 4. Tower Defense tak bardzo nie pasowało do serii… I w sumie tyle mogę o tej grze napisać…

Potem nadszedł czas, gdy pomyślałem, że czas odpuścić sobie tę serię. Przecież gdzie ja będę biegał w trójce, skoro Ameryka Północna z końca XVIII nijak ma się do wielkich miast z poprzednich części?

Ale się złamałem. Tak jest, nie dałem rady i postanowiłem poznać historię Rado… Rataha… Rahata… Connora Kenwaya. Ten pół-Indianin o charyzmie kamienia (no serio – po Altairze i Ezio taki „ktoś” zupełnie nie pasował na głównego bohatera serii) nie zainteresował mnie kompletnie, ale sama gra była całkiem niezła (też ją recenzowałem na studiach i też dostałem 5) – szczególnie sekwencje na statku. Ech… szkoda, że nie były wówczas rozwinięte…

Co innego Black Flag, który w moim rankingu zajmuje drugie miejsce wśród najlepszych Asasynów. Pirackie klimaty wprawdzie mnie nie pociągają (na wspomnienie Risena 2 robi mi się niedobrze), ale karaibskie przygody Edwarda Kenwaya sprawiły mi sporo frajdy. Szczególnie, gdy odkryłem, że pół roku po zakupie gry byłem w połowie głównego wątku, bo niemal cały ten czas pływałem w tę i nazad odkrywając mapę, zdobywając szanty i atakując inne statki.

ac4_buy_thumbnail_mobile_165255.jpg

Potem, niestety, nadszedł AC: Unity – jedyna „duża” część, której nigdy nie ukończyłem i jedyna, której nie kupiłem (kod na nią dostałem wraz z kartą graficzną ;)). Sam do końca nie wiem czemu – Rewolucja Francuska była całkiem ciekawym miejscem dla działań Asasyna, ale sama historia i mówiący perfekcyjnym angielskim główny bohater (Arno Victor Dorian – co za imię…) działał mi na nerwy. Naprawdę – wydał mi się takim przygłupem, za którego każdy musiał myśleć, bo cokolwiek sam wymyślił to zepsuł.

Z kolei do wydanego równolegle Rogue podchodziłem bardzo ostrożnie. „Klon Black Flaga”  - myślałem. Och, jakże się pomyliłem… Kupiłem go dość późno – jakiś rok temu i wspominam go dość dobrze (muszę go znowu przejść, tak swoją drogą). Przyjemnie było, dla odmiany, pozabijać jakiś asasynów (nawet ciekawie wyszła Ubi mechanika uważania na atak ze strony zabójców) i popływać statkiem po chłodnych wodach.

W czasie między Unity a zakupem Rogue minęło trochę czasu, moje uwielbienie dla serii nieco przygasło… ale, ze względu na klimat XIX-wiecznego Londynu, dałem serii trzecią szansę i kupiłem Syndicate. Ale nie będę go tu opisywał, bo recenzowałem go na tym blogu.

Jednocześnie trudno mi, póki co, oceniać najnowszą, wydaną zaledwie kilka dni temu, część serii, gdyż jeszcze w nią nie grałem (cena jest mocno zaporowa, o czym pisałem w zeszłym tygodniu), a i recenzje niewiele mi pomagają. Niemniej, znając moje przywiązanie do Asasynów pewnie i jej dam kiedyś szansę (czyt. jak będzie na jakiejś wyprzedaży).

Kończąc muszę się Wam do czegoś przyznać – nie jestem prawdziwym fanem omawianej serii. Nie zagrałem bowiem w żadną „mniejszą” część – nawet minuty w nich nie spędziłem.

W drugiej części wpisu będzie nieco innym aspekcie mojej słabości do tej serii.

Do zobaczenia za dwa tygodnie! :)

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

1 minutę temu, DJUDEK napisał:

To co Ty studiujesz (studiowałeś)? Dziennikarstwo?

Tak, studiowałem dziennikarstwo - miałem zajęcia, na których pisaliśmy felietony, recenzje, newsy itp. Więc i recki Asasynów pisałem (choć nigdy ich tu nie zamieszczę - były pisane dla laików).

Link do komentarza
Dnia 17.12.2017 o 17:11, MajinYoda napisał:

Tak, studiowałem dziennikarstwo - miałem zajęcia, na których pisaliśmy felietony, recenzje, newsy itp. Więc i recki Asasynów pisałem (choć nigdy ich tu nie zamieszczę - były pisane dla laików).

A na jakiej uczelni?

PS Udostępnij, plisss.... :D

  • Upvote 1
Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...