Skocz do zawartości

Skład Gier Sergiego

  • wpisy
    161
  • komentarzy
    916
  • wyświetleń
    178016

Assasins Creed - film


Sergi

2648 wyświetleń

assassins-creed-movie-uk-2.jpg

Prawie dziesięć lat obecności na rynku, dziewięć gier z głównej serii, gry na handheldy i smartfony, komiksy, książki, filmy CGI i niezliczona ilość gadżetów. Pełnometrażowy, aktorski film z dużym budżetem był naturalnym następstwem, więc jego powstanie było tylko kwestią czasu. Cel jaki przyświecał producentom jest jasny. To, czy go osiągnęli - już nie całkiem.

Historię poznajemy z perspektywy Calluma Lyncha (Fassbender), który za zabójstwo alfonsa zostaje skazany na śmierć. Przed wyrokiem "ratuje" go Abstergo, które nota bene obserwowało go od urodzenia. Cal jest bowiem ostatnim potomkiem Aguilara* de Nerha, andaluzyjskiego Asasyna który w XV wieku walczył z Templariuszami. Dokładny rok to 1492, co zwiastuje kierunek w którym potoczy się akcja. Takich łatwych do przewidzenia następstw jest w filmie zresztą więcej. Ale po kolei.
Abstergo od razu wykłada kawę na ławę: Dzięki Animusowi Cal pomoże im znaleźć Jabłko Edenu, które zawiera 'kod genetyczny wolnej woli'. Templariusze zlikwidują w ten sposób agresję i zażegnają wszelkie konflikty. W zamian za to Cal dostanie nowe życie. I te oświadczenia z ust Marion Cotillard** są - moim zdaniem - fatalnym posunięciem. Cały suspens poszukiwań, sens działań Aguilara ot tak znika. Uczucie wpływu na akcję, które tracimy podczas przeniesienia fabuły z gry do film nie zostaje złagodzone w żaden sposób. Wiemy czego i po co szukamy, znalezienie jabłka sprowadza się do powolnego przewinięcia wspomnień Lyncha w Animusie (bo jak zrobimy to szybko to Cal dostanie katatonii, a film będzie za krótki). W grze to odkrycie kart miało miejsce na samym końcu, tutaj psuje zabawę już na początku.
Ale to niejedyna dziwna decyzja. Animus w filmie nie jest leżanką z ekranem; Mamy mechaniczne ramię, które unosi pacjenta i wywija nim w powietrzu, oraz wtyczkę, która zostaje mu wpięta w kark. Na czas animacji Callowi zakładane są jeszcze ostrza Asasyna (po co? żeby poharatał pracowników podczas symulacji?). I teraz najlepsze: zmiany wprowadzono aby - jak twierdzi Fassbender - uniknąć skojarzeń z Matrixem. Dodanie wtyczki na pewno pomogło. Szkoda że przy okazji nikt nie zdał sobie sprawy, że film dryfuje w stronę 'Equilibrium'.
 

32710711023_f188eb2a61_b.jpg


Inaczej niż w grach, gdzie współczesne lokacje były przerywnikami, a gros akcji dział się w egzotycznych sceneriach, tutaj Andaluzja schodzi na dalszy plan, a kluczowy staje się ośrodek Abstergo i ograna walka z Orwellowską antyutopią. Sam budynek wygląda podobnie do tego z gry, z tą różnicą że jest dużo ciemniejszy, ten w grze był niemal prześwietlony, tutaj Abstergo widocznie oszczędza na prądzie. Po pomieszczeniach snują się zastępy wymiętych przez Animusa pacjentów, a w gablotkach leżą wynalazki Asasynów. Te bronie i porozumiewawcze spojrzenia które posyłają sobie pacjenci sugerują że prędzej czy później dojdzie do buntu. Średniowieczna Andaluzja jest ciekawsza, choć też brudna i zapylona. Włochy, Ziemia Święta, Ameryka Pn. czy Karaiby z gier są niedoścignione. Dokonano przy tym ciekawego zabiegu, który sprawia że piętnastowieczna Hiszpania wygląda jak symulacja albo gra. Częściowo wpływa na to kamera, prowadzona jak w scenkach w serii gier. Częściowo działa tu CGI - im gorsze tym lepsze, w końcu to symulacja. Do tego postacie i obiekty w Animusie wydają się dziwnie 'odcięci' od otoczenia. Trudno wytłumaczyć ten efekt słowami, ale widać go m.in. w sekwencjach ratowania księcia.
Aktorsko filmy wypada blado, mimo tego że zatrudniono wielu znanych aktorów. O Calu trudno powiedzieć coś poza tym, że jest zły. Z początku trochę opiera się Templariuszom, śpiewa gdy go podłączają, potem jakby było mu wszystko jedno. Chce się zemścić na ojcu, ale gdy ma taką możliwość, nie robi tego. Przez cały film jest ludzki może przez minutę. Po paru sesjach w Animusie Aguilar w zasadzie przejmuje nad nim kontrolę. To dotyczy zresztą wszystkich złapanych asasynów - na zawołanie stają się swoimi milczącymi przodkami i walczą ze strażnikami.
Trochę ciekawsza jest dr Sophia Rikkin, która co i rusz podkreśla swój naukowy i etyczny charakter. Chce pomóc światu i nie traktuje Cala jak kasety. Wydaje się przy tym kompletnie nieświadoma tego, do czego dążą Templariusze i jak jej ojciec, bezwzględny szef Abstergo Alan Rikkin (Jeremy Irons) okrada ją z osiągnięć. Ta postać totalitarnego fanatyka jest chyba najlepiej zagrana.
Kulminacją absurdów jest finał filmu, gdzie Alan pokazuje Jabłko starszyźnie Templariuszy. Asasyni wchodzą jak po bułki, zabijają Rikkina, biorą jabłko i wychodzą. Sophia, w jednej chwili zbyt obojętna żeby krzyknąć że zabójcy są w budynku, w następnej jest już zdeterminowana żeby ich wszystkich wybić. A oni stoją na dachu budynku jak w teledysku Alana Walkera. Kurtyna.

p4VjJcx.jpg
 

Film mogłyby wyratować sceny akcji, ale te nie porażają dynamiką. Sekwencje walki są poprawne, nie ma w nich nic, co wyrwałoby z butów. Parkour też nie jest czymś, co przykuwałoby do ekranu- jest go mało, a kiedy już jest, Asasyni nie robią nic, czego nie widziałbym już na własne oczy. Liczyłem na kadry podobne z trylogii Bourne'a; Kamery pędzącej za biegnącym po dachach na złamanie karku Asasynem, wywijającym takie hołubce że gęba sama się śmieje. Nada. Wrażenie robi jeden, jedyny trik wykonany przez Asasynkę podczas ucieczki wozem. Tyle.
Właśnie - znajomość gry. Trudno na chłodno ocenić ten film, jeśli znało się pierwowzór. Z jednej strony in plus może działać nostalgia i sympatia do serii, a z drugiej świadomość tego jak żywa i bogata była każda odsłona wobec dość płaskiej historii w ekranizacji może budzić rozczarowanie. Ja serce do tej serii straciłem dawno temu, ale mimo wszystko liczyłem na coś, co lepiej odda ducha gier. Gdybym jeszcze ich nie znał, to po seansie na pewno bym tego nie zmienił - adaptacja jest mroczna i nudna.
Jeśli producenci liczyli na sukces finansowy, to też się raczej przeliczyli - W ciągu pierwszego tygodnia film zarobił połowę z tego co zakładano, a obecny box office to niecałe dwa dolary na każdy dolar budżetu. Po trzech miesiącach od premiery film plasuje się poniżej "Need for Speed" czy pierwszego "Hitmana".
Moim zdaniem "Assasins Creed" plasuje się nieco poniżej przeciętnej adaptacji gry. Choć oczywiście mogło być gorzej. Mogliśmy dostać coś na poziomie Uwe Bolla :)

 

 

* 'Aguilar', jak i 'Altair' oznaczają orła, ta symbolika przewija się co chwila w filmie.
** Fassbender, Cotillard i bracia Kurzel rok wcześniej nakręcili 'Makbeta', film tak bardzo inny od 'Assasins Creed', że trudno zrozumieć czemu akurat ich wybrano do tej adaptacji.

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...