Skocz do zawartości

Fanboj i Życie

  • wpisy
    331
  • komentarzy
    500
  • wyświetleń
    138568

Top 10 anime pierwszego dziesięciolecia XXI wieku:


muszonik

797 wyświetleń

Dziś zajmiemy się zapowiadanym od dawna tematem najważniejszych anime pierwszego dziesięciolecia XXI wieku oraz trendów, jakie panowały w tym okresie zarówno w polskim światku, jak i poza granicami naszego kraju.

Duch czasu:

Zanim jednak do tego przejdę omówię ducha tamtej epoki. Generalnie pierwsze dziesięciolecie XXI wieku było czasem bardzo ciekawym, choć jak to zwykle w czasach przejściowych pełnyn chaosu, niepokojów, zepsutych łotrów, szlachetnych bandytów oraz niepoprawnych romantyków. Był to czas, kiedy prasa cały czas czuła się silna, Internet dopiero się kształtował, a władzę nad nim ciągle sprawowali technomaniacy, a nie zachodnie korporacje.

W epoce tej słowo „Microsoft” było imieniem Szatana, „Internet Eksplorer” sługi jego Antychrysta, a „Google” anioła pańskiego. O Facebooku mało kto jeszcze słyszał, a łącze o przepustowości 1mb/s uważane było za dobre.

Gazety vs. Internet:

Okres o którym mowa był czasem powolnego upadku gazet w Polsce. Upadku, w który początkowo nikt nie wierzył.

W XXI wiek weszliśmy z dość bogatą prasą komputerową, z której dziś zostało może z 5 tytułów oraz aktywną prasą mangową, tworzoną przez magazyn o nazwie Kawaii. Kawaii było dość dużym pismem wychodzącym w nakładzie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy. Składało się z kilku elementów, układem przypominających trochę współczesny CD-Action. Na pierwszych stronach mieściły się więc zapowiedzi i nowości, potem przechodziło się do recenzji i opisów anime oraz mang, a następnie publicystyki i felietonów traktujących o różnych, około-japońskich tematach. Całość zamykał dział korespondencji. Charakterystyczną cechą pisma był jego hurraoptymistyczny ton, a redaktorzy potrafili nawet najbardziej rakotwórczą bajkę przedstawić jako szczytową zdobycz kinematografii.

Na dzisiejsze czasy sprzedaż Kawaii była bardzo duża. Wówczas jednak nie satysfakcjonowała jego wydawcy, który pewnej nocy wylał całą załogę, pozostawiając tylko jednego felietonistę, który miał pisać o Pokemonach i Dragonballu. Reszta odeszła, by założyć własne pismo zatytułowane Mangazyn. Nowy kształt Kawaii nie przypadł jednak do gustu stałym klientom, Mangazyn natomiast nie przyjął się. Oba czasopisma upadły w krótkich odstępach czasu: Mangazyn we wrześniu 2004, a Kawaii kilka miesięcy później.

Ekspansja sieci i Web 1.0:

Jednocześnie stopniowo rozwijała się sieć. W okolicy roku 2000 sieć była już dość powszechna i w zasadzie każdy komputerowiec za punkt honoru stawiał sobie posiadanie dostępu do takowej, jednak ogólna jej świadomość była niewielka, podobnie jak zawartość. Dominowały w niej mozolnie klepane w HTML-u, prymitywne strony.

W owym czasie w internecie działały niezliczone plemiona związane z Mangą i Anime. Były to:

Plemię Cin25 -> Forum Kawaii -> Forum Mangazynu -> Acepu: Fandom (TM). Używam znaczku (TM) bowiem w światku anime Fandom dzieli się na Fandom czyli subkulturę wszystkich fanów anime i mangi, charakteryzującą się pewnymi, wspólnymi zachowaniami (np. tym, że czytają mangę i oglądają anime) oraz nieformalną, towarzyską grupę konwentowo-internetową używającą nazwy „Fandom” jako nazwy własnej. Dla dla uniknięcia nieporozumień będę korzystał ze znaczku (TM). Fandom (TM) długo wędrował: zaczynał od strony Cin 25, która (na owe czasy) była rozległą downloadownią z romami gier na snesa, następnie po jej upadku migrowała na forum Kawaii, potem Mangazynu, a gdy te upadły na Anime.com.pl. Obecnie rozproszony jest w różnych zakątkach Facebooka.

Grupa ta zainteresowana była głównie „życiem fandomu”, czyli głównie plotkami o tym, co się dzieje w polskim światku mangi i anime oraz kto komu zrobił na konwencie dziecko. Z czasem popadła w coraz większy hermetyzm.

Obecnie Anime.com.pl nadal istnieje, jednak serwis wyraźnie ma swoje lata za sobą. Odnoszę wrażenie, że poważnie ucierpiał na skutek ekspansji serwisów społecznościowych, gdzie przeniosła się znaczna część potencjalnych dyskutantów.

Koalicja Plemienna AzuTanuków: z mojego punktu widzenia najważniejszą grupą była luźna gromada graczy komputerowych, studentów informatyki, czytaczy i RPG-owców, którą nazwę AzuTanuki. Odpowiadała ona za powstanie dwóch, bardzo ważnych serwisów tego okresu: Tanuki, czyli podówczas największej strony o anime oraz jego mniejszego brata Azunime.

Obydwa serwisy powstały niemal jednocześnie, a ich załogi były mocno ze sobą powiązane. Mimo licznych plotek o tym, jakoby Tanuki toczyło wojnę z Azunime (rozpowszechnianych głównie przez niejakiego Górala, człowieka który na Azunime był, o ile wiem: nikim) oraz opowieści jakoby Tanuki.pl zjadło ten serwis sytuacja była inna. Około 30% ruchu Azunime pochodziło z Tanuki (i 15% ruchu Tanuki z Azunime; obydwa serwisy były bowiem dla siebie farmami linków), naczelna Tanuki.pl prowadziła korektę tekstów, a jeden z jego informatyków łatał dziury w kodzie na Azunime, Darkrael, naczelny i założyciel Azunime stworzył też layout Tanuki, a wielu redaktorów pisało na oba serwisy jednoczęśnie.

Sukces obydwu serwisów możliwy był dzięki wysokiemu etosowi pracy ich twórców opartemu na geekowsko-naukowej kulturze darów. Niestety po śmierci samotnego geniusza, jakim niewątplie był Darkrael (plotka głosi, że cierpiał na białaczkę) jego następcy nie potrafili utrzymać jego poziomu. Przeciwnie, na serwisie zaczęło szerzyć się awanturnictwo i naganne zwyczaje, w efekcie czego jego jakość zaczęła spadać, część redaktorów przeszła na Tanuki.pl, gdzie traktowano ich lepiej, część przestała pisać, a reszta olewała sprawę…

Koniec końców, gdy rozeszła się plotka, że Azunime ma problemy z opłaceniem konta na serwerze redakcja Tanuki.pl zaproponowała załodze migracje na własne serwery. Do tego jednak nie doszło: mimo wielokrotnego ponawiania oferty nikt nie odpowiedzieć na maila.

Jeśli chodzi o Tanuki.pl to istnieje po dziś dzień, jednak serwis dni swietności ma za sobą. Powodem jest ekspansja pirackich stron VoD, których zawartość zepchnęła serwis daleko w dół wyników wyszukiwania Google. W efekcie wyświetlalność Tanuki.pl do dziś spadła o blisko 80 procent.

Plemię Nowej Gildii trzecim, ważnym ośrodkiem ruchu sieciowego była Nowa Gildia Mangi i Anime. Serwis prowadzony był przez koalicję fantastów, graczy komputerowych i niekomputerowych, czytaczy oraz komiksiarzy. Opierał się na sprawdzonej etyce pracy fandomu fantastyki, która w prawdzie zakładała, że w jej trakcie można pić jednak działała. W efekcie serwis na początku dziesięciolecia był chyba najbardziej kompetentnie prowadzoną stroną o anime.

Niestety bardzo szybko coś zaczęło się w niej psuć. W efekcie już w okolicy 2005 roku znaczenie Nowej Gildii w światku mangi i anime było marginale.

Szczepy Z Pirackich Wysp: obecnie dominujące nad polskim internetem mangowym grupy translatorskie, serwisy streamingowe i pirackie podówczas jeszcze się nie rozwinęły, a poziom i efekty ich pracy w owej epoce były tak żenujące, że nie warto o nich nawet mówić. Ich marsz ku potędze rozpoczął się w okolicach roku 2007, a przejawy tejże zdradzać zaczęły w okolicach roku 2010.

Śmierć monogustów:

W latach 90-tych repertuar wiedzowy, gust oraz doświadczenie większości miłośników japońskiej animacji były zbieżne. Każdy widział zaledwie kilka tytułów. Każdy słyszał o Ghost in the Shell, Akira i Evangelionie oraz wiedział, że należy je wielbić (mimo, że oglądało je zaledwie kilka osób).

Wraz z dostępem do Internetu wzrosła też jednak dostępność do anime, w efekcie czego ludzie zaczęli oglądać tysiące japońskich kreskówek, a mało kto widział podobne serie. Jako, że rozproszeni byli po tysiący stron internetowych i forów oraz milionie nieformalnych grupek w realu faktyczna zbieżność gustów zanikła.

Aby było śmieszniej dziś, dzięki serwisom społecznościowym w rodzaju Youtube i Facebooka istnieje większa spoistość fandomu, niż w tamtych czasach.

Otaku Mozaicystyczni vs. Otaku Świecko-Ortodoksyjni:

Po latach 90-tych i długim czytaniu hurraoptymistycznych recenzji w Kawaii część fanów anime była przekonana, 1) że wszystko, co japońskie jest dużo lepsze od wszystkiego, co zachodnie, 2) że w związku z tym Otaku doznali oświecenia i są narodem wybranym i 3) reszta świat chce ich prześladować, bo jest głupia. Należy ją więc uświadomić.

Pogarda, z jaką mangowcy często spotykają się wśród innych fandomów jest owocem właśnie tego okresu.

Spowodowana jest tym, że rąbnięci fani anime włóczyli się jak internet długi i szeroki nadając o swoim hobby, częstokroć zupełnie bez sensu. Szczególnie chętnie aktywizowali się w tematach o zachodnich komiksach oraz kreskówkach. Bo po co one komu potrzebne, skoro manga i anime są tak wspaniałe?

W fandomie anime też nie było lepiej.

Sam pamiętam chryję, która wybuchła gdy jeden z redaktorów Tanuki.pl ośmielił się postawić Ghost in the Shell ocenę 9/10. Fakt, że nie dopatrzył się w tym filmie objawienia potraktowany został jako totalna herezja.

Otaku Świecko-Ortodoksyjni vs. Otaku Rabiniczni:

Około roku 2005, wraz z kończeniem się mody na millenaryzm, która pojawiła się pod koniec lat 90-tych i wzbierającą falą moe wiatr się odwrócił. Ludzi, którym „Evangelion pokazał o co chodzi w życiu” zastąpili tacy, dla których „Pansu no Pansu najlepsza bajka” oraz kłótnie o to, że ktoś nie docenił jakiejś rakotwórczej komedyjki erotycznej.

Muszę powiedzieć, że zaskoczyło to mnie. Pewnego dnia bowiem, jak ręką odjął skończyły się flejmy o te porządne warsztatowo filmy, a zaczęły o zupełny syf, którego nawet nie było jak bronić.

Piractwo płytowe:

Ważnym aspektem tego okresu był wysoki poziom piractwa.

Poziom piractwa był monstrualny. Przykładowo dość normalne było to, że dostawca osiedlowej sieci internetowej dostarczał też serwera FTTP, na którym zrzucone były nielegalne kopie gier, filmów i programów do użytku jego klientów. Dziś nikt by się na to nie odważył.

O ile we wcześniejszej epoce piratami byli głównie specjaliści, którzy wprowadzali do obiegu kasety i płyty z nielegalnymi filmami, tak w tych czasach piracili wszyscy. Filmy pobierano z internetu, nagrywano na płyty i kolekcjonowano. Częste były też sieci amatorskiej wymiany płyt, niekiedy obejmujące kilka miast, a w necie istniały strony domowe (praprzodek bloga), które gromadziły listy filmów, jakie ich osobnik miał i na jakie chciał się zamienić. W ten sposób zdobywano dobre 80% kopii.

Oczywiście głównym ich źródłem był Internet, jednak było to tylko źródło. Większość wody pochodziła z kopiowanych nośników. Powód był prosty: mała przepustowość łączy. By pobrać większy film, przy czym „większy” jest tu dyskusyjnym słowem, mało który bowiem przekraczał 200 MB trzeba było czekać nawet kilka dni.

To oraz fakt, że ludzie ciągle pamiętali jeszcze dawne czasy, gdy za oglądanie filmów płaciło się w wypożyczalniach sprawiało, że kopie te dość mocno ceniono. Były osoby, które miały całe szafy płyt, na których zarchiwizowano tysiące filmów. Dziś nikt tego już nie robi. Piraci pobierają filmy po to tylko, by je skasować lub oglądają je w streamingu na CDA.

Tak duże zasoby sprawiały, że krążyły pogłoski o nalotach policji na domy piratów i akademiki. Jeśli miały one miejsce, to były to przypadki jednostkowe.

Nie zmienia to faktu, że zdarzało się, że ludzie, pod wpływem plotki wyrzucali oknem płyty, by potem zbierać je z mozołem.

 

Właściwe Top 10 na zewnątrz.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...