Skocz do zawartości

Mała książniczka

  • wpisy
    38
  • komentarzy
    74
  • wyświetleń
    34019

Maja Lunde, Historia pszczół


9kier

842 wyświetleń

Lunde_Historia%20pszczol_m.jpg

 

Lunde obłożona kserokopiami artykułów w lokalnej bibliotece. Lunde odwiedzająca starsze małżeństwa dbające o swoje pasieki. Lunde pochłaniająca książki o CCD w ulubionym miękkim fotelu, pijąca herbatę i głaszcząca kota. Tak wyobrażam sobie norweską autorkę w tygodniach poprzedzających napisanie pierwszego rozdziału Historii pszczół. Doświadczenie w pisaniu książek dla dzieci – bo tym zajmowała się wcześniej – sprawiło, że potrafiła następnie przekazać prostym językiem coraz bardziej rzucającą się w oczy prawdę: pszczoły wymierają.

Tak jest. Stąd ule na dachach budynków. Stąd akcje w rodzaju „Adoptuj pszczołę”. Stąd konieczność ręcznego zapylania kwiatów w niektórych miejscach na świecie, np. w chińskim Hanyuanie, gdzie pszczół nie ma już od ponad trzech dekad. Stąd szukanie substytutów i, między innymi w Polsce, projektowanie mechanicznych owadów. Pszczoły miodne odpowiadają za zapylanie 70-80% roślin owadopylnych, więc w przypadku katastrofy naturalnej, jaką byłoby ich całkowite wyginięcie, horrendalnie wzrosłyby ceny żywności, bo kwiaty warzyw i owoców należałoby zapylać ręcznie za pomocą cieniutkich pędzelków. Ta czarna wizja wcale nie jest nierealna – kilka tygodni temu na listę zagrożonych wpisano siedem gatunków pszczół występujących na Hawajach, ale i europejskie nie mają się najlepiej. Wśród „ludzkich” przyczyn CCD (colony collapse disorder, czyli zespół masowego ginięcia pszczół) wymienia się stosowanie środków chemicznych w rolnictwie, zanieczyszczenie powietrza i zbytnie eksploatowanie owadów. To jeden z wątków, które Lunde umieściła w swojej powieści – osadziła CCD (zaobserwowane już w 1918-1919) w historii rozgrywającej się w 2007 roku, w momencie kulminacji syndromu prowadzącej do ogromnych strat pszczelarzy.

Widmo katastrofy naturalnej autorka umieściła jednak w tle, bo też właściwa fabuła śledzi losy trzech rodzin, których życie w jakiś sposób jest ze pszczołami związane. Powieść Lunde – nagrodzonej zresztą Norweską Nagrodą Księgarzy – konstrukcyjnie przypomina nieco Atlas chmur, jednak przeskakuje między zaledwie trzema wątkami. W 1852 przyrodnik William opracowuje projekt nowego ula mogącego zrewolucjonizować branżę, ale nie jest jedynym, który próbuje tego dokonać. W 2007 George próbuje namówić syna, by przejął po nim interes, podczas gdy na terenie Stanów Zjednoczonych zaczynają wymierać pszczoły. W 2098 Tao, będąca trybikiem w państwowej maszynie zaprzęgającej obywateli do pracy przy ręcznym zapylaniu, traci dziecko w niewyjaśnionych okolicznościach i próbuje je odnaleźć. Atmosferze nie brakuje różnych odcieni – motywu depresji, przedkładania społecznego zadowolenia nad szczęście jednostki w kraju totalitarnym, uderzających zmian pokoleniowych czy wreszcie nieuchronnej, nadciągającej powoli katastrofy naturalnej. Jednak każda z tych historii sprowadza się ostatecznie do relacji między bohaterami i ich dziećmi. W każdej z nich przewija się też pogoń za marzeniami, która ostatecznie zostaje z różnych powodów przerwana lub musi obrać inny tor. I tak William, wspierany przez córkę, musi zmierzyć się nie tylko z konkurentem, który przed nim stworzył i opatentował podobny projekt ula, ale także z rozczarowaniem własnym synem. George chciałby, by Tom kontynuował jego dzieło, ale ten początkowo wcale nie ma na to ochoty. Kiedy opuszczają go pszczoły – dzieci, które były posłuszne i kierowały się „wolą” roju, a nie, jak Tom, egoistycznym pragnieniem zostania pisarzem – przeżywa załamanie, co ostatecznie prowadzi do ponownego zdefiniowania relacji z synem. Również Tao nie czeka szczęśliwe zakończenie, przynajmniej nie z perspektywy jednostki. Mimo szaleńczej wyprawy do zrujnowanego Pekinu traci synka, stając się jednak nie tyle narodowym symbolem, ile nadzieją dla ludzkości.

Fabuła wciąga, ale nieprzesadnie – mimo prostego, dopracowanego języka nie jest to powieść, od której nie można się oderwać. To jednak bardzo wartościowa literatura, która w dojrzały, nienachalny i pozbawiony moralizatorskiego tonu sposób przypomina, że ludzkość jest być może najbardziej dominującym i inteligentnym gatunkiem na Ziemi, ale nie jest gatunkiem samowystarczalnym. 


18 listopada 2016

Recenzja w Portalu Księgarskim

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...