Skocz do zawartości

Wiatry w polu

  • wpisy
    23
  • komentarzy
    26
  • wyświetleń
    11858

Doktor Dziwago vel Strange - recenzja filmu


Bregowicz

1442 wyświetleń

Dostaje na seansie oczopląsu: Bregowicz

Kolejny rok, kolejna porcja filmów dostarczana przez widowiskowy, mainstremowy ekspres studia Marvel.  Po silnie wpasowanej w uniwersum „Wojnie Domowej Kapitana Ameryki” (zignorujmy oficjalnie tłumaczenie) na pożegnanie roku 2016 do kin trafił świeżutki, dziewiczy Doktor Cumberbatch ze swoim „origin story”. Poselstwo te wspaniale efektowne, ale czy warto się nim przejąć?

Każdy film wprowadzający ma zawsze niewdzięczną rolę, uwaga-uwaga, wprowadzić bohatera do świadomości widzów. Od jakości sukcesu zależy przecież nie tylko przykrycie kosztów zatrudnienia i włożenia funduszy w nowe rejony, ale także możliwe uzyskanie kolejnej kury znoszącej złote jaja, czyli kontynuacji dających względnie łatwą drogę do odkręconego kranu dolarów. Można by rzec - #bezpresji.

W przypadku „Strażników Galaktyki” bądź innego „Ant-Mana” sprawa była o tyle prosta, że wystarczyło pokazać bohatera (lub ich grupkę), udowodnić istnienie jakiegokolwiek charakteru niebędącego wyłącznie tekturką z narysowanym pośpiesznie jednym pomysłem, a na koniec dorzucić powód do sklepania paru gości. Ot, standard, który jako fan chłonąłem za każdym razem, ponieważ był zrobiony bardzo dobrze. Trafiał bowiem do ludzi, którzy mieli pomysł na materiał źródłowy.

Doktor Dziwago ma, oprócz powyższych wytycznych, wprowadzić do całego filmowego świata aspekt magiczny, który do tej pory tłumaczony był zaawansowaniem technologicznym kosmitów (np. w „Thorze”).  Jak można się domyśleć, wytłumaczenie magii to nie w kij dmuchał, ale od początku.

Fabuła jest dość prostą kolką znaną choćby z „Iron Mana” – chamski [beeep] (ch.d.) dostał bubu, przez co otworzyły mu się oczy na to jak bardzo był osobowościowo nędzny i staje się wielkim bohaterem*.  W roli ch.d. dostajemy Stevena Strange’a, neurochirurga, a zaszczytną rolę buby objęło tragiczne zniszczenie nerwów w dłoniach. Stefan traci ostatni grosz szukając ratunku i w efekcie trafia do świątyni, gdzie, naturalnie, odkrywa, że ma wielką moc i jako jedyny może uwolnić świat od zniszczenia.

Całość jest przewidywalna do bólu zębów okaleczonych silną próchnicą i zaskakuje absolutnie niczym. Nikt nie stara się opowiedzieć czegoś co zapadnie w pamięć, gdyż schemat działania wymaga wyeksponowania bohatera. Na szczęście ten aspekt błyszczy. Benedict jest kolejnym, świetnym wyborem castingowym i zwyczajnie czuć, że z ekranu spogląda postać z komiksów, a nie sławny aktorzyna koszący duży pieniądz z kontraktów. Zdecydowanie wybija się w każdej scenie na centralną postać.

Błyszczy jednak tak bardzo, że wszystkie pozostałe postaci używane są jedynie jako interaktywne tło, gdzie silnym przykładem jest choćby postać grana przez Rachel McAdams. Jeśli widz chciałby się dowiedzieć o niej czegoś więcej… to ma problem, jej głównym zadaniem jest wykrystalizowanie reakcji jaką miałby świat na poczynanie doktora. Czy to jest wielki problem? W porównaniu do poprzednich filmów Marvela jest to standard, więc zależy czy idąc masz doświadczenie, czy idziesz jak niewinna owieczka na swój pierwszy seans z całej serii.

Na razie nie wygląda to dobrze, prawda? Zanim jednak całkowicie skreśli się ten film warto wspomnieć o dość istotnych elementach– obrazie i efektach specjalnych. Pierwszy nie powala prezentując ładne, ale dość zwyczajne widoczki. Drugi za to nadrabia wręcz kosmicznie. I tu na scenę powraca wcześniej wspomniana magia. W każdym momencie, w którym poruszana jest ta dziedzina ekran rozbłyska efekciarskimi sztuczkami, zakrzywianiem rzeczywistości i szalonym tripem po halucynkach, w tym naprawdę dziwnymi, jak na poziom 13+, zdarzeniami**. Jest to zdecydowanie produkcja do oglądania w trójwymiarze, na dużym ekranie. Im większy, tym lepiej.

Tylko mam duże obawy, że przy kolejnym obejrzeniu, drugim, trzecim, już w domowych warunkach ta największa zaleta, czyli efekty komputerowe, oklapną, oglądający się z nimi oswoi, a film w wyniku tego nie będzie robił większego wrażenia. Wycinając efekciarstwo  dostajemy zwykły, średni film o błahej fabule i płytkim jak kałuża w słońcu przeciwniku, robiony przez rzemieślników, a nie fanów materiału źródłowego.

Jak więc wygląda ocena? Jako fan MCU stawiam go na równi z pierwszym Kapitanem Ameryką z odrobiną przechylenia w kierunku tych lepszych filmów, wdzięcznie zostawiając Iron Mana 2 z tyłu. Oceniając film jako oddzielną produkcję traktowaną jako akcyjny popkorniak wystawię za to 5 z lekkim plusem wywołanym przez pierwsze wrażenie stroną wizualną na 10. Ot, średni film bez większego szału.

Ps. Jak każda produkcja z MCU i tu trafimy na humor. Jeśli zazwyczaj działa i jest trafiony, tak tu wygląda na lekko wymuszony, niezbyt wysokich lotów, a czasem wręcz przeciągnięty. Podczas oglądania można się uśmiechnąć, ale wesołego dźwięku zwanego śmiechem raczej nie wywoła, jak to ma miejsce w przypadku pozostałych filmów.

* Cztery osoby pisały ten scenariusz.

** Króluje tu zdecydowanie pierwszy moment „otwarcia wewnętrznego oka” i jego względnie długa sekwencja.

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Osobiście Doctor Starnge podobał mi się bardziej niż strażniczy galaktyki o Iron menach nie wspominając. Dziwi mnie, że czepiasz się fabularnej kalki, skoro jest ona zgodna z komiksem,oczekiwałeś że napiszą mu nową historie sprzeczną z komiksami?

  • Upvote 1
Link do komentarza

"Strażnicy..." to kwestia gustu, niektórym się podobają, niektórym nie. Iron Man z kolei to biedna ofiara okresu w którym wychodził, więc nawet nie ma co o nim mówić. A co do kalki - to ogólnie kwestia do poruszenia na długiej komiksowej prelekcji jak daleko mają się upodobnić ekranizacje filmów do komiksów z których pochodzą, można się rozpisać podając równie mocne argumenty za, jak i przeciw.

Prawdopodobnie 80% widzów idących na ten film komiksów nie miała w ogóle w ręce, więc dla nich nie będzie to problem, gdy się od tego źródła w jakiś sposób odejdzie. Zwłaszcza, gdy odejście jest środkiem na większe zainteresowanie widza tym co się dzieje na ekranie.

A samo to, że "origin" jest klasyczną kalką to nie jest wielki problem, przecież od czegoś trzeba zacząć. Tylko to, że scenariusz sam w sobie, jako fabularna całość, jest okropnie przewidywalny - to mój zarzut. Siedząc na sali zgadujesz co się stanie w danej scenie i okazuje się, że praktycznie za każdym razem masz racje. Gdzie tu "fun"? Nie ma jakiegoś niespodziewanego zwrotu akcji, wszystko jest ładnie wyłożone. W cztery osoby można byłoby chyba wpaść na coś ambitniejszego, prawda? : ) Inne filmy nie były jakimiś orłami scenariopisarstwa, ale mam wrażenie, że ukrywały to umiejętniej. A z każdym kolejnym tytułem z uniwersum apetyt rośnie. 

I nie, że jadę tylko po Strange'u, bo jestem małym (w)ujkiem, który siedzi i z nudów hejci wystawiając 5. Pech chciał, że trafił się jako pierwszy do recenzji filmu, a ja mam zwyczajnie swoją skalę ocen.

Dzięki za komentarz i zapraszam do kolejnych reakcji!
 

Link do komentarza

DJUDEK, oj coś czuję, że będziesz miał te określenie pod jakimś specjalnym skrótem klawiszowym na tym moim biednym blogu ;]

Ps. Delikatny sneak peak, w kolejce czeka nowy Deus Ex (z tego co wróbelki ćwierkają zostały mi ostatnie chwile przemykania od osłony do osłony z okazjonalnym strzeleniem prądem w twarz [" W TWARZ?"], no góra 10 godzin), a już czekam na kuriera z Dwoma Patrzącymi Psami, więc prawdopodobnie w odmęty internetu trafią aż dwie(!) ciepłe recenzje z pozytywniejszym wydźwiękiem pod rząd. Czy to magia?

Edytowano przez Bregowicz
Link do komentarza
Dnia 21.11.2016 o 18:06, Bregowicz napisał:

DJUDEK, oj coś czuję, że będziesz miał te określenie pod jakimś specjalnym skrótem klawiszowym na tym moim biednym blogu ;]

Że co proszę? :D

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...