Skocz do zawartości

Wiatry w polu

  • wpisy
    23
  • komentarzy
    26
  • wyświetleń
    11858

Forza Horizon 3 - opinia


Bregowicz

818 wyświetleń

Nie akceptuje hamulca: Bregowicz

Jadąc ponad 150 km/h po wertepach trafiam na dziurę, która wyrzuca mnie w górę. Tracę panowanie nad pojazdem, cudem jednak omijam najbliższe drzewo i niszcząc bokiem drewniany płotek trafiam na gładką jak lustro jezdnie. W Australii dzień jak co dzień.

Gra jest dostępna na Iks-pudle Jeden oraz komputerach z systemem Okienek Jeden Zero. Rzuć pieniędzmi w cyfrową wersję na jednym, zagraj na obydwu w ramach usługi Xbox Anywhere. Wersję recenzencką kupiłem sobie sam.

Forza Horizon 3 to, a to niesłychane!, dziewiąta produkcja z serii Forza, tyle że jest trzecią marnującą ogumienie swoich opon w otoczce rozrywkowej, gdzie największym zmartwieniem jest problem ulatniającego się świeżego zapachu benzyny, a nie perfekcyjne przejechanie ostrego zakrętu z jednoczesnym ominięciu barierki o milimetry.

Fabuła jest klasykiem gatunku – Festiwal Horizon, tym razem zagarniając bez pytania kogokolwiek tereny australijskie, zaprasza do siebie kierowców z całego świata, by uczcić potęgę wyjących silników poprzez wyścigi samochodów od otoczonego blachą taboretu wykorzystującego 50 koni mechanicznych, po najnowsze cuda motoryzacji kosztujące tyle co dwa małe kraje z Ameryki Południowej. Przepaść jakościową na skali zapchamy 350 pojazdami różnych marek. Luzacki klimat zmienia się jednak diametralnie, gdy po pierwszych godzinach gry okolica zostaje zaatakowana przez obcą cywilizację i nasza wirtualna wersja, ostatnia nadzieja ludzkości, musi uratować świat wykręcając najobłędniejszy pokaz driftu jakiego nikt w życiu nie widział*.

Po odbębnieniu kilku pierwszych oskryptowanych wyścigów i powitaniu z trzema głosami (ich ciała pałętające się po okolicy migną nam tylko w bardzo krótkich, powtarzalnych scenkach) wybierzemy swoją postać, obdarzymy imieniem i… nadchodzi prawdziwe mięsko – wybór naszego auta. Naturalnie jego osiągi nie wprowadzą popłochu wśród maniaków prędkości, ale od czegoś trzeba zacząć. A potem? Rób co chcesz, cała mapa otwiera się bowiem przez kołami pojazdu bez sztucznych ograniczeń. Maraton wzdłuż granicy? Proszę bardzo. A może chcesz rozbić wszystkie tablice dające dodatkowe punkty doświadczenia zanim zaczniesz jeździć w kolejnych mistrzostwach? Jak masz taką fantazję – działaj! Jeśli jednak tak ja nie lubisz być przytłaczany chwilę po odebraniu pełnej władzy nad kierowaniem ogromem terenów do odkrycia – nie martw się. Bez pośpiechu, zgodnie z prędkością zdobywania fanów, odkrywamy kolejne rejony i konkurencje w tychże.

Wspomniałem o fanach, bo podobnie jak w błękitnej krainie wielkiego F-acka są traktowani jak masa, jak zwykła liczba (żadna fanka w szale uniesienia nie rzuci się niestety na maskę z prośbą o autograf). Pełni jednak najważniejszą rolę, gdyż tylko od odpowiedniej rzeszy wielbicieli będziemy mogli rozwinąć dany punkt imprezowy lub zbudować kolejny, odbywający się w innym rewirze, różniący się w głównej mierze graficznymi widokami i większym nastawieniem na off-road lub na trasy miejskie. Oprócz niej zgarniamy grube sumy kredytów będących walutą w grze oraz punkty rozwoju, które… jesteś gotowy? Ale na pewno? Ale siedzisz spokojnie? To uważaj – służą do rozwoju**. Umiejętności. Te z kolei dzielą się na 3 gałęzie. Jedne dadzą natychmiastową nagrodę, inne przyczynią się do zwiększenia zdobywania punktów za wszelkie ślizgi, jazdy w cieniu pojazdu przeciwnika, szerzenie pożogi na drogach i inne nierozsądne zachowania przyczyniające się do zabrania prawa jazdy w ciągu 3 sekund. Wszystkie punkty mają sens i są rozsądnie wprowadzone. Wygrywając wszystko w cuglach szybciej odblokujesz kolejne okazje do wygrywania, a rozbijając się w czasie wolnym po polach uprawnych jakichś przypadkowych rolników rozwiniesz całkowicie opcjonalne umiejętności niewymagane do samego zwycięstwa, ale przynoszące dodatkową radochę z przyszłych zabaw.

A pieniądze? Są trzecią główną liczbą gry. Zdobywasz je zgodnie z filozofią Forzy. Ustawienie wszystkich dostępnych wspomagaczy i najprostszego poziomu trudności sprawi, że zmasakrujesz drobnicę, która przypałętała się bezmyślnie pod koła, ale zdobędziesz kwotę godną wacików, a gdy wyłączy się wszystko i dodatkowo dla utrudnienia będzie się żuło gruz, cały sklep z brykami stanie otworem. Innym źródłem mogą być losowania nagród za zdobywane poziomy gracza, ale te odbywają się całkowicie bez ingerencji gracza i co najgorsze, mogą być upierdliwie niesprawiedliwe. Mamią zdobyciem drogiego jak nowy Macbook Pro pięknego Ferrari, a wypada 10 000 Cr. A potem wypada jeszcze raz. I jeszcze raz. Albo pięć razy.

Trzecim wyjściem byłaby sprzedaż nieużywanych pojazdów, ale takiej opcji niestety nie ma. Gracze ograniczeni są jedynie do internetowych domów aukcyjnych, które cierpią na kilka drobnych, acz irytujących problemów. Po pierwsze, jak to w życiu, nikt nie da gwarancji, że wystawione przez nas auto znajdzie wielbicieli, a tracimy je z garażu na minimum godzinę czasu rzeczywistego. Przy premierze były jeszcze problemy z samym utworzeniem oferty. Innym problemem jest sam przebieg aukcji, uciążliwy dla kupujących. Nie możemy podbijać ceny jadąc – taką opcję dostaniemy jedynie w punkcie imprezowym.  Nie możemy też ustalić jednej określonej sumy, tylko ręcznie przebijać każdą kontrofertę. Nie dostajemy informacji, że ktoś nas przebił – musimy ręcznie sprawdzać w menu czy nie dostaliśmy powiadomienia o przegranej. W momencie wyłożenia sporej ilości kredytów, które zarazem wynosi nasz cały budżet, tracimy je, aż do wygrania bądź przegrania aukcji. Nie możemy ich wcześniej wybrać mimo tego, że nie ma żadnej możliwości, by wygrana stała się realną opcją – nie trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy próbujemy zdobyć bardzo drogie auto, wykładamy wszystkie pieniądze, a na 10 minut przed końcem przychodzi xxBolo69xx i machnięciem ręki, rzutem groszem dla biedaków, podbija cenę o kolejne 200 000 Cr.  A nawet jeśli spędzimy bite 2 godziny w miejscu starając się o auto, nie mamy pewności, że wygramy, gdyż zawsze istnieje opcja wykupienia bez licytacji za większą cenę przed zakończeniem aukcji.

Wróćmy jednak do jazdy. Ta jest świetna. Nie jest uproszczona do mydelniczek na kółkach, skupia się raczej na zręcznościowej przyjemności z rozgrywki, którą naturalnie można utrudnić, wyłączając choćby bardzo przydatne cofanie czasu o kilka sekund. Prowadzenie zostało zrealizowane tak dobrze, że instynktownie da się wyczuć, w którym momencie można zbliżyć się do ostatecznej granicy zniszczenia, czyli… zwykłego zakrętu przy wysokiej prędkości. A jeśli dodać do tego zmienne warunki pogodowe w postaci deszczu (śniegu nie ma, ciekawe czemu?) wpływające odczuwalnie na sterowność, szalone Lambo po opadzie deszczu staje się równie nieprzewidywalne jak odurzony alkoholem gimnazjalista, nudzić się nie można. Jakościowe fundamenty serii Forza są w tej produkcji silne. Warto też wspomnieć, że znów dumnie się prezentuje system Drive Avatarów – ponownie konkurencja nie jeździ jedyną słuszną trasą z precyzją robotów, ale próbują szaleć, wpychają się w zakręty, wyprzedzają na 3-ego i w ogólnym kształcie mają Cię w dupie. Zupełnie jak żywi ludzie w godzinach szczytu, więc duży plus.

Poszczególne modele samochodów wyraźnie różnią się między sobą, zachęcając do eksperymentowania i odkrywania czym się różnią suche liczby podane w ramce od rzeczywistości. Jak wspomniałem wyżej, możemy uzbierać aż 350 pojazdów i wszystkie są wspaniale odwzorowane, włącznie z dbałością o fakturę obicia drzwi w widoku z kokpitu. Marzy Ci się zasiąść za kierownicą Ferrari Enzo? Wejdź do salonu. Wstydzisz się wchodzić w butach na salony i pogardliwe spojrzenia snobów wokół? Wejdź do salonu. Tyle, że w Forzie Horizon 3.

Niestety sama podmianka kluczyków od stacyjki na nowsze sprawia niepotrzebne problemy. W każdej chwili możemy bezboleśnie przesiąść się (oczywiście tylko w przenośni, nasz awatar nigdy nie opuści swojej metalowej klatki podczas właściwej rozgrywki) do wybranej bestii dróg wszelakich, ale w trasie? Ooo panie. Wybieraj – albo rzucasz ciężko uciułanymi kredytami, albo jedziesz kilka kilometrów do bazy. Dopiero w dalszej części rozgrywki, po spędzeniu co najmniej kilku godzinach w Australii zdobędziemy coś na kształt teleportu. Czemu tak późno? Wygląda to na zwykłe rozciągniecie rozgrywki poprzez wymuszanie jazdy danym pojazdem przez dłuższy czas, co jest dość zastanawiające, gdyż i bez tego gra potrafi wyssać okrutne ilości minut, godzin, dni. Takie podejście staje się nieznośne zwłaszcza w momencie, gdy jednocześnie spełnią się trzy warunki – zaplanowaliśmy pobicie np. rekordu na długiej trasie gdzie wymagany jest ekstremalny jak-lata-90-w-kinie-akcji samochód, wypadło nam to z głowy i zachciało nam się wygrać wyścig terenowy. Gra ze swojej dobrej płytki (serduszka jeszcze nie znaleziono) podsunie nam odpowiedni pojazd, który mamy w garażu, a jakże! Ale po wspaniałym zwycięstwie tego, którym śmigaliśmy po świecie już nam nie zwróci. Zasuwaj powolną krową na czterech kółkach, mój przyjacielu. Czemu nie ma więc opcji wypożyczenia pojazdu tylko na dany wyścig? Wróżbita Maciej może zgadnie. Nawet klasyczna podmiana w punkcie imprezowym cierpi na problemy – brakuje tak istotnej funkcji jak porównywarka dwóch i więcej pojazdów. Wyjściem jest dobra pamięć, ewentualnie kartka i długopis – tylko po co zbierać tyle niepotrzebnych informacji?

Jak już wspominamy śmiganie po świecie – ten nie dość, że jest ogromny*** to do tego wypełniony pięknymi widokami. Gęsta, bogata w zieleń dżungla, miasto oblane szkłem i asfaltem, pustynia parząca pomarańczowym piaskiem – chce się zwiedzać. (I jest po co! Do dyspozycji są wyścigi, mistrzostwa, a także działania pr-owe – niszczenie tablic, pobijanie rekordów prędkości bądź lotu swobodnego. Jest co robić.)  Sam nie obraziłbym się o dodatkowe szaleństwa w wykorzystaniu barw, ale i bez tego gra utrzymuje się w czołówce produkcji, którą dumnie można obdarować orderem Fundacji „Wiemy, że jest więcej kolorów niż szary”. Z chęcią też przywitałbym zamiast drugiej lokacji zielonej czegoś z choćby górskimi widokami, ale jest to jedynie czepialstwo marudera. Muzyka za to jest kwestią gustu. W radiach pobrzękują, prawdopodobnie, największe gwiazdy będące na topie, ale mam wrażenie, że 5 z 8 dostępnych stacji gra piosenki całkowicie bezbarwne i niewpadające w ucho. Twórcy tak bardzo chcieli zachęcić do wsłuchiwania się w pomruki silników?

Całość  wygląda jednak fantastycznie. Mało minusów, ogrom plusów, plus nawet przy ocenie końcowej. Czego chcieć więcej? Kupując nową Forzę spodziewałem się porządnej produkcji, ale nieoczekiwanie zapadłem się w zaprezentowany świat i nie chciałem podczas premierowego włożenia płytki do napędu wyjść z niego przez bite kilka godzin, a zazwyczaj mi się to nie zdarza. Jego otwartość, całkowicie opcjonalne znajdźki i przyjemność z jazdy wymarzonym autem**** sprawiły, że mimo innych produkcji czekających na kupce wstydu chcę wracać i jeździć. Horizon 3 stawiam ponad jej starszą, poważniejszą siostrę Motorsport 6. Bez łez. Jeżdżę w kabrio, więc wiatr smagający mnie po twarzy skutecznie osusza wszelkie łzy.

 

*Prawdopodobnie to zdanie może się okazać fałszywe, ale kogo obchodzi fabuła w samochodówkach.

** Interstellar to może w tym momencie płakać rzewnie w kącie. Ja wiem, ja rozumiem.

*** W granicach rozsądku. Nie sztuka rozepchnąć granice świata na tysiące kilometrów i uważać to za zaletę, nie martwiąc się jednocześnie o takie pierdoły jak… no nie wiem… coś do wypełnienia tego światka?

**** #teammazdamx-5

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...