Przeczytane w marcu 2016: J. Grzędowicz, A. Lingren i inni
Miniony miesiąc udało mi się spożytkować dość efektywnie, aczkolwiek niestety nie aż tak, jak planowałem, bowiem dwie książki, które miałem zamiar przeczytać ledwie zdołałem napocząć („Edda starsza i edda młodsza” oraz „Krwawy baron”). Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prosta: Krwawy baron jest napisany dość ciężkim stylem (ponadto mam wrażenie, że wydawca oszczędzał na papierze, a nie jak dzisiaj: dmuchał książkę, przez co na stronie jest bardzo dużo tekstu), natomiast Eddy po prostu są diabelnie nudne.
Niemniej jednak wynik siedmiu książek jest i tak bardzo dobry.
Spis lektury prezentował się następująco:
Armia Hitlera:
Ocena: 9/10
Myślę, że potrzebuje więcej takich książek.
Armia Hitlera jest kompendium wiedzy o Wehrmachcie: jego strukturze organizacyjnej, wyposażeniu, umundurowaniu, szkoleniu oraz taktykach i metodach walki, w którym omówiono chyba każdy szczegół związany z tą formacją: od wzorów uzbrojenia, przez sposoby walki zarówno drużyn, jak i poddziałów, sposoby wykonywania okopów, po szczegóły umundurowania oraz zmiany, jakim ulegały one na przestrzeni wojny.
W prawdzie nie cała treść książki sprawiła mi równą przyjemność (np. rozdziały o kroju mundurów mnie usypiały) zauważyć należy, że napisana jest (zwłaszcza jak na książkę historyczną) dość prostym, przystępnym językiem, a autor wykłada kawę na ławę zamiast bawić się w spekulacje i teoretyzowanie.
Jej kolejną zaletą jest duża ilość ilustracji, wykresów, zdjęć z epoki jak i grafik stworzonych przez współczesnych artystów. Dzięki nim można bardzo łatwo zwizualizować sobie poszczególne tematy i wyobrazić o czym mowa.
Ogólnie rzecz biorąc: bardzo polecałbym tą książkę. Jeśli lubicie historię, strzelanki pokroju Wolfenstein, filmy wojenne, planszowe gry strategiczne z okresu, gry fabularne w rodzaju Achtung! Chtulhu, to książka ta na pewno przypadnie wam do gustu.
Uwaga po lekturze: człowiekowi, który wymyślił rowerowe bataliony piechoty zmechanizowanej należy się jakaś specjalna nagroda za wkład w rozwój wojskowości. Bataliony te miały wypełniać rolę piechoty zmechanizowanej: podążać za czołgami. Na rowerach.
Krucjaty północne:
Ocena: 8/10
Ciekawa publikacja na nudny temat. Opracowanie porusza ważną dla historii (w szczególności naszego państwa), choć rzadko badaną kwestię podboju i kolonizacji wybrzeży Bałtyku między XI, a XIV wiekiem. Otrzymujemy więc historię wypraw krzyżowych przeciwko Prusom, Litwinom i Rusi Nowogrodzkiej, wojen z nimi, przybycia w region Krzyżaków i działań zakonu. Oraz związanego z tym okresu niepokoju.
Niestety z książki wyłania się obraz epoki chaosu, a jak każdy, kto czytał opracowanie historyczne na temat takowych wie: są to nudne lektury. Jak zawsze w takim wypadku obfituje liczba wydarzeń: wojenek, sojuszy, śmierci i zdrad, z której nie wyłania się żaden spójny obraz, a wydarzenia nie mają planu, są podejmowane doraźnie i stanowią ogólną szarpaninę. I niestety także i tym razem jest tak samo.
Nie jest jednak winą autora, że ludzie z epoki, którą badał nie wykazali się (prócz może Krzyżaków i Litwinów) przyszłościowym myśleniem.
Nie zmienia to też faktu, że pozycja ta zmieniła całkowicie moje postrzeganie średniowiecznej historii Polski i nigdy nie spojrzę na ten temat inaczej.
Uwaga po lekturze: nie da się też przyznać, że przebieg Krucjat Północnych momentami był karykaturalny. Niemcy i Polacy wybrali się walczyć ze Słowianami Połabskimi, pomylili jednak kierunki, zamiast na Połabie trafili do chrześcijańskiego Szczecina. Zaczęli oblężenie. Z miasta wyszedł biskup, żeby dowiedzieć się, co robią. Wzięli go za pogańskiego arcykapłana...
Norwegowie i Duńczycy (sami chrześcijanie najdalej w drugim pokoleniu) popłynęli nawracać Prusów. Wiatr ich zwiał z kursu, trafili do Estonii, nocowali w jakimś kościele. Głupio im było do domów wracać z pustymi rękoma, więc obrabowali kościół.
Jakiś krzyżak został ranny i umierał, ksiądz i zakonnica udzielali mu ostatniego namaszczenia. Krzyżakowi zrobiło się smutno, że całe życie spędził w celibacie. Zakonnice zgwałcił, księdzu dał po mordzie.
Inny był bardziej pobożny, ale kiedy modlił się w kościele jakiś Niemiec gadał mu za plecami. Wziął nóż. Zamordował.
Jeszcze inny, znowu pobożny cierpiał od kamieni żółciowych, więc lekarze przypisali mu leczyć się seksem z kobietą (fajną mieli wtedy medycynę, nie ma co). Ale on pobożnie nie chciał seksu (nie, żeby seks na kamienie żółciowe pomagał, ale zawsze to lepsze niż puszczanie krwii). Umarł.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.