Batman V Superman
Przed pokazem specjalnym (przedpremierowym) pokazał się na srebrnym ekranie Zack Snyder, który prosił widzów o nierozpowiadanie wątków fabularnych i konkretnych zdarzeń, które mogą zepsuć innym zabawę. Pisząc, tekst myślałem o tym i starałem się omijać spoilery, a pisać jedynie o tym, co zostało ujawnione przed premierą.
Ratując, świat przed zagładą Superman nie tylko zyskał pomnik w Metropolis i rzeszę zwolenników na całym świecie, zyskał przede wszystkim sławę. A sława ma swoje złe strony, pojawiają się przeciwnicy człowieka ze stali, w tym potężni ludzie, którzy zaczynają poważnie traktować go jako zagrożenie. Setki ofiar walki z ostatnimi wojownikami Kryptonu kosztowały wiele Bruce'a Wayne'a, który pędzi w sam środek walki po to, aby spróbować pomóc swoim pracownikom w biurowcu. Oczywiście nie jest w stanie nic zrobić, gdy się pojawia, zastaje zgliszcza, rannych pracowników, którym udzielenie pomocy nic nie zmieniło. Ktoś stracił matkę, ktoś stracił nogi, a Bruce jedynie zyskał nowe pokłady gniewu, które kazały mu ponownie przywdziać maskę nietoperza i ruszyć w noc na poszukiwanie odpowiedzi.
Po obejrzeniu BVS zacząłem się zastanawiać, skąd bierze się taka ostra krytyka filmu? Czyżby ludzie na świecie tak mocno chcieli porażki DC? Nie, to nie to. Obecne pokolenie widzów wystawionych na pole rażenia amerykańskich block busterów w dużej mierze zostało wychowane przez widowiska Marvela i jeśli coś nie błyszczy się tym samym światełkiem, to znaczy, że jest gorsze? I chyba w tym tkwi sedno, bo ludzie w recenzjach często powołują się na Marvel, reszta myślę, robi takie porównania nieświadomie. Film DC nie sprostał standardom konkurencyjnej firmy?
Oczywiście nie zamierzam tutaj odwracać kota ogonem i krytykować stajnię Avengers (kocham większość ich filmów), ale nie jestem w stanie pojąć zarzutów, które zresztą prawie w całości się nie potwierdziły. Tym bardziej jest to dziwne zjawisko, bo Marvel niedawno dokonał takiego szkaradztwa jak Age Of Ultron (wcześniej Iron Man 2 i sporny Iron Man 3), tamten film również kosztem domniemanej spójności i jakości fabularnej pokazał rzeczy, przygotowujące widza na kolejne projekty, o czym ludzie zdają się zapominać. Oba projekty uważam za bliskie sobie, pod paroma względami - rysowania szerszego świata, silnego wroga i śmierci. Dlaczego, zatem, gdy DC popełnia podobne błędy, jest bardziej atakowane? Jedyna odpowiedź, jaka mi przychodzi do głowy - to jest pierwszy film w ich uniwersum. Poza MOS nie było nic, co by przygotowało ludzi na świecie - projekt po projekcie - do Justice League, być może źle zrobiono, wybierając drogę odwrotną, gdyż mało kto pojmie wizję reżysera na świat, który jeszcze tak na dobrą sprawę nie powstał. Innym aspektem może być mroczniejsza wizja. Kolejna zagwostka! Może ten argument tu nie do końca pasuje, ale zarówno Daredevil oraz Jessica Jones należą do MCU, a są znacznie brutalniejsze i mroczniejsze od BVS. Obraz Snydera z pewnością nie jest zbyt ciężki w tonie - dla mnie nie ma takiego słowa, przynajmniej nie w negatywnym znaczeniu w odniesieniu do twórczości w popkulturze - moja ulubiona część Gwiezdnych Wojen to ta najmroczniejsza (Imperium Kontratakuje), to samo z Księciem Persji (Dusza Wojownika)
Produkcja ma kilka błędów, ale nie przekreślają one w żadnym wypadku wielu wspaniałych rzeczy, które udało się wprowadzić ze znakomitym, wręcz z zaskakującym skutkiem. Po pierwsze film może być dla niektórych zawodem ze względu na mniejszą rolę Batman V Superman, a większą Dawn of Justice. Powody do walki z obu stron są, sama walka jest fenomenalna, przypomina komiks Franka Millera - bez taniej próby imitowania. Pokazuje zmysł taktyczny Bruce'a i dobro Clarka. Wynik walki jest taki, jak oczekiwałem - i to każdy Batfan doceni i o dziwo fan Supermana. Może wydać się za krótka, ale często takie perełki nie trwają długo, to świetna mini-opowieść, która posuwa fabułę do przodu i porozumienie między dwoma herosami ma prawdziwy sens. Szkoda, że od rozpoczęcia filmu do odbycia walki mija dużo czasu, który faktycznie zostaje spożytkowany na wiele innych wątków. Wprowadzenie Aquamana, Cyborga i Flasha (to żaden spoiler, te informacje były jasne na długo przed premierą) mogło się odbyć później, ale nie uważam, że wstawienie ich do tego filmu jest wymuszone. Inną sprawą jest to, jak te sceny w istocie wyglądają - Cyborg wymaga jeszcze pracy, tyle chyba mogę zdradzić. Nie odczułem jednak, aby obraz stał się zbyt tłoczny jak ostatni Spider-Man od Sony.
Inną perłą tego filmu jest tzw. Nightmare, ponura wizja przyszłości, w której jałowa Ziemia przypomina świat Mad Maxa. Deborah Snyder (producent filmu) mówi w jednym z wywiadów, że dodano tę scenę, bo ma się potem opłacić, czyli to nie koniec dystopii z symbolem Omega. Nigdzie nie wychodźcie, gdy ta scena się pojawia na ekranie - jedna z lepszych. Pogłoski o Flashu okazały się prawdziwe i na tym się powstrzymam - jego wejście równie wspaniałe, co zaskakujące. O Wonder Woman mówią, że to cameo. Jak dla mnie jej rola jest trochę za bardzo rozbudowana, żeby uznać ją za zwykłe cameo. Gal Gadot nie tylko wypadała dobrze pod względem warsztatu aktorskiego, ale i fizycznie w scenach walki. Jej Diana Prince to rzeczywiście, tajemnicza, silna i mądra kobieta, gdy wreszcie możemy zobaczyć ją w kostiumie to chwila, na którą warto było czekać, w walce jest zapewne lepsza od Supermana. Nie jestem w stanie powiedzieć nic złego na temat jej występu w filmie, nie pokazała żadnego drewnianego aktorstwa.
Apropo drewna, Ben Affleck krytykowany za Daredevila może odetchnąć z ulgą. Krytyka tego filmu nie ma nic wspólnego z jego rolą. Batman i Bruce Wayne w jego wykonaniu kradną widowisko. Tak, jak to widać było w materiałach promocyjnych, mroczny rycerz nie boi się zabijać kryminalistów. Na szczęście jest to sprawnie wytłumaczone. Stąd m. in. ponowne pokazanie śmierci jego rodziców i upadek do jaskini z nietoperzami na pogrzebie (znowu odniesienie do Franka Millera i Powrotu Mrocznego Rycerza, są też odniesienia do Year One). Potem widzimy katastrofę w Metropolis i kolejny cios wymierzony w Bruce'a. Stratę setek pracowników, pewnie wśród nich wielu przyjaciół, gdy ratuję małą dziewczynkę w gruzach i pyta się gdzie jest jej matka, a ona wskazuje na zgliszcza, coś w Waynie pęka. Jego motywacja do tego, by torturować ludzi i zabijać w razie potrzeby nabiera większego sensu, jeśli uwzględni się jeszcze kostium Robina, prawdopodobnie zabitego przez Jokera. Ilość tragedii, które spadły na jego barki złamałaby każdego, zresztą dzięki komuś udaje mu się wrócić na lepszą ścieżkę. Inscenizacja sceny śmierci Thomasa i Marthy oraz ich pogrzebu to majstersztyk zgodny z wizją Millera niemal z dokładnością 1 do 1.
Mieszane uczucie można mieć względem Lexa Luthora, ale mnie Eisenberg przekonał. Jego Luthor to manipulant i socjopata, jego motywacje są najmniej jasne spośród wszystkich postaci, dopiero po jakimś czasie pojąłem, o co mu chodziło z dyktatorami. W strachu przed życiem pod dyktaturą innych sam woli stać się tyranem. Jego rola w walce Batmana z Supermanem jest znacząca, ale człowiek nietoperze i bez tego chciał z nim walczyć. Lex daje natomiast konkretny powód do walki Clarkowi i w tym jego postać nabiera sens, a to nie wszystkie parszywe czyny, jakich dokonał w filmie. Henry Cavill jako Kent i Superman to znowu bardzo dobre połączenie, widać to zwłaszcza w trzech scenach - w walce z Brucem, w rozmowie z Luthorem i finale filmu. O, tak finał filmu to największe zaskoczenie, które udało się utrzymać w tajemnicy przed premierą. Wielkie uznanie dla twórców za taką odwagę.
Jeremy Irons jako Alfred to krok w zupełnie innym kierunku niż dotychczas i bardzo dobrze. Ma ciekawą relację ze swoim zwierzchnikiem, są jak stare zrzędy, które spędzają ze sobą zdecydowanie zbyt dużo czasu, ale lokaj chce dla Bruce'a tylko tego, co najlepsze i służy mu swoją radą i techniczną ekspertyzą. Perry White najprawdopodobniej stoi w centrum największych cięć w BVS, brak 30 minut, które ma się pojawić na DVD widać najbardziej w scenach w Daily Planet. Jest związany z tym wątek, który też ledwo się klei, ratuje go Bruce Wayne, tropiąc osoby zamieszane w pewien incydent, ale muszę przyznać produkcja mogła się obyć bez tych scen.
Widowisko wbrew wielu opiniom ma dobre tempo i montaż. Mnie osobiście 2,5 godziny zleciało jak 90 minutowy seans. Jedyny przestój pojawia się około 30-40 minuty. W kinie parę razy się uśmiechnąłem, byłem bliski łez, pojawił się szok, ale żadnych negatywnych emocji względem reżyserskiej wizji nie miałem, bo ostatecznie, jeśli się skupić i uważać na to, co nam pokazują, to połączyć pewne fakty nie jest trudno. Tutaj nikt nie kładzie wszystkiego na srebrnej tacy jak to czasami w Marvelu. Można się przyczepić do wątku z Doomsdayem, który i tak mnie zaskoczył tym, że wszystkie elementy ważne dla wprowadzenia tej postaci się tu znalazły. Dobrze wiem, że inni widzowie mieli z tym problem i sam rozumiem dlaczego, ale mnie to nie ubodło. Mnie się nie podobał design postaci i dziwne, całkiem niepotrzebne (niewystępujące w komiksach) moce.
Słuchałem muzyki jeszcze przed pójściem na pokaz przedpremierowy i jak to zwykle bywa dopiero po seansie, mogłem ją naprawdę docenić. Junkie XL i Hans Zimmer, który po raz kolejny pracuje już nad oboma herosami, poradzili sobie z zadaniem nie wzorcowo, ale wspaniale. Kilka utworów w filmie wzrusza i przyprawia o ciarki, niektóre są typowym zapełniaczem tła. Utwory Beautiful Lie i Is She With You to dla mnie dwa kawałki najłatwiej zapadające w pamięć. Ujawnienie postaci Wonder Woman po raz pierwszy w filmie z tą muzyką ma w sobie zaskakująco wiele energii zaś utwór na początku filmu niesie w sobie małą dozę nostalgii, która powinna sprawić, że wielu fanów DC i Batman poczuje się jak w domu i to, iż po raz pierwszy widzimy tę inkarnację nietoperza, nie ma najmniejszego znaczenia. Ben Affleck szybko zjednuje widzów chyba najlepszym do tej pory wcieleniem zamaskowanego bojownika, to idealne połączenie herosa znanego z gier i komiksów. Muzyka dwóch kompozytorów mu w tym bez wątpienia pomogła.
Ogólnie dostrzegam pewien trend w kinie superbohaterskim, który sprawia, że DC ma obecnie pod górkę i jeśli chcą stworzyć własne uniwersum z sukcesem dorównującym sukcesowi Marvela muszą ciężej pracować. Problem filmu tkwi głównie w tym, że wiele rzeczy jest wyjaśnionych szybko. Montaż stara się nadrobić długość projekcji i część widowni mogła się nie połapać w kolejnych wątkach oraz w tym, w jaki sposób tworzą one całość. Wersja reżyserska mam nadzieje, usunie ten problem i dla wielu widzów obraz stanie się jaśniejszy. Poza tym jest kilka rzeczy, które z punktu widzenia fana komiksów mogą być kontrowersyjne:
- pojawia się cały storyline z Doomsdayem na dobre i na złe (zaskakująca odwaga Snydera, ale z drugiej strony wygląd stwora i jego moce to nie najlepszy wybór + fani chcieli tę historię w MOS2)
- wprowadzenie herosów tworzących Justice League
- powyższe dwa punkty razem ewidentnie pokazują dwa różne scenariusze: Goyera MOS 2 i Terrio BVS.
- Batman zabija złoczyńców, co fabuła filmu w pełni uzasadnia.
Snyder widział zbyt wielu ojców komiksu, których chciałby zadowolić, uwzględnić lub uhonorować - ze strony Supermana i Batmana. Dzięki temu dostaliśmy obraz, który jest bliski duchowi komiksów. A za to nie jestem w stanie krytykować kogokolwiek. Dużą, chyba największą prezencję w BVS ma Frank Miller, ilość puszczonych oczek względem jego dzieł jest spora, sam wyłapałem około 10-11. W trakcie seansu śmiałem się, płakałem, podziwiałem i byłem w szoku. Produkcja ma wiele mocnych scen, treść zdecydowanie nie jest dla dzieci (są rozważania na temat istnienia Supermana, które pogłębiają znaczenie dzieła) i dzieciaki (poza akcją w drugiej połowie) raczej nie będą się dobrze bawić, to dzieło skierowane raczej do dorosłych, a nawet do dorosłych fanów komiksów. Negatywny odzew wobec filmu zbił mnie z tropu, nie wiem czemu tak jest. Mnie się twór Zacka Snydera spodobał.
8/10
2 Comments
Recommended Comments