Skocz do zawartości
  • wpisy
    56
  • komentarzy
    355
  • wyświetleń
    34366

Powieść: Zjednoczenie ? III (+18)


Knight Martius

702 wyświetleń

No więc… nie należy się poddawać. Szczególnie że mam kilku stałych czytelników.

Witam, prezentuję kolejny rozdział (…nie gadaj, Sherlocku!). Tym razem jednak nie pisany z perspektywy Kalderana, tylko innej postaci, mam nadzieję, że równie ciekawej (?) lub nawet ciekawszej. Plus zastanawiam się nad wprowadzeniem jednego pomysłu, który mógłby urozmaicić świat przedstawiony. Jeśli ktoś będzie zainteresowany, mogę napisać, o co chodzi.

Miłej lektury! I nadal liczę na Wasze komentarze, choć w najbliższym czasie prawdopodobnie nie będę na nie odpisywał.

Następny rozdział ukaże się pod koniec marca.

(Muszę wreszcie wziąć się na poważnie za poprawienie prologu, ale w najbliższym czasie może być problem, kurtka na wacie…).

 

* * *

 

III

Tan?iss zakołysała się gwałtownie, kiedy Drenzok ją objął. Uczynił to równie subtelnie co duży smok; choćby po tym nie dało się pomylić barbarzyńcy z nikim innym w plemieniu.

? Nikt nie zauważy? ? zapytała jaszczurzyca.

? Tyle razy to robiliśmy ? odparł smokowiec. ? Nie myśl o tym.

Drenzok nie dziwił się zadanemu pytaniu. Tan?iss właściwie sama wpadała w jego objęcia, choć wiedziała, że gdyby Ostre Kły ich nakryły, mieliby problem. Ale ? czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, szczególnie iż plemię na pewno wiedziało o tym, że są razem. Więc czym tu się przejmować? Barbarzyńca miał u jaszczurów szczególne względy, a za ten czas spędzony poza Iklestrią coś mu się przecież należało!

Życie smokowca nie było zbytnio urozmaicone, lecz nie chciał niczego zmieniać. Pomagał w polowaniach, podróżował. Ponadto robił z samicami to, co obecnie z Tan?iss. Jeśli jednak o nie chodzi, to największą przyjemność ? większą niż przy poprzednich partnerkach ? czuł właśnie w jej towarzystwie. Drenzok nie umiał tego wyjaśnić. Może dlatego, że jaszczurzyca skrywała tajemnice? Nie wychowała się bowiem wśród Ostrych Kłów; znalazła plemię trzy miesiące wcześniej po długiej podróży. Jaszczurowie przygarnęli Tan?iss jak swoją, ale nigdy nie wyznała, skąd pochodzi ani co ją skłoniło do podjęcia tak trudnej wędrówki. Nie chciała zwierzyć się nawet barbarzyńcy.

W tej chwili jednak smokowiec nie zaprzątał sobie tym głowy. Po prostu działał.

Wkrótce oboje skończyli. Ruszyli w stronę jeziora: Tan?iss, żeby się oczyścić, a Drenzok, by po prostu się umyć, przy czym każde z nich obrało inny kierunek. Smokowiec szedł po mokrej ziemi, otoczony przez krzaki i liczne namorzynowe drzewa. Zręcznie omijał miejsca, gdzie woda była głębsza. Dzięki temu w najgorszym razie obmywał sobie pięty.

Niebawem dotarł do jeziora niedaleko namorzynów. Woda była czysta, przynajmniej na tyle, na ile mogła na bagnach. Jaszczurowie nigdy do niej nie wchodzili, tylko nabierali trochę do rąk i pili lub obmywali się. Szanowali otoczenie, w którym żyli, co zawsze wprawiało półsmoka w podziw. Drenzok brał ?kąpiel? w taki sposób jak reszta plemienia. Czuł się bardzo przyjemnie, wręcz stałby przy jeziorze do wieczora, gdyby tylko mógł. Miał chwilę dla siebie, niech ktoś tylko spróbuje ją zakłócić!

? Jak się miewasz, Drenzoku?

?Szlag by to trafił? ? pomyślał barbarzyńca. Głos ów zaskoczył smokowca, ale nie na tyle, by ten się odwrócił. Doskonale wiedział, do kogo on należy.

? Tkhri?kshach.

Barbarzyńca pośpiesznie oczyścił ciało do końca, po czym wstał. Kilka stóp od niego stał jaszczur z pomarańczowo-fioletową kostną wypukłością na czubku głowy. Podobnie jak reszta pobratymców miał ciemnozielone łuski i żółty brzuch, a do tego był umięśniony. Nosił naszyjnik z kłów, kilka mieniących się bransolet oraz ? z powodów znanych tylko samemu Tkhri?kshachowi ? przepaskę biodrową. Trzymał laskę zakończoną rubinem, otoczonym grubym drewnem.

? Niech zgadnę ? rzekł Drenzok. ? Od Przodków się dowiedziałeś, gdzie mnie znaleźć?

? Nie muszę korzystać z ich pomocy, by to wiedzieć, Drenzoku. Zwyczajnie ciekawiło mnie, czym się zajmujesz. Zatem ? czym?

Rozmawiali po iklestryjsku. Tkhri?kshach ? szaman Ostrych Kłów ? wiele podróżował, dlatego ponoć władał dobrze aż dwunastoma językami. Mowę smokowców znał jeszcze przed momentem, gdy Drenzok spotkał jaszczurów po raz pierwszy. Jak jednak się jej nauczył, skoro w Iklestrii zabroniono mieszkać istotom, w których żyłach nie płynęła smocza krew? Barbarzyńca nie wiedział.

Półsmok myślał chwilę nad odpowiedzią, aż uznał, że nie ma po co kłamać. W pewnym sensie.

? Czyściłem się.

Tkhri?kshach zachowywał kamienną twarz. Przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Drenzokowi bowiem zdawało się, że wykrzywił ją delikatny grymas.

? Ja też byłem kiedyś młody ? odparł szaman. ? Tan?iss przynajmniej wie, że nie jest twoją pierwszą kochanką?

Smokowiec instynktownie przeraził się, choć zaraz odzyskał rozsądek. Można powiedzieć, że z szamanem rozmawiał jak równy z równym; jaszczur zawsze zachowywał takie sprawy dla siebie.

? Nawet jeśli, to co z tego? ? tłumaczył się barbarzyńca. ? Nic nie poradzę, że same do mnie lgną jak jakieś upierdliwe pisklaki do matki.

? Oby tylko się to na tobie nie zemściło, Drenzoku. I bacz na słowa, gdyż ?upierdliwe? wskazuje, że lekceważysz nasze samice.

Barbarzyńca wolał nie ciągnąć tego tematu.

? Po co mnie szukałeś?

? Wejdźmy może między drzewa. Poobserwujemy nasze mokradła.

Barbarzyńca posłusznie ruszył za Tkhri?kshachem w głąb lasu, choć nie krył zdziwienia. Przecież dobrze znali to terytorium. O co mu chodziło?

Do Ostrych Kłów Drenzok należał od trzech lat. Już wcześniej zahaczał o różne ludy koczownicze, głównie gadzie, a wraz z nimi przesiadywał najczęściej na mokradłach. Obecny teren zajmowali już siedem miesięcy. Barbarzyńca często rozważał, dlaczego właśnie bagna. W Iklestrii sam mieszkał wraz z innymi czarnymi smokowcami właśnie tam, ale dlatego, że był to ich naturalny, rodzimy teren. Co więcej, próba osiedlenia się na nowym obszarze najczęściej kończyła się tym, że należało o niego walczyć z innym plemieniem smokowców, nawet czarnych. Tymczasem Ostre Kły od czasu, gdy Drenzok do nich dołączył, starły się z obcymi jaszczurami może ze cztery razy. Wraz z atakami ze strony ludzi, którzy czasami prowadzili obławy na zielonołuskich, dało się tego zliczyć tylko trochę więcej. Nie było zatem tej niepewności, czy jutro znowu nie będzie trzeba choćby bronić własnego terytorium przed intruzami. A tu, na bagnach, zwierzyny może i znajdowało się pod dostatkiem, ale za mało, żeby zielonołuscy zostali na stałe. Pewnego dnia smokowiec zapytał o to Tkhri?kshacha.

? To jest część tradycji danej nam przez Przodków ? odparł wówczas szaman. ? Mokradła są naszym domem, najlepszą kryjówką przed niepowołanymi oczyma. Zlekceważenie tego byłoby co najmniej nierozsądne.

?No tak? ? pomyślał smokowiec z niesmakiem. ?Nierozsądne to jest życie w gorszych warunkach tylko przez jakąś tradycję. Chociaż wy jeszcze patrzycie na to praktycznie?.

Kiedy zaś myślał o tradycji, przypominał mu się Kalderan. Barbarzyńcę ogarniała wtedy wściekłość. Potem półsmok obiecywał sobie, że przestanie zawracać sobie głowę tym kretynem, po czym wracał do swoich zajęć. I do następnego spotkania ze smoczym rycerzem rzeczywiście tak postępował.

Drenzok złapał się na tym, że znowu myśli o Kalderanie. ?Nigdy więcej? ? postanowił, chociaż w głębi duszy czuł, iż sam nie traktuje tego poważnie.

Przez cały czas obaj z Tkhri?kshachem milczeli. Nagle jaszczur zatrzymał się i odwrócił w stronę smokowca.

? Czy już dość napatrzyłeś się na nasze bagna, Drenzoku?

Barbarzyńca nie chciał przyznać, że bardziej niż widok mokradeł pochłonęły go własne przemyślenia. W końcu odparł:

? Lepiej mi wyjaśnij, szamanie, co takiego miałem zobaczyć.

? Najpierw odpowiedz mi na pytanie.

? Napatrzyłem się.

? Bardzo dobrze, Drenzoku. Kishr?reth chce się z tobą zobaczyć.

Smokowiec był już zupełnie zbity z tropu.

? Mogłeś od razu powiedzieć. Gdzie go znajdę?

? W szałasie. To pilna sprawa, dlatego nie polecam ci zwlekać.

Półsmok wydał pomruk dezaprobaty. ?Co za hipokryta?. Odparł:

? Po co było to wszystko?

? Niedługo sam się przekonasz, Drenzoku. Bywaj.

W obozowisku barbarzyńca zrozumiał, dlaczego Tkhri?kshach urządził mu przechadzkę po mokradłach. Ostre Kły zbierały się do odejścia.

Zielonołuscy krzątali się energicznie, zabierając z domostw broń i zapasy. Włócznie, łuki oraz strzały składowali na uboczu, zaś żywność gromadzili w koszach uplecionych z gałązek. Same szałasy, zbudowane z trzcin, patyków tudzież mchów, położone były w bardzo płytkiej wodzie. Miały służyć głównie za schronienie. W jednym swobodnie mieściło się dwóch jaszczurów ? góra trzech, jeśli mowa też o pisklęciu.

Kiedy Drenzok przechodził przez obóz, Ostre Kły przerwały na chwilę pracę. Wpatrywały się w smokowca, przeważnie zaciekawione, jakby był tu bardzo ważnym gościem. Poczuł się rozdrażniony.

Wtedy wzrok barbarzyńcy spotkał się z Ikshą. Trudno jej było nie rozpoznać w plemieniu ? na plecach miała pięknie wyglądającą bliznę, która przedstawiała rząd ostrych zębów wraz z kłami, skutek dobrze wykonanej skaryfikacji. Dorosła jaszczurzyca obdarzyła półsmoka obojętnym spojrzeniem. Wyraźnie nie wiedziała, co czuć ? smutek czy odrazę. Drenzok postanowił nie zwracać na nią uwagi.

Barbarzyńca złożył skrzydła jak najciaśniej i wszedł do największego szałasu. Hałas rozgorzał na nowo ? plemię znów zajęło się swoimi sprawami.

W środku stał Kishr?reth, wódz Ostrych Kłów. Wraz z nim był Kh?oruz, który pomagał przywódcy wynosić dobytek, w tym trofea; omal nie minął się ze smokowcem, gdy chciał wychodzić. Przystanęli na chwilę.

Kishr?reth miał ciemnozielone łuski, poprzetykane gdzieniegdzie fioletowymi plamami. Prezentował większe umięśnienie niż pobratymcy. Natomiast Kh?oruz, młody jaszczur, nie wyróżniał się szczególnie, poza tym, że jego ogon był gęściej poprzetykany kolcami, dzięki czemu przypominał maczugę.

Młodszy Ostry Kieł odruchowo padł na kolana, okazując tak szacunek. Wódz odłożył trzymaną akurat włócznię i polecił zielonołuskiemu:

? Zostaw nas.

Jaszczur szybko wstał i bez słowa wykonał polecenie. Kishr?reth uklęknął na obu nogach, a zaraz po nim, z ociąganiem, Drenzok.

? Podobno masz do mnie sprawę ? zaczął barbarzyńca. Rozmawiali w języku jaszczurów; smokowiec spotkał się z samym wodzem, więc tak nakazywała grzeczność. Ich mowa, oprócz głosek, zawierała syki i pomruki.

? Nie mylisz się, starszy bracie. Pewnie zaskoczyło cię to, że wyruszamy w dalszą drogę?

? Widziałem. Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedzieliście?

? Nie mogliśmy cię spotkać. Wysyłałem braci i siostry, sam też poszedłem. Ale przepadłeś. Rozumiem, że dopiero Tkhri?kshach cię znalazł?

?Czyli Tan?iss zapomniała mi przekazać? ? pomyślał Drenzok. Rzeczywiście, ostatnio bardzo rzadko przebywał w obozowisku ? albo pomagał plemieniu w polowaniach, albo podróżował. Ponadto gdy tylko wrócił ze sprzeczki z Kalderanem, poszedł zobaczyć się z jaszczurzycą; przed Tkhri?kshachem żaden inny Ostry Kieł go nie widział.

Półsmok tylko pokiwał głową.

? Ostatnio często od nas wylatujesz ? ciągnął Kishr?reth. ? Masz w tym jakiś cel?

? Wodzu? Nie mogę cały czas siedzieć na bagnach ? odparł barbarzyńca najszczerzej, jak mógł, byle nie wspomnieć o smoczym rycerzu.

? Ale nie możesz? Słuchaj, Drenzoku. Jako starszy brat obrosłeś wśród nas legendą, to prawda. Ale toleruję cię tylko dlatego, że szanuję tradycję. Jesteś przede wszystkim Ostrym Kłem, członkiem plemienia. I jako taki masz wobec nas zobowiązania.

Barbarzyńca prychnął.

? Pomagam wam w polowaniach i traktuję jak trzeba. A to, że nie chcę ciągle siedzieć w jednym miejscu, nie znaczy, że? Po co mnie wezwałeś?

Kishr?reth spojrzał na Drenzoka zniechęcony.

? Masz rację, że pomagasz. A wezwałem cię w innym celu. Zamierzamy odbyć pielgrzymkę do smoka, który przesiaduje w Górach Niespokojnego Nieba. W imieniu Ostrych Kłów proszę cię, abyś nam towarzyszył.

?Więc to tak? ? pomyślał smokowiec. Z drugiej strony mógł się tego domyślić.

Odpowiedź przyszła szybko:

? Zgadzam się.

Kishr?reth przyglądał się barbarzyńcy.

? Mówisz prawdę? Sądziłem, że nie przyjmiesz tej propozycji.

? Chyba żartujesz, wodzu. Sam mówiłeś, że jako Ostry Kieł mam wobec was zobowiązania. A ten smok ma jakieś imię?

? Nazywa sam siebie Episkryp?iahelem.

Jaszczur chciał już wstać, kiedy Drenzok się odezwał:

? Dlaczego mnie tak traktujesz?

Wódz zmarszczył bezwłose brwi.

? Jak?

? Jakbym był tu? gościem. Pewnie, już przywykłem, że dla współplemieńców jestem kimś legendarnym. Nie zmienię tego, choćbym zdechł. Ale prawie wszyscy wiedzą, że też należę do plemienia, tylko do ciebie to jakoś nie dociera.

? O co ci chodzi? ? zapytał Kishr?reth rozdrażniony.

? To ja powinienem o to zapytać ? odwzajemnił ton Drenzok. ? Co to było za pytanie, czy chcę odbyć z wami z pielgrzymkę? To chyba oczywiste, że chcę.

Wódz westchnął, maskując niecierpliwość.

? Starszy bracie. Owszem, dla naszego ludu nadal jesteś kimś wyjątkowym. Tkhri?kshach też cię za takiego uważa, a ja ufam jego osądowi. Ale chodzi o to, jak postępujesz. Nie zawsze jesteś na miejscu, kiedy cię akurat potrzebujemy. Panoszysz się, jakbyśmy byli dla ciebie tylko chwilową rozrywką. Mówisz, że chcesz dobrze, więc z łaski swojej to jeszcze pokaż. Jeśli chodzi o pielgrzymkę ? ciągnął wódz po chwili ? to pamiętam, że ty nigdy nie byłeś religijny, a nie przypominam sobie, żeby coś się zmieniło.

? Wodzu? To nie tak, że nigdy. Każdy Drakh?kiren w kogoś wierzył. Tylko idzie o to, że? Sam nie wiem. W moim kraju zdarzyły się dwie tragedie. Jedna nawet na długo przed tym, jak się wyklułem. Była jeszcze trzecia. ? Drenzok przełknął ślinę. ? Osobista. Więc nawet jeśli ci cali bogowie istnieją, już dawno mnie opuścili.

? Czyli nie jesteś religijny ? stwierdził Kishr?reth.

? Nieważne. Po prostu to jest durne, że pytasz mnie o coś, chociaż wiesz, co odpowiem. Więc tak, pójdę z wami na pielgrzymkę.

W przeciwieństwie do Drenzoka, jaszczurowie byli bardzo bogobojni; wierzyli w duchy Przodków, których traktowali w gruncie rzeczy jak bogów. Uznawali ich za bardzo podobnych smokom, dlatego gdy jeden z wielkich gadów odwiedzał plemię, to jednocześnie, jako boski posłaniec, chronił je przed złymi mocami. Smokowcy stali w tej drabinie niewiele niżej.

Oczywiście, barbarzyńca wierzył, że pochodzi od smoków; także składał im hołd. Jednakże dla niego były to istoty rozumne jak każde inne, nie obiekt kultu. Gdyby czuły się znudzone, mogłyby chociażby spalić dla hecy plemię jaszczurów, kto im zabroni? Ale nawet jeśli religia zielonołuskich śmierdziała naiwnością na milę, Drenzok musiał się do kogoś podczepić. Jako że też pałał sympatią do smoków, szybko znalazł z jaszczurami wspólny język.

Kishr?reth skinął głową, po czym wstał, a za nim smokowiec.

? Ostre Kły na pewno się ucieszą, gdy dowiedzą się, że ruszasz wraz z nami. To wszystko, starszy bracie. Pomóż braciom i siostrom w zbieraniu broni i zapasów. Kiedy skończymy, wyruszymy bez zwłoki.

? I niech wasi Przodkowie nas prowadzą ? rzekł smokowiec z namaszczeniem. Natychmiast stwierdził, że zabrzmiało to fałszywie, ale nie chciał już się poprawiać.

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Zapomniałem napisać, a nie chcę już edytować wpisu, żeby nie rozwalić formatowania: czytelnicy pamiętający "Dzicz" doznają przy tym rozdziale kolejnego uczucia deja vu. Obiecuję, że po raz ostatni.

Link do komentarza

A ten znaczek "+18" to właściwie skąd? Przez otwierającą rozdział sceną ciachanka? Przecież to zostało zasugerowane na tyle mgliście, że jest, jakoby tego nie było.

Tan?iss zakołysała się gwałtownie, kiedy Drenzok ją objął. Uczynił to równie subtelnie co duży smok; choćby po tym nie dało się pomylić barbarzyńcy z nikim innym w plemieniu.

OK, dawno nie słyszałem tego dowcipu - prymitywny, koczowniczy lud używa określenia "barbarzyńca" na nazwanie kogoś obcego. Naprawdę nic ci nie zgrzytało, jak piasek między zębami, kiedy kazałeś im tak mówić? :/

Jaszczurowie przygarnęli Tan?iss jak swoją

Czy mógłbyś przestać się silić na taką formę... zwłaszcza w sytuacji, kiedy nie ma to tak naprawdę sensu? Przecież to jest samo w sobie nazwą potoczną tej rasy, a nie rzeczywistą (bo nie wyobrażam sobie, aby faktycznie mieli nazywać sami siebie "jaszczurami" - to tak, jakbyśmy my mieli o sobie mówić "małpoludowie").

Wkrótce oboje skończyli. Ruszyli w stronę jeziora: Tan?iss, żeby się oczyścić, a Drenzok, by po prostu się umyć

A jaka to różnica jest?

Jaszczurowie nigdy do niej nie wchodzili, tylko nabierali trochę do rąk i pili lub obmywali się. Szanowali otoczenie, w którym żyli, co zawsze wprawiało półsmoka w podziw.

Co... co niewchodzenie do jeziora ma wspólnego z szacunkiem wobec otoczenia, w którym się żyje?

?Szlag by to trafił? ? pomyślał barbarzyńca.

Były te "urwy", teraz doszło jeszcze przekleństwo pochodzące wprost z języka niemieckiego, ech...

Swoją drogą, czy sam Drenzok uważa siebie za barbarzyńcę? Narracja jest mimo wszystko prowadzona z jego punktu widzenia... I nie wydaje mi się, żebyś używał tego słowa tylko dla uniknięcia powtórzeń, bo pada ono notorycznie, dużo częściej, niż jego imię czy też określenie przynależności rasowej. Pominę już fakt, że (co zasugerowałem powyżej) nie widzę powodu, żeby go nazywać właśnie "barbarzyńcą".

Podobnie jak reszta pobratymców miał ciemnozielone łuski i żółty brzuch, a do tego był umięśniony.

Też mi sensacja. Ja też jestem umięśniony. I każda inna osoba, jaką znam. A właściwie to każda istota żywa. W końcu, bez tego nie moglibyśmy się poruszać...

Trzymał laskę zakończoną rubinem, otoczonym grubym drewnem.

I znów - naprawdę uważasz, że taki rubin pasuje do szamana dzikiego plemienia? Spodziewałbym się prędzej ludzkiej czaszki zatkniętej na czubie. Lub czegoś w tym stylu. Albo w ogóle samej laski, bez niczego.

Jak jednak się jej nauczył, skoro w Iklestrii zabroniono mieszkać istotom, w których żyłach nie płynęła smocza krew?

A zabroniono? Czemu?

Nic nie poradzę, że same do mnie lgną jak jakieś upierdliwe pisklaki do matki.

Awwwrrr...

W Iklestrii sam mieszkał wraz z innymi czarnymi smokowcami właśnie tam, ale dlatego, że był to ich naturalny, rodzimy teren. Co więcej, próba osiedlenia się na nowym obszarze najczęściej kończyła się tym, że należało o niego walczyć z innym plemieniem smokowców, nawet czarnych.

Skąd tu nagle... No dobra, po kolei - wszystko, co do tej pory usłyszałem w kwestii smokowców, wskazywało jednoznacznie, że byli istotami cywilizowanymi, zamieszkującymi zorganizowane państwo i żyjącymi w miastach czy wsiach. A tutaj pojawiają nam się - ni stąd, ni zowąd - jakieś plemiona, co to walczą o terytorium jak te dzikusy. To jak w końcu wyglądała ta ich Iklestria?

Wtedy wzrok barbarzyńcy spotkał się z Ikshą.

Właściwie to jakie reguły rządzą tutaj imionami żeńskimi? Wcześniej poznaliśmy tę Tan'iss, więc myślałby kto, że u nich literka "a" na końcu nie ma w tej materii znaczenia... a tu jednak ma.

Wraz z nim był Kh?oruz, który pomagał przywódcy wynosić dobytek, w tym trofea; omal nie minął się ze smokowcem, gdy chciał wychodzić.

Chyba raczej "omal się nie zderzył", albo "omal nie wpadł" na niego.

Barbarzyńca prychnął.

? Pomagam wam w polowaniach i traktuję jak trzeba. A to, że nie chcę ciągle siedzieć w jednym miejscu, nie znaczy, że? Po co mnie wezwałeś?

Mieliśmy już Kalderana pyszczącego na Einusa, który chce mu jedynie pomóc, teraz Drenzok fikający wodzowi plemienia... to mi pomału zaczyna wyglądać na jakąś cechę rasową twoich smokowców.

? Nazywa sam siebie Episkryp?iahelem.

Już widzę, jak Kefcia nadaje mu całkiem inną ksywę. :chytry:

Wódz westchnął, maskując niecierpliwość.

ZNIECIERPLIWIENIE!

? Starszy bracie. Owszem, dla naszego ludu nadal jesteś kimś wyjątkowym. Tkhri?kshach też cię za takiego uważa, a ja ufam jego osądowi. Ale chodzi o to, jak postępujesz. Nie zawsze jesteś na miejscu, kiedy cię akurat potrzebujemy. Panoszysz się, jakbyśmy byli dla ciebie tylko chwilową rozrywką. Mówisz, że chcesz dobrze, więc z łaski swojej to jeszcze pokaż. Jeśli chodzi o pielgrzymkę ? ciągnął wódz po chwili ? to pamiętam, że ty nigdy nie byłeś religijny, a nie przypominam sobie, żeby coś się zmieniło.

? Wodzu? To nie tak, że nigdy. Każdy Drakh?kiren w kogoś wierzył. Tylko idzie o to, że? Sam nie wiem. W moim kraju zdarzyły się dwie tragedie. Jedna nawet na długo przed tym, jak się wyklułem. Była jeszcze trzecia. ? Drenzok przełknął ślinę. ? Osobista. Więc nawet jeśli ci cali bogowie istnieją, już dawno mnie opuścili.

? Czyli nie jesteś religijny ? stwierdził Kishr?reth.

? Nieważne. Po prostu to jest durne, że pytasz mnie o coś, chociaż wiesz, co odpowiem. Więc tak, pójdę z wami na pielgrzymkę.

Jak by ci to powiedzieć... cała ta dyskusja jest nierealistyczna. Zdajesz się zapominać, że mamy tutaj do czynienia z prymitywnym, koczowniczym ludem, żyjącym na niskim poziomie cywilizacyjnym, który nie traktuje (a w każdym razie - nie powinien) w związku z tym swoich wierzeń jak jakiejś religii. Dla nich, to jest po prostu coś, co oni przyjmują jako prawdę - jest nierealne, by mieli odnosić się do religijności w sposób naukowy, dyskutować na ten temat czy też przyjmować do wiadomości, że inne ludy wierzą po prostu w coś innego i że należy to akceptować. Czemu więc wódz jaszczurów w ogóle rozmawia z Drenzokiem o jego "religijności"? Jeżeli Drenzok nie wierzy w to, w co wierzą jaszczury, to w ich oczach powinien być po prostu niewiernym, a tłumaczenie się swoimi własnymi bogami jest w tej sytuacji naprawdę kuriozalne. I potencjalnie niebezpieczne, bo mniej tolerancyjny lud mógłby go zwyczajnie zlinczować za bluźnierstwo.

I nie, to że jest smokowcem, wcale nie gwarantuje mu nietykalności - jeżeli nawet ktoś zostanie przez jakichś dzikusów okrzyknięty bożkiem czy półbogiem, to pozostanie nim tak długo, jak będzie się wpasowywał w ich wyobrażenie takowego bożka. Przypomina mi się jeden film, którego tytułu po prostu nie pamiętam, a który traktował o pewnym "białym człowieku". Ten został przez jakiś prymitywny lud uznany za boga i z dziką rozkoszą przyjął tę rolę. Sprawy przybrały jednak fatalny obrót, gdy pewna kobita ugryzła go do krwi - kiedy tubylcy zobaczyli, jak krwawi, momentalnie obrócili się przeciwko niemu.

Że już nie wspomnę o tym, jak skończył niejaki James Cook. On i jego ludzie nadużywali cierpliwości tubylców tak długo, aż w końcu został stracony za naruszenie jakiegoś tabu. I wcale mu nie pomogło to, że autochtoni jeszcze niedawno uważali go za boga.

Uznawali ich za bardzo podobnych smokom, dlatego gdy jeden z wielkich gadów odwiedzał plemię, to jednocześnie, jako boski posłaniec, chronił je przed złymi mocami.

SIVAFAAAAR!

Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.

Ogólnie odnośnie tego rozdziału - powiedziałbym, że... no... niewiele nas posuwa do przodu? Nie wynika to wyłącznie z faktu, że tak naprawdę prawie nic się tutaj nie dzieje - nie czuć też wyraźnego związku z perypetiami Kalderana. Ot, Drenzok siedzi sobie wśród jaszczurów, które opuszczają swoje dotychczasowe miejsce pobytu i udają się na pielgrzymkę - to bardzo pięknie, ale jakie to ma właściwie znaczenie dla fabuły? Dla wątku głównego, gwoli ścisłości? Nie mówię od razu, żebyś wszystko wytłumaczył w ramach tego rozdziału, ale powinniśmy mieć chociaż jakąś wskazówkę.

Poza tym - jak wcześniej mieliśmy Kalderana zachowującego się jak rozkapryszony dzieciak wobec Einusa, tak teraz mamy Drenzoka pyskującego wodzowi plemienia jaszczurów. Tak jak mówiłem powyżej - to, że zainteresowany jest smokowcem, obiektem czci, wcale nie gwarantuje mu nietykalności, jeżeli będzie sobie tak po prostu olewał plemienne wierzenia czy tradycje oraz obrażał najważniejsze persony. Powinien, tak jakby, zdawać sobie lepiej sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znajduje. Patrząc na jego zachowanie, tylko wyczekuję momentu, aż jaszczury w końcu się wkurzą, zwątpią w jego boskość i złożą w ofierze tym swoim przodkom.

Właśnie - jaszczury. Miło, że powracają, ale dla odmiany miałbym wobec nich takie zastrzeżenie, że... no, nie zachowują się wcale jak prymitywny lud plemienny. Przynajmniej patrząc przez pryzmat tych, których do tej pory poznaliśmy. Cała ta dyskusja z wodzem plemienia o religijności, stosunku wobec Drenzoka (oraz samego Drenzoka wobec plemienia) - to wszystko po prostu ni cholery nie pasuje.

Najpierw te "niespokojne czasy", teraz to... Zastanów się lepiej dobrze nad charakterystyką takiej rasy, jeżeli już ją przedstawiasz. I podporządkuj jej dialogi prowadzone przez jej członków czy też osobowość postaci.

  • Upvote 1
Link do komentarza

Zacznę trochę od tyłu: czy znasz zatem dobre źródła dotyczące życia ludów prymitywnych, najlepiej (choć niekoniecznie) koczowniczych? Bo trochę się wzorowałem jedynie na tym, co wyczytałem z "Barbarzyńskiej Europy" Karola Modzelewskiego.

 

Cytat

A ten znaczek "+18" to właściwie skąd? Przez otwierającą rozdział sceną ciachanka? Przecież to zostało zasugerowane na tyle mgliście, że jest, jakoby tego nie było.

Mimo to jest to zasugerowane w taki sposób, że doskonale wiadomo, o co chodzi, a na forum, w którym takie treści są raczej niemile traktowane, warto się jakoś zabezpieczyć. :P (Plus - może więcej osób kliknie i przeczyta? =D).

 

Cytat

OK, dawno nie słyszałem tego dowcipu - prymitywny, koczowniczy lud używa określenia "barbarzyńca" na nazwanie kogoś obcego. Naprawdę nic ci nie zgrzytało, jak piasek między zębami, kiedy kazałeś im tak mówić? :/

Nadinterpretacja - żaden z jaszczurów nie nazwał tak Drenzoka. Samo określenie "barbarzyńca" zresztą ma związek z jego pozycją w drabinie społecznej Iklestrii (choć może lepszą metaforą byłoby "obok nogi od drabiny"), na podobnej zasadzie, co "smoczy rycerz" w przypadku Kalderana. Ale to już temat na inną historię. Mam nadzieję, że jeszcze przy okazji tej powieści.

 

Cytat

Czy mógłbyś przestać się silić na taką formę... zwłaszcza w sytuacji, kiedy nie ma to tak naprawdę sensu? Przecież to jest samo w sobie nazwą potoczną tej rasy, a nie rzeczywistą (bo nie wyobrażam sobie, aby faktycznie mieli nazywać sami siebie "jaszczurami" - to tak, jakbyśmy my mieli o sobie mówić "małpoludowie").

Piszę o przedstawicielach tej rasy per "jaszczurowie", tak jak w fantasy częściej stosuje się pisownię "orkowie" zamiast "orki". Na dodatek razi mnie mówienie "elfy" i "krasnoludy" zamiast "elfowie" i "krasnoludowie", bo IMO dopiero ta druga pisownia sugeruje, że mamy do czynienia z rozumnym społeczeństwem z krwi i kości. Stąd będę postępował w tym zakresie konsekwentnie.
A pomysł nazwania jaszczurów przez nich samych jest wart rozważenia.

 

Cytat

A jaka to różnica jest?

Chodzi o to, że Tan'iss po wiadomym akcie poszła się oczyścić z... wiadomo czego.

 

Cytat

Co... co niewchodzenie do jeziora ma wspólnego z szacunkiem wobec otoczenia, w którym się żyje?

Że nie brudzili wody, wchodząc do niej, tylko właśnie nabierali jej do rąk, żeby się napić lub umyć. Choć przyznam się szczerze, że sam zwątpiłem w sens tego pomysłu.

 

Cytat

Były te "urwy", teraz doszło jeszcze przekleństwo pochodzące wprost z języka niemieckiego, ech...

oh come on

Powiem to tylko raz, bo chyba zaczynam rozumieć, dokąd to zmierza: nie będę zmieniał charakterystyki bohatera tylko po to, żeby dopasować się do jakichś ram. Po prostu o tym zapomnij.

 

Cytat

Też mi sensacja. Ja też jestem umięśniony. I każda inna osoba, jaką znam. A właściwie to każda istota żywa. W końcu, bez tego nie moglibyśmy się poruszać...

Powszechnie tak mówi się o osobie, u której te mięśnie są uwydatnione...

 

Cytat

A zabroniono? Czemu?

Iklestria prowadziła politykę izolacji rasowej, choć szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się jeszcze nad powodami takiego stanu rzeczy. Ale ogólnie w królestwie mieszkali jedynie smokowcy oraz smoki. Jeśli ktokolwiek z innej rasy przebywał tam na stałe, to dlatego, że był niewolnikiem.

 

Cytat

Skąd tu nagle... No dobra, po kolei - wszystko, co do tej pory usłyszałem w kwestii smokowców, wskazywało jednoznacznie, że byli istotami cywilizowanymi, zamieszkującymi zorganizowane państwo i żyjącymi w miastach czy wsiach. A tutaj pojawiają nam się - ni stąd, ni zowąd - jakieś plemiona, co to walczą o terytorium jak te dzikusy. To jak w końcu wyglądała ta ich Iklestria?

Na ten moment mogę tylko powiedzieć, że nie wszyscy w Iklestrii zgodzili się na przyjęcie feudalizmu.

 

Cytat

Właściwie to jakie reguły rządzą tutaj imionami żeńskimi? Wcześniej poznaliśmy tę Tan'iss, więc myślałby kto, że u nich literka "a" na końcu nie ma w tej materii znaczenia... a tu jednak ma.

Pierwsze słyszę, aby był jakikolwiek wymóg, żeby imiona żeńskie kończyć tą samą literą.

 

Cytat

Mieliśmy już Kalderana pyszczącego na Einusa, który chce mu jedynie pomóc, teraz Drenzok fikający wodzowi plemienia... to mi pomału zaczyna wyglądać na jakąś cechę rasową twoich smokowców.

W sumie moi smokowcy mają na ogół silny temperament, ale sam nie jestem pewien, czy właśnie o to mi chodziło...

 

Cytat

Już widzę, jak Kefcia nadaje mu całkiem inną ksywę. :chytry:

Niech zgadnę - smok-o-zbyt-długim-imieniu? Na podobną modłę nazwał bohaterów tego mojego kiepskiego opowiadania o smokach. ;)

 

Cytat

ZNIECIERPLIWIENIE!

Nie krzycz.

 

Cytat

Ogólnie odnośnie tego rozdziału - powiedziałbym, że... no... niewiele nas posuwa do przodu? Nie wynika to wyłącznie z faktu, że tak naprawdę prawie nic się tutaj nie dzieje - nie czuć też wyraźnego związku z perypetiami Kalderana. Ot, Drenzok siedzi sobie wśród jaszczurów, które opuszczają swoje dotychczasowe miejsce pobytu i udają się na pielgrzymkę - to bardzo pięknie, ale jakie to ma właściwie znaczenie dla fabuły? Dla wątku głównego, gwoli ścisłości? Nie mówię od razu, żebyś wszystko wytłumaczył w ramach tego rozdziału, ale powinniśmy mieć chociaż jakąś wskazówkę.

W sumie pierwotna wersja rozdziału drugiego (dobrze piszę, tego z Kalderanem) prezentowała się tak, że związek między nim a rozdziałem trzecim mógłby być odczytany jako zbyt oczywisty (tak że można by odnieść wrażenie, iż z kolei rozdział trzeci nic nie wnosi do fabuły). Jeśli przesadziłem w drugą stronę, to to zmienię.

Edytowano przez Knight Martius
Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...