Skocz do zawartości

Uniwersum Darnerian

  • wpisy
    24
  • komentarzy
    178
  • wyświetleń
    21983

''Wilcze stado'' - rozdział szesnasty


Bazil

666 wyświetleń

Święta, święta i po świętach...

Takim tekstem mógłbym rozpocząć nowy wpis na blogu, gdybym umieszczał nowy fragment "tfurczości" w terminie, w jakim jeszcze niedawno miałem nadzieję go umieścić. Ale święta minęły już naprawdę dawno, minął nawet Nowy Rok (z wielkich liter - bo nowy rok z małych liter będzie jeszcze trwał przez, z grubsza licząc, 343 dni), a ja przez ten czas naprawdę się ociągałem z kontynuacją opowiadania, ku mojej własnej frustracji.

Jednym z powodów opóźnienia był - przyznaję ze wstydem - fakt, że przez jakiś czas po prostu nie miałem ochoty na pisanie. Wolałem nadrabiać growe zaległości, a przede wszystkim ukończyć trzeciego "Wiedźmina", który od miesięcy zalegał tylko na moim twardym dysku. Potem miałem jeszcze problemy z konceptem odnośnie nowego rozdziału. Niby miałem pomysł, o czym ma on traktować, lecz w trakcie prac nachodziły mnie coraz to nowe wątpliwości - czy to, co napisałem, faktycznie wnosi dostatecznie wiele do fabuły, na przykład.

Z ostatecznego rezultatu nie jestem w pełni zadowolony. Ale zmarnowałem już dość czasu, więc pokazuję ten nowy rozdział tak czy inaczej. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że od następnego rozdziału zacznie się już "właściwa" akcja.

=============================================================================

 

 

- XVI -

 

         -  Domyślam się, że nie zmienię pańskiego nastawienia, ekscelencjo? – zapytał Aer’imuel poprzez telepatyczne łącze, starannie maskując lekką frustrację, jaka powoli go ogarniała.

         -  Słusznie się pan domyśla, armelien – odrzekł beznamiętnie Isal’umaven – Jak już panu wcześniej mówiłem, nie widzę powodów, by ogłaszać alarm bądź też całkowicie zmieniać plan wizytacji jedynie z powodu pańskich przypuszczeń.

         Aer’imuel już od kilkunastu loanów zasiadał w kokpicie jednego z desantowców klasy Akile i dziwił się samemu sobie, że przez cały ten czas zdołał zataić przed przełożonym targające nim emocje. Nie po raz pierwszy miał do czynienia z owocami pychy Avn’khor, lecz większość znanych mu kapłanów nie pozwalała, aby arogancja przyćmiewała im zdrowy rozsądek. Brali pod uwagę spostrzeżenia niższych statusem Auvelian, niektórzy z nich nawet bardzo cenili sobie ich rady. Isal’umaven należał jednak do tych hierarchów, których buta przekładała się na całkowite przeświadczenie o słuszności własnego osądu oraz lekceważenie oceny wydanej przez kogoś takiego, jak Aer’imuel.

         Frustrację oficera powiększało co innego. Desantowiec, wewnątrz którego zasiadał, tkwił w tej chwili nieruchomo na prowizorycznym lądowisku i choć armelien – nie korzystając w tej chwili z osprzętu optycznego maszyny – nie mógł dostrzec okolicy poprzez opancerzony kokpit, wiedział doskonale, jak przedstawia się sytuacja. Podległe mu siły ustanowiły kolejną polową bazę, tym razem w bezpośrednim sąsiedztwie garnizonu armelien Vis’maela i aktualnie tkwiły bezczynnie, oczekując na nowe rozkazy. Miało to oczywiście swoje zalety – przykładowo, pozwalało dokończyć rekonwalescencję najciężej rannych żołnierzy. Lecz w tej chwili Aer’imuel zdecydowanie wolałby podjąć jakieś konkretne działania, zareagować na wykryte niedawno poczynania Terran.

         -  Czy jednak może pan sobie pozwolić na ich zignorowanie, ekscelencjo? – rzekł oficer, nadal zachowując mentalną samokontrolę – Pańska wizyta w tej bazie nie jest koniecznością, ponadto dodatkowa ochrona ze strony Arm’imdel może…

         -  Pragnę panu przypomnieć, armelien – uciął Isal’umaven – że już na ten temat dyskutowaliśmy. W związku z moją wizytą, ochrona w bazie została już zintensyfikowana, zaś jeśli chodzi o Arm’imdel, ich obecność jest w moim mniemaniu o wiele bardziej potrzebna w pierwszej linii.

         -  Odesłanie niewielkiego oddziału z pewnością nie wpłynie na…

         -  Armelien – ponownie przerwał Isal’umaven – Czyżby kwestionował pan moje rozkazy?

         -  Niczego nie kwestionuję, ekscelencjo – zaoponował Aer’imuel, choć w duchu uważał, iż jego przełożony trafił w sedno – Staram się jedynie przekonać pana do rozważenia decyzji.

         -  Proszę mi uwierzyć, że przemyślałem swoją decyzję dostatecznie dobrze, abym był pewien jej słuszności. Raz jeszcze zaznaczę, że nie przedstawił mi pan żadnych twardych dowodów, jednoznacznie świadczących o skonkretyzowanym zagrożeniu. Mówił pan jedynie w abstrakcyjnych kategoriach, a powinien pan doskonale wiedzieć, że podczas działań wojennych, ryzyko ataku wroga jest zasadniczo nieustanne. Nie możemy pozwolić, by obawa przed czymś takim krępowała nasze działania czy też decyzje.

         -  Jest pan również pewien, że pańska wizytacja jest na tyle istotna, aby nie było możliwe jej odwołanie lub odłożenie w czasie, ekscelencjo? – Armelien odnosił coraz silniejsze wrażenie, że próbuje wycisnąć wodę z kamienia.

         -  Ten temat również był przedmiotem dyskusji – odrzekł Isal’umaven – Doskonale pan wie, że terrańska ofensywa straciła impet, częściowo dzięki niepowodzeniu, jakiego doznali za sprawą pańskiej interwencji, więc nadarza się adekwatny moment, by wyprowadzić kontruderzenie. Zaplanowałem wizytację celem upewnienia się, czy nasze jednostki w pobliżu linii frontu są na to gotowe i osobistego dopilnowania przygotowań do ofensywy.

         -  Proszę mi wybaczyć śmiałość, ekscelencjo, ale dysponuje pan przecież stosownymi raportami, meldunkami od dowódców…

         -  Wybaczam, armelien – znów przerwał Isal’umaven – i zaznaczam, że jako polowy oficer, powinien pan najlepiej wiedzieć, iż czymś zupełnie innym jest możność sprawdzenia czegoś na własne oczy. W moim mniemaniu, nasze zbliżające się działania są na tyle istotne, że wymagają mojej obecności. Jeśli zaś chodzi o ryzyko związane z przebywaniem tak blisko linii frontu, brałem je pod uwagę od samego początku i zdecydowałem się je podjąć. Dopóki nie będę miał jednoznacznych informacji o rzekomo planowanej przez nieprzyjaciela operacji, nie zmienię zdania. Przechwycenie wrogiego oddziału komandosów jest zaś, w moim mniemaniu, pomyślną wiadomością. Faktem jest, że udaremniliśmy w ten sposób operację specjalną, natomiast pańskie przypuszczenia, iż była to jedynie przynęta, pozostają jedynie przypuszczeniami. Podobnie jak pańskie przekonanie, że to właśnie placówka 327 będzie celem ataku. Nie będę nawet wspominał o tym, iż nie jest to jedyny garnizon, jaki mam w najbliższym czasie odwiedzić – Wielki Kapłan zrobił krótką pauzę – Udzieliłem panu, nie po raz pierwszy zresztą, wyczerpujących wyjaśnień odnośnie własnego stanowiska w tej sprawie, teraz chcę zapytać, czy jest pan nimi usatysfakcjonowany?

         -  Tak jest, ekscelencjo – skłamał Aer’imuel – W zupełności.

         -  Doskonale. Proszę zatem więcej nie zaprzątać sobie tym głowy, polegać na mojej własnej ochronie i skupić się na swoim zadaniu. Ufam, że wciąż doskonale pan pamięta wytyczne, jakie panu przekazałem?

         -  Tak jest, ekscelencjo. Ustanowiliśmy już bazę polową w bezpośrednim sąsiedztwie garnizonu Vis’maela i zdążyliśmy zregenerować siły. Uleczyliśmy rannych, dokonaliśmy niezbędnych napraw i konserwacji ciężkiego sprzętu, dzięki czemu jesteśmy znów w pełnej gotowości bojowej. Czekamy jedynie na rozkazy oraz ewentualne uzupełnienia.

         -  Obawiam się, że na te drugie nie ma pan co liczyć. Jednak zapewne uspokaja pana myśl, że Arm’imdel pod pańską komendą nie zostaną wysłani do walki bez wsparcia.

         -  Istotnie, ekscelencjo.

         -  Czy jest coś jeszcze, co chciałby pan zameldować?

         -  No, cóż… – Aer’imel zawahał się – Podniósłbym jeszcze kwestię terrańskich jeńców. Osobiście doglądałem ich wstępnego przesłuchania i jeszcze dziś zamierzam zadbać o to, by zostali wysłani do naszej bazy operacyjnej. Ufam, że tam zostaną poddani bardziej starannej interrogacji.

         Ostatnie zdanie armelien wypowiedział po krótkiej pauzie, kładąc na nie lekki nacisk. Jednak Isal’umaven albo nie zrozumiał aluzji, albo postanowił ją po prostu zignorować. Nie podjął bowiem tematu.

         -  Może pan być tego pewien – oznajmił – Jeżeli to wszystko, sugeruję, abyśmy zakończyli tę rozmowę.

         -  Naturalnie, ekscelencjo – odparł Aer’imuel – Dziękuję za wyrozumiałość.

         Łącze telepatyczne wygasło, a armelien zdjął z głowy wzmacniacz, służący do precyzyjnej komunikacji dalekiego zasięgu. Choć rozmowa z przełożonym już się zakończyła i utrzymywanie mentalnej samokontroli nie miało w tej chwili aż tak wielkiego znaczenia, Aer’imuel nadal starał się zachowywać stoicyzm. Emocje w niczym by nie pomogły, zaś ich wpływ mógł go najwyżej zdemoralizować.

         Kiedy wyszedł już na zewnątrz po rampie desantowej, jego oczom ukazał się skąpany w słonecznym świetle, prowizoryczny obóz wojskowy. Wszystko – desantowce, transportery piechoty, prefabrykowane kwatery żołnierzy – było ustawione w idealnie równych rzędach. Baza sprawiała wrażenie cokolwiek bezludnej, jako że poza wojownikami wyznaczonymi do pełnienia służby wartowniczej, w okolicy nie było widać żadnych żołnierzy, którzy wykonywaliby swoje obowiązki. Wszyscy z nich albo odpoczywali, albo też nadal przebywali w lazarecie. Panujący spokój i atmosfera wytchnienia wydawały się harmonizować z obecną, słoneczną pogodą.

         Ten sam spokój nie znajdywał jednak odzwierciedlenia w duchu Aer’imuela, kiedy ten przemierzał pusty plac apelowy, kierując się w stronę jednego z prefabrykowanych budynków – tymczasowego aresztu, gdzie trzymano pojmanych terrańskich oficerów.

         Naprzeciw wyszedł mu Tai’koves.

         -  Zgaduję – powiedział bez żadnych wstępów – iż rozmowa z jego ekscelencją także i w tym wypadku była bezowocna, armelien?

         -  Zawsze miałeś dar odgadywania rzeczy oczywistych – odrzekł Aer’imuel – Bez twardych dowodów, a na takowe nie mam na razie co liczyć, nie zdołam zmienić stanowiska naszego drogiego przywódcy.

         -  Może jednak zdobędziemy takowe dowody jeszcze dziś.

         -  Nie pokładałbym w tym zbytnich nadziei.

         Obaj oficerowie myśleli o tym samym – armelien zaplanował, że jeszcze dziś zada kilka pytań najstarszemu stopniem więźniowi, zanim on i jego koledzy zostaną odesłani. Liczył, że z racji posiadanej rangi, Terranin ów może dysponować jakimiś informacjami odnośnie planów wrogiego dowództwa operacji specjalnych. Ich wydobycie stanowiłoby dowód, który z pewnością przekonałby Isal’umavena, że zagrożenie jest realne. Aer’imuel nie dawał sobie jednak większych nadziei. Było mało prawdopodobne, aby zwykły żołnierz, nawet wysokiej rangi, był wtajemniczony w takie sprawy. Działania sił specjalnych były z reguły ściśle tajne i nie wiedział o nich nikt poza samymi zainteresowanymi. Armelien zwracał się do swojego jeńca zasadniczo w akcie desperacji. Nie wykluczał jednak zarazem, że rozmowa z wrogim oficerem może wnieść coś nowego. Nawet jeśli nie w postaci informacji bezpośrednio dotyczących tajnej operacji, to w związku z innymi danymi, z których Aer’imuel mógłby wydedukować coś istotnego. Na przykład, czy jakiś rejon czy też placówka nie pozostają w szczególnym zainteresowaniu terrańskiego dowództwa, albo też czy nie wiążą się z planowaną przez nich, ogólną ofensywą.

         Armelien wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu – zobowiązał się odesłać więźniów do bazy operacyjnej w najbliższym czasie. Toteż nie tracąc już ani chwili, uciął rozmowę z Tai’kovesem i w jego towarzystwie udał się do jednego z pokoi prefabrykowanego budynku, normalnie służącego jako zwykła kwatera żołnierska, jednak obecnie wykorzystywanego w charakterze pokoju przesłuchań.

         Na miejscu zastał jeńca, skutego za plecami i zasiadającego na krześle usytuowanym przed prostym biurkiem blisko wejścia. Inne meble – łóżka i szafki, które nie pełniły teraz żadnej funkcji – zostały odsunięte pod ściany. Więźniowi towarzyszyło czterech uzbrojonych Arm’imdel w pancerzach wspomaganych. Dwaj z nich stali po lewej i prawej stronie człowieka, zaś dwaj pozostali przy biurku, jak gdyby przygotowali się do obrony swojego dowódcy przed ewentualną napaścią Terranina.

         Aer’imuel miał już wcześniej okazję poznać tożsamość i rangę jeńca – był to major Piett Hansen. Auvelianin spoglądał na niego z lekką pogardą, które to uczucie Terranin odwzajemniał w znacznie większym stopniu. Na swój sposób było to imponujące – żołnierze wroga, którzy ponieśli klęskę i dostali się do niewoli, byli na tyle zdemoralizowani, że często poddawali się rozpaczy i bywali łatwi do psychicznego złamania. Hansen jednak postępował inaczej. Od samego początku traktował Auvelian wyniośle i z pogardą, dając im wyraźnie do zrozumienia, że nie ma zamiaru okazywać uległości. Pozostawał niewzruszony wobec jawnych gróźb, jakie kierowali doń auveliańscy wojownicy, a nawet podejmował dość desperackie próby opierania się telepatycznej penetracji jego umysłu, skupiając bieżące myśli na całkiem irrelewantnych zjawiskach. Przegrał bitwę, był całkowicie na łasce Auvelian, a jednak nie sprawiał wrażenia pokonanego.

         -  Witam ponownie – rzucił ironicznie, zanim jeszcze Aer’imuel zdążył zasiąść za biurkiem – W domu wszyscy zdrowi?

         Armelien był biegły w esperanto, podobnie jak w innych dialektach swoich wrogów.

         -  Pan pozwoli, że nie podziękuję za tę fałszywą troskę – odrzekł beznamiętnie – Chcę tylko zamienić kilka słów, ewentualnie raz jeszcze zajrzeć do pańskiego umysłu i wkrótce później się pożegnamy.

         -  Pożegnamy się? – człowiek uniósł brwi, udając zaskoczenie – Tak całkiem, na dobre? Czemu nie zrobicie tego od razu?

         -  Nie mamy zamiaru pana zabijać, jeżeli to ma pan na myśli. Jesteśmy jednostką frontową i przesłuchiwanie jeńców nie leży w naszej gestii. Jeszcze dziś odeślemy was z dala od linii frontu i zajmie się wami ktoś inny. Zanim to jednak nastąpi, chciałbym odbyć z panem jeszcze jedną osobistą rozmowę.

         -  I czego, k***a, chcesz się dowiedzieć? – warknął Hansen, wychylając się do przodu w krześle – Wyciągnęliście już ode mnie wszystko, co mogło wam się przydać. Nie znam naszych planów strategicznych w całości, ja tylko wykonuję rozkazy. Więc niczego więcej się nie dowiecie.

         -  Mam nadzieję, że jednak będzie inaczej. Interesują mnie pewne sprawy, które moi przełożeni niestety lekceważą, a które z mojego punktu widzenia mogą mieć ogromne znaczenie dla dalszego powodzenia naszej kampanii. Chodzi o ewentualne działania waszych sił specjalnych w tym rejonie.

         Piett wybuchnął pogardliwym śmiechem.

         -  Posłuchaj, ty niebieski sukinsynu – odrzekł, uśmiechając się sarkastycznie – Nie znam nawet ogólnego planu strategicznego, bo nasz sztab po prostu nie wtajemnicza w niego ludzi mojej rangi, właśnie na wypadek sytuacji, gdyby trafili do niewoli. Dlaczego ci przyszło do tego durnego, pier*****ego łba, że mogę cokolwiek wiedzieć o operacjach specjalnych?

         -  Wulgarne słownictwo oraz barbarzyńskie zachowanie nie zmieni pańskiej sytuacji, ani też nie zrobi na mnie wrażenia – Aer’imuel zachowywał beznamiętny ton głosu – Chyba że chciałby pan osiągnąć wrażenie jednoznacznie negatywne i przekonać mnie, że krążące wokół waszej rasy stereotypy zawierają słowa prawdy. Powracając zaś do tematu, jestem doskonale świadom faktu, że zwykłym żołnierzom po prostu nie udostępnia się danych na temat tajnych operacji. Może pan jednak wiedzieć coś, co nas naprowadzi.

         -  Jak choćby? – Hansen przewrócił oczami.

         -  Jak choćby… pewne wskazówki co do szczególnej wagi strategicznej takiej czy innej placówki, jaką posiadamy w rejonie thoraliańskim.

         -  Chyba już grzebaliście w moim łbie, żeby się tego dowiedzieć. Mogę więc powiedzieć to teraz otwarcie: nic nie wiem o szczególnym zainteresowaniu generałów czymkolwiek innym poza bazą, którą mieliśmy zniszczyć. Stała nam na drodze do odbicia miasta Agrelia oraz dalszej ofensywy w głąb Thoralii. Poza tym, jej zdobycie umożliwiłoby nam zajście od tyłu i odcięcie kilku innych waszych pozycji. Już to wszystko wiecie i nie dowiecie się ode mnie niczego więcej.

         -  Jest pan tego pewien? Dotąd nie przesłuchiwaliśmy pana pod kątem danych odnośnie poszczególnych ważnych strategicznie pozycji, o jakich może pan wiedzieć, ale mogę to teraz zrobić. Mam kilka… teorii, które chciałbym sprawdzić.

         -  Więc sprawdź je beze mnie – Piett nagle całkowicie się odprężył, opierając na powrót w krześle – Nic nie powiem.

         -  Pan wie, że mogę nakazać zaaplikowanie serum prawdy, albo po prostu zajrzeć bezpośrednio do pańskiego umysłu?

         -  Rób, co chcesz – odrzekł Hansen, wciąż zachowując spokój – Przynajmniej będę miał czyste sumienie, że nie zdradziłem żadnych informacji dobrowolnie.

         -  Czyli ma pan jednak jeszcze jakieś informacje?

         -  Tego nie powiedziałem.

         Aer’imuel zrobił krótką pauzę.

         -  Co panu wiadomo na temat placówki produkcyjno-zaopatrzeniowej 327? – zapytał, nadając swojemu mentalnemu głosowi zdecydowany ton.

         Tym razem Terranin w ogóle się nie odezwał. Armelien ponowił pytanie, ale Hansen najwyraźniej już nastawił się psychicznie na penetrację jego umysłu. Aer’imuel ukrył lekkie rozbawienie, jakie go ogarnęło, gdy wychwycił bieżącą, powierzchowną myśl jeńca.

         -  Posłuchaj mnie, człowieku – powiedział, tym razem wkładając w swój przekaz lekki, acz wyczuwalny sarkazm – wbrew obiegowej wśród przedstawicieli waszej rasy opinii, wyobrażenie litego muru nie sprawia, że mur ów będzie stanowił faktyczną barierę w waszym umyśle. Liczy się myśl sama w sobie, a nie jej treść. Z równym powodzeniem mógłby pan myśleć intensywnie o posiłku, jaki ostatnim razem pan spożył. Ponadto, tego rodzaju techniki nic nie dadzą. Jeżeli skupia się pan całkowicie na jednej myśli, wniknięcie głębiej jest teoretycznie trudniejsze, ale w praktyce to nie może nas powstrzymać. W najlepszym razie nas spowolni, ale i to jest wątpliwe.

         Hansen uniósł brwi.

         -  No, proszę – rzekł z ironią w głosie – A ja myślałem, że wy w ogóle nie macie poczucia humoru. Nie powiedziałeś niczego, o czym bym nie wiedział. Ścianę po prostu łatwiej sobie wyobrazić, poza tym sugestia, że taka ściana faktycznie mnie chroni, przydaje pewności siebie.

         -  Intrygujące – stwierdził Aer’imuel, powracając do pozbawionego emocji tonu – lecz pozwolę sobie raz jeszcze podkreślić, że to zbędny wysiłek.

         -  Nawet jeśli tylko was w ten sposób spowolnię, będę szczęśliwy. Nie zamierzam po prostu się poddać.

         -  Podziwiam oddanie służbie i poczucie obowiązku, ale sugeruję, żeby po prostu odpowiedział pan na moje pytania. To byłoby prostsze i szybsze, poza tym nie obciąży nadmiernie pańskiego umysłu.

         Odpowiedzią Terranina i tym razem było milczenie. Aer’imuel w gruncie rzeczy nie spodziewał się po nim niczego innego, więc niemal machinalnie wszedł w stan skupienia. Sięgnął swoim umysłem do siedzącego teraz nieruchomo Hansena, przystępując do mentalnego sondowania. Człowiek wzdrygnął się, kiedy Auvelianin wniknął w jego jaźń.

         Aer’imuela nie po raz pierwszy zdumiewał rezultat przeszukiwania terrańskiego umysłu. Jego wrogowie byli z punktu widzenia auveliańskiej rasy istotami efemerycznymi, szybko i masowo przychodzącymi na ten świat oraz gasnącymi w mgnieniu oka. A jednak ich bardzo krótkotrwała egzystencja wydawała się wystarczać na znaczną część żywota samego armeliena, który liczył sobie kilka milionów ziemskich lat. Ludzie żyli intensywnie, silnie odczuwali emocje, a ich wspomnienia doskonale utrwalały się w pamięci. Aer’imuel prawie im tego zazdrościł. Prawie.

         Teraz jednak nie miał czasu ani sposobności na badanie poszczególnych wspomnień z życia Hansena. Przeszukiwał jego umysł w poszukiwaniu tych, które go interesowały. Powiedzenie, iż przypominało to eksplorację głębin oceanu, byłoby w jego własnej ocenie poważnym niedomówieniem. Myśli Terranina nie stanowiły jasno uporządkowanej i klarownej całości, którą można byłoby wygodnie odczytać, jak książkę. Aer’imuel odnosił nieustanne wrażenie, że wspomnienia jeńca nachodzą go ze wszystkich stron, jak gdyby przeżywał je po kilka naraz, w różnych wcieleniach. Każde z tych wspomnień pociągało za sobą cały łańcuch innych. Zatracenie się w nich wszystkich mogło grozić obłędem, całkowitą utratą poczucia własnej świadomości oraz kontroli nad swoimi myślami.

         Jednak Aer’imuel, podobnie jak jego pobratymcy, był w pełni oswojony z telepatią i radził sobie tak, jak zwykle. Poruszał się w meandrach umysłu Hansena ostrożnie, odrzucając niechciane myśli i pozostając w pełnym skupieniu.

         W końcu skierował się na właściwe tory – bieżące sprawy, dotyczące walki, jaką toczył człowiek. Zgodnie z jego zapewnieniami, nie wyglądało na to, by wiedział o czymkolwiek, co byłoby planowane w związku z rzeczywistym w mniemaniu armeliena celem terrańskich sił specjalnych. Auvelianin nie był tym zaskoczony. Zdawał sobie doskonale sprawę, że szanse na odnalezienie takich infomacji w umyśle Hansena są nikłe, a ponowne jego zbadanie poprzez telepatię jest w gruncie rzeczy aktem desperacji.

         Lecz nagle uwagę Aer’imuela zwróciło coś całkiem innego. Nie miało charakteru surowych informacji, jakich udzieliliby Terraninowi jego przełożeni – raczej emocjonalny, osobisty. Powiązania z poczynaniami oddziałów specjalnych wroga były wątłe, ale wyczuwalne. Hansen martwił się o kogoś, i to działającego właśnie w rejonie thoraliańskim.

         Armelien przerwał kontakt. Człowiek wzdrygnął się, gdy Auvelianin opuścił jego umysł i sprawiał teraz wrażenie zmęczonego. Po krótkiej chwili z jego twarzy dało się także odczytać niepokój i zarazem frustrację.

         -  Ma pan tam brata – oznajmił Aer’imuel po długiej pauzie – Służy w waszych siłach specjalnych. Wie pan, że dołączył do elitarnej jednostki… i że działa właśnie gdzieś tutaj. Zgadza się?

         -  Ty sukinsynu – warknął Hansen w odpowiedzi – Trzymajcie się od niego z daleka. Ja na pewno nie pomogę wam go znaleźć.

         -  Może pan nam jednak dać pewne wskazówki – odrzekł armelien, zachowując pełną samokontrolę i nadal nie reagując na agresję Terranina – Wygląda na to, że obaj poważnie traktujecie swoje obowiązki i nie rozmawialiście na temat szczegółów dotyczących jego zadania. Mimo wszystko, z jakichś względów ma pan świadomość, że pański brat aktualnie stacjonuje gdzieś w rejonie thoraliańskim, więc jeśli pójdziemy dalej tym tropem, może dowiemy się czegoś jeszcze. Może nawet… – Aer’imuel zawiesił głos – może nawet zadbamy o to, żeby pańskiego brata nie dotknęła krzywda, kiedy już będziemy udaremniali waszą operację. Wystarczy, że powie nam pan coś na ten temat. To byłoby prostsze, niż kolejny wgląd w pański umysł.

         -  Pie**z się – odrzekł Piett – Jeżeli sam się domyśliłeś, że nie rozmawiamy na takie tematy, to powinieneś już widzieć, ze nic o tym, k***a, nie wiem.

         Aer’imuel chciał już udzielić odpowiedzi, ale jego uwagę odwrócił telepatyczny zew od jego zastępcy. Tai’koves w tej właśnie chwili zajrzał do prowizorycznego pokoju przesłuchań.

         -  Armelien, czy mogę pana na chwilę prosić? – zapytał, zawężając telepatyczny przekaz tak, aby mógł go odebrać jedynie przełożony.

         -  Naturalnie – odrzekł Aer’imuel, również kierując swoje słowa wyłącznie do wiadomości Tai’kovesa, a następnie wstał i zwrócił się do Hansena – Obawiam się, że jestem zmuszony przerwać tę nader intrygującą wymianę zdań. Obowiązki wzywają.

         -  Jasne, jasne – mruknął Terranin z ironią w głosie – Nie spiesz się, ja tutaj zaczekam.

         Auvelianin zignorował go i wyszedł na korytarz, do oczekującego go zastępcy. Byli tam również Khae’avilen oraz wszyscy trzej imolien.

         -  Czy coś się wydarzyło? – zapytał Aer’imuel, spoglądając po obecnych.

         -  Powiem panu, armelien, cóż takiego się stało – odparł Tai’koves – Wygląda na to, że coś musiało się zmienić od chwili pańskiej rozmowy z jego ekscelencją, bowiem plan ataku na naszym odcinku frontu staje się już rzeczywistością. Niebawem powinny się tutaj zjawić oddziały Shilai’edilon i oddać się pod pana komendę. Wkrótce po ich przybyciu otrzymamy instrukcje wymarszu i włączenia się do wstępnej ofensywy. Długo tu już nie pozostaniemy.

         -  To, co się w międzyczasie wydarzyło, nie jest wielką tajemnicą – wtrącił uprzejmie Khae’avilen – Do Isal’umavena najwyraźniej dotarły najnowsze informacje od wywiadu, z których wynika, że nadarza się okazja do relatywnie łatwego zniszczenia wysuniętych pozycji wroga. Terranie się przegrupowują, najwyraźniej w przygotowaniach do własnego ataku. Możemy ich uprzedzić, ale już wkrótce stracimy tę szansę.

         -  Przyznaję, że to koliduje z moimi własnymi planami – stwierdził Aer’imuel, dając zebranym odczuć, iż nie jest kontent z takiego obrotu spraw – Skoro nie mam oficjalnej aprobaty ze strony naszego drogiego przywódcy, chciałem zająć się osobiście kwestią tej operacji specjalnej…

         -  Skoro już o tym mowa – wtrącił Tai’koves – czy nasz więzień powiedział coś nowego?

         -  Niewiele – odparł armelien, ignorując nietakt podwładnego – Wiem, że w oddziałach specjalnych wroga służy… bliska mu osoba, o której wie tyle, że jest zaangażowana w tajną operację gdzieś w rejonie thoraliańskim. To by potwierdzało, że Terranie coś szykują.

         -  To nie przekona Isal’umavena – zaoponował Khae’avilen – Wątłe wzmianki o samej możliwości wszczęcia przez Terran tajnej operacji w tym rewirze wcale nie oznaczają, że taka operacja miałaby istotnie mieć miejsce. Co więcej, wiedza naszego jeńca może się odnosić do misji oddziału, który wyeliminowaliśmy. Nie dostarcza nam to żadnych konkretnych danych, jakich domaga się jego ekscelencja.

         -  Nie dostarcza – przyznał Aer’imuel – ale z mojego osobistego punktu widzenia, daje mi pewność, że moje przypuszczenia są słuszne. Szczególnie zaintrygował mnie fakt, że Terranin Hansen nie zna nawet formacji, do której należy jego brat. Jeżeli miałbym zgadywać, rzekłbym, iż jest to ściśle tajna jednostka. Być może działała już przeciwko nam, lecz czyniła to incognito. Możliwe również, że ma charakter eksperymentalny i ta akcja to jej chrzest bojowy. To by się wpasowywało w moją teorię, że tamten przechwycony oddział, złożony z formacji dobrze nam znanych, był jeno przynętą.

         -  Za pozwoleniem, armelien – ponownie wtrącił Khae’avilen – to nadal są tylko i wyłącznie pańskie przypuszczenia. Nawet ja uznałbym je za daleko idące, nawet jeśli jest w nich logika. Cóż zaś dopiero mówić o Isal’umavenie.

         Aer’imuel raz jeszcze spojrzał po zebranych. W jego głowie zaświtał pewien koncept, który nachodził go już od jakiegoś czasu, w reakcji na bierność naczelnego dowódcy. Nie uśmiechało mu się działanie o charakterze nieoficjalnym, lecz teraz poczuł, że nie ma innego wyboru. Mógł albo biernie czekać na zbliżającą się katastrofę, albo spróbować temu przeciwdziałać za wszelką cenę.

         -  Oficjalnie, nie możemy tak po prostu wszcząć poszukiwań domniemanej grupy specjalnej wroga – oznajmił wreszcie – ale możemy się tym zająć po cichu. Imolien? – tu Aer’imuel zwrócił się do Khai’noela, który skinął głową – Zorganizuje pan oddział. Jeszcze dziś przeniesiecie stanowiska w bezpośrednią okolicę placówki 327. Macie być gotowi do interwencji oraz wszczęcia poszukiwań, jeżeli tylko moje przypuszczenia się potwierdzą… i baza owa istotnie padnie ofiarą nagłego ataku.

         -  Ależ armelien, to przecież wbrew… – zaczął imolien.

         -  Jestem tego świadom. Może pan być jednak pewien, że w razie jakichkolwiek problemów, wezmę całą odpowiedzialność na siebie. Jestem waszym dowódcą, waszym obowiązkiem jest słuchać moich rozkazów, a zatem również ich konsekwencje winny spaść na mnie. Jeżeli jednak moje przypuszczenia okażą się słuszne… i to wy odkryjecie operację specjalną wroga… Isal’umaven będzie zmuszony przyznać się do błędu.

         -  Oznacza to, iż odbiera pan zarówno potępienie, jak i zaszczyty? – mentalny głos Khai’noela znów był wyzuty z powagi.

         -  Skoro tak pan to widzi, niechaj tak będzie – odrzekł Aer’imuel – Niech pan się jednak pospieszy. Oddział powinien być gotów do wymarszu jeszcze dziś.

         -  Za pozwoleniem, armelien – wtrącił nagle Egon’thier – ale to ja i moi żołnierze winniśmy podjąć się tego zadania.

         -  Doprawdy? – dowódca okazał lekkie zdumienie – Na jakiej podstawie pan tak uważa?

         -  Zawiedliśmy podczas naszej poprzedniej misji – odrzekł oficer – Naszą powinnością jest odzyskać honor. Zadanie, które powierza pan imolien Khai’noelowi, może być szansą moją i moich wojowników na zmazanie winy.

         -  Skoro tak pan to postrzega, przychylę się do pańskiej sugestii. Ufam, że się wam powiedzie.

         -  Ja również żywię taką nadzieję, armelien. Proszę mi teraz wybaczyć. Jeżeli jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki, powinienem się nią zająć natychmiast.

         Egon’thier skłonił się nieznaczne i odwrócił, oddalając od grupy. Spoglądając za nim, Aer’imuel wyczuł, że jego oficera ogarniają ambiwalentne uczucia. Szczegółowy raport z minionej bitwy, który niedawno trafił do rąk armeliena, nie pozostawiał wątpliwości, że legion dowodzony przez Egon’thiera poniósł największe straty – choć różnica względem formacji towarzyszących dowódcy nie była aż tak znaczna. Jednak dla Arm’imdel, którzy ze względu na specyfikę formacji dokładnie liczyli ponoszone straty, różnica ta była aż nazbyt widoczna. Egon’thier z jednej strony obwiniał o to Aer’imuela, z drugiej jednak uznawał własną współwinę i wyczuwał, że obarczanie przełożonego odpowiedzialnością było zwykłą ucieczką od swojej własnej. Armeliena zdumiewało, że jego oficer przykłada tak wielką wagę do swoich obowiązków. Przeszło mu nawet przez myśl, że wzmianka o przyjęciu na siebie winy za niepowodzenie operacji poruszyła czułą strunę w umyśle Egon’thiera. W pewnym sensie, odebrał ją jako wyzwanie – wygodniej mu było postrzegać Aer’imuela w negatywnych kategoriach, ze względu na różnice społeczne oraz fakt, iż nigdy przedtem nie służył z jednostkami Arm’imdel. Nie chciał być więc od niego gorszy.

         -  Dobrze zatem – powiedział Aer’imuel, zwracając się teraz do ogółu – Skoro mamy już mało czasu, nalegam, aby panowie także przygotowali podległe sobie jednostki.

         -  Nasi wojownicy nie będą zachwyceni koniecznością kolejnych przenosin w tak krótkim odstępie czasu – zauważył Khai’noel.

         -  Proszę im zatem powiedzieć, że mogą śmiało obwiniać o swoją sytuację Wielkiego Kapłana Isal’umavena – odrzekł armelien – Skoro już mowa o nim oraz o jego decyzjach, nalegam, aby w najbliższym czasie zajęli się panowie przygotowaniem podległych sobie jednostek do wymarszu.

         -  A co pan będzie robił, armelien? – zapytał Tai’koves, być może nazbyt poufale.

         -  Porozmawiam z naszym jeńcem i spróbuję dowiedzieć się czegoś jeszcze. Może jego brat był mało dyskretny podczas rozmów o charakterze osobistym.

 

To be continued...

8 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Mam nieco mieszane uczucia odnośnie tego fragmentu, a przede wszystkim zaczynam odczuwać, jakby mnie mierził mnie sposób wypowiedzi Auvelian. Ale po kolei.

Jesteśmy jednostką frontową i przesłuchiwanie jeńców nie leży w naszej gestii
"Gestia" to nie synonim "kompetencji".
Szczególnie zaintrygował mnie fakt, że Terranin Hansen nie zna nawet formacji, do której należy jej brat
Terranin Hansen jest kobietą?
w reakcji na bierność naczelnego dowódcy. Nie uśmiechało mu się działanie o charakterze nieoficjalnym, lecz teraz poczuł, że nie ma innego wyboru. Mógł albo biernie
Powtórzenie.
Egon?thier z jednej strony obwiniał o to Aer?imuela, z drugiej jednak uznawał własną współwinę i wyczuwał, że obarczanie odpowiedzialnością przełożonego było zwykłą ucieczką od własnej odpowiedzialności. Armeliena zdumiewało, że jego oficer przykłada tak wielką wagę do swoich obowiązków. Przeszło mu nawet przez myśl, że wzmianka o przyjęciu na siebie odpowiedzialności
Combo powtórzenie!

Ja rozumiem, że Auvelianie powinni być zimni i opanowani, ale ich dialogi są jedynie... sztywne. Ja rozumiem, opanowanie, ale scena dialogu Aer'imuela z jeńcem jest dość... poniżająca dla niego. Najpierw przymila się do niego per "pozwoli pan" i "wkrótce się pożegnamy", potem... żali się jeńcowi, że przełożeni nie poważają jego opinii? To już trochę żenada.

Poza tym... sposób wypowiadania się Auvelian nie przydaje im godności czy powagi. Właściwie, to brzmią, jakby ich armia składała się z urzędników, z tym ich koszmarnym per "pan" do wszystkich i wszystkiego. I to nie jest zbyt klimatyczne, bo w ogóle nie czuć, żeby to byli obcy o odmiennej od ludzi kulturze. Tylko... urzędnicy.

Link do komentarza

Scena z wchodzeniem do umysłu jeńca była za to całkiem w porządku. To chyba jedyny moment, kiedy Auvelianie zdają się w jakikolwiek sposób... stanowiący zagrożenie.

Poza tym, zastanawiała mnie scena, w której Aer'imuel opisuje dokładnie, co Egon'thier o nim myśli. Czy Egonowi tak kiepsko idzie ukrywanie uczuć, czy Aer jest aż tak utalentowany w ich wyczuwaniu?

Link do komentarza

Ja też miałem mieszane uczucia, wlepiając to - z tym, że moje wątpliwości skupiają się na czymś zupełnie innym, niż twoje. Sam nie wiem, czy uznać to za dobry znak, czy raczej jeszcze bardziej się niepokoić.

"Gestia" to nie synonim "kompetencji".

Nie, ale użycie tego słowa w tym kontekście jest poprawne. Tak czy inaczej, na pewno nie jestem pierwszą osobą, która takiego wyrażenia użyła.

Terranin Hansen jest kobietą?

Nie. Ale "formacja" jest rodzaju żeńskiego.

Najpierw przymila się do niego per "pozwoli pan" i "wkrótce się pożegnamy", potem... żali się jeńcowi, że przełożeni nie poważają jego opinii? To już trochę żenada.

I to jest według ciebie takie poniżające? Kurtuazja (która ma w tej sytuacji dość specyficzny wydźwięk, skoro mówimy tu o facecie, który jest na ich łasce) i jeszcze szczypta prywatnych wynurzeń? Nie rozumiem zarzutu.

Poza tym... sposób wypowiadania się Auvelian nie przydaje im godności czy powagi. Właściwie, to brzmią, jakby ich armia składała się z urzędników, z tym ich koszmarnym per "pan" do wszystkich i wszystkiego. I to nie jest zbyt klimatyczne, bo w ogóle nie czuć, żeby to byli obcy o odmiennej od ludzi kulturze. Tylko... urzędnicy.

OK, czyli tylko dlatego, że Auvelianie używają zwrotu per "pan", kojarzy ci się to z urzędnikami?

Poza tym, zastanawiała mnie scena, w której Aer'imuel opisuje dokładnie, co Egon'thier o nim myśli. Czy Egonowi tak kiepsko idzie ukrywanie uczuć, czy Aer jest aż tak utalentowany w ich wyczuwaniu?

Powiedziałbym, że każdy z tych czynników po trochu się liczy. Bardziej jednak ten pierwszy - skoro już przyjmuję założenie, że ci Auvelianie, na których skupia się akcja, są dziwakami wedle własnych standardów, mogą też mieć większe trudności z zatajaniem własnych uczuć. Jeśli dodać jeszcze do tego fakt, że mamy do czynienia z żołnierzem - który regularnie znajduje się w sytuacji zagrożenia życia, któremu ogólnie trudno pozostać beznamiętnym we własnej sytuacji... Jego emocje mogą być też na co dzień łatwiej wyczuwalne.

Link do komentarza
a też miałem mieszane uczucia, wlepiając to - z tym, że moje wątpliwości skupiają się na czymś zupełnie innym, niż twoje.

Hm, a na czym?

Ja do fabuły nie mam zastrzeżeń, mogę jedynie czekać na ciąg dalszy. Tylko myślę, że wypadałoby spojrzeć na ten rozdział pod kątem redakcyjnym, bo oprócz błędów wyłapanych przez Kefkę zauważyłem ich jeszcze odrobinę, w tym literówki.

- Domyślam się, że nie zmienię pańskiego nastawienia, ekscelencjo? ? zapytał Aer?imuel poprzez telepatyczne łącze, starannie maskując lekką frustrację, jaka powoli go ogarniała.

Co to więc jest ciężka frustracja?

Zaplanowałem wizytację celem upewnienia się, czy nasze jednostki w pobliżu linii frontu są na to gotowe i osobiście dopilnować przygotowań do ofensywy.

Miało tu chyba być "...i osobistego dopilnowania...". Bo w obecnym kształcie zdanie jest niegramatyczne.

Udzieliłem panu, nie po raz pierwszy zresztą, wyczerpujących wyjaśnień odnośnie własnego stanowiska w tej sprawie, teraz chcę zapytać, czy jest pan nimi usatysfakcjonowany?

Chyba czepiam się całkowicie, bo prawidłową wersją tej frazy jest "odnośnie do". Brzmi bardzo formalnie, ale do Auvelian może pasować.

Ten sam spokój nie znajdywał jednak odzwierciedlenia w duchu Aer?imuela (...)

"Nie znajdował" chyba by jednak bardzo pasowało. Właśnie wyczytałem, że "znajdywać się" się używa, ale obecnie bardzo rzadko.

- Zawsze miałeś dar odgadywania rzeczy oczywistych ? odrzekł Aer?imuel ? Bez twardych dowodów, a na takowe nie mam na razie co liczyć, nie zdołam zmienić stanowiska naszego drogiego przywódcy.

- Może jednak zdobędziemy takowe dowody jeszcze dziś.

- Nie liczyłbym na to.

Powtórzenie.

Obaj oficerowie myśleli o tym samym ? armelien zaplanował, że jeszcze dziś zada kilka pytań najstarszemu stopni więźniowi, zanim on i jego koledzy zostaną odesłani.

Stopniem.

Pozostawał niewzruszony wobec jawnych gróźb, jakie kierowali doń auveliańscy wojownicy, a nawet podejmował dość desperackie próby opierania się telepatycznej penetracji jego umysłu, skupiając bieżące myśli na całkiem irrelewantnych zjawiskach.

Rozumiem, że próbujesz wczuć się w Auvelianina także pod kątem stosowanego słownictwa, ale odnoszę wrażenie, iż "irrelewantnych" zwyczajnie nie pasuje do stylistyki tekstu.

Jego wrogowie byli z punktu widzenia jego rasy istotami efemerycznymi (...)

Powtórzenie. Zaimka osobowego na dodatek.

Jeżeli jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki, powinienem się nią zająć natychmiast.

"Nie gadaj, Sherlocku". ;)

Link do komentarza
Nie. Ale "formacja" jest rodzaju żeńskiego.
To znaczy, że Hansen jest bratem formacji? :P

"Terranin Hansen nie zna nawet formacji, do której należy jej brat"

Jak inaczej należy to czytać?

OK, czyli tylko dlatego, że Auvelianie używają zwrotu per "pan", kojarzy ci się to z urzędnikami?
Nie tylko. Chodzi mi tu bardziej o całokształt, ale jednak to "pan" rzuca się najbardziej w oczy. Ma też ogólnie efekt tego, że Auvelianie brzmią bardzo podobnie do ludzi. Po angielsku byłoby to pewnie mniej widoczne, bo "you" jest bardziej neutralne. Może fajnie by jednak było, by obca rasa miała nieco inną etykietę od tej ludzi.
Link do komentarza

Hm, a na czym?

Na tym, czy spora część tego rozdziału jest w ogóle potrzebna. Fragment z przesłuchaniem Hansena w gruncie rzeczy nie wnosi wiele do fabuły, a i wpływ samego rozdziału w ogóle ogranicza się w zasadzie do tego, żeby poinformować czytelnika, co w tak zwanym międzyczasie porabiają Auvelianie. A robią w gruncie rzeczy niewiele, żeby powstrzymać "wilki" - tylko Aer'imuel stara się coś zrobić. No, ale z drugiej strony, nie mogłem ograniczyć rozdziału tylko do rozmowy, w wyniku której Aer'imuel zleca - bez porozumienia ze zwierzchnikiem - aby wszcząć poszukiwania tego oddziału specjalnego.

Co to więc jest ciężka frustracja?

A to musi być "ciężka" frustracja, żeby mówić o "lekkim" odczuwaniu jakiejś emocji?

"Nie gadaj, Sherlocku".

Co ja ci mówiłem o tautologii? :P

Nie tylko. Chodzi mi tu bardziej o całokształt, ale jednak to "pan" rzuca się najbardziej w oczy. Ma też ogólnie efekt tego, że Auvelianie brzmią bardzo podobnie do ludzi. Po angielsku byłoby to pewnie mniej widoczne, bo "you" jest bardziej neutralne. Może fajnie by jednak było, by obca rasa miała nieco inną etykietę od tej ludzi.

OK, tylko w takim razie jaką powinni mieć etykietę? Gadać w trzeciej osobie, jak hanarzy?

Link do komentarza
OK, tylko w takim razie jaką powinni mieć etykietę? Gadać w trzeciej osobie, jak hanarzy?
Cóż, gdybym wymyślał rasę, to bym się zastanawiał, are Auvelianie są twoi, więc nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą...
Link do komentarza
A to musi być "ciężka" frustracja, żeby mówić o "lekkim" odczuwaniu jakiejś emocji?

Chodziło mi o to, że lekkie/ciężkie może być coś, co mało/dużo waży. Są puryści językowi, którzy się tego czepiają. ;)

Co ja ci mówiłem o tautologii? :P

A czy nie dawałem Ci swego czasu do rozumienia, że używać tautologii też trzeba umieć? =D Tymczasem ta kwestia dialogowa brzmi IMO dość nieporadnie i od razu nasuwa odpowiedź związaną z Sherlockiem czy innym Kapitanem Oczywistym.

No ale - w tym wypadku może to był celowy zabieg. By pokazać, że Egon'thierowi zależy.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...