= Panie doktorze, co się tak naprawdę stało?
= Bardzo mi przykro to stwierdzić, ale pani córka jest nieuleczalnie chora.
= Ale jak to...?
= Bardzo możliwe, że pobicie miało związek z chorobą ale nie jesteśmy jeszcze w stanie na chwilę obecną jednoznacznie stwierdzić.
Cisza
krople deszczu kaskadą spływające po oknie gabinetu ordynatora
jej oddech przyspieszony, oczy podpuchnięte, język suchy
gardło puchnie, nie jest w stanie wykrzesać z siebie choćby westchnięcia, pożałowania.
= Choroba ta nie jest genetyczna. To zdarzenie losowe, nikt nie ma na to wpływu. Pani córka tym bardziej.
= Jak ona teraz ma żyć, jak ona...?
= Przede wszystkim potrzebuje wsparcia. Pani i męża.
= Mąż za chwilę będzie. Nigdy nie chciał słuchać, że córka może być chora, że może być taka.
= Proszę pani. Co najmniej co czwarta osoba jest dotknięta tą chorobą. Ona nie jest sama.
= A panie doktorze, czy te pobicie...
= Nie miało tła seksualnego, ale niestety córka ma wiele obrażeń w okolicach intymnych. To niestety często się zdarza. Słyszy się o "gwałtach naprawczych". Na całe szczęście, w tym przypadku nie mieliśmy do czynienia z gwałtem.
= Czy istnieje panie doktorze, jakaś profilaktyka, leki które mogłyby jej pomóc, ją...wyleczyć?
= Jak wspomniałem, ta choroba jest nieuleczalna.
= Dwudziesty pierwszy wiek doktorze, jak wy nie możecie?
= Przykro mi. Mój siostrzeniec cierpi na to samo i mimo uprzedzeń - jest bardzo szczęśliwy.
= My będziemy potrzebować psychologa.
= Naturalnie. To zrozumiałe.
Wściekłe pukanie do drzwi, nieregularne uderzenia
desperacja i krzyk:
doktorze, chcę zobaczyć córkę!
= Mój mąż, ja przepraszam...
= Nie szkodzi. Wzburzenie uzasadnione.
Doktor otwiera drzwi
wysoki mężczyzna w odblaskowej kamizelce
postura drwala, kły niczym u lwa
jest wściekły i nie do zatrzymania
= Kochanie nie denerwuj się.
= Jak mam się nie denerwować?! Wyleciałem z roboty tak jak stałem. Zadzwonił do mnie policjant.
= Proszę się uspokoić. Pana córka jest w stanie stabilnym, obrażenia zostały opatrzone bardzo szybko. Niestety, jej stan psychiczny ma bardzo duży wpływ na chorobę. Potrzebuje akceptacji i miłości. Bardzo dużo miłości. Rodzicielskiej miłości.
= Wyleczycie ją?
= Niestety, choroba ta jest nieuleczalna. Nigdy nie uda jej się złagodzić, ale też nie stanie się ona ostrzejsza. Będzie stabilna.
= Czy możemy do niej...?
= Oczywiście, proszę za mną.
Płacz rozgoryczenia uderza o porcelanowe ściany
odbija się, łoskot wpada wgłąb ciała wszystkimi porami
szarpie neurony i pali nerwy
wstyd i rozczarowanie ich rodziców jest najgłośniejszym dźwiękiem
uwolnijcie nas i dajcie szansę żyć szczęśliwie
= To tutaj. Ten pokój. Proszę w miarę możliwości poskromić nerwy. Proszę pomyśleć o jej zdrowiu.
Ona jest słaba, posiniaczona i zgorzkniała
szepty pielęgniarek cichną, one mówią:
patrzcie na nią, ona jest chora
w ciemności kąta sprytnie czmychły
nie widać ich palców wytkniętych
ale oczy srebrzą i oślepiają.
= Córciu moja...
= Cześć mamo. Więc słyszałaś co się stało.
= Wiem wszystko. I nie martw się. Pomożemy ci. Jesteśmy tu dla ciebie.
= Nie pamiętam dokładnie. Szłam z S przez park, wracałam z uczelni. Było ciemno i oni tam stali. Obserwowali nas. Wytykali palcami, śmiali się. Ona poszła w swoją stronę, ja zawróciłam. Potem kroki, uderzenie w głowę i dalej nie pamiętam. Mogłam iść z nią, nie wracać do domu. Bałam się. Strasznie się bałam. Tato, nic nie mówisz...?
= Słucham.
= Cieszę się, że cię widzę. Tato...
= Co?
= Kocham cię.
= Co teraz panie doktorze?
= Teraz córka zostanie na obserwacji kilka dni. Policja szuka bandytów.
= Ale co? Cały czas ma te głupoty w głowie?
= Tato...
= Pobili cię, śmiali się. Nie dotarło nic do ciebie? Wybiłaś sobie te głupoty z głowy?!
= Tato, to tak nie działa.
= Marian, proszę...
= Cicho. A jak niby działa? Siedzisz na tej uczelni całymi dniami, nie masz nic innego do roboty to i z nudów jakieś farmazony wymyślasz. Co z T? Oświadczył ci się.
= Przerabialiśmy już ten temat.
= Taki dobry chłopak był. Adwokat. Porzuciłaś go jak poprzednich. Dorośnij w końcu i skończ te zabawy!
= Idźcie stąd.
= Córeczko, wiesz jaki ojciec jest...
= Wyjdzie stąd wszyscy. Nie chcę was oglądać!
Respirator zawirował raptownie
a Ona złapała dłoń matki
linia uciekła do góry, zapiszczała głośno
Ona złapała oddech, łapczywie jakby ostatni
poprzedzając głuchy, jednostajny dźwięk linia upadła
a Ona wypuściła dłoń matki.
= Proszę opuścić pokój, natychmiast! Zaczynamy akcję ratowniczą!
Ujął żonę pod ramię, która z płaczem szukała w niej życia
on chce by ją uratowali
chce ją przeprosić
tak bardzo żałuje słów które jak ostrza.
Sadyzm dla naszych ojców i matek, my już z tym walczyliśmy. Chcieliśmy temu zaradzić. Zabić chorobę; być takimi, jakimi chcecie byśmy byli.
Matczyna opieka granic naszych nie sięga, gdy tak stoimy na krawędzi mostu.
Wychodzi z sali, zażenowany i bezsilny
szuka w ich oczach wybaczenia
lecz to w Jej oczach wybaczenia winni szukać.
= Przykro mi to stwierdzić,ale... państwa córka po akcji ratowniczej niestety zmarła. Zmarła na homoseksualizm, powszechną chorobę, która chorobą nie jest a tylko jej śmiertelnymi skutkami.
Tak piękna cisza dawno tych ścian nie nawiedziła
gdy śmiech ustał a oczy ich zamknęły
pożałowali Jej twarzy
nie byli w stanie pozwolić Jej na szczęście
zburzono ten szpital
lecz on jeden z milionów.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze