Przeczytane w roku 2015
Podsumowując: w zeszłym roku udało mi się przeczytać 60 książek oraz 21 komiksów.
Przy czym w grudniu przeczytałem cztery książki i jeden komiks. Książkami tymi były: ?Barbarzyńca i Marzyciel?, ?Człowiek średniowiecza w kręgu codzienności?, ?Upadek Cesarstwa Rzymskiego? oraz pierwszy tom ?Pana Lodowego Ogrodu?.
Tak więc po kolei:
Barbarzyńca i marzyciel:
Ocena: 7 - 50 za okładkę / 10
Książka jest zbiorem opowiadań dwóch mistrzów dawnego fantasy: Lorda Dunsandy oraz Rogera Howarda, przy czym te ostatnie traktują wyłącznie o jego najbardziej znanej postaci czyli Conanie Barbarzyńcy. Przyznam się szczerze: przeczytałem tylko połowę tej książki czyli teksty Dunsandyego. Teksty Howarda odświeżyłem sobie relatywnie niedawno, więc nie widziałem takiej, ponownej potrzeby.
Wychodzi na to, że chyba nie lubię stylu Dunsandyego. Owszem, te utwory są bardzo ładne, pięknie operuje on słowem, budzą nawet swego rodzaju niepokój, a z całą pewnością też i zaciekawienie. Niemniej jednak te małe, słowne klejnoty pozbawione są akcji i intrygi oraz stanowczo zbyt statyczne dla mnie.
Co nie zmienia faktu, że nawet widzę kilka osób, którym mógłbym je polecić.
Samą książkę natomiast polecać mi trudno. Zestawienie autorów jest najmniej egzotyczne: coś jak lody o smaku wołowiny. Trudno chyba o bardziej odmiennych pod względem stylu pisania i tematyki autorów.
Człowiek średniowiecza w kręgu codzienności:
Ocena 8,5/10
Czwarty i ostatni nabyty przez moją osobę tom cyklu. Ponownie mamy tu do czynienia z serią esejów na temat życia różnych członków społeczeństwa w zadanym okresie. Jak łatwo zgadnąć ich poziom oraz tematyka sprawiają, że nie wszystkie są równie interesujące.
Całość otwiera nieco niestety przydługi (50 stron) wstęp autorstwa le Goffa. Po nim następują dwa pierwsze rozdziały, które nie porywają. Po prostu życie mnichów jakoś nigdy mnie nie fascynowało, choć esej rzuca pewne światło na epokę. Następny rozdział jest większym rozczarowaniem: traktuje o rycerzach i wojownikach, jednak przez pryzmat romansu rycerskiego. Moim zdaniem jest to pomysł równie kiepski, jak pisanie o współczesnym wojsku przez pryzmat twórczości Jacka Komudy. Raz, że romanse rycerskie były dziełami fikcji, dwa, że moment ich powstania od momentu akcji zwykle dzieliło około 300 lat, tak więc trudno oczekiwać po nich opisu rzeczywistości...
Kolejne rozdziały: poświęcone chłopu i życiu miejskiemu są dużo lepsze. Ogólnie rozdział o życiu miejskim jest po prostu piękny: to czyste złoto. Sam konkret: statystyki, demografia historyczna i tym podobne rzeczy. Analiza spisów ludności, stanów posiadania, ksiąg procesowych, z których wynika ile mieszczanin żył, ile miał dzieci, jak działał wymiar sprawiedliwości, czy ile średnio zjadał mięsa... Dla niego samego warto było kupić książkę.
Rozdziały ?intelektualista? oraz ?artysta? były typową gadką historyka sztuki. Nie moja broszka, nie mój obszar zainteresowania. Ten ostatni koniec końców przewinąłem.
Rozdział o kupcach stanowił świetne uzupełnienie tego o życiu miejskim, ?Kobieta i rodzina? również był interesujący. O świętych przeczytałem tylko z powodów zawodowych, ale w innych warunkach umarłbym przy nim z nudów. Ostatni, zatytułowany ?Człowiek marginesu? natomiast jak sama nazwa wskazuje stanowi kawał mięcha.
Myśl pierwsza: ogólnie rzecz biorąc przedstawiony w książce obraz życia miejskiego jest fascynujący. Gdy skończę pisać o upadku cesarstwa rzymskiego zsumuję z treścią kilku innych książek i napiszę o tym artykuł.
Myśl druga: pamiętacie tego idiotę Rolanda, co to niby miał być przykładem idealnego rycerza, bo w głupkowaty sposób dał wymordować swoich ludzi? W książce pojawia się ciekawa idea. Mianowicie: romanse rycerskie pisano w dość rozmodlonej epoce, jednak nie znaczy to, że wszystko było w nich rozmodlone. Autor sugeruje, że mogło być wręcz przeciwnie: przynajmniej początkowo starały się one obchodzić krytykę i by nie budzić kontrowersji oraz przemycić treści rozrywkowe pokazywały grzeszne życie oraz jego następstwa. Czyli takie ?wspomnijmy na los sławnych skandalistów z minionej epoki, smutny i pouczający koniec jaki ich napotkał oraz na to jak świetnie się bawili, nim ten nastąpił?.
Upadek Cesarstwa Rzymskiego:
Ocena: 8/10
Ciekawa książka, raczej popularnonaukowa niż naukowa, traktująca o upadku wiadomego państwa.
Jak uważni czytelnicy zauważyli raczej nie lubię książek popularnonaukowych, a preferuję cięższe pozycje, jednak w tym wypadku taka forma sprawdza się chyba nawet lepiej. Spowodowane jest to specyfiką epoki: po pierwsze mamy tu do czynienia ze szmatem czasu, bowiem od wtargnięcia Gotów od Ilirii do detronizacji Romulusa Augustulusa przez Odoakra upływa około 100 lat. Po drugie: to były lata chaosu.
Czyli ogólnie rzecz biorąc: ucinali sobie głowy, romansowali, przekupywali się, zdradzali i robili loda Lorasowi chętniej, niż w Grze o Tron. Trup ścielił się gęsto, w ogólnych porachunkach nie było jakiegoś większego sensu, cynizmu, ani nawet dalekosiężnego planowania. Po prostu mordowali się na lewo i prawo, żeby tylko wyrwać większy kawałek. Potęgi, przed którymi drżał cały świat rodziły się, by następnie upaść w kilka miesięcy...
Ale wracając do książki: zaletą jest duża wiedza autora. W odróżnieniu od wielu innych anglików zdaje sobie, że poza Commonwelthem jest jakiś świat, korzysta z dorobku archeologów wszystkich narodów, tak więc książka napisana jest bardzo rzetelnie.
Myśl trzecia: ogólnie rzecz biorąc epoka jest bardzo fajnym materiałem na setting do RPG lub książki. Będzie o tym wpis.
Pan Lodowego Ogrodu:
Ocena: 8/10
Jest sobie obca planeta, jedyna w znanym wszechświecie, na której rozwija się cywilizacja człekokształtnych istot. Z tej przyczyny objęta jest ona ścisłą obserwacją antropologów, a jakiekolwiek kontakty z nią są zakazane. Żyje nań tylko niewielka grupka naukowców prowadzących badania nad jej mieszkańcami. Pewnego dnia kontakt z naukowcami urywa się. Na planetę zostaje wysłany więc superkomandos na cyberwszczepach, by ocalić badaczy. Oraz posprzątać bałagan, którego narobili.
Na miejscu oczywiście okazuje się, że na planecie działa magia, są potwory, jest złe imperium podbijające świat, jest mroczna, opresyjna religia podbijająca owo imperium, jest też mgła, w której materializują się wszelkie, mroczne myśli.
Ogólnie rzecz biorąc: bardzo fajny, staromodny planet punk / sword and sorcerry z dużą ilością akcji i nawalanki oraz charakterystycznym dla gatunku, lekkim mroczkiem. Pozycja dobra i trzymająca w napięciu.
Myśl numer 4: Wiecie co jest paradoksalnie? Że wszyscy ci nasi, polscy autorzy tak strasznie jeździli w latach 80-tych i 90-tych po Conanie i jego klonach, nie zostawiając na nich suchej nitki. A co napisali, gdy wreszcie zaczęto wydawać ich książki?
Achaję.
Cykl Inkwizytorski.
I Pana Lodowego Ogrodu.
Nie, żeby Pan Lodowego Ogrodu mi się nie podobał. Gdyby nie to, że w styczniu wychodzą dwie kontynuacje cyklów, które też mam napoczęte, to kupowałbym i czytał to jednym ciurkiem.
Fables 21: Hapilly Ever After
Ocena: 8/10
Róży Czerwonej bije na głowę, jak to zwykle. Jej rozsądniejsza siostra: Śnieżka próbuje przemówić jej do rozumu, co jedynie doprowadza do eskalacji problemu. Baśnie zaczynają więc dzielić się na dwa obozy, stając po stronie obydwu stronie barykady. Jednocześnie sytuację pogarsza Bigby, który znajduje się pod złym zaklęciem wprowadzającym go w morderczy szał.
Konfrontacja wisi na włosku. Widać jednak, że będzie to ostatni gambit Fabletown, gdyż temu brakuje już sił ludzkich na jakieś większe zamieszanie.
Hapilly Ever After jest przedostatnim tomem Fables. Powoli żegnamy się w nim z naszymi bohaterami, czego dowiedzieć się można między innymi czytając rozdzielające poszczególne rozdziały, krótkie, liczące po 2-3 strony historie poszczególnych postaci, opowiadające ich losy po zakończeniu komiksu.
Ogólnie rzecz biorąc: dobry tom, choć Baśnie Na Wygnaniu miały kilka mocniejszych.
Podsumowanie czytelnicze roku na Blogu Zewnętrznym:
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.