Podróż za jeden uśmiech
Ojejuśku, ojejuśku
Miejsce, które swego czasu doświadczyło wielkiej katastrofy. Katastrofa ta poszarpała cały ekosystem panujący na ów wyspie sprawiając, że miejsce to przypomina powierzchnię Marsa, przez co stało się kolebką turystyki. Jeżeli chciałbyś o drogi podróżniku doświadczyć na własnej skórze jak niszczącą siłą jest erupcja wulkanu to nie krępuj się.
Pakuj szczoteczkę, czyste gacie i w drogę. Do Lanzarote.
Dużo wulkanów, skałek i nasypów. Te białe domki w tle po kewej- prawdopodobnie Costa Teguise (nie pamiętam dokładnie).
Kanaryjskich. Porównując do wysp sąsiadujących, Lanzarote jest średnią wyspą, co nie czyni jej nie wiadomo jak dużej. Co bardziej spostrzegawsi zauważą, że Wyspy Kanaryjskie należą do Hiszpanii więc tak - ciepełko wszechobecne. O jak tam miło; ale cóż, nie będę rozprawiać się nad geografią i innymi pierdółkami. To możecie poczytać w internetach.
paradoksalnie - była to najrozważniejsza decyzja którą przyszło mi w całym życiu podjąć. Spędziłam tam tydzień a wróciłam kilka dni temu. Najzimniej zaczyna być w styczniu, lutym lecz wieczorami dało się odczuć tą chłodną bryzę znad oceanu. Co nie zmienia faktu, że w dzień temperatura osiągała około 20 stopni, lecz odczuwalna - co najmniej 8 stopni więcej. Jakże niesamowite moje zdziwienie było, gdy w końcu te hiszpańskie słońce zaczęło grzać te moje zimne gnaty a siła ciepła tego słonka była jak upalne, lipcowe polskie lato. Czytelniku mój wyobraź sobie więc jakie temperatury gnębią tych biednych Hiszpanów, gdy Ty latem wcinasz rybę gdzieś w randomowej knajpie u wybrzeża Bałtyku.
Dominuje on praktycznie wszędzie - począwszy od budynków (białe domki z niebieskimi, bądź zielonymi okiennicami), po samochody mniejsze lub większe, skończywszy na odzieży (istnieją specjalne sklepy z tylko i wyłącznie białymi portkami!).
plaży i innych fajnych rzeczy, do których miałam blisko. Niedrogi o średnich standardach - wszak głównie tam tylko nocujemy. Co nie zmienia faktu, że jak na średnie standardy to byłam mile zaskoczona. Mój humor poprawił głównie niespodziewany gość, który wtargnął już pierwszego dnia. Jak to się mówi - zwierzę wyczuje dobrych ludzi.
Ryszard - lokator hotelowy. Diabeł wcielony powinien być po grób wdzięczny, gdyż niemal co dzień dostawał łososia z puszki.
wszechobecnego zimna, zrzuca kurtkę i wskakuje w krótkie spodenki. Wszystko to w przeciągu czterech godzin - bo tyle trwał lot z Liverpool na samą wyspę. Czas lokalny względem czasu polskiego jest "godzinę młodszy". Takiej zmiany strefy nie odczujesz. Inaczej z ciśnieniem. Wciąż chodzę do tyłu bo nieustannie mam palące bóle głowy. Zważywszy na to, jaka ze mnie chorobliwa ciapa to zapewne Was wcale głowa nie musi po powrocie boleć. Mi było wszystko. Dziwne że nie złapałam
eboli xD
samochodem po wyspie i uznasz,że większość czasu będziesz poza hotelem. Tyle, ile zapłaciłam za wynajem samochodu, wejściówki w różne superowskie miejsca, to nie wydałam tyle, ile za jedzenie. Obiad na dwie osoby to jakieś 20 euro. Plus minus oczywiście. Jeżeli dajesz jakiś tam napiwek, bo masz dobre serduszko, to wyjdzie 20. Kolację również musisz zjeść. Powiesz, że pójdziesz do sklepiku i kupisz bułki, jakieś masełko, serek. Niebo w gębie, mamy kolację półdarmo.
pierdzielisz to,
angielskich turystów. Jajka z bekonem, wszędzie ta słodka fasola. Chyste Panie. Oni siedzą na balkonie z widokiem na plażę, lecz drugim okiem oglądają mecz Barcelona kontra coś-tam-nie-znam-się-na-piłce-nożnej. Jeden do drugiego "such a gorgeous place" a trzeci upojony Budweiserem zatacza się pod stołem. Sądzę, że w większości kurortów panuje teraz taka moda, gdzie nie czuć Hiszpanii a miejsce podobne do Hiszpanii przesiąknięte turystami i naszpikowane hotelami.
Z racji tego, że Lanzarote jest wyspą powulkaniczną, to dużych, piaszczystych plaż jest tam bardzo niewiele.
grzanie dupska w pełnym słońcu odstawiłam na dalszy plan (choć też grzałam). Nigdy przedtem nie byłam w żadnym miejscu należącym do Hiszpanii. Wypożyczyłam samochód i ruszyłam przed siebie. Kierowcy młodsi mogą mieć problem z wypożyczeniem. Większości wypożyczalni oferuje nam samochód tylko pod warunkiem, gdy masz ukończone 23 lata i co najmniej te 3 lata jeździsz. Nie mówię, że nie znajdzie się wypożyczalni która zaoferuje samochód młodszym. Nie zmienia to jednak faktu, że o taką wypożyczalnię bardzo ciężko.
poznać czy region jest postawiony na turystykę czy też nie. Samochodów tam właściwie zero, jeden sklepik, dzieciaki na rowerach i może z jedna knajpa i restauracja. Myślę więc sobie - "o, turystów tu nie ma, to i w restauracji będą przyzwoite ceny". Wchodzimy więc, stoły poustawiane na takim balkoniku a niżej zejście bezpośrednio na piaszczystą plażę. Widok - bajka. Nagle masz ochotę schować się pod ten piasek, nie wracać do domu i zestarzeć się gdzieś tam w kącie. Wybieramy więc paellę - podobno hiszpańskie danie, jakieś tradycyjne, dobry ryż z fajnymi rzeczami w środku. Nie znam się. Patrzę - 11 euro a jeść mogą minimum dwie osoby. No i świetnie, moje cztery żołądki to pochłoną jakby rodzina z dzieckiem przyszła. I chyba właśnie tak ostatecznie nas policzono. Jakbym miała cztery żołądki. Człowiek głupi nie zauważył drobnym druczkiem - "11 euro per person". No motyla noga, bez sensu. Człowiek w wiochę jedzie by zjeść jak najtaniej a tu taki strzał w pysk. Zostawiłam tam 35 euro i ani centa napiwku. Niech wiedzą, że byłam zła.
Na szczęście idąc wzdłuż plaży znalazłam skałkowy zagajnik i mnóstwo muszelek do odnalezienia. Jedyna korzyść z tej wyprawy. Ps. szukam muszelek - nie robię tam siku.
się na nią przypadkiem. Ciekawa historia również wiąże się z tym miejscem. Początkowo zachciałam odwiedzić północną część wyspy, tak więc ruszyłam w tamtą stronę. Przy okazji oznaczenia nakierowały mnie na "kaktusy". Mówię sobie - "droga ta sama, zajadę tam przy okazji". Znak w prawo, więc zjeżdżam z głównej ulicy i parkuję niedaleko stacji benzynowej. Jakaś polana suchych kaktusów, krzaczory w ogóle nie przypominające kaktusy. I to ma być ta słynna Dolina? Zawijam rogala, nieco wzburzona i odjeżdżam. Lecz, jak później się okazało, to wcale nie była Dolina Kaktusów. To po prostu dziko rosnące kaktusy, jeszcze nie dojrzałe. Głupia ja, blondynka się na obcą ziemię wybrała.
mniej niż pozostałe miejsca na Lanzarote. Zazwyczaj wejściówka to 9 euro ale jeżeli wykupujesz kilka wycieczek, tj. kilka miejsc, przykładowo Dolinę Kaktusową, Park Narodowy i coś-tam-jeszcze to płacisz zdecydowanie mniej. W pakiecie taniej. Kaktusy małe i duże, krzywe i proste, owłosione i te trochę mniej. No tyle ile gatunków różnorakich kaktusów istnieje to głowa mała. I jak zawsze w każdym takim miejscu jest mały sklepik z pamiątkami. Niezwykłe doświadczenie. Warte obejrzenia.
Jak widać - owłosione kaktusy wywarły na mnie największe wrażenie xD
Już sam dojazd do serca Parku jest co najmniej emocjonujący. Wąska droga jest zewsząd otoczona przez zastygłą lawę. Jedziesz więc tam powoli, aż pod same bramki. Płacisz 9 euro za osobę, jak wspomniałam wyżej.
A wyglądało to mniej więcej tak
korkach w drodze do Parku, tak więc nie polecam pobytu tam w sezonie). Pan kierowca autobusu poinformował nas, że za kilka minut ruszam, tylko czekamy aż wróci poprzednia wycieczka. Wchodzę więc w ten autobus, myślę sobie - usiądę z przodu, lepsze widoki. Pomysł ten był co najmniej beznadziejny. Droga ta była zamknięta na prywatne pojazdy. Tylko autobusy z wycieczką mogły tamtędy kursować. Kierowca był młody, strach mnie obleciał - wszak niedoświadczony może być. Trasa wąska niesamowicie, adrenalina aż buchała mi w skronie. Co najlepsze - kierowca wyluzowany po całości. Wcina sobie cukierki, jedną ręką obraca tą kierownicą a ja blada jak trup ledwo co tam mogę usiedzieć. Ale nic to, później trasa prowadziła już raczej pod górkę więc nie miałam wrażenia że zaraz spadnę na te ostre skały. Niestety, ani razu nie mieliśmy możliwości wysiąść z ów pojazdu śmierci. Rozczarowałam się nieco, chciałam kamyczki zebrać, no wiecie. Zbieram kamyczki i (jeżeli są) muszelki z każdego miejsca, które odwiedzę. Puścił tylko pełną napięcia muzykę, coś a'la bębny w amazońskiej puszczy i pozwolił nam robić tylko zdjęcia i napawać się niesamowitym widokiem; a widok - nie do opisania. Każdy z nas powinien mieć możliwość doświadczenia tego, co ja tam doświadczyłam. Podróż więc takim szkolnym Jelczem trwał około pół godziny. Sama podróż do tego miejsca była czymś niezwykłym.
Czerwień dominowała właściwie wszędzie, co wskazuje na dużą zawartość żelaza w glebie. Dlatego też Timanfaya wygląda jak powierzchnia Marsa.
Przebudowano go na kształt ogromnego grilla gdzie na samej górze był ruszt a na nim smażące się kiełbaski. Nieco dalej było niskie zejście, gdzie dało się dostrzec kilka małych otworów w ziemi których buchało niesamowite ciepło. Pod stopami kamyczki, które rozpalały się do wysokich temperatur. Można złapać garść ów kamyczków, lecz nie polecam mocniej zgniatać, gdyż można się nieźle poparzyć. Park ten położony jest stosunkowo wysoko, więc wiało tam jak na otwartym morzu. Szybko uciekałam do ciepłego samochodu bo tam wysoko było znacznie chłodniej niż niżej. Cała ta wyprawa skończyła się ujeżdżaniem śmierdzących wielbłądów. Śmierdząco, ale zabawa przednia.
sztuczne oświetlenie, porozstawiane gdzieniegdzie - za skałką, u podnóża ściany potasowej. Sztucznie wentylowana, ale i tak dłuższy pobyt tam stawał się nieco dziwny. Wilgoć i duchota sprawiała, że złapałam się na zawrotach głowy (moja krzywa przegroda nosowa wcale nie pomagała mi w oddychaniu). Pani przewodniczka opowiada w kilku głównych językach - hiszpańskim, francuskim, niemieckim i angielskim. Właściwie, jest tak wszędzie co pozwala nam by chociaż trochę zrozumieć całą historię ów miejsca. Temperatura tam całorocznie to jakieś 19-20 stopni Celsjusza. Czyli przyjemnie. Nie można tam chodzić "samopas". Tylko i wyłącznie z przewodnikiem, a czas takiej wycieczki to około godziny. Sporo.
audytorium, które mieści nawet kilkaset ludzi. Organizują tam koncerty różnorakiej muzyki, wszak panuje tam niebywała akustyka i iluminacja. Niestety, nie trafiłam w czas. Koncerty organizowane są w styczniu i lutym, więc byłam tam nieco za szybko. A szkoda; usłyszeć tak czysty dźwięk niosący się w tej sieci tuneli musi być naprawdy odjazdowy. Trasa wiodąca przez całą jaskinię jest nieco ekstremalna, gdyż nie raz musisz się schylać by przejść pod niskim sklepieniem albo wspinać po stromych schodach. Zatrzymaliśmy się w miejscu, w którym pod żadnym pozorem nie należy robić zdjęć. Dobra - myślę sobie. Jeszcze mnie zamkną za nieusłuchanie. Podeszliśmy do ogromnej rozpadliny, jakieś 20 metrów w dół. Opowiadała jak to czyste echo niesie się gdy wrzucimy tam kamyczek. Poprosiła małą dziwczynkę, by wzięła kamień, stanęła obok niej i rzuciła przed siebie - w dół rozpadliny. Czekam na to echo więc - w końcu podobno jest jakieś super-czyste-niesamowite-ja-nie-mogę. I dalej nieoczekiwany zwrot sytuacji. Nie mogę powiedzieć co się wydarzyło. Tajemnica, której nie możemy zdradzać - tak Pani powiedziała. Ja się słucham więc, bo jeszcze mnie zamkną.
Wycieczka przed siebie - ja w przeciwną stronę. Standard.
bezwzględnie warto odwiedzić. Nie byłam we wszystkich miejscach - wszystkich również tu nie opisałam. Niczego nie żałuję, żadnego wydanego euro. To, co przeżyłam przez ten tydzień to coś, o czym warto mówić i warto pamiętać. Przypuszczam, że na świecie jest jeszcze wiele miejsc w których można zatracić się bez pamięci. Chciałabym kiedyś mieć możliwość by to wszystko zobaczyć. Mój kolejny cel? Marzenie z lat dzieciństwa, które zawsze powraca gdy widzę zorze polarne, pingwiny i przytulne domki z bali - Islandia.
jedną rodzinę z dzećmi w naszym hotelu. Jeden fotograf - Hiszpan, który ma dziewczynę Polkę mieszkającą razem z nim, w Lanzarote. Sympatyczni ludzie. I jak mówiłam, sezon cały rok. Czasem zimniej ale zawsze i tak cieplej, niż u nas. My ozdabiamy choinki na święta, oni palmy.
z Twojego obrzydliwego piwska. Obyś sraczki następnym razem dostał. Pozdrawiam gorąco.
Wschodzące słońce Lanzarote - czas do domu
Wszystkie zdjęcia są moimi prywatnymi fotografiami, więc zastrzegam sobie wykorzystywania ich w jakikolwiek sposób, rozpowszechniania i tak dalej. Zostaw je tu albo Cię zamkną.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.