Skocz do zawartości

Blog pisany nocą

  • wpisy
    31
  • komentarzy
    90
  • wyświetleń
    39743

Dzień jak co dzień


849

554 wyświetleń

Nieczęsto zdarza mi się opisywać dzieło, którego największymi zaletami są rzeczy przez twórców świadomie w nim pominięte, a ściślej rzecz biorąc, zaletą jest sama tych rzeczy nieobecność. Od czasu, kiedy moje horyzonty filmowe poszerzyły się na tyle, by objąć nieco więcej kinematograficznego świata niż dzieła Disney'a (czyli od jakichś trzech lat), oglądane przeze mnie obrazy przybierały na liczbie wątków, postaci i godzin potrzebnych, aby się z nimi zapoznać, osiągając apogeum przy ?Dawno temu w Ameryce? (choć nie miałem odwagi zobaczyć wersji reżyserskiej). Tym więcej frajdy sprawia seans filmu, którego dominującą cechę można określić jednym słowem ? umiar.

33wm689.jpg

Mega City One może pochwalić się szeregiem statystyk na swój temat: jego powierzchnia obejmuje tereny od Bostonu aż po Waszyngton, zamieszkuje je ponad osiemset milionów ludzi, a każdego dnia zgłaszane jest siedemnaście tysięcy przestępstw. Departament Sprawiedliwości jest w stanie odpowiedzieć na około sześć procent z tych wezwań. W owych sześciu procentach znajduje się zawiadomienie o potrójnym morderstwie popełnionym w jednym z Megabloków; liczącej dwieście pięter z nawiązką chimerze slumsów, mieszkań i lokali dostarczających przeróżnych usług ? istnym mieście zamkniętym w jednym budynku. Na miejsce przybywa dwóch Sędziów, stary wyjadacz znający miasto jak własną kieszeń i znajdujący się pod jego nadzorem Żółtodziób w postaci niewinnej blondynki, która wychowywała się w jednym z takich Megabloków. Zadanie jest standardowe ? znaleźć winnych, osądzić i wyegzekwować wyrok na miejscu. By zaprowadzić choć odrobinę porządku w morzu chaosu zalewającym metropolię, ta ostatnia czynność zazwyczaj wykonywana jest pociągnięciami spustu.

Pierwszą rzeczą, której nie uświadczymy w tej historii, jest rozległa sceneria. Rzecz nawet nie w tym, że świat nie potrzebuje obrony, lecz w tym, że dostępne środki nie są nawet ułamkiem koniecznych, by takie działania przeprowadzić. Sędziowie nie bronią też miasta ani czegokolwiek, co swoim rozmiarem wywierałoby wrażenie na widzu i dodawało tak powszechnej obecnie w kinie akcji ?epickości?. Przybywają na miejsce, by rozwiązać jedną z tysięcy spraw niszczących względny porządek tego dnia. I tak już zostanie; cała akcja filmu rozgrywa się w jednym budynku, który, choć mimo wszystko imponujący rozmiarami, jest tylko małym wycinkiem filmowego wszechświata.

Za potrójne morderstwo odpowiada Ma-Ma, przywódczyni gangu rozprowadzającego nowy narkotyk zwany Slo-Mo, który pozwala choć przez chwilę dostrzec piękno w tym świecie spowitym degeneracją, patologiami i wszechobecną szarzyzną. Nie uświadczymy zatem ani potężnych, żądnych władzy antagonistów, ani wyposażonych w nadludzkie cechy protagonistów, którzy rozstrzygną o losach uniwersum. Przedstawiciele Departamentu Sprawiedliwości muszą rozprawić się z gangiem narkotykowym, terroryzującym lokalne blokowisko. Dzień jak co dzień. Robotę trzeba wykonać.

dredd72720129.png

Megablok jest zapuszczony, brudny, pełen śmieci, graffiti i ścisku. Przechadzając się jego korytarzami możemy znaleźć między (licznymi) innymi kino, klinikę czy skatepark. A wszystko stworzone w pocie czoła na planie filmowym i podkolorowane CGI jedynie tam, gdzie to niezbędne. Także w Mega City One można dotknąć niemal każdej rzeczy i wejść do dowolnego budynku ? o ile stać nas na bilet do Johannesburga. Nie zobaczymy skomplikowanych komputerowych fantazji i starannie renderowanych plenerów ? tutaj brud jest brudny. I prawdziwy. Podziwiać go pozwala nam operator, który na szczęście nie ma choroby Parkinsona, dzięki czemu nie uświadczymy shaky camu i sztucznego wrażenia, że ?coś się dzieje?. Tej tendencji nie przełamuje nawet finał, który swym minimalizmem przywodzi na myśl stare westerny, w których stopniowo rosnące napięcie zostaje rozładowane w jednej, dosadnej, konkretnej chwili ? żadnych skomplikowanych choreografii, chaosu i hałasu na ekranie.

Zapytana, dlaczego chce zostać Sędzią, Żółtodziób (Żółtodziobka?) odpowiada, że chce służyć swojemu miastu, coś zmienić. Stary wyjadacz ironicznie odpowiada: ?W takim Bloku??. Będąc sama wychowywaną właśnie ?w takim Bloku?, Żółtodziób wie, że dzień za dniem porządne rodziny starają się przetrwać i wiązać koniec z końcem mimo fatalnych warunków w miejscach temu podobnych. Z kolei stojąca w przeciwnym narożniku Ma-Ma to była prostytutka, która, okaleczona przez swojego alfonsa, zemściła się na nim okrutnie, przejęła i rozwinęła pozostawiony po nim interes. Nie napotkamy w filmie skomplikowanych wątków, zwrotów fabularnych, bogatych charakterystyk ani nachalnego komentarza społecznego. Widzimy to, co widzimy. Kobietę, która dorastała w zdegenerowanym środowisku, zniszczoną i pełną okrucieństwa oraz Sędziów, którzy brutalnymi metodami, bez zagłębiania się w osobiste losy ludzi, których spotykają na drodze, starają się zaprowadzić choć cień porządku w postatomowej cywilizacji. Dostaniemy kilka krótkich scen, które dadzą subtelny zarys postaci, ale ponieważ twórcy doskonale wiedzą, że nie o tym chcą tworzyć film, nic więcej nie dostaniemy. Oglądamy pełen patologii świat ? a wnioski zależą od nas.

Wszystko to w niespełna półtorej godziny. Niezwykłe, ile radości potrafi dać prosta historia, jak skrzętnie i starannie została nakręcona mimo niewielkiego (według standardów Hollywood) budżetu. To po prostu kolejny zwykły, ciężki dzień w pracy. A jednak ? pozostaje w pamięci.

786_w1000_h800.jpg

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...