Gdzie człowiek nie może, tam diabła pośle
Dawniej ludzie wierni zdrowemu rozsądkowi traktowali komiksowych superbohaterów tak, jak na to zasługiwali ? jako nie tylko rysunkowych, ale wręcz przerysowanych herosów. Taki Superman był supersilnym, superszybkim człowiekiem-chociaż-kosmitą, który bronił Ziemi przed obdarzonymi niszczycielskimi mocami zwyrodnialcami z całej galaktyki. I już. Takie podejście zaowocowało produkcjami pokroju ?Batmana? Adama Westa, a więc utworami, które pozwoliły zastąpić słowo ?kicz? wyrazem ?kamp?. I choć miało to posmak stosowania nowomowy, pomogło uspokoić sumienia paru osób i pozwoliło im cieszyć się tym, co przecież od początku ku uciesze było tworzone.
Wszystko zmieniło się, gdy Tim Burton postanowił uczynić Mrocznego Rycerza odpowiednio mrocznym (ale wciąż cudownie kiczowatym), a późniejszy, zmiażdżony przez krytyków i widownię ?Batman i Robin? J. Schumachera nie zdołał przywrócić serii dawnej estetyki. Lud wyraził swoją opinię, a więc skoro nie można było iść w stronę netoperkowego kampu, należało się udać w kierunku ?mroku?.
Nolanowskie ?Batmany? dają dużo frajdy i śmiałem się przy nich co najmniej równie często, co oglądając poczynania Nietoperza z lat sześćdziesiątych, lecz moi towarzysze niekoniecznie zdawali się rozumieć dlaczego. Nieważne ile ?mroczności?, przemocy, wewnętrznych rozterek i podniosłych monologów wrzuci się do filmu ? na ekranie wciąż oglądam dorosłego faceta w rogatej masce, który
Matt Murdock, vel Daredevil, nie ma żadnych supermocy, nie licząc rzecz jasna kolorytu społeczności bohaterów seriali, co pozwala mu prać się po pysku z rozmaitymi niemilcami przez godziny, nie zostając przy tym kaleką. Tym ostatnim zresztą technicznie rzecz biorąc jest ? stracił za młodu wzrok, jednak wyostrzenie wskutek tego zdarzenia pozostałych zmysłów rekompensuje mu to z nawiązką. Również w kwestii wspomnianych antagonistów nasz heros nie zadaje się z grupką przebierańców-socjopatów, którzy regularnie starają się przejąć władzę nad światem, lecz z wszelkiego rodzaju zorganizowanymi grupami przestępczymi, parającymi się handlem narkotykami, porwaniami, zabójstwami, praniem brudnych pieniędzy, przekrętami finansowymi, korupcją, słowem: budowaniem państwa w państwie. Matthew jako prawnik stara się im przeciwstawić przy pomocy systemu sprawiedliwości, a tam, gdzie prawo nie sięga, wkracza do akcji osobiście. Wszystko to jakieś dziwnie spójne. Ale nie w tym rzecz.
W jednej z internetowych recenzji ostatniego ?Kapitana Ameryki? padło zasadnicze pytanie: ?Hey Rich, does Captain America kill people? Or does he have a pussy code of ethics like Superman or Batman??. Rodzice Bruce'a Wayne'a zostali zastrzeleni na jego oczach, w związku z czym przyjął regułę nieużywania broni palnej i niezabijania swoich adwersarzy, a w najnowszych filmach postępuje również w myśl zasady ?If you kill him you will be just like him?, która jest używana przez rozmaitych twórców do uzasadnienia moralnej wyższości protagonisty nad antagonistą tak często, że w zasadzie jest już tylko parodią samej siebie. Reguły Batmana zostały dane mu przez autorów, żeby uczynić postać ciekawszą, stanowią podstawę wszelkich konfliktów wewnętrznych i rozterek bohatera, ale nie dodają mu głębi z prostej przyczyny: stojąca za nimi motywacja jest po prostu licha. Ujmując to inaczej: gdyby rodziców Bruce'a rozjechał pijany kierowca, Batman zostałby Mrocznym Rycerzem Szos, który pomaga drogówce i poprzysiągł abstynencję. Konflikt Batmana nie jest konfliktem moralnym, ale walką o przestrzeganie zasad; jeśli kogoś zabije, to w pewien sposób przegra, gdyż postąpi tak, jak człowiek, którego nienawidzi/od którego chce być lepszy, a nie dlatego, że uczyni zło.
Diabeł z Hell's Kitchen z kolei widzi świat inaczej (nie tylko ze względu na swoją ułomność) ? jest bowiem katolikiem. I jako taki, ilekroć obije komuś fizys, musi iść do spowiedzi, a w duszy kołacze mu się szereg pytań, w tym: jak daleko można się posunąć, by bronić ludzi od zła? Czy ta walka w ogóle ma szansę skończyć się wygraną? I na czym ta wygrana miałaby polegać? Jaka jest rola zła w świecie stworzonym przez Boga? Czy mając po temu możliwości, powinien czuć się odpowiedzialny za powstrzymanie ludzi niszczących jego miasto? I przede wszystkim: na ile wziąć sprawy w swoje ręce, a na ile pozostawić je Bogu?
Słowem ? Matt Murdock zwyczajnie (czy na pewno zwyczajnie?) nie godzi się na zło w świecie. Doświadczył go wiele, ale doświadczył też dobra, a mając nieprzeciętne umiejętności chce coś z tym zrobić, chce działać, stara się znaleźć drogę pomiędzy całkowitą biernością a zimnym morderstwem. W przeciwieństwie do licznych superbohaterów, których motywacja do działania wynika z konkretnych, specyficznych dla danej postaci przeżyć, którzy walczą z częstokroć groteskowymi arcyłotrami, powody Daredevila wynikają z podstawowych pytań o sens i porządek tego świata, a jego wrogami są przestępcy działający w otaczającej nas rzeczywistości.
I choć serialowy ?Daredevil? ma wszystkie skazy charakterystyczne dla tejże formuły (a kilka wręcz pogłębia, jak choćby shaky cam w stopniu przyprawiającym o mdłości) i wiele wskazuje na to, że w przyszłości oponentami będą kreskówkowi nindże, to potrafi momentami wzbić się naprawdę wysoko, jak choćby w scenach ?spowiedzi?, czy takich, jak poniższa:
3 komentarze
Rekomendowane komentarze