Komiks: Stormwatch od Warrena Ellisa
Mroczna Era komiksów była przesiąknięta przemocą, seksem i brutalnością, ale były to zabiegi uzasadnione fabularnie i wkomponowywały się w tematykę dekonstrukcji bohatera i jego moralności. Tak było, a na poparcie tej tezy wystarczy siegnąć po Powrót Mrocznego RycerzaMillera czy Strażników Moore?a. Początek lat dziewięćdziesiątych też zwiastował zmianę.
Czy to decyzją twórców kuszonych wizją osiągnięcia statusu gwiazdy (pokroju Millera czy Moora) czy czytelników domagających się jeszcze większej dawki komiksowej akcji, ciężko mi w tym momencie powiedzieć (ale jest to temat warty zgłębienia). W każdym razie przemoc i brutalność zaczęły odgrywać główną rolę, spychając fabułę (o ile taka faktycznie występowała) na bardzo odległy plan. Tak było, a na poparcie tej tezy wystarczy sięgnąć po Stormwatch, aż do numeru 36.
Stormwatch był grupą bohaterów wydawnictwa Wildstorm (1993), którzy tworzyli zbrojny oddział sponsorowany przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, składał się on z samych twardzieli i zabijaków. Na ich czele stał Henry Bendix, tak zwany ?The Weatherman?, który z satelity dyrygował poczynaniami grupy. Dość powiedzieć, że te 36 numerów można podsumować jako bezsensowną i ogłupiającą papkę z tonami strzelającego testosteronu i nieskończoną ilością zużywanych naboi. Ogólnie, zgodnie z obowiązującym ówcześnie trendem był to niewypał (pomimo tych wystrzeliwanych naboi).
Seria zjeżdżała nieuchronnie po równi pochyłej, aż z 37 numerem na fotelu scenarzysty zasiadł Warren Ellis. Facet miał to coś, co (jak Morrisona, Moore?a, Ennisa czy innych członków Brytyjskiej Inwazji) wyróżniało go na tle innych scenarzystów. W postępującej erze komiksowego rekonstrukcjonizmu (nieudolnego w przypadku Stormwatch) Ellis był rewizjonistą. Jego reinterpretacja grupy pozwoliła na wprowadzenie do serii elementów politycznej konspiracji, psychotycznych bohaterów i tematów społecznych na spół ze stereotypową dawką brutalności mrocznej ery. Odświeżony Stormwatch zyskało aprobatę czytelników i krytyków.
Fabularnie komks nabrał rumieńców ? Henry Bendix dokonał rewaluacji członków organizacji i podzielił ją na 3 teamy ? każdy do innych zadań. W ramach każdej zwerbował nowych bohaterów ? Jacka Hawksmoora, który zyskał umiejętność komunikacji z metropoliami za sprawą eksperymentów jakimi poddawali go obcy; Jenny Sparks ? stuletnią kobietę o urodzie 20-latki, która włada elektrycznością i jest nazywana Duchem XX Wieku (wątek tych drugich pojawił się w innej serii autora - Planetary); oraz Rose Tattoo, której przeszłość miała zostać dla reszty członków grupy tajemnicą. Seria działań z ramienia ONZ, doprowadziła do zaostrzenia konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi, które w konsekwencji zakazały działań Stormwatch na ich terytorium pod groźbą aresztowania. Później okazało się, że USA prowadzi potajemnie eksperymenty w celu stworzenia swojej własnej armii nadludzi.
W komiksie działo się dużo i działo się dobrze. Pierwszy Wolumin zwieńcza 3 odcinkowy Change or Die, w którym grupa samozwańczych dobroczyńców chce stworzyć pokojowy świat, bez ingerencji rządów (i tym samym organizacji międzynarodowych). Twist jest zaskakujący, bowiem Henry Bendix chce wcielić w życie własną wizję perfekcyjnego świata ? w pejoratywnym znaczeniu. Początek vol. 2 przedstawia nowy status quo. Ellis przedstawia nowych bohaterów, którzy będą tworzyć główny trzon jego przyszłej serii The Authority ? Apollo i Midnightera. Rozwija przy tym własny koncept Bleed ? przestrzeni między równoległymi wszechświatami, która w przyszłości zostanie bardziej rozwinięta na łamach Planetary i innych komiksów Wildstorm ? w historii, która przedstawia Hawksmoora jako nowego Weathermana (w opozycji do obecnego dyrektora Stormwatch - Jacksona Kinga).
Historie były intrygujące i po części to zasługa nowego rysownika. Brian Hitch, który wraz z Ellisem pociągnął jeszcze pierwsze 12 zeszytów The Authority przedstawił w Stormwatch nową formę narracji. Opierając się na szerokich kadrach i fotograficznych referencjach panele nie wymagały słów. Ba, słowa grzęzły w gardle gdy podziwiało się jego arty. Co nie znaczy, że poprzedni rysownik, Tom Raney, był do kitu. Nic z tych rzeczy. Choć wielu osobom mogły się nie podobać jego blokowate, przypakowane, lekko asymetryczne designy, mi bardzo przypadły do gustu ? oddawały klimat superbohaterskich teamów z lat 90. bazujących na popularności X-Men, a przecież każdy lubił team X-Menów z lat 90.
Koniec serii zwiastował crossover WildC.A.T.s/Aliens, również napisany przez Ellisa. Warto tutaj odnotować, że było to pierwsze spotkanie z Obcymi, które poziomem nie obrażało ortalionowych rycerzy i jednocześnie było kanoniczne. Chciałbym tutaj uniknąć spoilerów, ale raczej będzie to ciężka misja, gdyż zakończenie crossa stworzyło podwaliny pod The Authority. Czytelniku zamknij oczy, bowiem Ellis dokonał czegoś zaskakującego. Wybił w pień praktycznie cały team (a w zasadzie zrobiły to dla niego xenomorfy i to jeszcze poza kadrem!) zostawiając z oryginalnego składu jedynie Jenny Sparks, Hawksmoora, Swift (oraz Apollo i Midnighter jak również Jackson King i Christine Trelane i Flint). Wieńcząca serię rozmowa trójki przy grobach swoich kolegów z drużyny służyła jako wprowadzenie do konceptu The Authority.
Pomimo nierównego, lekko przydługiego początku runu Warrena Ellisa w Stormwatch, opowieść o niegdysiejszych brutalnych bohaterach, nabrała rozpędu i pozwoliła rozwinąć skrzydła herosom, którzy byli skazani na porażkę. Rewizja koncepcji superbohaterskiego teamu okazała się w Stormwatch sukcesem i służyła jednocześnie jako pewnego rodzaju wprowadzenie do kolejnych serii autora. Zwłaszcza wspominanego przeze mnie The Authority, o którym najprawdopodobniej będzie kolejny wpis.
Paweł G.
4 komentarze
Rekomendowane komentarze