Ostatnio czas średnio pozwolił mi na cokolwiek, poza przemierzaniem trasy praca-dom, stąd też moja absencja na blogoswerze. Na półce leżą zaległe tomy WKKM, a czytanie Niezwykłej Historii Marvela idzie jak krew z nosa. Ta ostatnia publikacja, stała się z resztą pewnym katalizatorem do napisania niniejszego tekstu, ostatecznym bodźcem stała się jednak pewna okładka... Tak, o tej bardzo ładnej, było nie było ilustracji wiele osób się ostatnio rozpisywało. A, że to kontrowersyjne, a że nie spójne z obecnym kanonem DC, a to że zbyt brutalne... Co jednak w całej sprawie najdziwniejsze zarzuty te, zwykle wypływają od wydawców, producentów, czy też ,,obrońców" moralności, a tym razem odezwali się sami fani, de facto doprowadzając do ocenzurowania okładki i totalnego zabrania jej charakteru. A tyle się mówi, o komiksowej stagnacji, umowności i braku swobody twórczej...
Od kiedy tylko komiksy pojawiły się na rynku, zarzucano im propagowanie brutalności, erotyzmu, satanizmu i co tylko moralizatorzy potrafili wymyślić. Fakt, że pierwsze pulpowe tytuły opierały się na schemacie tanich horrorów, a superbohaterowie non stop bili kogoś po pyskach, nie zawsze nawet motywując tego ciekawą historią. Amerykański purytanizm lat 60, doprowadził do chwilowej zapaści rynku komiksowego i mądre głowy z młodego wtedy Marvela i nieco starszego DC, porozumiewały się na bieżąco informując się na wzajem na jak dużo mogą sobie pozwolić. Z czasem wydawcy z ochotą przystali na założenia CCA (logo wyżej),organizacji dbającej o ,,poprawność polityczno-społeczną" komiksowych treści. W efekcie uległości wobec nowego tworu, komiksy potentatów stawały się coraz bardziej płaskie, bezbarwne i nudne, zjadały własne ogony, a nie miały nic do zaoferowania, alkohol, seks, nierówności społeczne były tabu i nawet wielki Stan Lee, nie mógł (albo już jako redaktor naczelny, nie chciał) z tym nic zrobić. Z czasem jednak w labiryncie pojawił się płomyk nadziei...
Nowe pokolenie twórców coraz luźniej podchodziło do założeń CCA i tak w X-Men wprost zaczęto poruszać kwestię nierówności społecznych, Tony Stark miał problemy z alkoholem, DC jeszcze spało... Walcząc ze spadkiem sprzedaży w komiksach ukazywano się coraz bardziej aktualne tematy, ale prawdziwy przełom nastąpił w latach 80. Watchmen, Dark Knight Returns, a nieco później również Sin City na nowo zdefiniowało pojęcie komiksu. Bojąc się spadku sprzedaży Marvel i DC znów zaczeły zjadać własny ogon serwując coraz bardziej udziwnione historie, mimo że eksperymentowano z samymi postaciami, uśmiercając je i wskrzeszając to wszystko to było raczej ciężkostrawną papką. To swoiste rozwodnienie było efektem próby pożenienia starych i dobrze sprzedających się schematów, z czymś co miało by być zupełnie odmiennym od tego co w kadrach pojawiało się do tej pory... Pojawiło się Image Comics tworzące od zera, bez bagażu tradycji, ale z szacunkiem dla dorobku artystów-ikon; pokroju Ditko, Kirby'ego, czy Lee.
Tak więc rynek był zapychany kolejnymi superbohaterskimi komiksami, pisanymi na ,,jedno kopytu" ku uciesze tłumu, ten jednak jak to tłum bywa kapryśny i koniunktura znów się załamała. Avengers Whedona pozwoliło na nowy renesans komiksu, ale znamienna historia okładki chyba ukazuje jego schyłek. Wszak nie powinniśmy ingerować w to co kreują twórcy, można dyskutować kontaktować się, ale nie wpływać na nie gotowy projekt. Nie rozumiem komu nie odpowiadała, całkiem ładna okładka Batgirl, stanowiąca przy okazji genialny hołd dla Zabójczego Żartu zostaje zamieniona na prosty i nijaki chłam. Czemu ludzie boją się eksperymentów, czemu nie są w stanie zaufać twórcą, czemu (poza oczywiście monopolem ekonomicznym) nie ma szans na nowe Image Comics? Dajmy twórcą możliwość wybicia się, szukajmy czegoś innego odmiennego, wspierajmy sztukę a nie molochy i nie tłamśmy artystów, bo znów może się to źle skończyć...
3 komentarze
Rekomendowane komentarze