Miałem co prawda pisać o innej space operze, a mianowicie o Star Wars The Force Unleashed, ale tak się składa, że ostatnio dorwałem na jakiejś wyprzedaży Mass Effect 3, więc równocześnie odświeżyłem sobie dwie poprzednie części trylogii.
W roku 2148 ludzkość natrafiła na Marsie na pradawne ruiny, a w nich na technologię, która umożliwiła podróże międzygwiezdne. Odkryto również, że ludzie to nie jedyny rozumny gatunek we wszechświecie, oraz wywołano wojnę z pierwszymi napotkanymi obcymi.
Trzydzieści lat później, Przymierze, bo tak nazwali się ludzie przyszłości, współistnieje w miarę pokojowo z innymi mieszkańcami wszechświata.
Komandor Shepard, czyli postać gracza, zostaje przydzielony do elitarnego oddziału N7 na najnowocześniejszy okręt przymierza i zostaje wysłany na zdawałoby się rutynową misję zwiadowczą na ludzką kolonię Eden Prime...
Fabuła jest dość dobra i całkiem spójna, chociaż trochę zgrzyta, gdy grając komandorem, członkiem specjalnego oddziału, nadal niektórzy traktują nas jak chłopca na posyłki.
Pod względem technicznym gra nadal trzyma się całkiem nieźle. Grafika czasem robi psikusy i wszystko wygląda dość paskudnie, szczególnie taką tendencję mają cienie na twarzach postaci, ale za to otoczenie jest naprawdę ładne. Widoki jakie można podziwiać na niektórych planetach potrafią przykuć uwagę.
Muzyka też stoi na wysokim poziomie i dobrze wpasowuje się w to, co widać na ekranie. Miejscami jest mroczna i ciężka, miejscami podniosła, a w trakcie walki dynamiczna. Jednakże utworem który zwrócił moją uwagę był "Uncharted Worlds", który słychać podczas eksploracji uniwersum z poziomu galaktyki.
Postać Sheparda została w pełni ugłosowiona, więc nasz bohater nie będzie już stał jak kołek. Pod względem dialogów, to uważam, iż odwalono naprawdę dobrą robotę, a polskie tłumaczenia i dubbing w wydaniu CD-Projektu niektórzy uważają za lepsze niż oryginał. Osobiście uważam, że ma ono lepsze (np. mi bardziej podobał się polski Joker) i gorsze momenty (polski Wrex tak ma się do oryginału, jakby został potraktowany jakąś maszyną -50 do inteligencji).
Rozgrywka rozpoczyna się od stworzenia postaci. Wybiera się płeć, tworzy wygląd swojego potworka, bądź wybiera jakąś domyślną facjatę, a następnie klasę postaci. Od klasy zależy to, w jakich broniach postać będzie mogła się rozwijać oraz jakie dodatkowe umiejętności będzie posiadać. W sumie jest sześć klas, trzy czyste (żołnierz, technik i biotyk - takie coś a'la Jedi, ale bez miecza) oraz trzy mieszane.
Kiedy już będziemy mieli swojego herosa, można zacząć grać. Pierwszą rzeczą, która się rzuca w oczy jest sposób wyboru opcji dialogowych. Wybiera się je za pomocą okręgu podzielonego na 6 części, które dość szybko można rozgryźć. I tak najwyższa po prawej opcja odpowiada za zachowania "miłe", najbardziej na prawo jesteśmy neutralni, najniższa po prawej to opcja "niemiła", zaś po lewej są zazwyczaj opcje typu "zbadaj" oprócz sytuacji, kiedy trzeba użyć specjalnej umiejętności uroku lub zastraszania. Te umiejętności można kupować przy awansach, ale aby móc wykupić wyższe ich poziomy trzeba mieć odpowiedni poziom statystki idealisty (paragon - dla uroku) lub renegata (renegade - dla zastraszania), a te statystki podnosi się poprzez bycie miłym/niemiłym dla rozmówców i podejmowanie różnych decyzji podczas gry, trzeba też dodać, że niektóre z tych decyzji mają dość spore konsekwencje.
Ogólnie koło dialogowe, jak został ten system nazwany, ma swoje wady i zalety. Z jednej strony można się spodziewać jak zareaguje rozmówca (w takim Neverwinter Nights czasem chciało się rzucić sarkazmem, a tu się okazywało, ze akurat ta opcja dialogowa była poważna...) ale z drugiej niekiedy napisy przy poszczególnych opcjach są dość enigmatyczne i niezbyt związane z tym, co powie i zrobi Shepard.
Jednakże nie samymi dialogami człowiek żyje, chociaż trzeba przyznać, iż tych w Mass Effect jest naprawdę sporo. Do akcji bierze się dwóch z sześciu towarzyszy, którzy ponadto reprezentują każdą z sześciu klas postaci, więc mogą uzupełniać braki naszego bohatera (np. nie mając deszyfracji nie jest się w stanie otwierać pojemników z ekwipunkiem, ale jeżeli któryś z towarzyszy ma tą umiejętność, to już jest to możliwe). Każda z postaci ma swoją osobowość oraz własne cele, które poprzez rozmowy możemy poznać i pomóc je spełnić. W naszej załodze ludzie będą stanowić mniejszość. Zatem dołączą do nas turiański snajper ex-policjant, pani archeolog z rasy asari, quariańska techniczka oraz kroganin. Każdego z towarzyszy warto poznać i dowiedzieć się co nieco o nim.
Ogólnie wiedzy w grze zawarto naprawdę sporo. Z menu można wybrać leksykon, który uzupełnia się eksplorując nowe światy, odkrywając tajemnice itd. Dzięki lekturze i rozmowom można poznać kultury poszczególnych ras, historię ich oraz całej galaktyki, sytuację polityczną itp.
Zatem, pogadalim, zebralim drużynę i czas na akcję. Walka polega mniej więcej na bieganiu od osłony do osłony i strzelaniu do wrogów, którzy siedzą za własnymi osłonami. Tym co wyróżnia Mass Effecta od pozostałych shooterów, oprócz mocy postaci oczywiście, jest to, że statystki w posługiwaniu się daną bronią znacznie wpływają na jej skuteczność. Broń tutaj nie posiada amunicji pogrupowanej w magazynki, które trzeba wymieniać. Za to przy każdym wystrzale giwera się nagrzewa. Oczywiście chwila przerwy zmniejsza poziom nagrzania się, ale gdy ciepło osiągnie poziom krytyczny, to ze spluwy nie można strzelać, dopóki jej temperatura nie spadnie do "zera". Ogólnie spotkałem się z opiniami, że ten system jest do bani. Osobiście wydaje mi się, że ma on swój sens i urok. Po to znajduje się lepsze bronie i instaluje się w nich wydajniejsze komponenty, aby zredukować negatywne skutki grzania. Zdarza się, że czasem coś się zatnie i temperatura nie chce spadać, ale nie jest to wina systemu walki, lecz złego jego zaimplementowania przez twórców.
Kolejną rzeczą odnośnie rozgrywki, którą spędzi się sporo czasu jest Mako. Pojazd bojowy do eksploracji planet. O ile założenie było fajne, jeździć sobie po planetach pojazdem, który może skakać i jest wyposażony w działo, to niestety wykonanie jest lipne. Już po około 10 odwiedzonych planetach jeżdżenie tym pojazdem jest nudne i upierdliwe, szczególnie gdy planeta jest górzysta i trzeba się wspinać, żeby coś znaleźć. A niestety,planet do zwiedzenia jest kilkadziesiąt i za odkrywanie tam "znajdziek" można dostać sporo doświadczenia i kasy, więc się jeździ tym nieszczęsnym Mako.
Mamy zatem hybrydę cRPGa z grą akcji i o dziwo jest całkiem sporo elementów tak jednego jak i drugiego gatunku. Mamy prostą, aczkolwiek wciągającą i dobrze skonstruowaną fabułę. Mamy ciekawe uniwersum, wartych uwagi towarzyszy. Mamy też wciągającą rozgrywkę, która jednak posiada sporo niedoróbek, które jednak w ogólnym rozrachunku nie przeszkadzają one aż tak bardzo w odbiorze całości.
Osobiście uważam, iż warto zagrać.
15 komentarzy
Rekomendowane komentarze