Wyboista droga do sukcesu - drugiego OlliOlli recenzja
Deskorolka mknie coraz prędzej. Skejter ugina nogi, żeby wybić się z progu. W powietrzu obraca deską plując Newtonowi w twarz, żeby wylądować w poślizgu na szynie. Sypią iskry. Skejter wyskakuje z szyny, znów żongluje swoim pojazdem w przestworzach, aż ląduje na dwóch tylnych kółkach wykonując odmianę manuala.
- Co? Lądowanie było tylko ok? Sędzia kalosz!
Skejter, niezniechęcony osobistą porażką, rozpoczyna ponownie. I potem znów. I raz jeszcze, bo inaczej nigdy nie dojdzie do perfekcji.
OlliOlli 2 to gra o porażkach, bo na te bez mała dziesięć godzin, jakie z nią spędziłem, ponosiłem je przez większość czasu. Każda z nich służyła szlifowaniu mojego wirtualnego talentu, żebym z każdą próbą był coraz bliżej sukcesu.
Tu jawi się największy szkopuł - pojęcie sukcesu jest w tej grze względne. Jasna rzecz, co jakiś czas wygrywamy wprawdzie imponujące bitwy, ale z przeświadczeniem, że dzieją się one w szerszej wojnie.
Wytłumaczę to prościej, bez ucieczki w jakieś nieadekwatne analogie: pierwszym celem, jaki staje przed naszym dwuwymiarowym amatorem deskorolki, jest przejechanie przez nędzną liczbę torów w niepowalającej ilości scenerii. Stąd początkowo uznałem, że moja przygoda z OO2, nawet jeśli całkiem przyjemna, długa nie będzie.
Szybko, z prędkością pojazdu wiadomego, zorientowałem się, że przejechanie trasy to płotka, podczas gdy płetwal błękitny grywalności czai się w zdobywaniu angrybirdsowych pięciu gwiazdek. A wszystko to żeby uzyskać dostęp do sumetmeatboyowego, trudniejszego wariantu toru z kolejnymi pięcioma gwiazdkami.
- 20 000 punktów? Chyba oszaleliście. Tysiąc robię co najwyżej i to w przypływie talentu - śmiałem się do konsoli.
Kilka plansz później śrubowałem wyniki sortu 200 000 z palcem wiadomo gdzie, a wyzwania przyjmowałem z pokorą samuraja.
A to wszystko w skondensowanej, minimalistycznej formie.
Niebywałe, że wszystkie tricki wykonuje się przy użyciu jednej gałki, przycisku X i cod biedy triggerów i bumperów.
Niebywalsze, w ilu kombinacjach można z tej dwójki korzystać.
Najniebywalsze, że mimo prostoty sterowania, okiełznanie deski jest szalenie wymagające.
Gra jest bezlitosna. Nie wybacza błędów i oczekuje wyłącznie perfekcji. Szybko zacząłem wymagać tego samego od siebie. Zdobywałem kolejne gwiazdki. Przekraczałem kolejne bariery.
I wtedy ujrzałem liderboardsy, gdzie mój wynik w najlepszym wypadku plasował się w pierwszej dziesiątce?
? tysięcy.
Stąd zabawa, która miała trwać kilka wieczorów, może stać się długim zajęciem. Codziennie pojawiają się nowe wyzwania, a na ich wykonanie liczące się do rankingu grający ma jedną szansę.
Kiedy sprzykrzy mi się te kilka chwytliwych kawałków ze ścieżki dźwiękowej, odpalę sobie własną. Na przykład z któregoś z Tonych Hawków. Serii, za która dzięki tej małej, zdawać by się mogło, gierce, nijak nie tęsknię.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.