Deathtrap - recenzja
Sztuka tworzenia gier polega na tym, by mało oryginalne, dobrze znane elementy przedstawić w sposób, który wywoła u gracza poczucie, że ma przed sobą faktycznie coś nowego. Czy Deathtrap dobrze udaje, że nie jest minigierką z Van Helsinga?
No właśnie, nowe ip studia Neocore Games, znanego wcześniej z dwóch części Króla Artura i Van Helsinga, to tak naprawdę pomysł doskonale już znany. W skądinąd bardzo dobrym hack 'n' slashu o słynnym łowcy wampirów pojawiła się minigierka typu tower defense, Deathtrap to natomiast próba rozwinięcia tego bajeru do rozmiaru czegoś, co będzie można sprzedać jeszcze raz, jako pełnoprawną grę. Mamy więc do czynienia z tytułem maksymalnie odtwórczym, stawiającym sobie za cel rozwinięcie dość ciekawego połączenia hack 'n' slasha z tower defense. Czym Deathtrap próbuje przekonać do ponownego sięgnięcia po portfel?
Kolejna, wielka ucieczka
Pierwsze wrażenie jest, co tu dużo kryć, niezbyt pozytywne. Względem Early Accessu kampania singlowa wzbogaciła się o nieobecną tam fabułę, ale wciąż mamy wrażenie, jakby jej nie było. Różnica polega na dorzuceniu na początku bliźniaczo podobnej do Van Helsingów, dość miernie zrobionej cutscenki, z której dowiemy się jakichś pierdół o uciekających z laboratorium potworach, potrzebie ratowania świata, bla, bla, bla... Na dalszym etapie rozgrywki żaden ślad fabuły się już nie pojawia i tak Deathtrap musi bronić się przed katowskim toporem recenzenta wyłącznie samą rozgrywką.
Jak już wspomniałem, jest to miks td i hack 'n' slasha. Zabawę rozpoczynamy od wybrania jednego bohatera spośród trzech dostępnych klas, są identyczne jak w Helsingu. Następnie przenosimy się na ekran kampanii, gdzie naszym zadaniem jest przechodzenie kolejnych plansz. Początkowo mamy dostępną tylko jedną z nich, kolejne odblokowują się linearnie. Wszystkich wystarcza na 6-7 godzin zabawy, co nie jest wynikiem powalającym, przynajmniej do czasu, gdy odkryjemy w grze potencjał do wielokrotnego przechodzenia. Całą sytuację ratuje natomiast współpraca ze Steam Workshop, co pozwala tworzyć własne mapy kreatywnej społeczności. Już teraz jest w czym wybierać.
Runda pierwsza
Zaproponowane przez developera lokacje, czy to umieszczone na cmentarzu, czy w ociekających steampunkiem laboratoriach, czy też przyprószonych śniegiem lasach, zawsze składają się z portali, ścieżek, bazy oraz instalacji do ulepszania. Naciśnięcie przycisku przywołującego falę potworów (docelowo każda mapa to 3-5 fal), sprawia że zaczynają one wyłazić z portali, następnie zaś po wytyczonych na czerwono ścieżkach próbują dostać się do naszej bazy. Nasza w tym głowa, by im się to nie udało. Z pomocą przychodzą nam owe instalacje do ulepszania, te dzielą się na "płyty podłogowe" oraz kolumienki. Rozgrywka opiera się, jak w każdym porządnym tower defence, na instalowaniu w tych wyznaczonych miejscach rozmaitych pułapek. Każda z nich to jednak koszt esencji - tutejszej waluty, zdobywanej za ubijanie potworów.
Szybko okazuje się też, że pieniążków jest po prostu zbyt mało, by zapełnić wszystkie pola i w oczekiwaniu na koniec rundy pójść przypalić papierosa. Im wyższy stopień trudności, tym uważniej zaczynamy patrzeć, by każda stawiana pułapka obejmowała zasięgiem możliwie jak największą liczbę ścieżek. Wraz z levelowaniem bohatera zdobywamy oczywiście nowe potrzaski oraz ulepszamy te już posiadane... ale i to może okazać się niewystarczające. Z pomocą przychodzi właśnie wtedy wspomniana już mechanika hack 'n' slashowa. Przez cały czas trwania rozgrywki nasz bohater lawiruje między tłumami wrogów i dobija tych, którzy przeszli przez nasze gęste sidła.
No właśnie, podczas rozgrywki ulepszać będziemy nie tylko pułapki, ale i naszego herosa. Najprostszym sposobem jest oczywiście nowy ekwipunek, wypadający na końcu każdej planszy. Jeżeli ktoś nie ma do takich losowych darowizn szczęścia, można go również dokupić za grową walutę w menu. Oprócz tego nasz bohater posiada również typowo hack 'n' slashowe umiejętności. Jest to wszystko bardzo podobne do Van Helsingów, dodano właściwie tylko talenty, wykorzystywane w kontakcie z pułapkami. Użycie odpowiedniego skilla możne np. sprawić, że przez krótki czas, wszystkie potwory zaatakowane przez pułapki objęte zasięgiem czaru otrzymują większe obrażenia czy pozostawiają większe porcje esencji.
Za wolno, za szybko
Większych nowinek w samej mechanice zabawy więc raczej brak. Drobną ciekawostką jest w zasadzie głównie fakt, że ostatnia z fal na każdej mapie kończy się mini bossem. Zazwyczaj to po prostu bardziej dopakowany przeciwnik, zdolny przykładowo do wyłączania pułapek czy wytwarzania pola obronnego. O ile przez większą część rozgrywki, skupiamy się przeważnie na niedobitkach, o tyle już przy tym wieńczącym każdą planszę potworze, musimy bardziej aktywnie częstować go pociskami, w trakcie przebieżki po ścieżkach. Kolejny, miły dodatek.
Spostrzeżenie to jest czysto subiektywne, mam jednak wrażenie, że rozgrywka toczy się w trochę zbyt wolnym tempie. Nie chodzi tylko o to, że zdarza nam się stać w miejscu i nic nie robić. Mam po prostu wrażenie, że na domyślnej prędkości ruchy bohatera są bardzo spowolnione i ślamazarne, a wrogowie idą jakby chcieli, a nie mogli. Twórcy na szczęście wymyślili również tryb turbo, przyspieszający rozgrywkę dwukrotnie. Po przełączeniu suwaka, zabawa staje się bardzo dynamiczna i przestaje usypiać. Nie wiem natomiast, po co wrzucono spowolnienie o połowę - jedyna słuszna prędkość zabawy to x2.
Powtórka z roz(g)rywki
Graficznie to w zasadzie ta sama gra co Van Helsing, mam jednak wrażenie, że trochę podkręcona. Ładnie wyglądają zwłaszcza lokacje na dworze, laboratoria już jednak trochę nużą powtarzalnymi teksturami i nienaturalną architekturą. Rozumiem, że dzięki temu ścieżki potworów są bardziej wyboiste, nie wygląda to jednak za dobrze. Muzyki zaś w ogóle nie pamiętam, co chyba nie za dobrze o niej świadczy. Z resztą jak już wspomniałem, za dużo fabuły tu nie znajdziemy, można więc rozważyć puszczenie sobie czegoś z własnego odtwarzacza.
Deathtrap ma parę fajnych pomysłów, trudno go jednak polecić tym, którzy owej minigierki z Van Helsinga nie pokonali. Twórcy z Neocore bardzo starali się pokazać, że mamy tu do czynienia z czymś więcej, niż sprzedawaniem tego samego cukierka w innym papierku. Cóż, nowinki faktycznie tu są, inna rzecz, że raczej nie są warte wydania 80 złotych. Poza bardzo przyjemną rozgrywką, Deathtrap nie broni się w zasadzie niczym innym, to zaś szybko czyni go grą pozbawioną charakteru. Polecam więc poczekać na promocję/edycję z DLC (na pewno będą, bo już w menu mamy specjalną zakładkę). Wtedy gra będzie prawdopodobnie tańsza, bardziej dopakowana mapkami. Chyba, że wcześniej wyjdzie Van Helsing III...
Ocena 6/10
Gameplay 6/10
Grafika 7/10
Audio 6/10
Plusy:
+ Parę nowych pomysłów
+ Miks hack 'n' slasha i TD
+ Masa upgradów pułapek
+ Możliwość gry w kooperacji
+ Ma potencjał do kilkukrotnego przechodzenia
Minusy:
- Jak kogoś ta zabawa nie przekonała w Helsingu,
nie znajdzie tu nic dla siebie
- Powtórka z rozgrywki
- Na normalnej prędkości dość powolna
- Bez DLC stosunkowo niewiele map
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze