Skocz do zawartości

Strumień świadomości

  • wpisy
    37
  • komentarzy
    75
  • wyświetleń
    28798

GTA V - Przesadne Przemyślenia [SUPER SPOILERY]


Tribe

1504 wyświetleń

Parę dni temu w końcu, po ponad roku, wielu powrotach i zmianie platformy z PS3 na PS4 udało mi się przejść do końca jedną z największych, najlepiej sprzedających się i najbardziej uznanych gier wszechczasów - Grand Theft Auto V. A potem przeszedłem ją raz jeszcze.

Nie od początku jednak, to byłoby samobójstwo, tym bardziej biorąc pod uwagę, ile z reguły czasu zajmuje mi przejście tytułu sandboxowego. Rozpocząłem ponownie w mniej więcej 80% postępu fabularnego z jednego tylko powodu - musiałem uzyskać inne zakończenie. To, które ujrzałem za pierwszym razem nie dawało mi spokoju i wbrew oczekiwaniom pozostawiło uczucie niedosytu.

f80e2d3d5fa7d5b541f1c38b9d454c812d12726b.jpg__620x350_q85_crop_upscale.jpg

Wybrałem uśmiercenie Trevora. Od początku darzyłem tę postać szczerą niechęcią. Odpychało mnie w nim wszystko - od sposobu bycia, standardów i higieny życia, poprzez impulsywność i agresję, aż do zupełnie chaotycznego sposobu działania i świadomość, że w każdej chwili może z powodu byle kaprysu kogoś zabić. Szczególnie uderzyło mnie, gdy zamordował dziewczynę Floyda, a potem zgwałcił jego samego w ich własnym apartamencie (nie mówiąć już o tym, że wcześniej do mieszkania się sam wprosił i szybko zamienił je w ruderę). Rzecz w moim odczuciu dużo bardziej szokująca, niż wcześniejsza scena tortury, paradoksalnie dość humorystyczna zresztą. Uważam się za osobę o dość solidnym kręgosłupie moralnym i to, co widziałem na ekranie w wykonaniu Trevora napawało mnie obrzydzeniem. Już wtedy myślałem sobie, że gdyby gra pod koniec dała mi możliwość zabicia tej postaci, bez wahania bym to zrobił. W tym przekonaniu utwierdzali mnie tylko inni bohaterowie, którym wiszące widmo zupełnie nieprzewidywalnego psychopaty mocno dawało się we znaki.

Ku mojemu zaskoczeniu, w ostatniej misji, jako Franklinowi, dano mi taką opcję. Pod pozorem odbycia poważnej rozmowy umówiłem się z Trevorem w ustronnym miejscu, po drodze skontaktowałem się z Michaelem, i już po kilkunastu minutach szaleńczego pościgu i pełnych żalu i wyzwisk dialogów Trevor spotkał się z, wydawałoby się, całkowicie zasłużonym losem. Michael i Franklin, chociaż wstrząśnięci, też byli pewni, że zrobili dobrze. Tak jak to stwierdził Michael - trzeba wiedzieć, gdzie postawić granicę. Po napisach końcowych i powrocie do San Andreas już w uszczuplonym składzie momentalnie uderzyła mnie jedna, pozornie mała rzecz - niemożność wyboru Trevora z koła wyboru postaci. Nie wiem, może to dlatego, że wcześniej robiłem to bez zastanowienia i automatycznie, wydawało mi się to naturalne, teraz ten brak możliwości był jak brzydka blizna po źle zrośniętej ranie, której nie dało się pozbyć. Dostałem jeszcze wiadomość od Lestera, że z powodu nagłej śmierci Trevora cały zysk z ostaniego wielkiego skoku zostanie rozdzielony między Michaela i Franklina. I tyle. Nic więcej.

grand-theft-auto-5-endings-guide.jpg

Pograłem w ten sposób jeszcze chwilę, ale nie mogłem. To już nie było to samo. Świat GTA V nagle stał się o jedną trzecią mniejszy. Nie mam nawet na myśli tego, że nie mogłem ukończyć gry w 100%, bo w części wymaganych do tego aktywności mógł uczestniczyć tylko nieżyjący już degenerat. Nagle dotarło do mnie, że przez ostatnie 60 godzin doświadczałem losów tej zupełnie do siebie niepasującej i antypatycznej trójki, ale jednak trójki, działającej wspólnie, jako dopełniajacy się zespół. I po raz pierwszy, całkowicie paradoksalnie, zacząłem odczuwać pokrętną sympatię do postaci Trevora. Owszem, był chorym człowiekiem, ale wobec pozostałych protagonistów zawsze pozostawał lojalny, czasem nawet do przesady, i miał pewien kodeks wartości, choć wynaturzony. Zakończenie, które początkowo miało mi dać satysfakcję, sprawiło, że zaczęło mnie dręczyć poczucie winy. Po dniu przemyśleń przysiadłem więc do gry z powrotem, co swoją drogą mi się do tej pory nie zdarzyło, przespeedowałem tę pozostałą część i dopiero, gdy przed napisami końcowymi ujrzałem skłóconą i poróżnioną, ale jednak niepokonaną trójkę antybohaterów, poczułem spokój. Teraz, wracając do GTA, a nastąpi to zapewne wiele razy, z radością powitam ponownie pełen skład.

Nie spodziewałem się, że tytuł wywoła we mnie takie refleksje i przemyślenia. Nie jestem zresztą pewien, czy powinien - w końcu komu GTA kojarzy się z moralnymi dylematami? Jeśli już, stanowi od nich odskocznię, dając upust nerwom poprzez nieskrępowaną zabawę. Postaci i świat też skonstruowane są w taki sposób, że poza uśmiechem politowania nad ich karykaturalnością gracz nie powinien wytworzyć innych refleksji. Fabuła także, mimo że epicka i angażująca i racząca różnorodnością, teoretycznie nie została napisana z myślą o pozostawieniu gracza w zadumie. Świat GTA jest ogólnie dość bezduszny, wyzuty z emocji, przedstawiony w krzywym zwierciadle i chyba nie powinien być traktowany na poważnie.

Grand-Theft-Auto-5-violence.jpg

Czyżby jednak? W końcu jednocześnie spędzamy w nim dobre - dziesiąt godzin, biorąc udział w wydarzeniach imitujących te realne, z postaciami, którym często towarzyszymy na każdym kroku, także w codziennym życiu - podczas ćwiczeń, wycieczek, jedzenia, spotkań z rodziną, wzajemnych spotkań. Praktycznie każda postać jest antypatyczna i w jakiś sposób ułomna, ale jednocześnie większość pojawia się na przestrzeni całej fabuły, skutkiem czego dobrze ją poznajemy i chcąc nie chcąc "zżywamy się". Ten rozdźwięk między tym, co nierealne, a tym, co bliskie u mnie przynajmniej sprawił, że przewartościowałem niektóre elementy w piątej odsłonie GTA. Być może to syndrom sztokholmski - w końcu czas spędzony w grze też swoje robi, ale ostatecznie tym antypatycznym z pozoru, wirtualnym postaciom zacząłem życzyć jak najlepiej i cieszyłem się widząc wszystkich razem. Tym samym nie do końca zgadzam się z zarzutami, jakoby Rockstar celował jedynie w najniższe instynkty i szukał fanów w graczach dorosłych jedynie fizycznie. Osobiście oprócz oczywistego komentarza na temat społeczeństwa, serwowanego w dużym stężeniu w wielu scenach w grze, dostrzegam jeszcze dużo bardziej subtelny (sic!) przekaz - tak, świat potrafi być okrutny i odpychający, ale to w nim żyjemy i to nim powinniśmy się cieszyć, dostrzec jego jaśniejsze strony. Pewnie przesadzam w swoich refleksjach, ale byliście ostrzeżeni już przy tytule smile_prosty.gif

A na deser w ramach pojednania Michaela z Trevorem wybralem się do kina na współprodukowany przez tego pierwszego kinowy i strasznie kiczowaty przebój "Meltdown". I żyli niezbyt długo i w pozornym szczęściu pośród dziwek, kradzionych pieniędzy i narkotyków.

A czy wy macie jakiekolwiek przemyślenia na temat świata i fabuły GTA, niekoniecznie części piątej?

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

IMO zakończenia A i B są zupełnie z czapy i nie pasują ni w ząb do całości. Wspólna rozpierducha to jedyny słuszny ending.

No i tak btw to Trevor zabił i Debrę i Floyda. Aczkolwiek niczego to nie wyklucza, bo przełaczając się na Trevora można zastać go wstającego z łóżka z Floydem ubranym w damską piżamę 0.0

  • Upvote 1
Link do komentarza

Wybory moralne nie kojarzą ci się z GTA? Chyba przespałeś singla w IV... A Trevor był i jest moją ulubioną postacią, co prawda to szurnięty wariat, ale właśnie taki ma swój urok :)

  • Upvote 1
Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...