Problem z dużymi tytułami polega u mnie w tym roku na tym, że nie widziałem wielu z tych wszystkich "fajnych" gierek Ubisoftu czy EA, ze względu na zbyt słaby sprzęt. Nie za bardzo też wiem, jak wszystko to nadgonić...
Sprawa przeskoku w czasie
W ostatnim roku na blogu królowały głównie rzeczy drobniejsze oraz gierki może i dość znane, ale nie celujące za bardzo w ten najwyższy segment. Jeszcze do połowy listopada ograniczał mnie sprzęt - dwurdzeniowy Athlon, 4 GB RAM i staruteńki 9600 GT. Po tylu latach zaniedbania, modernizacja nie bardzo wchodziła już w grę, nie chciałem też ograniczać się do sprzętu, pozwalającego mi w chwili zakupu odpalić nowości jedynie na minimum. Assassin świadkiem, że w optymalizacji pecetowych tytułów nie będzie w przyszłości najlepiej, a jak widać po używanym jeszcze przez większą część 2014 roku configu, nie lubię często wymieniać sprzętu. Na "współczesność" musiałem więc trochę poczekać, ale i tak udało się przed premierą trzeciego Wiedźmina.
Od połowy listopada komputer zamienił się z leszcza w prawdziwy highend, dla wygody użytkowania nie tylko w grach pogoniony dyskiem SSD i Windowsem w wersji 8.1. i wcale nie przypomina mi już żółwia. Oczywiście jednak owe 11 miesięcy bez dobrego sprzętu do grania zaowocowało tym, że nie o wszystkich "dużych" grach byłem w stanie w podsumowaniu napisać. Niby miałem około 2 miesięcy na nadrobienie paru rzeczy, ale z graniem w tym czasie też jakoś szczególnie różowo nie było. Może regularność odpalania gier nie zrównała się z częstotliwością nowych wpisów, ale i tak czas mnie pokonał.
Rok z grami "większymi"
Przejdźmy do gier większych, lista ta pełna jest niestety rozczarowań. Pierwszym z nich jest Castlevania: Lords of Shadow 2, której sandboksowa formuła jednak trochę zaszkodziła. Osadzenie gry w otwartym świecie zabiło jak dla mnie róźnorodność lokacji, ta była natomiast w poprzedniej części wręcz niespotykana. Tam konwencja zmieniała się co chwilę, tu natomiast na przemian odwiedzaliśmy zamek i średnio pasjonujące laboratoria. O parę klas gorszy okazał się również scenariusz, przeładowany kiczowatością, nie pasującą do konwencji pierwszej części. Jeżeli chodzi o walki, dokonano tu jedynie drobnych modyfkacji względem pierwowzoru, uczyniły jednak walki jeszcze przyjemniejszymi. Tym bardziej szkoda, że poprzeplatano je skradanką. Ogólnie niezła gra, ale do poziomu pierwowzoru jednak sporo jej zabrakło...
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazał się natomiast dodatek Diablo III: Reaper of Souls. Jasne, fabuła piątego aktu dalej nie przekonała mnie do tego, że warto opowieść zaprezentowaną w tym tytule traktować na poważnie, cała reszta to już jednak czysta frajda. Ważne okazały się nie tylko wprowadzone w ogólnodostępnym patchu zmiany typu likwidacja AH, nowy system lootu, ujednolicenie miksturek - ale rówież te wymagające otworzenia portfela. Tryb Adventure daje mnóstwo frajdy, nowe lokacje mają przyjemny klimacik, wreszcie przekonał mnie też do siebie Krzyżowiec. Chce się człowiekowi wciąż klikać w te potworki.
GRID Autosport okazał się natomiast przedstawicielem modnego ostatnio w branży trendu robienia "przystawek". To bezpieczny, kameralny tytuł stworzony mniejszym kosztem, do tego zapowiedziany na blogu developerów - i nie ma w zasadzie wątpliwości, że powstał celem dorobienia pieniędzy na produkcję prawdziwej trójki. Podobnymi tytułami były choćby Batman: Arkham Origins czy Pre-sequel. Mimo tego, że za produkcją stała przede wszystkim decyzja biznesowa, Autosport wciągnął mnie swoją różnorodnością torów i konkurencji aż na 60 godzin zabawy, chwilowo wzięliśmy rozbrat, ale nie mam wątpliwości, co odpalę natychmiast po zapowiedzi "trójki". Fajne ponadto było to, że wyparowała gdzieś kiczowata, festiwalowa otoczka dwójki i ważne były wyłącznie samochody. Troszkę mniej natomiast bezsensowny podział kariery na sezony.
Kolejny tytuł na liście czyli Lords of the Fallen to natomiast dowód na to, że nie wszystkie kampanie marketingowe - zwłaszcza te niewiarygodne - kłamią. Z połączenia Deck 13 i City Interactive (czyt. dwóch ekip nie kojarzących się do tej pory z dobrymi grami) trudno było oczekiwać netxgenowo wyglądającej, świetnie zaprojektowanej gry... a jednak cuda się zdarzają. Zabawa w chodzenie po labiryncie pełnym skarbów i pułapek oraz wzorcowo zaprojektowane potyczki sprawiają, że Lordsi to tytuł, który każdy szanujący się gracz powinien zobaczyć. Jedna z najlepszych gier (współ)autorstwa polaków. Na razie wiele jeszcze przede mną, przydałby się też eliminujący crashe patch, w przyszłości można spodziewać się recenzji. Gdybym układał listę, prawdopodobnie to ten właśnie tytuł wylądowałby na jej szczycie.
Kolejna gra ukazała się co prawda w zeszłym roku, dla mnie jednak, jako nieprzekonanego do konsol betonu pecetowego, Metal Gear Rising: Revengeance debiutował dopiero w styczniu. Mimo pewnych niedoróbek, jest to FANTASTYCZNA rzecz. Bardzo przekonało mnie zwłaszcza sklejenie ze sobą parowania i ataku, mega efektowne bieganie po rakietach i blade mode. Ostatni element pozwala w dowolnej chwili spowolnić czas i "narysować" na ciałach wrogów linie, wzdłuż których następnie zostaną przecięci na kawałki. Jak jeszcze wcześniej naładujemy furię, będziemy mogli dodatkowo podejrzeć, gdzie należy szukać cyberserca, stanowiącego formę apteczki. Tak, całość zajmuje jedynie 5 godzin, ale to tytuł wręcz stworzony do pokonywania kolejnych stopni trudności i bicia rekordów.
Przygodówka pozwalająca rozwikłać tajemnicę "własnej" śmierci, osadzająca gracza w roli ofiary i detektywa jednocześnie? Szkoda, bo Murdered: Soul Suspect mogło rzeczywiście okazać się czymś fajnym. Ostatecznie wyszedł z tego parainteraktywny twór z głupotami w postaci zablokowanych ścian i pustki w głowach większości postaci, gdy wskoczyliśmy tam poznać ich myśli. Trwający 4 godziny, prościutki pixel hunting, połączony z chodzeniem od punktu A do B nudzi też dlatego, że rozwiązania scenariusza można się domyślić już po kwadransie zabawy, zgodnie z zasadą "obstawiaj najbardziej nieprawdopodobną wersję". Zresztą odpowiedzialne za tytuł Airtight Games chwilę po premierze zamknęło swój "twórczy" życiorys. Przypadek?
Obcy: Izolacja jest natomiast rzeczą bardzo dziwną. Tytuł z jednej strony zaserwował nam genialny klimat i oprawę, przez długi czas też radzi sobie skutecznie z budową napięcia. Z drugiej zaś jako gra okazuje się raczej nieudolny, zwłaszcza przez nadmierne oskryptowanie. Jasne, na skryptach bazuje przecież większa część gier, w wielu jednak nie są one aż tak toporne. Szkoda też rozciągnięcia gry do 20 godzin - cieszy wprawdzie powolne rozwijanie formuły na początku, ale mniej więcej od 2/3 gry, fabuła snuje się i nie ma pomysłu, czym by tu jeszcze gracza zaskoczyć. Klimat na dyszkę, gra na piątkę - a że Ósmego Pasażera uwielbiam, średnia z tych dwóch wartości. Jest więc dobrze, ale wybitnie? W żadnym wypadku!
Udałem się również do Afryki, by w Sniper Elite III zapolować na Niemców. Szkoda, że twórcy postanowili w bezkrytyczny sposób oprzeć fabułę o mit na temat wielkich czołgów, podczas gdy niemożliwość wykorzystania takich maszyn jest dla każdego zdrowo myślącego człowieka logiczna. W kwestii rozgrywki mamy tu masę głupot typu wrogowie wstający posłusznie z ziemi, by przyjąć noża, ogólnie kiepskie AI oraz to, że każdy etap jest mini sandboksem. Ostatnia cecha to akurat ogromna zaleta, rzadziej wprawdzie strzelamy teraz ze snajperki, z drugiej strony tytuł przypomina skradankę w większym stopniu, niż słabiutkie V2. Sympatyczne do pogrania, ale cudów nie oczekujmy. Po dopieszczeniu formuły, czwórka może być naprawdę dobra.
Do pozytywnych zaskoczeń należy natomiast South Park: Kijek Prawdy, gdybym miał układać własną listę, zapewne właśnie ten tytuł umieściłbym na pierwszym miejscu. Przede wszystkim rozbrajająca jest wierność serialowi oraz na każdym kroku szydzący z popkultury scenariusz. Chwała twórcom, że próbowali także zrobić coś ciekawego w kwestii rozgrywki. To rzeczywiście gra pod względem erpegowym dużo słabsza od na przykład takiego Divinity, z drugiej strony kierowana jest przede wszystkim do fanów serialu, a to sprawia, że tak spore rozbudowanie mogłoby jej tylko zaszkodzić.
Kolejny tytuł, jeden z tych ogranych już po wymianie komputera to Śródziemie: Cień Mordoru. Gra Monolith pozostawiła mnie z dwoma refleksjami: po pierwsze warto było zainwestować trochę kasy w sprzęt, bo współczesne karty pozwalają już wyrenderować naprawdę znakomite rzeczy. Postęp w grafice, wbrew temu co wielu ludzi powtarza na forach internetowych, rzeczywiście się dokonał, da się go jednak w pełni docenić dopiero po odpaleniu najwyższych detali. Drugi wniosek jest natomiast taki, że tylko oprawa się w Mordorze udała. Fabuła jest infantylna jak diabli, zabawa prostacka do tego stopnia, że na 20 godzin zginąłem z 3 razy, Nemesis wyczynia cuda, a dziesięć kilkusekundowych cutscenek z powitaniem każdego szefa z osobna (bez możliwości pominięcia) w trakcie połowy walk, po prostu irytuje.
Mordor mógłby więc wygrać podsumowanie, gdyby nie ten nieszczęsny Thief. Jak na scenariusz Rihanny Pratchett, zawiązanie i przebieg akcji w początkowych etapach jest zaskakująco wręcz dobry, później jednak okazuje się, że wszystkie składowe fabuły po prostu nie zamierzają połączyć się w spójną całość. Jak na możliwości współczesnej technologii, zdumiewa również poszatkowanie świata loadingami (chociaż to raczej kwestia UE3), boli też wreszcie dobijająca niemal liniowość większości sekwencji. Level design to z osobna ładnie wykonane lokacje, które jednak nie łączą się razem w mapkę, która mogłaby się w dobrej skradance sprawdzić. Fail roku...
Na deser tytuł, z którym przygodę skończyłem jak na razie po ograniu trzech dostępnych w demie etapów. The Evil Within, bo o nim mowa, po owej próbce wcale nie stracił jednak szans na to, by w pełnej wersji odwiedzić mój dysk twardy. Tupałem co prawda trochę nogami podczas ogrywania dwóch pierwszych, widzianych od czasu E3 z milion razy poziomów. Z drugiej zaś strony zamykająca demo misja to w zasadzie trochę inaczej (imo lepiej) podana sekwencja z czwartego Residenta, w której broniliśmy się w obleganej przez zombie wiosce. To także pełnowymiarowy horror, tym którzy nie pamiętają, przypomnę że pod pojęciem tym mieści się nie tylko strach, ale i wywołujące obrzydzenie gore.
Nowy rok
W nowym roku gorączkowo oczekuję oczywiście GTA V i Wiedźmina 3, z troszkę mniejszym zapałem natomiast Evolve, na zmniejszenie oczekiwań miały wpływ dwie dostępne jak dotąd bety. Na wolną chwilę odkładam także Resident Evil HD, które jak na rimejk jest niestety absurdalnie drogie. W nowym roku zobaczę też pewnie Arkham Knight i (z poczuciem, że nic z tego nie będzie) Alone in the Dark: Illumination. Ostatnia zamknięta beta sugeruje raczej klon Left 4 Dead, niż powrót marki do czasów świetności... Nie marzę nawet o premierach Mafii III i Dishonored II, mam jednak nadzieję, że ten nowy rok chociaż przyniesie potwierdzenie tego, co wiemy od dawna - że oba tytuły powstają i warto na nie czekać. Z marzeń niemożliwych chciałbym też, żeby temat Whore of the Orient nie ucichł na zawsze. Tyle że o grze nie słychać już niczego od sierpnia 2013...
9 komentarzy
Rekomendowane komentarze