Skocz do zawartości

Uniwersum Darnerian

  • wpisy
    24
  • komentarzy
    178
  • wyświetleń
    21981

''Wilcze stado'' - rozdział dziewiąty


Bazil

688 wyświetleń

Oto zdarzył się prawdziwy cud - stojące już od miesięcy opowiadanie, zawieszone wskutek panującej wciąż twórczej niemocy autora, jest nareszcie kontynuowane.

Kolejny cud to fakt, iż wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, iż kontynuacja nie zakończy się na poniższym rozdziale. Trudności w jego napisaniu były podstawową przyczyną, dla której "Wilcze stado" było zawieszone. Po prostu postawiłem przed sobą założenia i nie za bardzo wiedziałem, jak je zrealizować. Ich ostateczna realizacja nie jest taka, jaką bym sobie wymarzył... ale myślę, że i tak w zupełności kwalifikuje się do publikacji.

Następne rozdziały rodziły się w mojej głowie już wcześniej, dzięki czemu z pewnością napiszę je w stosunkowo niedługim czasie. Innymi słowy - I'm back into business.

=============================================================================

 

 

- IX -

 

         Porywisty wiatr sprawiał, że powłóczysta szata Aer’imuela powiewała nieznacznie, kiedy armelien szybkim krokiem zmierzał ku otwartej rampie wejściowej „Arnaela 178”.  Idący po jego lewej stronie Tai’koves zachowywał wprawdzie milczenie oraz względną mentalną samokontrolę, lecz przełożony wyczuwał jego lekkie zdenerwowanie.

         -  Kiedy nadeszło wezwanie? – rzucił Aer’imuel w kilka chwil później, gdy obydwaj znaleźli się już na pokładzie, a rampa zamknęła się za nimi.

         -  Dwa loany temu, armelien – odrzekł Tai’koves. – Zgłosiłem się do pana, gdy tylko odebraliśmy transmisję.

         -  Przynajmniej nie stracimy zbyt wiele czasu – skonstatował Aon’emua. – Choć wiele zależy jeszcze od naszych drogich Arm’imdel. Jak z ich gotowością bojową?

         -  Khae’avilen zameldował, że wszystkie ich jednostki zgłosiły już taką gotowość i czekają tylko na rozkazy.

         Aer’imuel nie był tym szczególnie zaskoczony. Zdążył już się przekonać o wysokim poziomie wyszkolenia Arm’imdel. Powinien był się zatem spodziewać, że będą w stanie natychmiast przygotować się do akcji.

         -  Niech podrywają swoje desantowce i lecą za „Arnaelem 178” – rzucił w lekkim pośpiechu – Startujemy natychmiast, obrać kurs na źródło transmisji.

         -  Tak jest, armelien.

         Systemy sztucznej grawitacji jak zwykle sprawiały, że ruchy wykonywane przez statek pozostawały dla Aer’imuela praktycznie niewyczuwalne. Jednak w odróżnieniu od niedawnej sytuacji, gdy armelien był zmuszony uciekać z oblężonej bazy, nie miałoby to tak dużego znaczenia. „Arnael 178” poruszał się w zdecydowanie mniej gwałtowny, zdecydowanie zaplanowany sposób, spokojnie obierając wyznaczony kurs.

         Wszystkie pozostałe statki, z żołnierzami na pokładach, wystartowały niemal równocześnie z jednostką dowodzenia. Opuszczali tymczasowe miejsce bazowania – rozbity w głuszy, prowizoryczny obóz, gdzie Arm’imdel jeszcze niedawno spędzali czas na rutynowych ćwiczeniach, w oczekiwaniu na konkretne rozkazy. Te właśnie nadeszły – ktoś potrzebował ich wsparcia.

         Zaledwie Aer’imuel znalazł się na mostku „Arnaela 178” i zasiadł na stanowisku dowódcy, a otrzymał meldunek od jednego z klonów-techników, zawiadamiający go o transmisji od zwierzchnika.

         -  Armelien, odbieramy przekaz od Wielkiego Kapłana Isal’umavena, poprzez łącze konwencjonalne…

         -  Aktywujcie wizualizację na wyświetlaczu holo – rzekł Aer’imuel w połowie zdania.

         Było to kolejne, co wzbudziło w nim jedynie umiarkowane zaskoczenie. Jeżeli w obecnej sytuacji wskazany był pośpiech, Isal’umaven zapewne zrezygnował z komunikacji drogą telepatyczną, kontaktując się z podwładnym w sposób mniej bezpieczny, ale za to prostszy i szybszy.

         Kapłan Avn’khor, odziany w swoje zwyczajowe szaty, natychmiast pojawił się w snopie trójwymiarowego wyświetlacza.

         -  Armelien – rzucił, zaledwie to się stało – Ufam, że jest pan już drodze do celu?

         -  Jak najbardziej, ekscelencjo – odrzekł Aer’imuel – Aczkolwiek muszę przyznać, że szczegóły są mi jeszcze nieznane. Odebrałem jedynie prośbę o wsparcie, wraz z odgórną dyrektywą, by zareagować jak najszybciej.

         -  Placówka, z której ją pan odebrał – ton głosu Isal’umavena był spokojny i rzeczowy, choć armelien mógłby przysiąc, że wykrywa w nim także nutę zdenerwowania – jest dowodzona przez armeliena Vis’maela. Właśnie w tej chwili, kiedy my rozmawiamy, atakują ją terrańscy szturmowcy z SSF. Według samego Vis’maela, nasz opór zostanie już wkrótce przełamany, jeżeli nie interweniują pańscy Arm’imdel. Nie możemy stracić tej bazy, armelien. Jeśli Terranie ją zdobędą, będą mieli czystą drogę do jednej z naszych baterii planetarnych.

         -  Rozumiem, ekscelencjo – odparł Aer’imuel, całkowicie beznamiętnie – Czy mam się zastosować do ewentualnych, nadrzędnych dyrektyw od pana?

         -  Nie, armelien. Ma pan tylko jeden rozkaz – nie dopuścić do tego, aby Terranie wyparli nas z tych pozycji. Jakkolwiek pan to zrobi, zależy od pana. Ze swojej strony domagam się jedynie, aby osiągnął pan sukces.

         -  Naturalnie, ekscelencjo, rozumiem.

         -  Powodzenia, armelien – rzekł Isal’umaven oficjalnie, po czym rozłączył się.

         Isal’umaven nie nadmienił wprost, że Aer’imuel zostanie z pewnością rozliczony ze swojej akcji, jeżeli tylko Wielki Kapłan uzna jego metody za nieefektywne. Nie musiał jednak o tym mówić – Aon’emua wiedział o tym doskonale. Niemniej, był kontent, że przełożony nie dyktuje mu warunków prowadzenia walki i pozwala działać wedle własnego uznania.

         -  Armelien – odezwał się niespodziewanie Khae’avilen, który pojawił się obok dowódcy jak duch. Mimo że jego profesja nie wymagała odeń wstrzemięźliwości w korzystaniu z psionicznej mocy, mentalną samokontrolę miał opanowaną doskonale i był w tej chwili praktycznie niemożliwy do odczytania.

         -  Imolien – odrzekł Aer’imuel, również zachowując beznamiętność – Znam już instrukcje Wielkiego Kapłana Isal’umavena. Co mówi nasz daleki zwiad?

         -  Terranie rozdzielili swoje siły na cztery grupy – relacjonował Khae’avilen – Trzy z nich są w bezpośrednim natarciu, z czego jedna, złożona ze szturmowców SSF, atakuje od frontu. Dwie pozostałe ubezpieczają flanki i oskrzydlają wojska Vis’maela.

         -  A czwarta? – Armelien zadał to pytanie czysto formalnie, gdyż zdążył już przyjrzeć się odczytom na głównym wyświetlaczu taktycznym.

         -  Jak doskonale widać – tym razem oficer Arm’imdel zdradził cień sarkazmu, lecz bardzo subtelny – Znajduje się daleko na północny zachód od rejonu walki. Terranie mają tam kilkanaście baterii wyrzutni rakietowych dalekiego zasięgu MR-69 Anakondo. Wspierają natarcie i skupiają ogień głównie na naszych stanowiskach obrony biernej. Mają własną eskortę, w tym osłonę czołgów rakietowych MR-54 Kobro

         -  Jeżeli wesprzemy garnizon bezpośrednio, tak jak zapewne chciałby tego Vis’mael, też wprowadzimy naszych żołnierzy pod ogień artylerii – wtrącił Aer’imuel – Ale możemy zaatakować Terran od tyłu, pozbawić ich wsparcia artyleryjskiego i wtedy uderzyć na ich frontowe oddziały zza ich pleców.

         -  Pytanie, czy Vis’mael się utrzyma, zanim my zdążymy wyeliminować terrańską grupę na tyłach – stwierdził sucho Khae’avilen.

         -  Słusznie – zgodził się armelien – Dlatego musimy wysłać jedną z naszych grup, aby odciążyła oddziały broniące naszego garnizonu. Proponuję, aby zajął się tym legion imolien Egon’thiera – Aer’imuel zwrócił się do swojego zastępcy – Tai, niech przekażą Legionowi 45, żeby zajął pozycje na wschodniej flance i nawiązał bezpośrednią walkę z Terranami. Potem niech zajmą się ustaleniem optymalnego wektoru podejścia pod grupę artylerii wroga.

         -  To będzie ryzykowne – zaprotestował Khae’avilen – Wykryją nas z pewnością, zanim podejdziemy dostatecznie blisko. MR-54 mogą nas ostrzelać rakietami także na krótkim dystansie…

         -  Rozproszymy nasze statki i polecimy na niskim pułapie – zarządził Aer’imuel – To sprawi, że rakiety Terran będą musiały osiągnąć odpowiednia wysokość, by mieć do nas czystą drogę, a jeżeli w fazie namierzania będą schodziły za ostro w dół, nadzieją się na osłony terenowe. Do tego, w razie trafienia, nasze desantowce będą mogły szybko lądować, a niski pułap zminimalizuje szkody przy upadku.

         -  Chce pan lecieć tuż nad powierzchnią? – mentalny głos Khae’avilena zabarwiło zwątpienie – To dość ryzykowne.

         -  Cóż, zakładałem, że wasi piloci są doświadczeni i poradzą sobie z wykonaniem takiego rozkazu – rzekł w odpowiedzi Aer’imuel, nieco wyzywająco, spodziewając się, jaki skutek wywrą jego słowa – Jeśli się pomyliłem, mogę zrewidować swoje plany.

         Imolien emanował oburzeniem oraz urażoną godnością – o co dokładnie chodziło dowódcy.

         -  Jeżeli wątpi pan, armelien, w umiejętności naszych pilotów – rzekł, również uciekając się do wyzywającego tonu – to zapewniam pana, że mogę im nakazać polecieć tak, aby dosłownie głaskali okoliczną roślinność brzuchami swoich maszyn.

         -  Doskonale – odrzekł Aer’imuel – Utworzyć sieć obrony antyrakietowej i osłaniać się nawzajem. Trafione maszyny mają otwierać luki i pozwolić żołnierzom na desant. Odrobina telekinezy, w połączeniu z serwomechanizmami ich kombinezonów, powinna im umożliwić bezpieczne lądowanie.

         -  Jak najbardziej – zgodził się Khae’avilen, dużo bardziej przychylnym tonem.

         -  Niemniej – dodał armelien – musimy także odciążyć bezpośrednio siły Vis’maela. Niech legion imolien Egon’thiera odłączy się od grupy i uderzy na oddziały terrańskie, zajmujące lewą flankę. Ale niech nie angażują się zbytnio w walkę, dopóki nie pozbawimy Terran wsparcia artylerii. Mają zaabsorbować wroga, nie niszczyć go.

         -  Tak jest, armelien – rzucił Tai’koves, przekazując następnie rozkazy dowódcy.

         Część maszyn oddzieliła się od flotylli, a uwadze Aer’imuela nie uszedł fakt, że uczyniły to nadzwyczaj sprawnie. Wszystkie desantowce zmieniły kurs idealnie równo, idąc takim samym łukiem, jak gdyby były jednym organizmem. Pozostałe, wciąż podążające za „Arnaelem 178”, zaczęły schodzić coraz niżej, aż wreszcie – zgodnie z zapowiedzią Khae’avilena – nieomal orały szczyty drzew. Okoliczny teren był raczej równinny, co z pewnością ułatwiało pilotom pozostawanie na tym pułapie bez konieczności ciągłych korekt trajektorii, ale zalesienie stawało się coraz gęstsze w miarę, jak lecieli.

         -  Melduj – rzekł Aer’imuel do swojego zastępcy, lekko już się niecierpliwiąc – Czy jesteśmy w zasięgu rakiet Terran?

         -  Tak, ale wygląda na to, że zostawiają na nas tylko wyrzutnie krótkiego zasięgu – odrzekł Tai’koves – MR-69 wciąż ostrzeliwują pozycje Vis’maela, natomiast MR-54 starają się nas namierzyć.

         -  Pozostajemy na tym kursie. „Arnael 178” ma objąć zasięgiem wszystkie desantowce grupy i zestrzeliwać pociski w miarę możliwości.

         -  Nie zdołamy w ten sposób zapewnić bezpieczeństwa swoim, armelien – wtrącił Khae’avilen – Jest nas zbyt wiele, a z desantowców tylko Akile są uzbrojone. A i one mogą strzelać tylko do pocisków na niskim pułapie…

         -  Możecie chyba użyczyć trochę własnej mocy, aby zasilić osłony? – przerwał Aer’imuel – Musimy się jakoś zbliżyć.

         -  Nadchodzą! – oznajmił Tai’koves uniesionym głosem – Liczba sygnatur: sto siedem i rośnie.

         Aer’imuel spojrzał na główny wyświetlacz taktyczny, obserwując sytuację. Dysponował kilkoma legionami Arm’imdel, co wymuszało użycie całej floty desantowców – głównie ciężkich maszyn klasy Relai’akile – do ich przewiezienia. Stanowili liczną grupę, więc zakładał, że Terranie nie zdołają zestrzelić ich wszystkich, zanim się zbliżą. Wiedział jednak również, iż musi zminimalizować straty – elitarni żołnierze, których oddano pod jego dowództwo, nie byli tak łatwi do zastąpienia, jak zwykli Shilai’rev. Tymczasem Terranie mieli do dyspozycji dziesiątki MR-54, co oznaczało, że mogli wystrzelić wystarczająco dużo rakiet, aby strącić znaczną część jego desantowców, nim w ogóle podejdą dostatecznie blisko.

         Armelien wiedział jednak z map terenu oraz ze skanów wykonanych przez sondy szpiegowskie, że okolica nie sprzyja prowadzenia ognia do celów na niskim pułapie. Potrzebowali tylko odrobiny czasu, aby to wykorzystać.

         -  Meldujcie na bieżąco o ewentualnych stratach – nakazał Aer’imuel ze spokojem – Ci, którzy zostaną trafieni, mają lądować awaryjnie. Jeśli trzeba, to poprzez wyskok z przedziału desantowego. Dołączą później, najważniejsze to ich nie stracić.

         -  Tak jest, armelien – odparł Khae’avilen – Doceniam pańską troskę, ale musimy zabrać w pobliże celu jak najwięcej żołnierzy, by w ogóle podjąć walkę z Terranami. Nie mówiąc już o tym, że nasi wojownicy, pozostając na ziemi, będą tym łatwiejszym celem dla artylerii rakietowej wroga. Nie dotrą daleko.

         -  Nieprzyjaciel nie będzie miał czasu się nimi zająć. Musimy tylko…

         -  Armelien – odezwał się Tai’koves, znów uniesionym głosem – pozostało już tylko trzydzieści alnów, nim trafią w nas pierwsze pociski!

         -  Panuj nad sobą – nakazał Aer’imuel – mówiłem ci, żebyś nie wystawiał się zbędnie na demoralizujący wpływ takich emocji. Akile na czele mają przechwytywać pociski, reszta niech unika ich w miarę możności.

         Zgodnie z przewidywaniami armeliena, terrańskie rakiety musiały zejść z wysokiego pułapu na bardzo niski, by ich dosięgnąć. Część z nich obniżyła lot już wcześniej i teraz znajdowały się nieznacznie powyżej linii drzew. Myszkowały nieustannie, co miało utrudnić ich namierzenie, ale niektóre z nich w efekcie zeszły w pewnym momencie zanadto w dół, przez co uderzyły w co wyższe drzewa. Nastąpił szereg eksplozji, widocznych z dość daleka, a z ekranów zniknęło kilkanaście sygnatur.

         Zamontowane w dziobach Akile, ruchome działka laserowe, dały ognia w chwilę później, usiłując zestrzelić kolejne pociski. Nie było to łatwe, ze względu na wrogie układy walki elektronicznej, lecz armelien z rosnącą nadzieją obserwował, jak liczba podawanych przez komputer sygnatur maleje. Jednocześnie jednak, Tai’koves podawał mu nieubłaganie czas do otrzymania pierwszych trafień. Aer’imuelowi coraz mniej się to podobało – nadal leciało ku nim przeszło siedemdziesiąt rakiet.

         -  Pięć alnów – podawał jego zastępca na pozór opanowanym, lecz zarazem wyraźnie zaniepokojonym głosem – cztery… trzy… dwa… jeden…

         Huk pobliskich eksplozji był słyszalny nawet z mostka „Arnaela 178”. Na szczęście żaden z pocisków nie trafił w jednostkę dowódcy, lecz armelien w pierwszej chwili mimowolnie przeraził się, obserwując zniszczenia na ekranach holo. Jednocześnie zewsząd dochodziły do niego, poprzez łącze konwencjonalne, krzyki załóg trafionych desantowców.

         -  Raport – rzucił ze spokojem, zachowując na razie samokontrolę.

         -  Pięćdziesiąt siedem jednostek trafionych – zameldował Tai’koves – Trzydzieści dwie straciły przy tym tylko osłony. Pozostałe dwadzieścia pięć zostało rażonych bezpośrednio, są poważnie uszkodzone bądź zniszczone.

         -  Ofiary? – zapytał Aer’imuel – Czy ktoś posadził maszynę na ziemi, lub wydostał się z wraku?

         -  Nie wyczuwam żołnierzy z dziewięciu trafionych maszyn – odezwał się Khae’avilen.

         -  Zostały całkiem zniszczone – dodał Tai’koves – Nie zdołali nawet… – oficer urwał, spoglądając na pojawiające się właśnie na ekranach holo, nowe odczyty sensorów – Następna salwa, liczba sygnatur: dziewięćdziesiąt dwie i rośnie.

         -  Armelien – powiedział Khae’avilen z naciskiem – Ufam, że ma pan jakiś plan, by w pewniejszy sposób zminimalizować straty? Już te dziewięć utraconych załóg to poważny uszczerbek dla kogoś takiego, jak my.

         -  Jestem tego świadom, możecie mi wierzyć – odrzekł Aer’imuel – Ale musimy niestety podejść jeszcze trochę bliżej. Niebawem przechodzimy w teren lekko górzysty, a Terranie tak rozmieścili swoje oddziały, by łatwiej było wciągnąć idące lądem oddziały w wąskie gardła. Ale nie pomyśleli o tym, że te pasma wzgórz… dość niewysokich, lecz o stromych zboczach…

         -  Znajdą się na drodze ich pocisków, jeżeli pozostaniemy na tak niskim pułapie, jak obecnie – dokończył oficer, odgadując wreszcie zamiary dowódcy – Innymi słowy, próbujemy przemykać od osłony do osłony.

         -  Dokładnie – potwierdził Aer’imuel – Oczywiście, ja z kolei ufam, że wasi piloci poradzą sobie także w takim terenie.

         -  Jak najbardziej.

         -  Tai, czy zdążymy do pierwszego pasma, zanim druga salwa nas osiągnie?

         -  Sprawdzamy, armelien.

         Tai’koves odczekał chwilę, po czym udzielił przełożonemu odpowiedzi, słabo kryjąc niepokój.

         -  Przy obecnej prędkości, zabraknie nam czasu – odrzekł – Musielibyśmy zwiększyć ciąg, ale to ryzykowne teraz, gdy lecimy tak nisko.

         -  Możemy podjąć takie ryzyko – zasugerował Khae’avilen.

         -  To chyba nie będzie konieczne – Aer’imuel spojrzał na taktyczny ekran holo – Każcie wszystkim pilotom podnieść maszyny wyżej, nad linię wzgórz.

         -  Armelien? – zapytał imolien z powątpiewaniem.

         -  Po prostu zróbcie to – rzekł dowódca z naciskiem – Mają jak najszybciej osiagnąć te wzgórza. Jesteśmy już coraz bliżej, potem nie będzie czasu na zastanawianie się.

         Wciąż powątpiewając, oficer wykonał rozkaz. Wszystkie desantowce – także „Arnael 178” – zwiększyły pułap, co dawało nadlatującym pociskom czystą drogę do celu. Nie musiały teraz schodzić niżej i pozostawały na dużej wysokości – na to właśnie liczył Aer’imuel.

         Pierwsza linia wzgórz była już bardzo blisko, ale niestety, terrańskie rakiety także. Jeszcze zanim desantowce zwiększyły prędkość i wysokość, otworzyły znów ogień z działek, usiłując zestrzelić pociski.

         -  Dziesięć alnów do pierwszego trafienia – meldował Tai’koves – osiem… siedem…

         -  Zejść w dół – nakazał gwałtownie Aer’imuel – Wrócić na pierwotną wysokość, zaraz za wzgórzem.

         Wszyscy pojęli w lot zamiary dowódcy i nagle zmienili trajektorię lotu, lecąc wciąż z dużą prędkością pod osłonę wzgórz. Terrańskie pociski, wciąż kierowane na poszczególne maszyny, podążyły w ich ślady, lecz z niewielkim opóźnieniem. Było oczywiste, że już za krótką chwilę na ich drodze znajdą się wzniesienia.

         Formacja auveliańskich maszyn zacieśniła szyk, wyrównując wreszcie ponownie lot tuż nad szczytami drzew. Zrobiły to dosłownie w ostatniej chwili – na zaledwie trzy alny przed spotkaniem rakiet z ich celami, między nimi znalazły się wzgórza. Nie zakłóciło to, oczywiście, wrogich systemów namierzania – miały one czujniki, emitujące promieniowanie przenikliwe, dzięki czemu potrafiły wykryć nawet cel kryjący się za przeszkodami. Same pociski nie mogły jednak po prostu przeniknąć przez takie przeszkody.

         Salwa kilkudziesięciu rakiet z głośnym hukiem wbiła się w górskie zbocza po drugiej stronie niewysokiego pasma. Seria eksplozji subatomowych głowic dosłownie zmiotła wzniesienia. To, co z nich pozostało, zasypało okoliczne przełęcze pod postacią ton ziemi oraz odłamów skalnych.

         Flota Aer’imuela cudem uniknęła podobnego losu, lecz nie wszystkie desantowce zdołały się schronić na czas. Kilkanaście maszyn, lecących na końcu formacji, otrzymało trafienia.

         -  Straciliśmy pięć kolejnych desantowców – zameldował Tai’koves – Dwa z nich lądują awaryjnie, ale eksplozje i fala uderzeniowa wciąż rozrzucają te skalne szczątki… nie ma gdzie posadzić maszyn.

         -  Muszą sobie sami poradzić – stwierdził Aer’imuel z naciskiem – Zaraz miniemy te wzgórza, musimy wkrótce przejść pod osłonę następnych, a Terranie na pewno będą teraz…

         -  Armelien – przerwał zastępca – Nieprzyjaciel odpala następne rakiety. To już nie salwa, baterie strzelają na zmianę.

         -  Można się było tego spodziewać – mruknął dowódca – Jesteśmy już za blisko, żeby mogli sobie pozwolić na oszczędzanie pocisków. Imolien – Aer’imuel zwrócił się do Khae’avilena – Rozdzielić siły. Grupy Khai’noela i Mon’siaela niech odejdą od nas odpowiednio w kierunkach zachodnim i północnym. Powtarzamy ten sam schemat, lecieć na dużej wysokości, a w odpowiednim momencie schodzić jak najszybciej w dół, pod osłonę przeszkód terenowych.

         -  Tak jest, armelien.

         Niestety, Aer’imuel wkrótce się przekonał, że nie będzie to aż tak proste, jak zakładał. Terranie zaprzestali już ostrzału równomiernymi salwami i nie sposób było znaleźć odpowiednio dużej przerwy czasowej, by w pełni bezpiecznie przemknąć pod nową osłonę. Założenie polegające na ściąganiu terrańskich rakiet dostatecznie wysoko, by później w drodze na dół rozbijały się o wzgórza, sprawdzało się dobrze, lecz wróg wciąż uzyskiwał trafienia w chwilach, gdy Auvelianie zmuszeni byli przejść przez otwarty teren.

         Na ich korzyść przemawiał jednak fakt, że ludziom zostało już bardzo niewiele czasu – auveliańskie desantowce przemieszczały się szybko i wkrótce znalazły się w bezpośrednim zasięgu wyrzutni. Co więcej, Terranie musieli w końcu przeładować rakiety, przez co ich ostrzał chwilowo stracił na intensywności, dając Auvelianom chwilę wytchnienia i pozwalając podejść bliżej.

         -  Znamy ich pozycje – oznajmił Khae’avilen, wskazując na ekran taktyczny, gdy „Arnael 178” wyłonił się właśnie zza kolejnego unicestwionego terrańskimi pociskami wzgórza – MR-69 są rozmieszczone na płaskowyżu, MR-54 tworzą perymetr w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Ich samych też otacza szereg wyższych wzniesień, przez co musielibyśmy nabrać wysokości, aby mieć zupełnie czyste pole ostrzału z powietrza…

         -  Nie będziemy strzelać z powietrza – przerwał Aer’imuel – Za duża koncentracja środków obrony przeciwlotniczej. Wysadzimy nasze oddziały pod celem i dotrzemy na miejsce pojazdami. Desantowce po wyładowaniu żołnierzy powinny opuścić strefę, by nie narażać się na dalszy ogień. Tylko „Arnael 178” zostanie na pozycji.

         -  Za pozwoleniem, armelien… nie wiem, czy mamy czas podchodzić pod terrańskie pozycje drogą lądową – zaoponował Khae’avilen – Obrona Vis’maela może zostać zniszczona lada chwila.

         -  To nie jest przesądzone, imolien – odezwał się Tai’koves, przesuwając widok na ekranie taktycznym – Wygląda na to, że Terranie zawrócili znaczną część frontowych oddziałów SSF w naszym kierunku. Najwyraźniej boją się, że zniszczymy te wyrzutnie.

         -  Na to liczyłem – stwierdził Aer’imuel – Ale zanim do nas dotrą, my zdążymy już pozbawić ich wsparcia artylerii. Imolien, po przejściu do tamtej doliny – dowódca wskazał miejsce na ekranie holo – musimy natychmiast wykonać desant. Będziemy mieli niewiele czasu, zanim wstrzela się w nas artyleria. Wyślijcie rozkazy do imolien Khai’noela oraz imolien Mon’siaela, niech także znajdą dogodne miejsce do desantu.

         Okolica, którą wybrał Aer’imuel, była zalesiona, lecz działka „Arnaela 178” oraz towarzyszących mu maszyn wypaliły roślinność, oczyszczając teren pod desant. Ten, ku satysfakcji i uldze dowódcy, przebiegł wyjątkowo sprawnie. Desantowce schodziły na dół dużymi grupami, niemal jednocześnie dotykając ziemi, na którą natychmiast wysypywali się żołnierze, a po rampach zjeżdżały pojazdy bojowe – transportery piechoty Neval’sathel, zaprojektowane specjalnie na potrzeby Arm’imdel, oraz wozy obrony antyrakietowej. Te ostatnie po wylądowaniu natychmiast zaczęły tworzyć perymetr oraz sieć czujników, gotowe do zestrzelenia pocisków, jakie mogliby przeciwko nim wysłać Terranie. Cała operacja nie zajęła nawet pół loanu.

         Wkrótce „Arnael 178”, pozbawiony już towarzystwa desantowców, wisiał samotnie tuż nad gotowym do wymarszu zgrupowaniem, unosząc się w powietrzu dzięki aktywnym reduktorom grawitacyjnym.

         -  Postępujemy z maksymalną szybkością – zarządził Aer’imuel – Meldujcie na bieżąco. Ach, jeszcze jedno – dowódca spojrzał na Khae’avilena – Przykro mi, jeśli to zabrzmi nazbyt surowo, ale na razie proszę się nie kłopotać przedstawianiem mi listy strat. Tym zajmiemy się później.

         -  Zrozumiałem, armelien – odrzekł oficer beznamiętnie.

         -  Armelien – odezwał się Tai’koves – Pozostałe dwie grupy też są już na pozycjach, blisko nas. Wykryliśmy także ruchy sił terrańskich. Wszystko wskazuje na to, że wysłali nam naprzeciw jednostki osłaniające artylerię. Czołgi antygrawitacyjne CT-59 oraz bojowe transportery piechoty IBV-75.

         -  Przygotować się na przyjęcie wroga – nakazał Aer’imuel – „Arnael 178” ma podążać za naszymi oddziałami i oczyszczać teren za pomocą artylerii pokładowej.

         -  Armelien, wystrzelono pociski na nasze koordynaty. Zmiana głowic, będą namierzały cele naziemne.

         Żołnierze Arm’imdel, poruszając się przy pomocy jednostek zmechanizowanych, postępowali szybko, lecz i tak nie mogli po prostu uciec przed terrańskimi pociskami. Co gorsza, tym razem przeszkody terenowe nie mogły w niczym pomóc – rakiety nabierały znacznej wysokości, by później zanurkować w dół na wyznaczone pozycje. Dzięki własnym sensorom, mogły ponadto samoczynnie naprowadzić się na cele, które znalazłyby się w ich bezpośrednim zasięgu.

         Na całe szczęście, pierwsze wystrzelone rakiety w większości chybiły, nakierowane na pozycje, które Arm’imdel zdążyli już opuścić. Te nieliczne, które wykryły auveliańskie pojazdy i skorygowały kurs, zostały zestrzelone przez obronę antyrakietową. Lecz Terranie natychmiast poprawili i kolejne głowice zostały ulokowane o wiele lepiej. „Arnael 178”, wespół z wozami defensywnymi, robiły co w ich mocy, lecz i tak część pocisków sięgała celu. Aer’imuel widział na ekranie, jak kolejne transportery piechoty stają, porażone subatomowym ładunkiem. Jedynym pocieszeniem był fakt, że salwy nadchodziły w sporych odstępach – najwyraźniej Terranie ładowali głowice na bieżąco. Armelien po cichu liczył, że zwyczajnie skończy się im amunicja. Artyleria w normalnej sytuacji stanowiła wsparcie ogniowe – nie miała pod ręką aż tylu rakiet, by samodzielnie prowadzić walkę.

         -  Armelien, coś się dzieje – oznajmił Tai’koves – MR-69 opuszczają pozycje.

         -  Dokąd się przemieszczają? – dowódca spojrzał na ekran taktyczny.

         -  W kierunku zachodnio-południowo-zachodnim. Wygląda na to, że próbują się połączyć z jednostkami SSF, które zmierzają w ich stronę.

         -  Możemy odciąć im drogę?

         -  Armelien – wtrącił Khae’avilen – musimy się przygotować na przyjęcie wroga. Te dwie dywizje, pancerna i zmechanizowana, są już blisko. Legion Mon’siaela też zaraz podejmie bezpośrednią walkę. Terranie zwiążą nasze siły.

         Aer’imuel przez chwilę czuł narastającą frustrację. Miał wrażenie, że jego zdobycz wymyka mu się z rąk. Wkrótce jednak przyszedł mu do głowy inny koncept – skrajnie ryzykowny, ale mający szanse powodzenia. W tej chwili jego okręt dowodzenia był jedyną jednostką powietrzną Auvelian w sektorze, nie można było sprowadzić desantowców z powrotem w najbliższym czasie, o czym sami Terranie zapewne dobrze wiedzieli – dopiero co przezbroili swoje wyrzutnie krótkiego zasięgu.

         -  Tai, wydaj rozkazy załodze „Arnaela 178” – nakazał dowódca – Musimy chwilowo zostawić Arm’imdel bez wsparcia. Obrać kurs na pozycje zajmowane przez MR-69.

         -  Armelien? – oficer zawahał się, zaskoczony.

         -  Wykonać – rzekł Aer’imuel z naciskiem – Później może zabraknąć czasu, a mamy tylko jedną szansę.

         -  Na co, armelien? – zapytał Khae’avilen, podczas gdy Tai’koves przekazywał rozkazy. Okręt dowodzenia uruchomił główne silniki i zaczął błyskawicznie nabierać wysokości.

         -  Zaryzykujemy – oświadczył Aer’imuel w odpowiedzi – Jeżeli w strefie nie ma naszych jednostek powietrznych, odesłaliśmy desantowce, a mamy tylko jednego Kervaesa… istnieje szansa, że przezbroili w pociski ziemia-ziemia wszystkie swoje MR-54.

         -  Zakłada pan, że terrański dowódca… – zaczął imolien.

         -  To możliwe – uciął Aer’imuel – W tej chwili podstawowym zagrożeniem z naszej strony są oddziały naziemne, więc mogli się skupić na tym. Jeżeli nowe jednostki powietrzne napłynęłyby spoza strefy, mieliby czas załadować pociski przeciwlotnicze. Ale „Arnael 178” jest za blisko… a oni zapewne nie podejrzewaliby nas o takie szaleństwo, by atakować tylko nim.

         -  Ja też nie liczyłem na takowe szaleństwo – odezwał się Tai’koves – Może damy radę się wycofać, jeżeli wykryjemy, że jednak mają pociski ziemia-powietrze, albo zdążyli na nie przejść…

         -  Nie sądzę – przerwał dowódca – Gdyby tak było, to na miejscu tego Terranina poczekałbym, aż podejdziemy tak blisko, żebyśmy nie mieli już szans zdążyć wyjść poza zasięg rakiet. Tak więc miejmy wszyscy nadzieję, że się nie pomyliłem.

         -  Ogromne ryzyko, jak na polowego komendanta – zauważył Khae’avilen.

         -  Jeżeli to pana przeraża, jest jeszcze szansa, aby umożliwić panu opuszczenie pokładu – stwierdził Aer’imuel beznamiętnie.

         -  Jeżeli w ten sposób chciał pan poddać w wątpliwość moją zdolność do podejmowania ryzyka – imolien sprawiał wrażenie lekko urażonego – przyjmę wyzwanie i nie skorzystam z takiego zaproszenia.

         -  Bardzo dobrze – odrzekł armelien, po czym zwrócił się do obsługi mostka – Sternik, zająć pozycję w bezpośrednim sąsiedztwie terrańskich wyrzutni dalekiego zasięgu i tam zredukować prędkość do minimalnej na pół loanu. Uzbrojenie, namierzyć cele i otworzyć ogień z artylerii pokładowej, gdy tylko znajdą się w zasięgu. Strzelamy wyłącznie do MR-69, inne jednostki nas nie interesują. Wpadamy, niszczymy, a potem wycofujemy się z maksymalną prędkością. Czy moje instrukcje zostały dobrze zrozumiane?

         -  Tak jest, armelien – odpowiedzieli unisono członkowie załogi.

         Wydawszy rozkazy, Aer’imuel wbił spojrzenie w główny ekran holo – z widniejącym nań obrazem z przedniej kamery oraz naniesioną mapą taktyczną – usilnie starając się stłumić niepożądane emocje. Zdawał sobie doskonale sprawę, jak bardzo ryzykuje, lecz nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić Terranom uciec. Poświęcił już część swoich żołnierzy – i to nie klonów, lecz czystej krwi Auvelian – po to, by móc zaatakować tę artylerię. Ich ofiara nie mogła teraz pójść na marne, szczególnie że pozbawienie ludzi wsparcia było jednym z kluczowych czynników do wygrania bitwy.

         Kiedy jednak „Arnael 178” leciał przez dłuższą chwilę, nie niepokojony ogniem rakiet, Aer’imuela ogarnął ostrożny optymizm. Być może nie zawiodła go intuicja.

         W końcu jednostka dowodzenia minęła kolejne wzgórze i miała już przed sobą, rozciągniętą w długiego węża, terrańską formację. MR-69 znajdowały się w jej tylnej części, osłaniane przez mniejsze wyrzutnie oraz zabezpieczające jej plecy jednostki pancerne. „Arnael 178” niemal natychmiast znalazł się pod ostrzałem laserów obrony antyrakietowej, lecz wciąż nie odpalono w nich żadnych pocisków. Sytuacja stała się skrajnie niebezpieczna – mimo wszystko, lasery także mogły przeciążyć osłony okrętu, a następnie go strącić. Z kolei gdyby Terranie w tej chwili użyli rakiet, Auvelianie nie mieliby szans ani na unik, ani na zestrzelenie głowic w locie.

         -  Armelien, cele w bezpośrednim zasięgu – zameldował pospiesznie Tai’koves – Otwieramy ogień.

         Wszystko rozgrywało się teraz w ułamkach alnów. Sterowane automatycznie działka fotonowe, umieszczone pod kadłubem, w błyskawicznym tempie namierzały cele, a po ich zniszczeniu przechodziły do następnych. Koordynacja była przy tym idealna – dwa działka ani razu nie wypaliły w ten sam pojazd, dzięki czemu „Arnael 178” wykorzystywał całą dostępną siłę ognia.

         Nie mogło to jednak trwać długo.

         -  Armelien – odezwał się Tai’koves – Nasze osłony są już przeciążone, wróg bierze na cel działka.

         Istotnie tak było – Aer’imuel spojrzał na trójwymiarowy schemat okrętu flagowego, widniejący na jednym z holograficznych wyświetlaczy i widział, jak kolejne stanowiska artyleryjskie milkną. Nie mogli tu dłużej zostać. Tymczasem z kilkudziesięciu TA-69, jakie mieli Terranie, wciąż pozostało do zniszczenia kilkanaście.

         -  Odwrót – zarządził armelien – Pozostałe wyrzutnie zniszczymy na odchodnym.

         Silniki „Arnaela 178” znów zwiększyły moc i okręt zaczął szybko uchodzić z pola walki. Uczynił to w samą porę – umieszczone w tylnej części kadłuba działka, zanim Terranie je unieszkodliwili, zdążyły zniszczyć ostatnie pozostałe MR-69. Tym samym, wróg stracił wsparcie artylerii dalekiego zasięgu. Aer’imuel musiał teraz zadbać o to, nie zapłacić za ów sukces zbyt wysokiej ceny.

         -  Odpalili rakiety – zameldował Tai’koves, z trudem maskując przestrach – Dwanaście sygnatur.

         -  Mamy jeszcze lasery obrony antyrakietowej? – zapytał retorycznie Aer’imuel.

         -  Namierzają cele, ale nie mogę zagwarantować, że je zestrzelimy. Są bardzo blisko.

         -  Możemy powtórzyć manewr z wykorzystaniem wzgórza jako osłony?

         -  To będzie trudne. Tym razem opóźnili namierzanie w rakietach do chwili, gdy nabrały wysokości. Dało nam to trochę czasu, by się oddalić, zanim osiągnęły pułap, ale niewiele nam teraz pomoże.

         -  Czyli jednak uczą się na błędach – Aer’imuel nie okazał zaniepokojenia, nie chcąc pogarszać morale podwładnych – Ale musimy podjąć próbę. Wykonać zwrot w kierunku oddziału terrańskiego, z którym walczy legion Khae’avilena. I meldować na bieżąco o tych rakietach.

         -  Tak jest, armelien.

         Mieli bardzo mało czasu. Dystans, jaki już wcześniej przebyli, był nieznaczny dla „Arnaela 178”, ale rakiety tak czy inaczej były od niego dużo szybsze. Aer’imuel obawiał się, że tym razem nie zdołają ich uniknąć, ale i tak nie zamierzał rezygnować.

         -  Dwie rakiety zestrzelone, pozostało dziesięć – meldował Tai’koves – Dziewięć… osiem… siedem…

         -  Zejść w dół, do podnóża góry – nakazał Aer’imuel, gdy od walczących ze sobą zgrupowań Terran oraz Arm’imdel dzieliło ich już tylko jedno pasmo wzniesień – Przejść wniesienie na minimalnej wysokości. Kiedy już przejdziemy nad wierzchołkiem, zejść jak najszybciej w dół tuż ponad zboczem, a potem wykonać zwrot w kierunku naszych oddziałów.

         -  Tak jest, armelien – odpowiedział Tai’koves niemal machinalnie, choć jego mentalny głos barwiło starannie tłumione powątpiewanie.

         Kiedy „Arnael 178” przekraczał górę zgodnie z zaleceniami dowódcy, zdawał się wspinać po jej zboczu. Kosztowało ich to cenny czas, ale w opinii Aer’imuela, nie miało to większego znaczenia – nawet lot na pełnej prędkości w niczym by im nie pomógł.

         -  Teraz, ostro w dół – zarządził podniesionym głosem, gdy jednostka dowodzenia zawisła tuż ponad szczytem wzgórza.

         Liczył wcześniej, że nakazując iść tak nisko, zdoła choć trochę ściągnąć rakiety w dół, ale rzut oka na ekran taktyczny rozczarował go. Pociski były teraz wprawdzie niżej, ale nie dość nisko, by w drodze do celu rozbić się o przeszkodę.

         Przynajmniej jedna, myszkując, spełniła założenie Auvelianina – uderzyła w sam wierzchołek wzgórza, a siła eksplozji zmiotła jego górną część. Szczątki naturalnej przeszkody, ciśnięte falą uderzeniową, poleciały wprost na usytuowanych w dole Terran, o co dokładnie chodziło Aer’imuelowi.

         Lecz pozostałe cztery rakiety wciąż trzymały się celu.

         -  Trafienie nieuniknione – oznajmił Tai’koves – Pierwsza rakieta za trzy alny… dwa… jeden…

         Załodze „Arnaela 178” udało się zaledwie wykonać zwrot na pozycje zajmowane przez własne oddziały, gdy jego rufowa część wybuchła, rozniesiona na strzępy dwiema subatomowymi eksplozjami. Aer’imuel utrzymał się w fotelu, pomimo gwałtownego wstrząsu, jeszcze przez krótką chwilę patrząc, jak jego jednostka dowodzenia leci przez siebie siłą rozpędu. Widział w dole sylwetki walczących żołnierzy, widział jak ustawieni w tyralierę Arm’imdel usiłują niszczyć terrańskie czołgi i transportery, gdy tylko te wejdą w zasięg strzału, podczas gdy Terranie flankują ich pozycje, wspierając pojazdy atakiem piechoty w pancerzach wspomaganych. Ale drugi wstrząs, wywołany eksplozją kolejnych dwóch głowic, tym razem rzucił nim gwałtownie o konsolę. Zdążył zauważyć, że na mostku wybucha pożar, nim stracił świadomość.

 

To be continued...

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Czyżby znów przestój w pisaniu "Paktu na Aradiel", że wróciłeś przy okazji do "Wilczego stada"? ;] W każdym razie gratuluję, iż udało Ci się przemóc. :) Widzę też (po deklaracji, że na tym nie koniec), że w ogóle jesteś w dobrej formie do pisania, a przynajmniej w zdecydowanie lepszej ode mnie.

Odnoszę wrażenie, że w tym rozdziale czuć ten opór, jaki napotykałeś podczas jego pisania, bo nie byłem w stanie przeczytać go za jednym posiedzeniem. Ogólnie jednak było OK, zarówno pod względem fabularnym, jak i stylistycznym (choć drażniły mnie zwroty takie jak "zejść w dół" i "podnieść do góry", bo dla mnie są to tautologie). Jeśli chodzi o kwestie taktyczne, nie umiem się rzetelnie wypowiedzieć, więc może zaczekam, aż Kefka coś napisze, o ile napisze.

Link do komentarza

Ponieważ wiem, że na Kefkę nie ma co czekać, chyba po prostu się wezmę i odpiszę.

Czyżby znów przestój w pisaniu "Paktu na Aradiel", że wróciłeś przy okazji do "Wilczego stada"?

Do pisania "Wilczego stada" wróciłbym niezależnie od tego, czy byłby przestój w "Pakcie..." - nareszcie minęła mi niemoc twórcza, więc korzystam.

Odnoszę wrażenie, że w tym rozdziale czuć ten opór, jaki napotykałeś podczas jego pisania, bo nie byłem w stanie przeczytać go za jednym posiedzeniem.

Opór napotykałem raczej na początkowych stronach - później szło gładko.

(choć drażniły mnie zwroty takie jak "zejść w dół" i "podnieść do góry", bo dla mnie są to tautologie)

Tautologia też może być środkiem stylistycznym...

Link do komentarza
Tautologia też może być środkiem stylistycznym...

Owszem, ale akurat te zwroty mnie rażą. Z drugiej strony jestem świadom, że w literaturze pojawiają się one nagminnie, więc nie zamierzam naciskać. :P

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...