W końcu jest. Zrodził się w bólach, w bardzo krótkim czasie, i w dodatku przez chwilę istniało niebezpieczeństwo, że nie pojawi się w ogóle. MiG-21bis od Leatherneck Simulations, pierwszy prawdziwie niezależny dodatek do Digital Combat Simulator. Bo nie oszukujmy się, Belsimtek jest takim samym third party jak Dacia u Renault.
Historia tego modułu jest dosyć zawiła i zaczyna się dobrych kilka lat temu, kiedy to jeden z twórców modów do Flaming Cliffs 2 postanowił swój produkt rozwinąć i zacząć na swoim hobby zarabiać. Swoją drogą, jeśli ktoś chce sprawdzić jak działa, i wygląda protoplasta DCS: MiG-21bis, to może sobie pobrać stosowny plik stąd. Potrzeba jedynie licencji na LockOn oraz Flaming Cliffs 2.
Udana kampania na jednym z crowdfundingowych portali pozwoliła na ?uruchomienie produkcji? pełnoklikalnego (ale potworek mi wyszedł) dodatku. W 2012 r. pojawiły się pierwsze oficjalne zapowiedzi, i już wszyscy zacierali ręce, że wkrótce będzie można pofrunąć w doskonale odwzorowanym naddźwiękowcu.
Los okazał się niezbyt łaskawy, i przed samą premierą pomysłodawca projektu ogłosił jego zamknięcie. Na szczęście pozostali członkowie drużyny dogadali się z nim, przejęli licencję i praktycznie w ciągu roku niemal od zera napisali to czym możemy dzisiaj pomykać nad Kaukazem. A muszę przyznać, że oczęta nieco mi z orbit wylazły gdy pierwszy raz zasiadłem w wirtualnym kokpicie Bałałajki (tak w kraju pochodzenia piloci nazwali MiGa).
Wygląda na to, że chłopcy z Leatherneck wycisnęli z silnika DCS wszystkie soki, bo w tym momencie ich samolot to najładniej wyglądający moduł. Zarówno z zewnątrz, jak i w środku nie ma się po prostu do czego przyczepić. Policzyli chyba wszystkie nity, jakimi były zszywane poszczególne panele poszycia maszyny. Każde wybrzuszenie i klapka zostały dokładnie wymodelowane. Miód dla oczu.
Numery seryjne na szybach! To się nazywa dbałość o szczegóły.
W kabinie również można siedzieć i podziwiać kunszt grafików godzinami. Widać, że samolot przeszedł nie jedno, i swoje odsłużył. Oczywiście cała ta graficzna uczta nie pozostała bez konsekwencji. DCS sam w sobie nie należy do najlepiej zoptymalizowanych programów, a wrzućmy do tego jeszcze tak szczegółowy model i nawet najmocniejsze komputery dostawały potężnej czkawki. Szczęśliwie dwie łatki później twórcy istotnie ograniczyli wagę niektórych tekstur czy też skomplikowanie brył tworzących samolot, wreszcie nasze kalkulatory odetchnęły. Co ciekawe udało się tę operację przeprowadzić bez dostrzegalnego ubytku w jakości graficznej dwudzieskijedynki.
Z modułem dostajemy instrukcję, trening, kilka szybkich misji, trochę misji pojedynczych i kampanię. Przyznam, że z braku czasu nie zagłębiłem się w rozgrywanie tychże, póki co uczę się obsługi samolotu. A tu akurat jest co robić. Prawdziwy wzorzec bohatera tego wpisu został opracowany w ZSRR w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, zaś wersja którą odwzorowali panowie z Leatherneck pochodzi bodajże z 1971 i jest to czwarta generacja ołówka. Nie uświadczymy tu wspomagających pilota komputerów. Większość systemów ułatwiających prowadzenie walki została wykonana za pomocą młotka i kowadła Stąd milion przełączników w kabinie, które w dodatku nie są przesadnie logicznie rozmieszczone. Sprawy nie ułatwia fakt, że nie znam rosyjskiego, a tipsy wyświetlają się właśnie w tym języku (chyba nie obejdzie się bez reinstalacji całego DCSa). Niby można ustawić angielski kokpit, ale? takie rozwiązania nie są dla twardzieli. Szczęśliwie procedura uruchomienia silnika nie jest aż tak skomplikowana i po uważnej lekturze instrukcji można ją od biedy zapamiętać.
Warto pamiętać, że zadaniem MiGa-21 było przechwytywanie nadlatujących natowskich samolotów, więc od momentu dostrzeżenia zagrożenia do oderwania się eskadry tych niemalże rakiet od ziemi powinno upłynąć jak najmniej czasu. Podstawowe uruchomienie i przygotowanie maszyny do startu odbywa się błyskawicznie. Resztę systemów można włączyć sobie już w powietrzu.
Zwłaszcza, że np. tak istotne urządzenie jak radar do pracy potrzebuje chłodzenia. Alkoholem, który się w związku z tym zużywa, więc najbezpieczniej jest przełączyć sprzęt w tryb czuwania, dać mu jakieś pięć minut na rozgrzanie i kalibrację, a następnie włączać dopiero gdy mamy pewność, że uda się nam namierzyć jakiś cel. Chłodziwa starcza na ok. 20 minut ciągłej pracy, dlatego trzeba korzystać z niego z rozmysłem. Ponieważ jest to radar starego typu, to walka z współczesnymi samolotami często jest skazana na porażkę, bo już z daleka przeciwnicy wiedzą, że ich namierzamy, a do tego mają do dyspozycji naprawdę skuteczne urządzenia zakłócające sygnał. Jak pisałem wcześniej, rozwaga! Choć z przykrością muszę stwierdzić, że nie udało mi się wygrać jeszcze ani jednego pojedynku powietrznego Za atakowanie celów naziemnych się nawet nie zabieram. Oczywiście samolot ma taką możliwość, i środki, ale jego własności lotne wymagają sporego doświadczenia i obycia z maszyną.
Właśnie? specyfika lotu tym cudem to bardzo interesujące zagadnienie. Nie jest to samolot przeznaczony do walki w zwarciu. Jako jego pilot mamy za zadanie czym prędzej wznieść się na stosowny pułap, namierzyć wroga, posłać mu prezenty, i wrócić do bazy. W związku z tym nie mamy do dyspozycji zbyt wiele paliwa, silnik nie jest mistrzem ecodrivingu, a do tego mała powierzchnia nośna narzuca wysokie prędkości nawet w tak newralgicznych momentach jak start i lądowanie. O ile jeszcze do odrywania się od ziemi z wysoką prędkością się jakoś przyzwyczaiłem, to już przyziemienie z 360 km/h na liczniku zawsze powoduje wyjątkowe doznania. Z takimi prędkościami całkiem szeroki pas startowy wydaje się być wąski jak most linowy w Andach. Oczywiście piszę o samolocie bez podwieszeń. Gdy zaopatrzymy się w jakieś uzbrojenie, to często może się okazać, że nie starczy nam drogi rozbiegowej. Dlatego przewidziano rakietowe wspomagacze, które w stosownym momencie załączają się automatycznie i dają nam dodatkowego kopa.
Swoją drogą, nasi piloci lądowali z takimi prędkościami na DOLach (Drogowych Odcinkach Lotniskowych), to dopiero jest frajda.
Wyjątek z filmu "Na niebie i na ziemi" (1973)
Tumański R-25, czyli serce naszego pupila, to silnik turboodrzutowy z dwustopniowym dopalaczem. Tak szybkiej maszyny w standardzie DCS (wszystko klikane, i takie tam) jeszcze nie było. Lot na 10000 m to dosłownie mgnienie oka, a prędkość dźwięku osiąga przerażająco szybko. Po prostu potwór! Przy okazji warto uważać na zbyt gwałtowne manewry. Przekroczenie pewnych wartości przeciążeń lub wprowadzenie samolotu w korkociąg może skutkować zdławieniem silnika i potrzebą jego awaryjnego uruchomienia. Jest to oczywiście do zrobienia, ale warto mieć wtedy zapas wysokości W przeciwnym razie zostaje katapulta i smutny widok rozbijającego się klasyka.
Ogólnie jestem zachwycony tym modułem. Wymaga dużo nauki, nie jest tani (prawie 50$), ale wreszcie można zobaczyć z bliska i sprawdzić na czym latali nasi piloci przez ponad 40 lat. W końcu ostatni MiG-21 polskiego lotnictwa został odesłany na emeryturę dopiero w 2003 roku.
Trochę lektury:
MiG-21 oczami polskich pilotów tego samolotu:
http://www.flyshark....liki/merlin.htm
http://www.unicat.webd.pl/opis_bis.htm
Raport z oceny przydatności bojowej uprowadzonego przez MOSAD w 1967 r. irackiego MiGa-21
1 komentarz
Rekomendowane komentarze