Skocz do zawartości

Eyjafjallajökull

  • wpisy
    40
  • komentarzy
    115
  • wyświetleń
    30774

Łopatą przez łeb, czyli Shovel Knight


Elano

1073 wyświetleń

XL2ZU1l.jpg

Shovel Knight i Shield Knight byli parą rycerzy i poszukiwaczy skarbów. Cieszyli się wielką sławą. Pewnego dnia, podczas eksploracji Tower of Fate, zostali rozdzieleni w wyniku działania pewnego amuletu. Shovel Knight został otumaniony, a Shield Knight porwana. Po przebudzeniu rycerz zorientował się, że władzę we wspomnianej wieży objęła Czarodziejka, która uwięziła jego towarzyszkę. Uzbrojony w łopatę wojownik musi pokonać 8 sługusów magiczki i ją samą, by uwolnić ukochaną.

Taka właśnie historia zostaje przedstawiona w składającym się z rysowanych plansz intrze Łopatowego Rycerza. Typowa fabułka platformerów z lat 80. i 90., no nie? Grafika i muzyka też jakaś znajoma - trochę jak DuckTales, trochę jak Mega Man. Albo inne dobrze znane gry, które są starsze ode mnie. Yacht Club Games, ludzie, którzy w innym studiu pracowali nad Shantae czy remakiem przygód Sknerusa McKwacza, chcieli zrobić tytuł, która będzie wyglądał i brzmiał jak produkcja z początku lat 90. Poszli na Kickstarter, dostali 4 razy więcej pieniędzy niż chcieli i z kilkumiesięczną obsuwą wydali wreszcie grę, która powinna zadowolić każdego fana tego typu rozgrywki.

Główną bronią tytułowego rycerza jest łopata. Oprócz zwykłych ataków, szpadla można użyć do rozkopywania grudek, w których kryją się kosztowności czy skakania przeciwnikom po głowach, co jest fajnym nawiązaniem do wspomnianych Kaczych Opowieści. Prócz łopaty do eksploracji niezbędne są różnego rodzaju regalia, które kupujemy od spotykanego na planszach kupca. Skoro nasz protagonista walczy tak nietypową bronią, to i reszta jego ekwipunku jest mocno niestandardowa. No bo żeby rzucać w przeciwników kotwicami albo używać przenośnego koła zębatego do unikania kolczastego podłoża, to trzeba być Shovel Knightem właśnie.

NTC2h7A.jpg

Kotwica w akcji. Elektryczna żaba żegna się z życiem.

Kolejna rzecz, która została podpatrzona w starych gierach to mapa, wzorowana na tej z Super Mario Bros. 3. Hubem, z którego wyruszamy na wyprawy po zamkach, jaskiniach i innych lochach jest miasteczko. Można w nim zwiększyć zdrowie i manę bohatera, kupić ulepszone stylisko do narzędzia mordu oraz nową zbroję (polecam złotą, która jest najdroższa i jako jedyna nic nie daje), posłuchać muzyki i wykonać kilka pobocznych aktywności. Co jakiś czas na mapie pojawiają się "ruchome zdarzenia", których niby można uniknąć, ale po co, skoro dają możliwość zdobycia jeszcze większej ilości klejnotów. Jest też kilka miejscówek opcjonalnych, które pozwalają potrenować używanie różnych przedmiotów.

Perłą w koronie Shovel Knighta są siedziby ośmiu wrogich rycerzy. Niektóre z nich to standardowe, pojawiające się niemal w każdej grze tego typu plansze lodowe czy ogniste, ale nie zabrakło też oryginalniejszych lokacji. Bardzo spodobały mi się choćby Żelazny Wieloryb czy Zegarowa Wieża. Nie jest to więc czyste fantasy - sporo tu także steampunkowych wstawek.

Design plansz jest znakomity. Każdy spójny fragment kończy się checkpointem, co nie zmusza gracza do zaczynania ciągle od początku. Co ciekawe, punkty kontrolne można zniszczyć, by dostać złoto, ale to raczej opcja dla doświadczonych graczy. Aż roi się od skrytek, które mogą być malutką wnęką w ścianie, jak i kilkuekranową wyprawą. Ginie się dość często, przez około siedem godzin rozgrywki padłem niemal 200 razy, ale ile z tych śmierci wynikało z mojej głupoty i nieostrożności, to aż wstyd przyznać. W przeciwieństwie do takiego Volgarr The Viking, gdzie czasami poziom trudności oscylował na granicy obłędu i ginęło się kilkaset razy w obrębie jednego levelu, w Shovel Knightcie nie ma wielu frustrujących momentów. W niektórych miejscach można by trochę inaczej rozmieścić przeciwników, którzy zostali ustawieni tak, że niemal automatycznie po pojawieniu się na widoku spychają nas w przepaść i musimy powtarzać kilka ekranów.

zduVh5j.jpg

Czasem, aby wskoczyć na wysokie platformy, trzeba wykorzystać przeciwników

Pojedynków z bossami nie zaliczyłbym do kategorii bardzo męczących. Oczywiście, raz czy dwa się zginie, bo każdy z nich ma kilka ataków, które musimy poznać, ale po spamiętaniu jak zachowuje się dany rycerz można pokonać go tracąc tylko kilka serduszek. Od razu powiem, że końcówka gry jest pod względem wyzwania bardzo satysfakcjonująca. Ogólnie rzecz biorąc - jest to tytuł trudny, ale w ten sposób, że mimo wszystko chce się podjąć wyzwanie. Nie rzuca się klawiaturą czy konsolą (ja grałem akurat na 3DS-ie), bo twórcy zrzucają nam na głowę takie wielkie pudło i nic się nie da zrobić.

Rozwijając wątek oprawy, nie sposób nie napisać czegoś więcej o świetnych chiptunach, które wyszły spod ręki Jake'a Kaufmana (z małą pomocą Manami Matsumae, która jest autorką między innymi soundtracku do pierwszego Mega Mana). 48 utworów, ponad dwie godziny starego, dobrego brzękania. Spokojnie można tego słuchać poza grą. A, ścieżkę dźwiękową można kupić za dowolną kwotę na stronie twórcy.

Co do grafiki - twórcy stosowali się do zasad tworzenia 8-bitowej oprawy i korzystali tylko z kolorów, które mógł pokazywać NES. Jest to jedna z niewielu gier, która naprawdę mogła by być przeniesiona w czasie 20 lat wstecz i odpalić się na konsoli Nintendo. Nie wiem, jak z rozdzielczością w wersji pecetowej, ale na małym ekranie 3DS-a wszystko wygląda jak należy. Także opcje widoku 3D działają dobrze, różnica pomiędzy pierwszym i dalszym planem jest ładnie zaakcentowana.

kBtsOiF.jpg

Ta mandolina to oszustwo - bard gra legalne chiptuny na zawołanie

Shovel Knight jest jednym z najlepszych indyków, jakie pojawiły się na PC, konsole i inne rzeczy w ostatnich latach. Gra jest megaprzyjemna, zabawna, odpowiednio wyważona, ma świetną grafikę, muzykę i kosztuje około 60 zł. Przygoda z nią niby nie jest długa, ale sporo dzisiejszych gier AAA wcale nie oferuje więcej, choć potrafi kosztować 2 razy tyle. Nie ma tu żadnych wypełniaczy - akcja jest skondensowana, cały czas coś się dzieje. Poza tym jest jeszcze New Game +, więc warto zagrać drugi raz. To jedna z najlepszych gier roku w ogóle, nie tylko na scenie pozycji niezależnych.

Garść faktów:

Twórcy: Yacht Club Games

Zagrasz na: PC, Wii U, 3DS

Cena: 15 dolarów PC, 60 zł Wii U, 3DS

Wymagania wersji PC: Core 2 Duo 2.1 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 256 MB (GeForce 8600 lub lepsza), 200 MB HDD, Windows XP(SP2)/Vista/7/8

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Shovel Knightem jestem kinda zainteresowany w wersji kieszonkowej, chociaż też raczej poczekam na jakąś eshopową wyprzedaż. Póki co fundusze trzeba zachować na Shantae 3DS, na którą z "pewnych powodów" (nie żeby to była postać głównej bohaterki) jestem bardziej nahajpowany. :v

Link do komentarza

@Abyss - powinien stanieć, bo na PC jest już od kilku miesięcy. Tylko na 3DS-ową wersję trzeba było tak długo czekać.

@Xerber - w Smash Brosy grałem oczywiście więcej, choćby z tego powodu, że mam je ponad miesiąc, ale ta gra sporo traci, jeśli nie ma się kogoś z drugim egzemplarzem do pogrania na co dzień.

@PrincessNue - na Shantae też czekam, ale na razie się wstrzymuję, bo 28. listopada zbliża się wielkimi krokami. :P

W ogóle to zapomniałem we wpisie napisać, że za kupno wersji 3DS-owej do jutra dają darmową skórkę do menu. Nie, żeby to była rzecz decydująca o zakupie lub nie, ale zawsze coś.

Link do komentarza

Zgadzam się z wszystkimi tezami Elano, choć dla mnie gra i tak jest deczko za trudna i przy ekranach rozświetlanych tylko błyskawicami jakoś zarzuciłem grę. Może jeszcze się zbiorę i znowu zagram.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...