Po poprzednim wpisie o fantasy zwrócono mi uwagę, że strasznie narzekam. Oraz poproszono mnie, żebym dla odmiany napisał, co moim zdaniem powoduje, że fantasy jest dobre. Nic na to nie poradzę: strasznie lubię narzekać i mógłbym robić to godzinami, tym bardziej, że jest na co. W gospodarce kryzys, w świecie książek kryzys, gier fabularnych już się prawie nie wydaje, podobnie jak gazet komputerowych. W filmie i grach komputerowych najciekawsze rzeczy dzieją się tak naprawdę z boku głównego nurtu (czyli w serialach i wśród indyków), a w planszówki nie mam z kim grać...
Jednak prośba czytelnika to świętość. Tak więc postaram się napisać coś konstruktywnego. Tym razem będzie o tym, co moim zdaniem czyni fantasy dobrym?
Boże, już trudniejszego pytania wymyślić się nie dało?
Otóż: moim zdaniem z fantasy jest jak z chińską kuchnią. Chińscy kucharze uważają, że aby przygotować dobrą potrawę należy uzyskać harmonijne połączenie pięciu głównych smaków (bo chińska kuchnia tyle ich wyróżnia). Smaki te to: słodki, słony, gorzki, kwaśny i piekący (a nie umami, które generalnie jest pomysłem Japończyków). Myślę, że podobnie jest w fantasy, a powodzenie w tym gatunku wymaga uzyskania harmonii między pięcioma elementami.
Smaki te to: Barbarzyński, Cywilizowany, Koszmarny, Marzycielski oraz (ostatni, lecz nie najmniej ważny) Realistyczny. Omówmy je więc po kolei. Jednak, aby do tego przejść zacznijmy od dwóch uściśleń. Mianowicie, czym fantasy powinno być i czym nie powinno być.
Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.