Skocz do zawartości

Blog pisany nocą

  • wpisy
    31
  • komentarzy
    90
  • wyświetleń
    39522

Co to jest dobra opowieść? cz. 2 - Attack on Titan & Baśnie


849

2095 wyświetleń

2. Treść

?Shingeki no Kyojin? aka ?Attack on Titan? znane powszechnie jako

(cytat z pamięci) to jeden z największych hiciorów branży anime ostatnich lat. Akcja opowieści ma miejsce w steampunkowo-średniowiecznych realiach, gdzie ludzkość zdziesiątkowana przez tytany ? coś na kształt przerośniętych zombie ? schroniła się za ogromnymi, będącymi ostatnią ochroną przed nieuchronną zagładą, ścianami.

Na temat tego anime przeprowadzono już chyba wszelkie możliwe dyskusje ? o jakości animacji, o patetycznym do granic możliwości tonie, o steampunkowych atrybutach, o najgorzej zorganizowanej i całkowicie pozbawionej morale armii, o kozackiej muzyce... ale także o treści. ?Attack on Titan? doczekał się bowiem licznych analiz. A żeby przeprowadzić analizę tekstu kultury, musi on mieć jakąś treść (pomijam w tym tekście dziedzinę kompozycji, stylistyki itp., które też należą do treści).

Dobrze jest zacząć jakiekolwiek rozważania od definicji pojęć, czym zatem jest treść? Za Słownikiem języka polskiego PWN: to, co przekazuje odbiorcy dzieło sztuki, w przeciwstawieniu do formy; to, co stanowi istotę, sens czegoś. Zanim wpakujemy się na pole debat filozoficznych i odejdziemy od tematu, przyjmijmy w duchu intuicjonizmu, że każdy ?czuje?, co to jest sens i istota rzeczy. Po seansie filmowym możemy bowiem omówić techniczną stronę dzieła, zdjęcia, montaż, fabułę itp., ale możemy także zastanowić się ?o czym? był dany film.

Attack-on-Titan-Episode-25-English-Dubbed.jpg

?Attack on Titan? ma następujący koncept ? wielkie ściany chronią ostatni przyczółek ludzkości przed agresywnymi tytanami, nie są jednak niezniszczalne, dlatego niedoświadczona młodzież musi wziąć na siebie trud obrony swojego domu i stanąć do nierównej walki. Na płaszczyźnie logicznej historia w anime się nie broni. Zasadne są pytania o to, dlaczego dorośli i doświadczeni żołnierze nie stają do walki z tytanami, dlaczego te niemal improwizowane bojówki młodzieżowe, choć podobno będące częścią wojska, nie mają żadnego łańcucha dowodzenia, dlaczego nie ma w nich żadnej organizacji, jak to możliwe, że tytani wytrzebili miliardy ludzi, dlaczego atakując ostatni bastion ludzkości zniszczyli pierwszą ścianę i na tym poprzestali, dlaczego to, dlaczego tamto...

Historię z ?Ataku Tytanów? (każde kolejne tłumaczenie tytułu jest dalsze od oryginału) można odebrać na trzy sposoby:

1) dosłownie ? wtedy otrzymamy niezbyt logiczną opowieść, w której fabuła schodzi na daleki plan (Eren mówi ? Hej, wiem jak pokonać tytanów, idziemy za mury! No i idą, umierają, wracają z niczym ? mamy pretekst na kilkanaście odcinków biggrin_prosty.gif), a liczą się popisy steampunkowych spidermanów, festiwal gore i makabreski (tak, makabreski ? odsetek zgonów jest tak wielki, że kolejne śmierci przestają oddziaływać na widza emocjonalnie, a mogą jedynie zaspokoić potrzebę oglądania finezyjnych rozczłonkowań animowanych postaci), przedramatyzowane monologi i muzyka tak podniosła, że Light Yagami się chowa.

2) jako ?łagodną metaforę? ? wtedy nielogiczności oraz fabuła schodzą na dalszy plan, liczy się dramat postaci ? starsi ludzie tworzą oligarchiczne systemy, kryją się za potężniejszymi murami, podczas gdy młodzież mierzy się ze złem tego świata (tytani jako symbol wszelakich przeciwności), nieobecność łańcucha dowodzenia obrazuje odrzucenie i brak pomocy ze strony ludzi, którzy są bardziej doświadczeni lub po prostu sprytniejsi i potrafią się ?ustawić?. ?Attack on Titan? może być wówczas niewyszukaną krytyką militaryzmu, podziałów społecznych itp.

3) alegorycznie. Wydaje mi się, że AoT aspiruje właśnie do alegorycznego sensu. Anime od czasu do czasu podrzuca nam tropy z tym związane ? np. tytani nie atakują zwierząt, a jedynie ludzi. Mogą więc być obrazem zła lub cierpienia (nie bólu), które na płaszczyźnie moralnej dotykają tylko istot posiadających dusze. Jedna z postaci w którymś odcinku opisuje trójkę głównych bohaterów jako ?umysł, ciało i ducha? ludzkości, mogą być więc ?projekcją? kondycji ludzkości, jej reprezentacją ?w ogóle?. Ponadto niektórzy próbują odnieść sytuację w anime do czasów współczesnych, przykładowo porównując ją do warunków, w których znajduje się Hongkong ? bastion, który za kilkanaście lat na mocy umów międzynarodowych zostanie wchłonięty przez Chiny.

Można by więc nieuczciwie porównać ?Shingeki no Kyojin? do ?Dżumy?, ale wówczas okazuje się, że rozziew w formie i treści między czysto rozrywkowym anime a powieścią paraboliczną Camus'a nie jest jedynym problemem. Gdyby ?Atak Tytanów? rzeczywiście był alegoryczny, można by machnąć ręką i stwierdzić, że popkulturowe dziełko dla masowego odbiorcy nigdy nie zbliży się do pełnokrwistego działa literackiego, ale należy docenić przemycanie głębszych treści w tym medium. Gdyby tylko.

Problemem jest to, że symbolika w ?Attack on Titan? niczemu nie służy, przynajmniej w dostępnych obecnie 26 odcinkach. Można przyjąć, że tytani reprezentują zło, lecz w trakcie fabuły okazuje się, że przy pomocy ?magicznej substancji? zwykli ludzie także mogą przemienić się w tytanów. Może więc anime chce powiedzieć, że zło ma źródło w człowieku, może to fragmenty wizji z ?Jądra Ciemności?? Ale nie wszyscy tytani są ?sterowani? przez ludzi, a przynajmniej nie przez świadome jednostki ? co przedstawiają bezmyślne, podobne zombie osobniki? Być może ?prawo siły?, bezwzględność natury? Lecz dalej dowiadujemy się, że za tytanami stoi jakiś czarny charakter z diabolicznym planem (który nie zostaje ujawniony ani odrobinę). Uwaga widza schodzi więc z poziomu alegorii, do poziomu zwykłej intrygi. Jakiś gość lub grupa gości mają superplan, dlatego zniszczyli tylko jedną ścianę i pozostawili sporą część ludności bastionu przy życiu, wysyłają jednak regularnie nieinteligentnych tytanów, by trzebili pozostałą przy życiu populację, a w międzyczasie okazuje się, że protagoniści mają trop, który pozwoli im ?opanować? przemianę w tytanów... Zamiast więc podjąć problematykę, stawiać ważkie pytania i próbować na nie odpowiedzieć ?Attack on Titan? stawia pytania techniczne, dotyczące wyłącznie świata przedstawionego, takie jak: kim jest tata Erena? Kto wysyła tytanów? Dlaczego chce zniszczyć ludzi? Kto wybudował wielkie mury obronne? itp.

Obawiam się, że skończy się to tak, iż bohaterowie odkryją, że tytani zostali stworzeni przez ludzi z dobrymi intencjami, ale ?eksperyment wymknął się spod kontroli?/?wpadł w niepowołane ręce?, ktoś włada tytanami i chce zniszczyć ludzkość, bo nią gardzi/zabili mu psa/uważa rasę tytanów za nadrzędną i ludzkość trzeba wytrzebić, czy coś w tym stylu.

Być może płaszczyzna alegorii zostanie rozwinięta w przyszłości ? z jednej strony w to wątpię. ?Attack on Titan? przejawia tendencje do dłużyzn (wspomniany wątek wyprawy poza mury obronne), zupełnie jakby twórcy anime szybko spostrzegli, że trafili na żyłę złota i starali się zrobić z tytułu możliwie najdłuższego tasiemca, ignorując potencjał symboliki serialu ? lecz z drugiej strony ?realia? świata przedstawionego, a więc wizja ludzkości w ostatecznym zrywie przeciw zagładzie, niejako wymusza konkretne zakończenie, dążenie akcji do rozwiązania, ponieważ w przeciwnym razie z widza ujdzie całe napięcie, gdy przez lata będzie oglądał ?ludzkość na skraju zagłady?, która ani nie może zostać porządnie dobita, ani nie może znaleźć sposobu na przetrwanie. Być może czytelnicy mangi mają pełniejszy obraz i wiedzą już, do czego wszystko zmierza, ale ja komiksu nie czytałem i nie przeczytam, bo jedynym atutem serii jest dla mnie strona audiowizualna. Oglądanie w uroczy sposób łamiących prawa fizyki wygibasów, które bohaterowie odstawiają wykonując 3D-maneuver może dać sporo frajdy, podobnie jak cudownie przegięta muzyka.

Shingeki-no-Kyojin-1.png

Koniec końców dochodzimy do wniosku, że daną historię można odczytać na wiele sposobów, co nie jest żadnym odkryciem dla kogoś, kto był na dowolnej lekcji języka polskiego lub miał w ręku jakąś książkę. Ale powyższy zarys problemu jest dobrym punktem wyjścia do właściwej części rozważań.

W książce ?Sztuka Filmowa: Wprowadzenie? autorzy wyróżniają cztery rodzaje znaczeń, które można odnaleźć w filmie:

1) referencyjne ? a więc odnoszące się do realiów rzeczywistego świata. W naszym przypadku będzie to uznanie AoT za metaforę sytuacji politycznej.

2) eksplicytne ? czyli ?jawne?, to co wyrażone jest wprost. AoT jest więc opowieścią o wartości (lub jej braku) podejmowania walki w sytuacji wyglądającej na z góry przegraną.

3) implicytne ? inaczej ?domniemane?, czyli to, co prawdopodobnie wszyscyśmy wałkowali na polskim. Znaczenia te bowiem są bardziej uniwersalne, nieuchwytne w swej istocie, a ich odnajdywanie nazywa się interpretacją. W naszym anime będzie to motyw zmagań człowieka ze złem/cierpieniem/śmiercią.

4) symptomatyczne ? czyli poniekąd ideologiczne. Często są to wnioski płynące z dwóch powyższych znaczeń. Można więc np. w beznadziei ukazanej w ?Attack on Titan? odnaleźć krytykę militaryzmu.

Wszystko to rzecz jasna jest tylko szkicem problemu, nie pokuszę się tu o dogłębną analizę ?Ataku Tytanów? ponieważ, szczerze mówiąc, nie uważam tego dziełka (a przynajmniej pierwszego sezonu) za zbyt mądre. Niemniej wyraźnie widać w nim wszystkie powyższe warstwy znaczeniowe, nawet jeśli zostały nieintencjonalnie zawarte przez twórców. Mając powyższe narzędzia analityczne możemy wydobyć z AoT jego treść ? motywy, problematykę, temat. Rzecz jasna takich narzędzi jest cały stos. Mógłbym się pobawić w derridowską dekonstrukcję albo odwołać się do postulatu kooperacyjnego indywidualizmu metodologicznego, ale do diabła z tym. Nie jestem literaturoznawcą, tylko normalnym człowiekiem!

Tak czy inaczej, mając odpowiedni warsztat, można rozłożyć dowolne dzieło na czynniki pierwsze, rodzi się więc pytanie:

3. Po co opowiadać?

Będę mówił w przypowieściach,

będę ogłaszał rzeczy zakryte od początku świata.

Wszyscy znamy baśnie o Czerwonym Kapturku, Kopciuszku czy Pięknej i Bestii. Wiemy, że pierwsza pokazuje, iż nie należy ufać nieznajomym, druga opowiada o wywyższeniu pokornych, a trzecia o wewnętrznym pięknie. Analizując dowolną z nich możemy wydobyć znaczenia, pewne tezy, przesłanie czy, jak kto woli, morał. Po co zatem ubierać je w formę opowieści, skoro wszystko się w ten sposób komplikuje? Ktoś powie ? żeby pokazać morał na przykładzie, że myśl autora potrzebuje kontekstu, że przedstawione tezy wymagają uzasadnienia. To poniekąd prawda, ale przecież daną opowieść można interpretować na wiele sposobów. Ktoś może zrobić to źle, kto inny popaść w nadinterpretację, a kto inny zupełnie nie dostrzec drugiego dna. Czy nie prościej byłoby przeprowadzić dyskurs, formalny dowód, powiedzieć dziecku (bo przecież baśnie są dla dzieci) wprost, że ma nie rozmawiać z nieznajomymi, bo to się źle skończyło dla syna sąsiadów/dalekiego krewnego/znajomego ze szkoły. Czy nie lepiej wykazać zasadność tezy na realnym przykładzie zamiast stosować symbolikę, metafory i alegorie?

Znów dotarłem niebezpiecznie blisko filozoficznych rozważań, tym razem o sensie sztuki, postaram się więc zrobić pewien unik, zanim zastanowię się nad odpowiedzią na powyższe pytania.

Otóż nie czytałem żadnej z wyżej wymienionych baśni. Jakoś tak jest, że prawie każdy potrafi streścić historie w nich opowiedziane, podsumować krótko, o czym są. Wszyscy gdzieś kiedyś mieliśmy do czynienia z jedną z licznych adaptacji wspomnianych opowieści.

Właśnie ? adaptacji. Wszystkie bowiem są starymi przypowieściami ludowymi, które były opowiadane nie wiadomo od jak dawna. Potrzeba utalentowanego językoznawcy, by uchwycić ich istotę i zawrzeć ją w konkretnej formie, czego dokonali słynni bracia Grimm (Mam nadzieję wkrótce zapoznać się z ich twórczością, gdyż niedawno ukazał się nowy przekład bezpośrednio z języka niemieckiego, wolny od upiększeń i skrótów). Różnice między oryginałem a nowszą wersją najlepiej widać rzecz jasna na przykładzie brutalności i elementów makabry, które są nieodłącznym elementem baśni ? jeśli ich brakuje, prawdopodobnie mamy do czynienia z adaptacją.

Mam wrażenie, że obraz baśni w powszechnej świadomości jest oparty właśnie o adaptacje ? uznaje się je za kolorowe historyjki dla dzieci, nieznających świata dorosłych, którym na plus można zaliczyć ewentualny morał. W rzeczywistości są to chyba najbardziej złożone i trudne do interpretacji utwory w ogóle.

2e3btck.jpg

Jak już wspomniałem, baśnie braci Grimm oraz inne oparte na podaniach ludowych (jak Piękna i Bestia) znam w uproszczonej wersji, weźmy zatem na warsztat innego klasyka ? H.C. Andersena. Zacytuję kilka przykładów ze znakomitego eseju B. Działoszyńskiego, w którym analizuje on kilka z opowiadań duńskiego pisarza, m.in. ?Towarzysza Podróży?. Będzie to zadanie karkołomne, gdyż najchętniej zaprezentowałbym tu cały, wielostronicowy tekst, nie chcę jednak analizować baśni Andersena, a jedynie pokazać, jak głęboka taka analiza może być oraz że redukowanie utworu do prostego morału jest krzywdzące.

Załóżmy, że ta mroczna baśń ma tylko dwoje realnych bohaterów: protagonistę Jana oraz antagonistkę księżniczkę. Kolejne dwie ważne postaci: tytułowy towarzysz podróży oraz zły czarownik stanowią alter ego tamtych dwojga. Pierwsza para, działająca na płaszczyźnie realnej, jest reprezentowana przez parę swoich sobowtórów na płaszczyźnie projekcji. (?) Cała reszta postaci spełnia tylko służebne lub ornamentacyjne funkcje fabularne.

Opowiadanie dzieli się na dwie części. Pierwsza to perypetie przygotowawcze, podczas których protagonista zdobywa rekwizyty, które będą mu następnie potrzebne do pomyślnego przebycia perypetii w drugiej, właściwej części fabuły. (?) Właściwie to nie protagonista zdobywa te rekwizyty, ale jego alter ego, towarzysz podróży. (?) Punktem wyjścia opowieści, wydarzeniem uruchamiającym rozwój protagonisty jest doświadczenie śmierci. (?) Nie jest ważne, czego Jan doświadczył wcześniej, czego się nauczył, czego się dowiedział, jakie były jego stosunki domowe, jakie były jego stosunki z innymi ludźmi. Śmierć ojca wystarczy (?) by uruchomić proces, który jest treścią opowiadania.

(?) Wkrótce po rozpoczęciu wędrówki u boku Jana pojawia się zmarły. Dlaczego Andersen chciał, by zmarłym towarzyszem podróży Jana nie był jego ojciec, lecz obcy człowiek, którego zwłoki Jan uratował przed zbeszczeszczeniem? Jest to duplikacja, zabieg charakterystyczny dla kompozycji baśni. Te same motywy, postaci, typy, funkcje, sytuacje, frazy, nawet całe wątki mogą powtarzać się: niekiedy dosłownie ? wtedy służą wzmocnieniu przedstawionego elementu, albo z pewnymi odmianami ? wtedy przedstawiają inne warianty tego samego motywu, np. różne rozwiązania danej sytuacji.

Można też tłumaczyć to inaczej (?) alter ego ? w tym przypadku projekcja zmarłego jako alter ego ? musi być anonimowe, nie może mieć tak wyraźnie określonej tożsamości. (?) Te dwa momenty [śmierć ojca i powstrzymanie profanacji zwłok] pokazują, że ważną częścią doświadczenia śmierci jest odniesienie do pochówku. Interwencja Jana, przerywającego pastwienie się nad zwłokami, jest kolejnym punktem zwrotnym opowiadania: doświadczenie śmierci owocuje wytworzeniem w sobie towarzysza podróży ? cienia.

Użycza on Janowi swojej wiedzy i umiejętności. Nie są to oczywiście wiedza i umiejętności tego konkretnie zmarłego, lecz płynące z doświadczenia śmierci jako takiego; personifikacja towarzysza śmierci umożliwia tylko ich wykorzystanie. Towarzysz podróży potrafi leczyć rany, potrafi ożywiać lalki (?), potrafi też przypiąć sobie łabędzie skrzydła, które pozwolą mu znaleźć drogę do ukrytego świata wyobraźni księżniczki. Jan korzysta z umiejętności i wiedzy swojego towarzysza, ale nie nabywa ich. Gdyby towarzysz podróży nagle go opuścił, Jan nie potrafiłby wykonać żadnej z tych rzeczy, które robi dla niego zmarły. Pamiętać też należy, że wszystkie te przemiany następują tylko na płaszczyźnie projekcji; natomiast na płaszczyźnie realnej Jan wciąż jest sam. Czytelnik nie powinien wyobrażać sobie, że zmarły towarzysz faktycznie wędruje obok Jana. My widzimy Jana podróżującego samotnie, towarzysz podróżuje w nim i pozostaje niewidzialny.

A przecież jest to (skrócona) analiza zaledwie początku baśni, nie dotarliśmy nawet do momentu, w którym Jan spotyka księżniczkę, która poddaje pretendentów do jej ręki skrajnie nieuczciwej próbie ? albo zgadniesz o czym myślę trzy razy z rzędu, albo czeka cię śmierć ? co można to odczytać jako lęk przed zbliżeniem:

Dlaczego zła królewna uważa jakiekolwiek zbliżenie za niepożądane? Ponieważ boi się, że ten, który zbliży się do niej , mógłby poznać prawdę o tej części jej osobowości, którą upostaciowała jako czarownika.

Przerwę w tym miejscu, gdyż widać, do czego zmierzam. Już w pierwszej części opowiadania pojawia się refleksja nad jednym z najbardziej podstawowych problemów ? doświadczeniu śmierci i jego wpływem na człowieka. A im dalej w historii, tym więcej takich refleksji odnajduje czytelnik. Nie można zatem łatwo sprowadzić baśni do krótkiego morału, nie pozwala na to bogactwo jej treści.

Niemniej jednak widać, że analiza takiego opowiadania jest jak najbardziej możliwa. Wracamy więc do pytania ? po co kamuflować treść? Po pierwsze należy rozróżnić przyczynę i skutek ? co było wcześniejsze, baśń czy jej przesłanie?

Kiedy człowiek staje wobec świata, prędzej czy później zaczyna zadawać pytania. Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Co to jest poznanie? Co to jest prawda? Według Platona początkiem wszelkiej filozofii jest zachwyt i zadziwienie. Kiedy więc człowiek zaczyna szukać odpowiedzi na ważne pytania, zauważa w świecie zasady. Na początku są to zasady fizyki ? jak choćby grawitacja. Każdy wie, co to jest grawitacja, podobnie jak co to jest czas, jednak chyba nikt nie potrafi tego wyjaśnić, podać wyczerpującej definicji. Oczywiście, jako że grawitacja bezpośrednio dotyczy świata materialnego, ludzie konstruują kolejne teorie, modele, które pozwolą ją zrozumieć i się w niej poruszać. Niektórym wystarczy newtonowskie prawo powszechnego ciążenia, inni docierają do terenów mechaniki kwantowej.

Podobnie jest też w dziedzinach, które badają tak zwane nauki humanistyczne, czy szerzej ? kulturowe. Np. odnośnie etyki, nauki o moralności, która chyba zawsze w mniejszym lub większym stopniu obecna jest w przeróżnych tekstach kultury ? jedni, jak Kant, stworzą Grundlegung zur Metaphysik der Sitten, podczas gdy inni napiszą baśń.

O ile w naukach ścisłych zawsze na początku określa się aksjomaty i dogmaty ? swoiste principia, by móc w ogóle coś zdziałać, o tyle w naukach humanistycznych, częściej wchodzących na grunt filozofii, już same principia często są obiektem zainteresowania. Dlatego pewne bardziej nieuchwytne zasady, rzeczy, których akademicki opis nie jest ani wyczerpujący, ani satysfakcjonujący, często pozostają w mniejszym lub większym stopniu w sferze intuicji.

Stąd wynikałoby, że przesłanie baśni jest wtórne do niej samej. Przypuszczam, że autor zaczynając pisanie nie ma zbioru gotowych tez, a raczej pewną problematykę, którą chce przedstawić. Po tym też można odróżnić opowieść natrętnie moralizującą od umoralniającej ? jeśli pisarz szczerze opisuje rzeczywistość, jeśli naprawdę szuka logosu, to jego dzieło może zawierać więcej prawd, niż te intencjonalnie zawarte ? dopuszczając szerszą interpretację. Jeśli natomiast rozpoczyna od tezy, często ukaże w swej historii wybiórczą lub uproszczoną rzeczywistość, by nie odbiec od postawionych postulatów. Na tym polega dla mnie piękno baśni ? nawet jeśli nie mam narzędzi interpretacyjnych, wciąż intuicyjnie mogę zrozumieć ich sens.

Dlatego mity, przypowieści i baśnie są o wiele bogatsze niż niejeden podręcznik do psychologii, bo pokazują świat w całym swej niezwykłości i złożoności.

Oczywiście nie każda opowieść musi być równie wielowymiarowa co baśń, nie każda musi mieć drugie i trzecie dno, ale uważam, że każda wartościowa opowieść musi być o czymś, nie musi (a czasem nie powinna) mieć morału, ale musi mieć treść. Żeby nie szukać daleko, porównam omawiane przeze mnie niedawno ?Fables? z grą komputerową na jej motywach ?The Wolf Among Us?.

WebRes_TheWolfAmongUs_104_Downingtown_1937.jpg

Nasz protagonista w TWAU ma bardzo wyraźnie zarysowany konflikt. Konflikt to chyba najpopularniejszy sposób przedstawienia problematyki w opowieściach beletrystycznych ? wymaga bowiem rozwiązania, wytwarza pewne napięcie i pozwala pokazać racje wielu stron lub różne aspekty danej problematyki, w zależności od jej przedmiotu. Otóż jednym z głównych wątków w grze, na co wskazuje już sam tytuł, jest zmaganie się głównego bohatera ze swoją naturą. Bigby to w końcu Wielki Zły Wilk, którego mocną stroną nigdy nie był altruizm ani ogłada ? w przeszłości wiódł samotnicze życie, pożerał inne baśniówki, oszukiwał i używał podstępów do osiągnięcia swoich celów. Po wygnaniu ze swej ojczyzny i przeniesieniu do Nowego Jorku ma szansę porzucić dawne życie. Jest zmuszony do koegzystencji w kruchej społeczności i służenia jej jako szeryf. Od gracza zależy, czy Bigby będzie postępował jak dawniej, dostosowując się jednak do wymogów delikatnego baśniowego społeczeństwa niejako ?z musu?, by przetrwać z dala od domu, czy też postara się przezwyciężyć swoje skłonności i wykorzysta szansę do zmiany postępowania. Sytuacji nie poprawia stosunek innych baśniowców do jego osoby, czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę przeszłość protagonisty.

Muszę przyznać, że Śnieżka z TWAU jest jedną z moich ulubionych postaci. Mimo swoich przeżyć ? utrata ojczyzny, rozpad małżeństwa, o który się częściowo obwinia, doświadczenia wojny ? próbuje utrzymać stworzoną z konieczności, składającą się ze skrajnie odmiennych osobowości, delikatną wspólnotę wygnańców w istnieniu. Jest silną kobietą, która potrafi o siebie zadbać, a jednocześnie wolną od dumy i pychy. Jest wrażliwa i opiekuńcza, a z drugiej strony zdecydowana, ale nigdy władcza. Jest tym typem człowieka, który doznawszy krzywdy popada w smutek, a nie w gniew.

Relacja tych postaci jest świetnie nakreślona. Mamy dwoje doświadczonych przez życie bohaterów, którzy są dla siebie jedyną ostoją w nieprzyjaznym świecie. Śnieżka dostrzega przemianę Bigby'ego, jego wewnętrzne zmagania, jako jedna z nielicznych jest gotowa mu zaufać, jednocześnie wymagając od niego dalszej pracy nad sobą. Bigby natomiast dostrzega trud i rany Śnieżki, szczerze chciałby jej pomóc, ale relacje międzyludzkie nigdy nie były jego mocną stroną. Czuć między nimi chemię, są wiarygodni i gracz angażuje się emocjonalnie w ich historię.

Mamy tu więc motyw zmagań z przeszłością, krzywdą, nawet grzeszną naturą, a do tego subtelny wątek romantyczny i wiarygodne postacie.

To właśnie TWAU skłoniło mnie, by po latach wrócić do serii ?Fables?. Niestety, wątek zmagań Bigby'ego jest tam zupełnie nieobecny. To prawda, inni mieszkańcy Fabletown traktują go z dystansem, ale raczej przez jego gburowatość. Nie ma wstępu na farmę ? miejsce, gdzie żyją zwierzęcy baśniowcy, ale tylko ze względu na ?ustaloną? przeszłość ? tę którą czytelnik zna z baśni braci Grimm, lecz po której prawie nie ma śladu ani w postępowaniu bohatera, ani jego psychice. Komiksowy Wilk jest raczej nieco impertynenckim romantykiem, facetem o złotym sercu, któremu brak obycia, niż samotnikiem pokroju Marlowe'a. Również Śnieżka, choć ma tę samą historię co w grze, często bywa sarkastyczna i oziębła, nie widzimy też tak wyraźnie jej zaangażowania w pracę. Koniec końców przy odrobinie wysiłku można dostrzec w nich postacie z TWOU, lecz nie sposób pozbyć się wrażenia pewnego ich spłycenia. Trzeba mieć oczywiście na uwadze, że ?Fables? w przeciwieństwie do gry nie jest zaplanowaną, napisaną od początku do końca historią, oraz że pojawiło się wcześniej, niemniej dobra robota wykonana przez ludzi z TellTale jeszcze bardziej uwypukla miejsca, w których komiks marnuje swój potencjał.

Wracając na koniec do ?Ataku Tytanów? ? nie każdy film musi być bogaty jak ?Siódma Pieczęć?, wręcz nie powinien, lecz istotną wartością jest, gdy o czymś jednak opowiada, daje coś odbiorcy. Idąc tropem omawianego anime, mogą to być emocje dla ciała, wiedza dla umysłu, a czasem nawet mądrość dla duszy.

15 komentarzy


Rekomendowane komentarze

@Xerb

Ciekawe czemu o ''baby entertainment" piszą ludzie wychwalający dojrzałe historie o słodkich dziewczynkach i ich słodkich rzeczach tongue_prosty.gif

Mam tu na myśli niektóre grupy z jakiś /a/ obwieszczających coś "entry level"

Link do komentarza
Historię z ?Ataku Tytanów? (każde kolejne tłumaczenie tytułu jest dalsze od oryginału)

Ja tylko chciałem zwrócić uwagę, że "Atak tytanów" jest właśnie tytułem dokładnie odzwierciedlającym oryginał (japońska partykuła "no" może określać posiadanie albo takie same relacje między wyrazami, jakie w naszym języku zachodzą między rzeczownikiem a przymiotnikiem) i IMO sensowniejszym niż "Attack on Titan". Nie dość, że bohaterowie mają tam do czynienia z całą armią tytanów, a nie tylko jednym (chociaż nie wiem, bo oglądałem tylko trzy pierwsze odcinki), to jeszcze na dobrą sprawę to ludzie muszą się przed nimi bronić, a nie odwrotnie.

Na razie stanąłem gdzieś w środku analizy baśni, resztę przeczytam jutro. Wtedy też będę w stanie szerzej się wypowiedzieć na temat wpisu.

Link do komentarza

A może ustalmy, że SnK to top grade anime hamburger, którego dobrze ogląda się z kolegami do Kubusia? Dalej nie mogę mu wybaczyć antypatycznych bohaterów czy tego, że robi się dobre dopiero około 14 odcinka, ale cesarzowi oddaję co cesarskie.

Link do komentarza
Ciekawe czemu o ''baby entertainment" piszą ludzie wychwalający dojrzałe historie o słodkich dziewczynkach i ich słodkich rzeczach

W takim razie wytłumacz mi dlaczego w tematach poświęconych chartom 3x3* cały czas widzę Lain, NGE, Mushishi czy SZS + buncha' crap from '80s. Słodkie dziewczynki są tam nielichą rzadkością i w 90% przypadków ograniczają się do Aria, Sora no Woto i Nichijou.

* 9 ulubionych anime w formie obrazkowej - dla zobrazowania wrzucam swój chart:

ePVWsDH.png

SnK to top grade anime hamburger

^this^

Przecież każdy pamięta jak byłem wśród ludzi forsujących ten serial gdzie się da. Nawet początkowo wystawiłem mu 10. Wszystko dlatego, że pół forum podniecało się Tytanami. Dopiero z biegiem czasu zacząłem zauważać jak wiele głupot mi umknęło i od tamtej pory staram się trochę głębiej myśleć nad tym co oglądam.

Link do komentarza

OK, przeczytałem. Jak dla mnie to, co piszesz na temat opowieści, to jest kawał dobrej roboty, bo pomimo długości wpisu czytałem go z przyjemnością.

Przyznam się szczerze, że nie analizuję historii z każdej strony (tj. biorę pod uwagę coś więcej niż płaszczyznę eksplicytną, ale nie zawsze). Może to dlatego, że ocenianie maturalne pokazuje, jak to jest, kiedy szukanie pierwszego, drugiego i trzeciego dna w utworach literackich zostaje sprowadzone do absurdu (aż przypomniała mi się sprawa Wisławy Szymborskiej), a może też dlatego, że w swojej twórczości zrezygnowałem z umieszczania przesłań jako takich, bo tak nachalna ingerencja weń raczej szkodzi utworom, niż pomaga. Po prostu wychodzę z założenia, że dobra opowieść to taka, która sprawia jej odbiorcy przyjemność. Jeśli niesie ze sobą jakieś dodatkowe treści, to tym lepiej, ale IMO trzeba brać pod uwagę przede wszystkim to, żeby sama z siebie była spójna i logiczna, a dopiero potem próbowała wpływać na odbiorcę w ten czy inny sposób (choć zdarzają się też odwrotne przypadki, nie powiem).

  • Upvote 1
Link do komentarza

Przepiękny tekst, wchodzący częsciowo w zagadnienie czym jest sztuka. Nie ma definicji sztuki. Sztuką jest wszystko. Sztuką w dzisiejszych czasach może być nawet bryła betonu. Drzewo. Plasterek mortadeli. Ze wszystkiego na upartego da się wyciągnąć jakieś wnioski, sens i ukryte przesłanie. I, żeby było jasne, wcale się z tego nie śmieję.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...