Skocz do zawartości

Blog pisany nocą

  • wpisy
    31
  • komentarzy
    90
  • wyświetleń
    39754

Co to jest dobra opowieść? cz. 1 - Fables


849

1083 wyświetleń

Zastanawiałem się jaki tytuł nadać moim skromnym rozważaniom. Miałem trzy możliwości:

Co to jest dobra historia?

Co to jest dobra fabuła?

Co to jest dobra opowieść?

W pierwszym przypadku trafiłbym na obszerne, filozoficzne pole, którego kresu nie byłoby widać. Przyjąłem więc, że nie ma czegoś takiego jak dobra historia, a jedynie ciekawa i nieciekawa, a są to odczucia subiektywne. Zawęziłem więc temat do fabuły. Czym różni się fabuła od historii? Otóż historia, to pewien liniowy zbiór wydarzeń. Przykładowo pan Takisobie wstaje rano o 7., wykonuje poranną toaletę, ubiera się, je śniadanie, wsiada do samochodu, dojeżdża do pracy, wchodzi przez główne wejście do biurowca. Niezbyt pasjonujące, prawda? Fabuła natomiast to sposób, w jaki tę historię prezentuje się odbiorcy. Gdyby pan Takisobie był bohaterem filmu, pierwsze ujęcie mogłoby pokazywać pobudkę, kolejne śniadanie, a następne moment wysiadania z samochodu i skierowania kroków w stronę wejścia biurowca. Widz domyśliłby się, że Takisobie wykonał poranną toaletę, porównując jego fryzurę, zarost itp. z pierwszego i drugiego ujęcia. Widząc bohatera przed biurem, doszedłby do wniosku, że zanim ten wysiadł z auta, musiał do niego wsiąść i przebyć pewien dystans. Ponadto fabuła nie musi prezentować wydarzeń w chronologicznym porządku, czego najpopularniejszym przykładem jest ?Pulp Fiction?. Fabuła zatem to wybrane przez autora zdarzenia oraz sposób ich przedstawienia odbiorcy.

Postawiłem więc na opowieść. Wydaje mi się, że termin ten zawiera w sobie zarówno fabułę, jak i jej formę ? w przypadku filmu będą to rzeczy takie jak ujęcia, muzyka czy montaż, a w literaturze beletrystycznej narracja. Opowieść więc jest tym, co my, odbiorcy, otrzymujemy po całym procesie twórczym.

Od razu zaznaczam, że nie mam bladego pojęcia o krytyce literackiej czy filmowej (miałem co prawda w łapkach parę książek z tej drugiej dziedziny ? więc jeśli w czasie lektury tekstu odniesiecie wrażenie, że ?hej, gdzieś o tym czytałem?, to jest to słuszne wrażenie). Jak każdy człowiek jednak od małego mam styczność z całą masą opowieści w kinie, książkach, grach czy po prostu anegdot opowiadanych przez kumpli.

Ponadto chyba każdemu po wyjściu z kina łatwiej jest wytłumaczyć dlaczego obejrzany przed chwilą film jest zły, niż ubrać w słowa zachwyty nad tytułem dobrym. Krytyka najczęściej dotyczy rzemieślniczej strony danego dzieła. Łatwiej jest wskazać na złe aktorstwo, brak logiki czy fatalną pracę aktorów, niż wykazać ich kunszt i pozytywny wpływ na odbiór opowieści. Często czujemy, że dana historia ma potencjał, że autor chciał coś przekazać, ale sposób przekazania treści może sprawić, że otrzymamy scenę tego rodzaju:

Dlatego na przykładach kilku mniej lub bardziej znanych tekstów kultury wskażę raczej kilka problematycznych punktów zamiast stwarzać obszerną i jedynie słuszną definicję ?dobrej opowieści?. Zatem do dzieła!

1. Spoiler alert!

b9ed012cb9770386e5ea985ac6ee74e6499bed4e260d40331898059362b4196b.jpg

Spoliery to istna współczesna plaga.

Takie przynajmniej wrażenie odnoszę, wertując od czasu do czasu internet. Jeśli włączę jakiś filmik na YT, na początku dostaję informację, że dany materiał zawiera spoilery, w innym autor mówi, żeby przewinąć do siódmej minuty z ośmiu, by spoilerów uniknąć. W opisie natrafiam na ostrzeżenie, by nie czytać komentarzy przed obejrzeniem całości, bo mogą zawierać spoilery. Wchodzę na inną stronę, a tam informacja, żeby uważać na przyczajone spoilery dotyczące ?Gry o Tron?, spoilery dotyczące zakończenia najnowszego blockbustera, spoilery, spoilery, spoilery...

Wchodzę na stronę główną CDA, a tam spikain pisze, że ?The Wolf Amoung Us? jest świetne, a pierwowzór gry ? komiks ?Fables? ? jeszcze lepsze, ale... Nie mogę się dowiedzieć, co w nim takiego dobrego, bo ? spoilery! Czy te małe diabełki naprawdę są w stanie zniszczyć wszelką radość z obcowania z daną historią?

Parę lat temu przeczytałem pierwszy tomik ?Fables?. Jak wielu innych przyciągnął mnie koncept wyjściowy ? postaci ze znanych nam baśni zamieszkujące współczesny Nowy Jork. Popełniłem błąd, który czyniłem później jeszcze wiele razy, zanim dotarło do mnie, na czym on polega ? mianowicie zacząłem się spodziewać. Stworzyłem sobie wyobrażenie komiksu, w którym najpopularniejsze baśnie zostają opowiedziane na nowo, we współczesnych realiach, z zachowaniem głębi pierwowzorów. Spodziewałem się czegoś w rodzaju dramatu obyczajowego dla dorosłych (a w każdym razie dla starszych odbiorców), który wykorzysta znane toposy i motywy. No cóż...

57-1.jpg

Ale po kolei.

Bill Willingham bierze postaci ze znanych europejskich baśni braci Grimmów, Andersena, ale także z ?Księgi tysiąca i jednej nocy?. Ma więc od razu bohaterów, którzy są:

1) liczni i zróżnicowani, mają gotowe i wyraziste osobowości

2) w relacjach ze sobą, mają wspólną przeszłość, jest między nimi ?chemia?

3) rozpoznawalni ? pozwala to pominąć ekspozycję i znacznie ułatwia czytelnikowi poruszanie się po świecie przedstawionym, ?spamiętanie? postaci

Co może pójść źle?

Prosta rzecz ? brak treści. Nie chodzi mi o to, że w komiksie nic się nie dzieje, o nie. Są walki, wybuchy, morderstwa intrygi... Ale mam wrażenie, że wszystko to jest gadaniną o niczym.

Oprócz postaci z baśni w ?Fables? pojawiają się też bohaterowie różnych wierszyków i rymowanek znanych w krajach anglosaskich. Gdy więc taki Blue Boy zaczął wybijać się na pierwszy plan opowieści, zerknąłem na ?fablesową? wiki, żeby dowiedzieć się, skąd pochodzi, poznać materiał źródłowy. A tam bum ? spoiler. Od razu dowiaduję się, kiedy i gdzie postać umrze. Na początku byłem zły na siebie, że częściowo zepsułem sobie radochę z poznawania opowieści, ale potem pomyślałem ? czy ta informacja naprawdę jest tak istotna?

W tym miejscu, czytelniku, musisz dokonać wyboru. Jeśli uważasz, że spoilery nie rujnują historii, a więc dobra opowieść to nie tylko zręczne zwroty akcji, czytaj dalej. Jeśli jednak czerpiesz dużą przyjemność z nieprzewidywalności fabuły, a najważniejsze w kryminałach są dla Ciebie zawiłe drogi do odkrycia mordercy, porzuć tekst w tym miejscu, gdyż w dalszej części napotkasz spoilerów w pieruny.

Pomyślcie o takich tytułach jak ?Fight Club? czy ?Knights of the Old Republic?. Zwrot akcji w pierwszym z nich wywraca do góry nogami historię ? zaskakuje widza, ale robi coś jeszcze. Dopełnia opowieść ? tłumaczy bardzo wiele i rozwija jej treść. ?Fight Club? opowiada między innymi o kryzysie męskości w konsumpcyjnym świecie, ale także o męskiej ?potrzebie? agresji, poddaje popkulturowej krytyce koncepcję nadczłowieka i pokazuje, jak od Nietzschego dojść do Hitlera. Pierwszą reakcją na odkrycie, że Jack i Tyler to ta sama osoba, jest zaskoczenie. Napięcie rośnie, pytania się mnożą, widz pozostaje zaintrygowany. Ale chwyt ten sprawia też, że mamy ochotę obejrzeć film ponownie i spojrzeć na fabułę z innej perspektywy. Może nie będzie nam już towarzyszyć napięcie i emocje, może zrujnowany zostanie suspens, gdyż znamy już zakończenie, ale pozwala nam spojrzeć na film na nowo pod względem jego treści, motywacji bohaterów, ich psychologii. Nawet jeśli, drogi czytelniku, nie oglądałeś jeszcze ?Fight Clubu?, to spoiler z tego akapitu najwyżej odbierze Ci część emocji towarzyszących seansowi, lecz film nadal zaangażuje Cię intelektualnie, być może zachwyci stylem, zdjęciami, fabułą, wnioskami, skłoni do refleksji. Wciąż może dotknąć Twojej duszy.

Trzeba mieć na uwadze, że historia w ?Fables?, w chwili, gdy seria startowała, a i długo potem, nie miała zakończenia ani nawet rozwinięcia. Nie była całością, lecz tworzoną na bieżąco opowieścią. Widać to zwłaszcza po zawartych w ?Baśniach? ?bezpiecznych wątkach?, czyli dość schematycznych historiach drugoplanowych, których rozwiniecie czy rozwiązanie może czekać dowolnie długo.

W pierwszym tomiku przykładowo dowiadujemy się, że baśniowe postacie żyły sobie długo i szczęśliwie w swojej baśniowej ojczyźnie, lecz ich krainę najechał mroczny i niecny Adwersarz, więc musieli uciekać do naszego świata. Tak jest. Tym, co skłoniło rzeszę ?baśniówek? do emigracji, był atak Mrocznego Imperium. Nawet główny czarny charakter jest nazywany po prostu ?Adwersarzem?. Całość jest nam zaprezentowana w chyba jednej z najgorszych ekspozycji, jakie powstały. Bohaterowie baśni zbierają się co roku na ?Dniu Pamięci?, by wysłuchać historii, która idzie mniej więcej tak: Dawno, dawno temu, żyliśmy szczęśliwie w pokoju, ale przyszedł zły Adwersarz, podbił nasz świat i jesteśmy tu. Te same osoby co roku od przeszło pięciuset lat zbierają się razem i słuchają powyższej opowieści. Nie wiem jak wy, ale ja wolałbym to jedno zdanie na stronie tytułowej pierwszego numeru, zamiast wymyślania tak naciąganej wymówki, by przedstawić czytelnikowi założenia świata przedstawionego. Cała ta historia celowo jest uproszczona do granic możliwości, gdyż jej szczegóły scenarzyści wymyślili dużo później.

Podobnie jest z wątkami ?nieśmiertelności? baśniówek (Śnieżka przeżyła postrzał w głowę, który urwał jej połowę twarzy, za to niedźwiadka z baśni o Złotowłosej położył jeden strzał ze śrutówki), pisarza, który podejrzewa, że z ludźmi zamieszkującymi sąsiednią dzielnicę jest coś nie tak, magii stosowanej przez czarowników itp. Świat ?Fables? po prostu nie ma określonych zasad, gdyż wszystkie odpowiedzi czytelnik pozna dopiero później, gdy scenarzyści je wymyślą. Problem pojawia się, gdy niespójności jest tak dużo, że chyba żadna odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca, czy wręcz możliwa do sformułowania przez samych twórców (zwłaszcza ta na problem ?nieśmiertelności?)...

45-1.jpg

Oprócz ?bezpiecznych wątków? w tle mamy rzecz jasna pierwszoplanowe perypetie, a te nie mogą już być tak nieokreślone i rozwleczone. Ale również one nie powalają oryginalnością. Czasem wręcz przeciwnie.

Wyobraźcie sobie taką sytuację: wielki, potężny potwór zmierza w stronę miasta... Albo: armia zombie niezwykle odpornych na broń palną, którzy nawet po oderwaniu nieumarłego łba są w stanie walczyć, atakuje nasz dom... Albo: człowiek, który ma dostęp do biologicznej broni masowego rażenia, ma zamiar użyć jej na naszym kraju za trzy dni...

Na wszystkie powyższe troski jest w świecie ?Fables? jedno rozwiązanie ? magia. Za każdym razem okazuje się, że albo istnieje zaklęcie, które powstrzyma kryzys, albo już zostało rzucone. Każda dramatyczna sytuacja, przy której czytelnik siedzi na skraju krzesła w napięciu, oczekując niezwykłego i kreatywnego pomysłu na jej rozstrzygnięcie, zostaje, ot tak, rozczarowana (wybaczcie fatalną grę słów, nie mogłem się powstrzymać tongue_prosty.gif). Jak mawiał klasyk: ?bohaterowie pakują się w coraz głębszą kaszanę, sytuacja zaczyna wyglądać beznadziejnie, a wtedy bam! wpada Gandalf i bam, bam, szłiz, roz*ebane, taniec zwycięstwa. Bym wybaczył, gdyby to było raz, jako jakiś symbol opieki, ale za trzecim razem masz już ich wszystkich gdzieś, oni są nieśmiertelni?. [link]

Lecz w końcu coś się zmienia. W końcu Adwersarz postanawia najechać nasz świat. Sytuacja zaczyna wyglądać beznadziejnie, a fablesowy odpowiednik Gandalfa nie jest w stanie wszystkiego zaczarować. Wreszcie na nic ta cała magia, na nic ta cała nieśmiertelność, wreszcie jakieś prawdziwe zagrożenie ? i co się dzieje? Drugi ulubiony środek scenarzystów ? deus ex machina. Jeden z bohaterów odzyskuje wspomnienia, okazuje się, że zna jeszcze potężniejszą magię, niż ta gandalfowa, wchodzi w sam środek królestwa Adwersarza i tworzy tam magiczny, niezdobyty bastion. Potem wskrzesza zmarłych, którzy mogą zamieniać się w duchy ? ma więc dosłownie nieśmiertelną armię, a gdy Adwersarz przysyła bataliony swych drewnianych żołnierzy, nasz bohater... zamienia ich z powrotem w las. I z głowy.

Być może ?Fables? zmierza do jakiejś zadowalającej konkluzji. Nie wiem. Po powyższym zdarzeniu w okolicach 70. zeszytu zwyczajnie sobie odpuściłem.

Muszę więc przyznać spikainowi rację. Wszystko, co dobre w ?Fables? da się zaspoilerować. Ta seria jest po prostu pusta. Ma fantastyczną koncepcję wyjściową, gotowe, bogate postaci i śliczny styl graficzny (którego ocena jest, rzecz jasna, kwestią gustu). Jednocześnie sprowadza wszystko do telenoweli, kto z kim, kto kogo nie lubi, dole, niedole i kłótnie rodzinne. Cały wątek walki z Adwersarzem opiera się na sztucznych rozwiązaniach typu plot convenience. Jest to mój największy zarzut wobec serii, ale też ? największa pochwała. Z jednej strony wszędobylski deus ex machina odziera historię z napięcia, ale równie dużo miejsca przeznaczono na relacje postaci. Jako że ?Fables? nie podejmuje żadnej problematyki ani tym bardziej nie ma przesłania, opiera się głównie na telenowelowych dialogach i osobowych perturbacjach. Dlatego czytelnik może mieć w nosie wszelkie przygodowe wątki, bo twórcy i tak w odpowiednim momencie podrzucą zwój/zaklęcie/artefakt, które wszystko rozwiążą, ewentualnie odstrzelają kogoś na drugim planie, żeby pokazać, iż akcja była poważna i ma jakiekolwiek konsekwencje. Z drugiej strony może się podobać wyczekiwanie, czy Śnieżka w końcu pocałuje Wilka (swoją drogą Wilk i Śnieżka zostają parą, bo... magia. Serio. Ci źli rzucili na nich zaklęcie, bo scenarzyści nie wiedzieli, jak połączyć romantyka ze zranioną i zdystansowaną Śnieżką, a przecież fani czekają), czy Róża pocałuje Blue Boy'a, czy Książę pocałuje Piękną...

Dlatego też mogę polecić ?Baśnie? w małych dawkach, jako operę mydlaną w ciekawej konwencji. Sam pewnie kiedyś wrócę do serii. Po prostu, żeby się rozerwać w niewyszukany sposób i podziwiać estetykę komiksu. Czytanie ?Fablesów? jest jak oglądanie meczu ? jeśli znasz wynik końcowy, wiesz kto i w której minucie zdobędzie punkt, to zwyczajnie nie ma sensu go oglądać, lecz trzeba poczekać na kolejny. Odcinkowa forma działa zdecydowanie na korzyść tytułu Billa Willinghama ? gdyby to był film pełnometrażowy, towarzyszyłoby mi poczucie straty czasu, ale w tym wypadku może to być po prostu chwila relaksu.

Nasuwa się więc wniosek, że jeśli spolier rujnuje film ? to nie był to dobry film. Albo i był, ale nie miał wiele więcej do zaoferowania poza zwrotami akcji.

A co można znaleźć w opowieści poza zmyślnymi odmianami losu? O tym następnym razem na przykładzie pewnego niszowego anime, o którym pewnie i tak nikt nie słyszał... tongue_prosty.gif

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

Komiksu "Fables" nie czytałem i raczej nie zamierzam, ale myślę, że opisany przez Ciebie problem można w pewnym sensie odnieść do tasiemcowych mang, takich jak "Naruto" czy "Bleach". Tego drugiego nigdy nie czytałem, ale przy tym pierwszym odniosłem wrażenie, że autorowi po prostu brakuje pomysłów na opowieść. Interesujący koncept zamienił się tak naprawdę w kopię "Dragon Balla" (nieudolną), do tego z kilkoma absurdami i rozwiązaniami typu deus ex machina. Dlatego uważam, że świetną koncepcję zastosował autor "One Piece" - u niego niby Luffy i załoga odwiedzają kolejne lądy i piorą kolejnych wrogów, ale sama fabuła praktycznie w ogóle nie posuwa się do przodu. A to IMO oznacza, że mangaka może zakończyć historię w dowolnym momencie i nie musi koniecznie ciągnąć głównego wątku do końca, w przeciwieństwie do Kishimoto czy Kubo. Najgorsze w tym jest to, że przy puszczaniu całości w odcinkach nie można poprawiać już popełnionych błędów; autorzy mają związane ręce.

Ja uważam na spoilery tylko wtedy, gdy coś czytam, oglądam lub w coś gram. A jeśli wiem, że się z czymś i tak nie zapoznam, to zwykle się nie krępuję. :P

Dobry tekst, swoją drogą.

  • Upvote 2
Link do komentarza

Również nie czytałam "Fables", ale grałam w Wolfa i akurat, to co pokazali twórcy gry bardzo przypadło mi do gustu.

Na wszystkie powyższe troski jest w świecie ?Fables? jedno rozwiązanie ? magia. Za każdym razem okazuje się, że albo istnieje zaklęcie, które powstrzyma kryzys, albo już zostało rzucone.
To akurat problem dosyć częsty, ale cóż - jakoś trzeba utrzymać przy życiu głównych bohaterów i uratować świat, żeby móc dalej na nim zarabiać. Zrozumiałe jak się tworzy "serie tasiemce", gorzej jak się w ten sposób niszczy coś, co w założeniu nie ma być kontynuowane. Za coś takiego nie lubię Zafona - przeczytałam kilka jego książek ("Cień wiatru" akurat mnie ominął) i doszłam do wniosku, że to była strata czasu. Wszystkie opowieści dobrze się zaczynały, ciekawa intryga itp., a potem jakieś debilne magiczne rozwiązanie na końcu. Niby on te książki dla dzieci pisał, co może tu wiele wyjaśnić, ale sam stwierdził, że jego historię powinny zadowolić także bardziej dojrzałego odbiorcę. I to akurat trudno mi jest sobie wyobrazić... Co do Gandalfa i "Hobbita" - Tolkiena usprawiedliwia to, że pisał dla dzieci (tzn. "Hobbita"), a one raczej wybredne nie są i narzekać na magiczne rozwiązania nie będą.

Tego drugiego nigdy nie czytałem, ale przy tym pierwszym odniosłem wrażenie, że autorowi po prostu brakuje pomysłów na opowieść. Interesujący koncept zamienił się tak naprawdę w kopię "Dragon Balla" (nieudolną)

Zgadzam się co do "Naruto". Ja przestałam czytać mangę w momencie, kiedy okazało się, że tam wszystko kończy się właściwie happy endem (wprowadzonym w tym jednym przypadku w sposób tak absurdalny, że dalej czytać tego się nie dało). Jednak rozwiązania w Dragon Ballu, choć często bardzo przewidywalne były jakoś mniej obraźliwe dla intelektu widza/czytelnika.
Link do komentarza

Muszę zaprotestować. Wykorzystanie Gandalfa w roli wszechmogącego jest poważnym nadużyciem. Gandalf Szary "ginie" w starciu z Balrogiem (którego zresztą się bał). Gandalf Biały nie jest w stanie uratować swoją magią Śródziemia. Ba, nie jest nawet w stanie odwrócić losów bitwy o Minas Tirith. Do tego potrzeba połączonych sił Rohanu, Gondoru oraz Nieumarłych.

Co do Gandalfa i "Hobbita" - Tolkiena usprawiedliwia to, że pisał dla dzieci (tzn. "Hobbita"), a one raczej wybredne nie są i narzekać na magiczne rozwiązania nie będą.

Nie sprowadzajmy głupich rozwiązań do magii. To, że ktoś bierze drogę na skróty i wykorzystuje do tego magię nie powinno być wykorzystywane przeciwko niej, tylko przeciwko autorom, którzy tak czynią.

Piers Anthony w swoim "Cyklu Xanth" miał olbrzymie ilości magii (niekonwencjonalnej zresztą), a mimo to jego opowieści są bardzo sprawnie poprowadzone, ciekawe i poleciłbym je dorosłym.

Link do komentarza
Jednak rozwiązania w Dragon Ballu, choć często bardzo przewidywalne były jakoś mniej obraźliwe dla intelektu widza/czytelnika.

No cóż, nadal będę utrzymywał, że "Dragon Ball" może być tylko jeden. Jak tak się zastanowiłem, to wprawdzie Toriyama m.in. przestał wykorzystywać potencjał Shenlonga w kreatywny sposób (tzn. tylko po to, by wskrzeszać bohaterów), ale przynajmniej czytelnik/widz mógł się spokojnie domyślać, że jest taka możliwość, więc pod kątem konstrukcji historii wygląda to jeszcze sensownie.

Co do Śródziemia, ja gdzieś czytałem, że takie ratowanie bohaterów w twórczości Tolkiena było zabiegiem świadomym, ponieważ dobrze się wpisuje w klimat świata, w którym dobro w końcu triumfuje nad złem. Czy coś w tym guście.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...