Skocz do zawartości

Tybek

  • wpisy
    9
  • komentarzy
    34
  • wyświetleń
    7405

Moc - Rozdział I


tybek2

481 wyświetleń

Budzisz się rano, gorąco, parno. Ciało lepkie od potu, nie wypoczęty przez doskwierający całą noc klimat sprawia że czujesz jakiś powolny. To jednak nie ułatwiało dzisiejszego dnia Achillesowi. Najważniejszy dzień, pojedynek z Hektorem. Wcale nie chciał tej walki ale czy jakiekolwiek jego przekonania i zachcianki miały tutaj znaczenie? Był Herosem, pół-bogiem. Mimo iż nigdy nie obnosił się z tym znacząco lubił to określenie. Czuł się taki, w jakiś dziwny sposób zawsze pewny siebie. Nie widział skąd się to brało, po prostu wiedział i już. Gdy podchodził do walki od razu wiedział że zwycięży, niczym ulotna wizja przyszłości. Czuł to, była obok niego, niczym prowadząca go przez całe życie przewodniczka.

I tak miało być i dzisiejszego dnia. Dziwne ale nigdy nie czuł presji albo chociażby stresu, oczywiście walki dostarczały mu adrenaliny, nie był jakimś potworem i czuł strach z nadchodzącej walki. Jednak nigdy nie zadawał sobie pytań "co by było gdyby?" wiedział że wystarczy mu jego pewność siebie i tak już było od najmłodszych lat.

Ahh piękne czasy gdy pod okiem jego trenera Chirona obijał większych od niego chłystków. Treningi i medytacje, tego nauczył go przez te wszystkie lata. Póki co słowa Chirona się sprawdzały "Bądź czujny, czuj każdy odruch jak by drobinki powietrza były Twoim sojusznikiem, niech Cie niosą, jeżeli na moment zwątpisz w swoją wygraną zginiesz." No i oczywiście nie zapominajmy o latach treningów fizycznych jak i mentalnych. Przez dłuższy czas zadziwiało Achillesa dlaczego trener przykuwa tak wielką wagę właśnie do tego elementu. Godziny spędzone na medytacjach, technikach relaksacyjnych i pracy nad uzyskiwaniem natychmiastowego spokoju myśli i skupienia. Tak naprawdę docenił je dopiero gdy uratowały mu życie.

- Jak się czujesz? - wyrwał go z zamyślenia łagodny kobiecy głos.

Stał nad wielką balom z wodą i poddawał się porannej toalecie. Często łapał się na tym że wpadał w długie rozmyślenia własnie w trakcie rutynowych czynności .

- Przecież wiesz - odpowiedział postaci stojącej w drzwiach

- Nie zbywaj mnie tak jak zawsze to robisz.

- Nie zawsze.

- Gdy przychodzi Ci walczyć.

- Potrzebuje skupienia.

- Wy faceci i te Wasze frazesy byle by zbyć babę, nie umiecie się przyznać że w głębi też potrzebujecie odrobiny uczucia, nawet w dniu pojedynku. Zwłaszcza w nim.

- Przecież wiesz że to nie tak.

- A jak?!

- Odejdź, potrzebuje się skupić na walce, oczyścić umysł.

- Jak zwykle ta sama śpiewka, przez chwile pomyślałeś chociaż o mnie? Co będzie gdy tym razem Ci się nie uda? Miałeś skończyć z tym dawno temu, obiecywałeś!

- Wkrótce to się skończy, obiecuje.

- Wierzę w to że wygrasz, zawsze wierzyłam, podczas każdej walki. Tylko za każdym boje się to to będzie ten moment, nikt nie jest niezwyciężony...

- Odejdź, teraz i nie wracaj przed świtem nie zważając na wynik.

- Będę modliła się za ciebie.

- Nie rób tego, bogowie z nas kpią.

- Przestań! sam przynosisz na siebie klęskę!

- Kocham Cie

- Też Cię kocham, skop mu dupę - odparła całując go cieple w usta.

Trwali w tak w dłuższym uścisku, nie chciał jej puszczać ale wiedział ze musi czym prędzej wyrzucić ją ze swojej głowy. Przynajmniej na dzisiejszy dzień, oczyścić swój umysł i to zaraz.

- Idź już! - pogonił ją z namiotu, dołączając do tego leciutkiego klapsa.

Wyszła odwracając głowę z zalotnym uśmiechem.

Nigdy nie zawracał sobie głowy dlaczego tak bardzo ja kocha ale ten właśnie grymas uświadomił mu to wszystko. To co ma i co może stracić dzisiejszego dnia, [beeep] jaki jestem głupi pomyślał. A mogłem tym wszystkim [beeep] parę lat temu, zbudować mały domek i stworzyć coś na wzór rodziny. Zasadzić drzewo? Kogo ja próbuję oszukać, [beeep] to, muszę czym prędzej wziąć się za siebie bo Hektor mnie dzisiaj zasiecze.

Włożył wygodne spodnie, odnalazł dobrze znane klingi, lubił ich dotyk w dłoni. Były jak jego kochanki, egzotyczne kochanki, dająca tyle przyjemności ale jednocześnie zabójcze. Przystąpił do ostrzenia jej. Delikatnie jak obchodząc się z dzieckiem. Dołączył do tego znane mu od dziecka ćwiczenia oddechowe, Powolne wdechy i wydechy, praca nad tętnem, oczyszczanie umysłu. Popadał w coraz wolniejszy i spokojniejszy stan. Gdy osiągnął zadowalający efekt przeszedł do etapu sprawdzania swojego ciała, mięsień po mięśniu, włókno po włóknie. Wędrował od góry do dołu umysłem po swoim ciele sprawdzając czy każdy element tej zabójczej układanki jest dzisiaj sprawny.Na końcu zwizualizował sobie dzisiejszą walkę na wszystkie możliwe sposoby które przyszły mu do głowy, Hektor stojący na przeciw niego, jego postawę i ruchy. Podejście do walki, bloki uniki, każdy możliwy scenariusz dzisiejszej walki stał przed nim otworem, wystarczyło sięgnąć...

- Panie, już czas - wyrwał go z medytacji głos

Musiało zlecieć przynajmniej kilka godzin. Usłyszał odchodzące kroki więc przystąpił do stopniowego wyprowadzania się z magicznego stanu medytacji, krok po kroku, bez pośpiechu. Nie chciał zniszczyć skupienia które osiągnął. Wybudzony z medytacji odnalazł części swojej zbroi i przeszedł do jej zakładania.

Nie ufał pomocnikom w tych tematach, wolał zrobić to samemu, dokładnie. Wolał zawsze polegać na swojej dokładności. Przy wkładaniu napierśnika przetarł jeszcze swoje znamię na lewym biodrze w kształcie gwiazdy, znak od Bogów powiadali ludzie. Jemu średnio chciało się wierzyć w tę całą bandę zgredów gdzieś tam na górze mających problemy takie jak Ci na dole.

Wyszedł przed namiot, wszyscy już czekali.

- Hektor już czeka, potrzeba Ci czegoś? - Przywitał go Agamemmon na czele małej grupki doradców

- Szykuj ucztę staruszku, wracam za kwadrans - Odpowiedział pewnie

- HA HA, jak zwykle pewny siebie! Widzicie? Taki powinien być każdy z Was matoły! Sracie pod siebie na widok byle młokosa z dzidą!

Achilles nie miał czasu na wdawanie się w dyskusję z władcą, ruszył w kierunku prowizorycznej areny którą przez noc usypano niedaleko obozu.

- Pamiętaj jedno, przynieś mi chwałę a niczego Ci już nie zabraknie! - Dorzucił Agamemmon na odchodne

- Obyś nie kłamał - Rzucił na odchodne celując w niego klingą i przechodząc w trucht.

Hektor już czekał, dumny jak Lew, stał plecami do nadchodzącego Achillesa. Ten wszedł pomału do kręgu nabierając głębokie wdechy powietrza, stabilizując swoje tętno. Przeciwnik odwrócił się do niego i obdarzył łobuzerskim uśmiechem.

- Nadszedł na Ciebie czas, przejdę do historii.

- Dlaczego jesteś takim dupkiem? - Odparł Achilles. - Mogliśmy iść na dupeczki, zamiast tego zgrywasz mi tutaj jakiegoś chojraka, ja naprawdę mam ciekawsze rzeczy do roboty niż zarzynać jak świnie takich żołnierzyków jak Ty!

- Skończmy te pieprzenie, nie mogę się doczekać jak stanę nad Twoim zwłokami!- Krzyknął Hektor i ruszył w jego stronę.

Początkowy plan się udał, pomyślał. Nie czerpał żadnej korzyści z przeklinania na swoich przeciwników ale większość z nich nabierała się na ten stary numer. Wkurzony przeciwnik to łatwiejszy przeciwnik. Achilles wysunął jedną nogę w tył i spokojnym aczkolwiek gotowym w każdej chwili do ataku krokiem ruszył przed siebie. Spokojny oddech, czysty umysł. Wiedział ze zwycięży, czuł To. Nie było innego wyjścia. Pewność siebie to była jego prawdziwa broń.

Hektor był o głowę większy i miał łapska jak kilofy. Nawet bez zbroi jego góra mięśni robiła wrażenie, postura wprawionego w boju wojownika i do tego szerokie jak bale barki. Achilles nie należał do największych ludzi, jednakże był wystarczająco silny aby zabić każdy cel. Jego głównym atutem była szybkość i nieludzka zręczność która w połączeniu z jego umiejętnościami tworzyła zabójczą broń. W przeciwieństwie do Hektora, który używał miecza i tarczy, Achilles preferował swoje dwie "legendarne kochanki", na mniejszych przeciwników zwykle wystarczyła jedna a na większych tarcza była nieporęczna. Spowalniała i Sprawiała że wojownik był tak naprawdę większym celem,Achilles nie mógł sobie na to pozwolić. Zwyczajnie nigdy nie dawał się trafić, jedna ze złotych myśli Chirona.

C.D.N

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

A oto i obiecana łapanka do rozdziału pierwszego. Tu też raczej wybiórcza, bo - przynajmniej w pierwszych akapitach - poprawy wymaga większość zdań.

Interpunkcja do solidnej poprawy, bo zdarza Ci się gubić przecinki nawet przed "że", "ale" czy "który".

Budzisz się rano, gorąco, parno. Ciało lepkie od potu, nie wypoczęty przez doskwierający całą noc klimat sprawia że czujesz jakiś powolny. To jednak nie ułatwiało dzisiejszego dnia Achillesowi.

Czemu ma tu służyć narracja 2-osobowa, skoro potem już na stałe przechodzisz do 3-osobowej? Poza tym drugie zdanie jest bardzo chaotyczne składniowo.

Gdy podchodził do walki od razu wiedział że zwycięży, niczym ulotna wizja przyszłości. Czuł to, była obok niego, niczym prowadząca go przez całe życie przewodniczka.

Jeżeli Achilles był pewien, że zwycięży, to ta wizja przyszłości nie mogła być ulotna. Zwłaszcza przy następnym zdaniu, gdzie porównujesz ją do dożywotniej przewodniczki.

Dziwne ale nigdy nie czuł presji albo chociażby stresu, oczywiście walki dostarczały mu adrenaliny, nie był jakimś potworem i czuł strach z nadchodzącej walki.

Powtórzenie.

Treningi i medytacje, tego nauczył go przez te wszystkie lata.

Jak można nauczyć kogoś treningu? wink_prosty.gif

Póki co słowa Chirona się sprawdzały "Bądź czujny, czuj każdy odruch jak by drobinki powietrza były Twoim sojusznikiem, niech Cie niosą, jeżeli na moment zwątpisz w swoją wygraną zginiesz."

Jeżeli słowa Chirona się sprawdzały, to można zinterpretować je też w taki pokrętny sposób, że Achilles zginął. A przecież nie o to chodzi.

Poza tym zaimki osobowe w opowiadaniu piszemy małą literą. To nie list.

No i oczywiście nie zapominajmy o latach treningów fizycznych jak i mentalnych.

Takich fraz jak "nie zapominajmy" raczej nie pisze się w narracji.

Przez dłuższy czas zadziwiało Achillesa dlaczego trener przykuwa tak wielką wagę właśnie do tego elementu.

Raczej "przykłada".

Tak naprawdę docenił je dopiero gdy uratowały mu życie.

Kiedy uratowały mu życie? Wzmianka albo do wyjaśnienia, albo do usunięcia.

Wybudzony z medytacji odnalazł części swojej zbroi i przeszedł do jej zakładania.

"Przeszedł do jej zakładania" to nie po literacku. Może "zaczął zakładać"?

Przy wkładaniu napierśnika przetarł jeszcze swoje znamię na lewym biodrze w kształcie gwiazdy, znak od Bogów powiadali ludzie.

Nie chodzi tu o chrześcijańskiego Boga, tylko o bogów greckich, a zatem - małą literą.

- Hektor już czeka, potrzeba Ci czegoś? - Przywitał go Agamemmon na czele małej grupki doradców

"Przywitał" też małą literą. Poczytaj o zapisie dialogów.

No i powinien być chyba "Agamemnon", nie "Agamemmon".

Ten wszedł pomału do kręgu nabierając głębokie wdechy powietrza, stabilizując swoje tętno.

Jakiego kręgu?

Zwyczajnie nigdy nie dawał się trafić, jedna ze złotych myśli Chirona.

Lepiej to napisać tak, żeby rzeczywiście brzmiało jak myśl.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...