Podążając za... Terrym Gilliamem - Grzechy naszych czasów (Teoria Wszystkiego)

Teoria Wszystkiego/ The Zero Theorem
Rok: 2013
Występują: Christoph Waltz, David Thewlis, Melanie Thierry, Lucas Hedges, Matt Damon, Tilda Swinton
Założę się, że tego się nie spodziewaliście ? na początku 8 sezonu ?Podążając za?? wracamy na sam start, by dopisać odcinek do serii poświęconej Terry?emu Gilliamowi. Wierzę, że nie po raz pierwszy się to dzieje (bracia Cohen, Tarantino), lecz ? to pierwszy raz. Dziwna okazja, dziwny film ? Terry Gilliam jest tak jakby Timem Schaferem branży kinowej, obdarzając każdą swą produkcję szczyptą geniuszu, co jednak niemal nigdy nie opłaca się producentom. Po kompletnej finansowej klapie (?Gabinet doktora Parnassusa) nikt już finansować produkcji Gilliama nie chciał, więc ten zwrócił się do pomniejszych wytwórni i kręcąc przy minimalnych środkach stworzył arcydzieło na miarę ?Brazil?.

We are dying.
Gilliam nie jest pierwszym (i z pewnością nie ostatnim) reżyserem, który na swej drodze napotkał problemy z realizacją własnych pomysłów ? taki Orson Welles walczył z producentami w trakcie realizacji ?Obywatela Kane?a?, czyli dla wielu najdoskonalszego filmu w historii. Nie możemy się oszukiwać ? zachwyty krytyków nie zawsze przekładają się na popularność w kinie, a tego typu ?zwycięstw intelektualnych, aczkolwiek niekoniecznie finansowych? historia kina zna na pęczki. Wszystko wskazuje na to, że ?The Zero Theorem? również czeka taki los, podobnie jak jego duchowego poprzednika ? ?Brazil?.

We prefer not to be touched
Fabuła uderza w wysokie tony, korzystając z technicznych niemożliwości gatunku science-fiction. Rzecz dzieje się w nieokreślonym mieście, w niezbyt odległej przyszłości, na co wskazuje dominacja apple-podobnych sprzętów, inwazyjnych reklam, minimalistycznych pojazdów i masowy atak kiczu. Nasz bohater ? Qohen Leth (Christoph Waltz) ? zajmuje się rozwiązywaniem problemów w kodzie różnorakich programów, co jednak nie wygląda tak, jak się do tego przyzwyczaiła nas rzeczywistość. Bohater bierze do ręki gigantyczny kontroler i siada przed równie imponującym ekranem, obitym w stylowe różowy plastik, rozwiązywanie kłopotów polega na manipulacji małymi sześciokątami w taki sposób, by te trafiły w odpowiednie miejsca gigantycznej kostki (przypomina to słynny projekt Petera Molyneux, tyle że działa w odwrotną stronę). Postępy pracownik zapisuje w fiolkach zapełnionych kolorowymi cieczami, które wędrują poprzez ukryte rury. Jak się szybko okazuje ? komputer stał się dominującym punktem życia, co umożliwiło mu opanowanie swej pracy do perfekcji.

We are alone.
Problem w tym, że Qohen nie jest szczęśliwy ? mieszka samotnie w ogromnej, nieco spopielonej katedrze, nie ma przyjaciół i jest skrajnym indywidualistą (mówi też o sobie w liczbie mnogiej), do tego opanowanym pewną zadziwiającą obsesją ? cały czas czeka na jeden, konkretny telefon, co w świecie pozbawionym Boga czyni go człowiekiem wierzącym. Łysy, blady, cichy i nieśmiały Qohen pewnego dnia udaje się na zabawę, by spotkać się z Zarządcą (Matt Damon, chyba jego pierwsza dobra rola), ponieważ pragnąłby pracować w domu, ograniczając tym samym przymus wychodzenia na zewnątrz. W trakcie nerwowego przeciskania się przez tańczące w rytm płynącej ze słuchawek muzyki, zagapione w lśniące białym blaskiem tablety tłumy Qohen poznaje Bainsley ? odzianą w pstrokate barwy blondynę o zwariowanym usposobieniu, ta zaś żywo interesuje się naszym bohaterem, on jednak nie zważa na to, bo następnego dnia uderza w niego wiadomość ? otrzymał nowy projekt.

We are alone, but not lonely
Owym projektem jest tytułowa ?Zero Theorem? (bądź jak chce polski wydawca ? ?Teoria wszystkiego?), czyli Teoria, według której Zero musi być równe stu procentom, czyli w języku ludzi ?Wszystko równa się niczemu?. Wielu przed nim próbowało, lecz Qohen jest wyjątkowy ? wkrótce w jego domu pojawiają się kompletnie obce osoby, gotowe pomóc mu w tym przedsięwzięciu. Jedną z nich jest wspomniana Bainsley, zabierająca Qohena w odległy raj wirtualnej rzeczywistości, gwarantując tym samym udany relaks, Bob z kolei to 15-letni komputerowy geniusz, będący pod protekcją dwóch odpychających klonów, dzięki kilkudniowym pobycie wraz z Qohenem pomiędzy młodym indywidualistą, a starym indywidualistą pojawia się zaskakująca więź, pełna zrozumienia i tęsknoty za czymś nieuchwytnym, czymś, co moglibyśmy nazwać? życiem. Z czasem okazuje się, że Teoria, nad którą Qohen pracuje nie ulega zmianie ? to on ulega zmianie.

Another day?
Aby w pełni zrozumieć sens tego filmu (czego obecnie znamienita część widzów nie potrafi, niestety) musimy znać sposób, w jaki Gilliam tworzy swe filmy ? emerytowany Python wykształcił bowiem własny, kompletnie niepowtarzalny styl, polegający na dekonstrukcji powierzchownych cech naszej kultury, by ukazać nam tkwiącą za powierzchnią fałszu prawdę, czasem piękną, czasem straszną*. Cóż takiego w człowieku zagnieżdża się najłatwiej? Odpowiedź jest prosta ? baśnie, a więc przekształcając tą swoistą nierzeczywistość (np. w ?Przygodach Barona Munchausena?) Gilliam pokazuje nam fakty, których nie widzimy, jak chociażby świadomość, że Baron Munchausen to stary człowiek, który nie może doczekać się śmierci. Hollywood szkodziło reżyserowi na wiele sposobów, nie dziwota więc, że jego filmy z czasem zaczęły nasiąkać depresją ? i tu zaczyna się nasza podróż w głąb ?Teorii wszystkiego?.

Another day.
?Brazil? ukazało nam koszmar biurokracji, ?The Zero Theorem? podąża podobną ścieżką, ukazując nam świat, gdzie każdy człowiek jest narzędziem. Absolutnie każdy ? stopniowe uświadomienie sobie tej informacji należy do jednego z najpotężniejszych uczuć, z jakimi się spotkałem w kinie. Świadomość nadchodzącej beznadziei nowoczesności przytłacza nas od pierwszych chwil, gdy Qohen niepewnie otwiera potężne wrota na zewnątrz, wpuszczając ferię neonowych barw kontrastującą z zadymionym, szarym niebem, głośny huk i nieustanny jazgot reklam, podążających za przechodniem. Każdy człowiek ma w uszach słuchawki, a wzrok niemal nieustannie pozostaje wlepiony w tablet/smartfon. Moda charakteryzuje się śmieciowym układem, rażącym w oczy kiczem i prawdziwym koszmarem tradycjonalnego stylisty. Czy to realne wyobrażenie? A może to po prostu nasz bohater osłonił się tak wieloma barierami przed światem zewnętrznym, że my widzimy wraz z nim wyłącznie tępotę i brak gustu? Tego nie wiemy.

We don?t have anything to hide
Nie zdążyłem jeszcze wspomnieć o wielu inspiracjach z kanonu literatury ? na pierwszych trzech miejscach plasują się ?Biblia?, ?Rok 1984?(znów!) oraz ?Tako rzecze Zaratustra?. Pierwsza z tych ksiąg objawia nam się przede wszystkim w imionach bohaterów (choćby ?Qohen? oznacza ?Koheleta?), powtarzającym się symbolem Omegi i motywem telefonu, a więc i wiary. Jako równowagę do dzieła religii chrześcijańskiej Gilliam wybrał podglądy Nietzschego, świadczące o śmierci Boga i sensie istnienia, to dzięki temu filozofowi w filmie dominuje pytanie ? What?s the point of anything??. Z kolei arcydzieło Orwella odnajduje swoje odbicie w ogólnym wizerunku władzy nowoczesnej antyutopii. Gilliam umieścił kamery w niemal każdym zakątku, dając nam co jakiś czas smak tego, co widział tamtejszy Zarząd. Jego interpretacja inwigilacji Wielkiego Brata nie tylko zachwyca, lecz również przeraża ? najbardziej przejmującym obrazem w całym filmie, jest krzyż w katedrze, na którym wisi ciało Jezusa z odłupaną głową, na miejscu której dumnie tkwi kamera z czerwonym światełkiem.

Enough is Never Enough
Choć ?Teoria wszystkiego? miała nadzwyczaj mały budżet, to Gilliamowi udało się wykreować minimalistyczne arcydzieło, będące idealnym przeciwieństwem wszelkich dzisiejszych blockbusterów, rażących w oczy nadmiarem CGI i pędzącą (bo też nadzwyczaj pustą) akcją. Nie oznacza to, że film jest powolny, co to, to nie ? akcja wciąż się zmienia, tak jak i jej podstawowe koncepty. Właśnie ten element padł pod naporem krytyki, bowiem według oceniających ?scenariusz jest dziurawy, bo wiele pytań nie znajduje odpowiedzi? i tak też jest w istocie. Dlaczego nie możemy tego uznać za wadę? Ponieważ to efekt zamierzony ? film Gilliama traktuje o człowieku, który zajmuje się rozwiązywaniem problemów, co doskonale wychodzi mu na ekranie komputera, gdy zaś musi się z nimi zmierzyć w prawdziwym życiu ? pozostają nietknięte, powoli zanikają, choć nigdy do końca. Gilliam krzyczy nam w twarz, że technologia nas zniewala i zabiera nam człowieczeństwo. Ile czasu spędzam przy komputerze, gdy nie idę do pracy? Czym bym się zajął, gdybym nie miał internetu? Dostajemy pytania, ale odpowiedzi nie ma. I nie będzie, bo każdy musi je sobie stworzyć. Bierność nas zabija, pójście na łatwiznę nie przyspiesza, lecz wykrzywia charakter, czas ucieka, człowieczeństwo ginie, kreatywność pozostaje ratunkiem. Dominujący konsumpcjonizm, narastająca inwigilacja, potęga korporacji ? to wszystko zabiera nam wolność, a gdy wreszcie zdarzy się, że ktoś przejrzy na oczy ? odkryje swą prawdziwą ?wolność?.

Nothing adds up.
Najnowszy film Terry?ego Gilliama to majstersztyk nie tylko fabularny, lecz również techniczny. Kreacja świata zdobywa nasze uznanie poprzez częste zderzenia dwóch różnych styli, tworząc tym samym niespotykane nigdzie indziej obrazy ? jak na przykład blady człowiek w czerwonym stroju błazna, stojący pośród elektroniki wewnątrz bogato zdobionego kościoła. Warto uchwycić inspirację kulturą japońską. Do głosu dochodzi również jeden z najpotężniejszych elementów naszego nowoczesnego życia ? pornografia, stonowana przecudownym głosem piosenkarki Karen Souzy, której cover utworu ?Creep? wywołał we mnie zniewalającą falę ciepła, choć przecież największy zachwyt wywołuje u mnie Dio? - doskonałość, podobnie jak cała ścieżka dźwiękowa. Wstyd nie wspomnieć o świetnej obsadzie ? pod tym względem dominuje przede wszystkim nadzwyczajny Christoph Waltz (?Django?, ?Bękarty Wojny?), tworzący jedną z najbardziej przejmujących kreacji w kinie ? ogolony na łyso, blady i zmęczony. Całkiem nieźle radzi też sobie przeurocza Melanie Thierry (Babylon A.D.), której urodę określić mógłbym mianem ?młodej Umy Thruman?. Świetnie sobie radzi zarówno w roli seksbomby, jak i złamanej, zmarnowanej dziewczyny. Wspaniałą kreację zaliczyli również David Thewils ( Lupin z filmowych przygód Harry?ego Pottera), Lucas Hedges (wielki talent, jak na kogoś tak młodego) i Tilda Swinton (?Tajne przez Poufne?, ?Constantine?), cieszy również krótki występ brodatego Petera Stormare?a (?Tańcząc w ciemnościach?, ?Fargo?).

I wish I was special
So very special
But I?m a Creep
Arcydzieło, czy też nie? Z pewnością odpowiadam ? Arcydzieło! Będę się tego trzymał do końca, tak silny jest czar produkcji Gilliama. Nazwijcie mnie fanbojem, zaślepionym idiotą, głupcem i ślepcem, lecz oto pojawił się film, który mówi Prawdę, a Prawdę ciężko przeboleć, ciężko zaakceptować, ciężko zrozumieć. ?Brazil? mówiło i wciąż mówi Prawdę ? czy jeżeli zapytasz kogoś na ulicy, czy kojarzy ?Brazil?, to otrzymasz odpowiedź potwierdzającą? Nie? A spróbuj tego samego z ?Rambo?, ?Szklaną pułapką?, ?Gwiezdnymi wojnami?? Nasza kultura jest kłamliwa, a my sami często nie chcemy znać prawdy. Kreatywność naszym wybawieniem, technologia zniszczeniem. Osobiście spędziłem po tym filmie nieprzespaną noc, następnego ranka rzuciłem pracę w magazynie.
Zwiastun
Piosenka
*- Owa koncepcja należy wyłącznie do mnie ? nie mam w zwyczaju kopiować czyichś wywodów recenzenckich. Jeżeli uważacie, że nie mam absolutnie żadnych predyspozycji do snucia poważnych teorii ? macie kompletną rację.
4 Comments
Recommended Comments