Moje opowiadania #2
To opowiadanie nie ma nic wspólnego z Nową Nadzieją. Do niej jeszcze wrócę, ale naszedł mnie pomysł na to:
- 4, jak z łącznością?
- Brak, ciągle łączę
- Cholera... - sierżant ściągnął hełm - Jeszcze 5 minut temu była
- Panie sierżancie, zawracamy?
- Nie, 3, jeszcze nie - sierżant wyciągnął termowizyjną lornetkę i przejrzał teren przed sobą - Musimy dotrzeć do tamtego wzgórza - wskazał palcem leżące nieco dalej wzniesienie - 8, w ile tam dojdziemy?
- Zakładając średnią prędkość marszu, to w około 40 minut
- Cholera, za 2 godziny zapada zmrok. 6, ilu zmieści się do transportera?
- Z pełnym wyposażeniem to 4, a z minimum to 6
- Dobra, robimy to w ten sposób. 2, 3, 8 i 9 jedziecie ze mną transporterem . Bierzemy minimum wyposażenia. Pozostali zostajecie tutaj i cały czas macie odpalone flary. Robi się już szaro, a nie chcemy was zgubić. Jeżeli nie będzie nas za godzinę, to wracajcie w teren, gdzie będzie łączność i wzywacie wsparcie. Żadnych działań na własną rękę. Zrozumiano?
- Tak jest, panie sierżancie!
***
- Lokalizator zamontowany, możemy ruszać.
- Zrozumiałem. 2 i 3 do wozu - sierżant przejrzał okolice lornetką termowizyjną - Żadnego ruchu, możemy ruszać.
Na zewnątrz zapanowała szarość. Na niebie można było już zauważyć Terradian. "Po co my w ogóle pakujemy się na te przeklętą Gretię?" pomyślał sierżant. "Jesteśmy już dziesiątą misją, żadnej nie udało się wrócić, a nawet nie wyjaśniono, co się stało z poprzednimi".
- Panie sierżancie, za chwilę będziemy przy flarach - przerwał mu rozmyślania jeden z podwładnych
- Przyjąłem
Transporter zaczął powoli wtaczać się na wzniesienie, na którym była zapalona flara. Zatrzymał się w samym środku dawanego przez nią blasku i wówczas jako pierwszy wysiadł sierżant. Rozejrzał się po okolicy i spytał się:
- Gdzie oni, do cholery, są?
Miejsce, w którym poprzednio była cała jego drużyna było puste.
- 6, ile minęło od naszego wyjazdu?
- Dokładnie 35 minut i 23 sekundy, panie sierżancie
- 2, 3 szykować broń - zdjął swój karabin z pleców - 8, do karabinu maszynowego na dachu pojazdu. 6, pozostań w pojeździe, silnik odpalony, pełna gotowość do natychmiastowego odjazdu. 9, do mnie. Przeszukujemy we dwóch to miejsce. Pozostali - pełna gotowość bojowa, osłaniać nas
- Przyjąłem
Sierżant schował karabin i wyjął pistolet. Sprawdził, czy ma pełen magazynek i ruszył na miejsce, gdzie poprzednio stał ich ekwipunek wyjęty z transportera. Teraz była tam tylko jedna, praktycznie pusta torba. Zawierała wyłącznie trochę rozsypanych naboi do strzelby.
- Panie sierżancie, znalazłem coś - odezwał się 9, stojący po drugiej stronie transportera
- Już idę - sierżant wziął torbę i wrzucił ją do transportera - Co tam masz?
- Znalazłem krew
Na ziemi, tuż obok jednej z wyższych skał była średniej wielkości kałuża krwi. Obok niej leżało kilka łusek. Sierżant podniósł je i obejrzał. Były one od pistoletu, który każdy z drużyny posiadał.
- Co tu się, do cholery, działo? Dlaczego są tu łuski od pistoletu, a nie od karabinu? Byli przecież na wzniesieniu, musieliby zauważyć, że ktoś idzie. Jak mogli coś albo kogoś podpuścić tak blisko? Pierwsza zasada: jeżeli nie wiesz kto to jest to strzelaj
- Panie sierżancie znalazłem cel na podczerwieni, północ, pół kilometra stąd , pół kilometra stąd - przerwał mu monolog 6.
Sierżant wyjął lornetkę termowizyjną. Rzeczywiście, coś podążało w ich kierunku. Przybliżył i zobaczył, że jest to człowiek ubrany w strój bojowy Piechoty Ekspedycyjnej. Przeniósł wzrok na naszywkę na lewym ramieniu. Były tam trzy przecinające się kółka, a pod nimi liczba 11.
- To nasz. 11 - sierżant schował pistolet do kabury na pasie - Idzie z północy, więc pewnie po prostu reszta wróciła się na teren, gdzie była łączność. Ale po cholerę oni tam szli... 6, daj flarę i reflektory w kierunku północnym. Niech wie, że tu jesteśmy.
11 był coraz bliżej. Miał pochyloną w dół głowę, a na rękach trzymał karabin. Gdy był oddalony o 50 metrów, sierżant krzyknął do niego:
- 11, na jaką cholerę wy szliście na północ?
Nie otrzymał odpowiedzi. Żołnierz stanął tuż przed sierżantem, ale ciągle nie podnosił głowy.
- 11, dobrze się czujesz? - sierżant położył rękę na jego ramieniu.
Żołnierz zaczął powoli podnosić głowę. Gdy sierżant zobaczył kły wystające z ust 11, cofnął się dwa kroki, zaczął wyciągać pistolet z kabury i zdążył powiedzieć:
- Co to, do chole...
W tym momencie 11 rzucił się na niego, przewrócił go, wytrącił mu pistolet z ręki i przegryzł mu gardło.
***
Jestem w trakcie pisania ciągu dalszego. Zachęcam ponownie do dawania opinii. Dziękuje również za te mniej pozytywne pod Nową Nadzieją. Zastosuje się do nich.
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze