Skocz do zawartości

Fanboj i Życie

  • wpisy
    331
  • komentarzy
    500
  • wyświetleń
    138724

Kwartał od premiery mojej książki


muszonik

923 wyświetleń

Niedawno minął kwartał od wydania mojej książki (a dokładniej: od wysłania jej do Empików, co dla mnie jest kluczową cezurą). Świat stoi. Życie nie zginęło. Gambit Mocy jest w księgarniach.

Sprzedaż:

Pierwszy miesiąc od wydania książki był dla mnie stresujący. Powieść otrzymało kilku moich znajomych, głównie testerów innych projektów (ShanShan daj znak, czy żyjesz! Mam książkę dla ciebie!), pewną, bliżej mi nieznaną ilość egzemplarzy rozdał też wydawca w celach promocyjnych. Tak więc mogłem spodziewać się fali krytyki. Najpierw jednak należało czekać, aż ludzie Gambit przeczytają.

Prawdę mówiąc cierpliwość nie jest moją mocną stroną więc w zasadzie każdy dzień zaczynałem od wpisania w Google ?Gambit Mocy? żeby sprawdzić, czy już się jakieś recenzje się pojawiły. Pomijając pojedyncze opinie na sklepach trzeba było na to czekać prawie miesiąc. Tak naprawdę jednak uspokoiłem się jednak, gdy wyczerpał się zapas książek u kilku dostawców (dostawca to jest taka firma, która dostarcza książki do księgarń). Niestety nie u wszystkich, jednak przez chwilę Gambitu (jeśli nie liczyć niedobitków leżących w sklepach fizycznych) zabrakło w 5 czy 6 dużych sieciach.

Uznałem to za dobry omen i stres mnie opuścił.

Niestety nie znam konkretnych liczb. Wynika to niestety ze sposobu w jaki dostawcy i pojedyncze sklepy rozliczają się z wydawcami (tzn. każdy po swojemu i w swoim czasie), więc na dzień dzisiejszy nic ciekawego powiedzieć nie potrafię. Co więcej: nawet gdyby się dało takie dane zdobyć ujawnienie ich mogłyby okazać się szkodliwe bowiem mogłoby utrudnić wydawcy negocjacje ze sprzedawcami.

Wydanie elektroniczne:

Wydanie elektroniczne tzn. w formie ebooka pojawiło się w necie gdzieś pod koniec marca. Niestety nie wiem dokładnie kiedy (ja napisałem książkę, jej promocją i sprzedażą zajmuje się Wydawnictwo). Fakt ten odkryłem przypadkiem nadziewając się na ebook w Google. Pierwsze egzemplarze dostępne były chyba na Legimi, następnie wchodząc na inne serwisy i księgarnie.

W tej chwili Gambit Mocy dostępny jest w trzech formatach: PDF, Mobi i Epub.

Niestety ponownie nie wiem, jak idzie sprzedaż, choć prawdę mówiąc to budzi moją największą ciekawość (zwłaszcza w kontekście tej mojej twórczości kucharskiej, która wydawana była wyłącznie w wersji elektronicznej).

Przebicie się:

Jak się okazało wydanie książki wiąże się z szeregiem problemów, o których wcześniej nie miałem pojęcia. Jednym z głównych okazało się przebicie się do wszelkiego rodzaju mediów.

Poważnym problemem okazał się fakt, że jestem debiutantem i to moja pierwsza powieść. Fakt, że debiutancką powieścią nie zarabia się milionów (jeśli oczywiście nie idzie za tobą bardzo silna machina marketingowa, wpływowy promotor, nie ma się kolosalnego szczęścia, albo podkładki w postaci kilkunastu, późniejszych powieści) jest w zasadzie już mądrością ludową. Jak się okazuje po nieznanych autorów niechętnie sięgają nie tylko czytelnicy, ale też i recenzenci.

Niestety przy obecnym układzie większość recenzentów, czy to na serwisach, czy blogach czy w profesjonalnych mediach (tak przynajmniej było w tej gazecie, w której ja pracowałem) nadsyłane książki traktuje jako sposób uzupełnienia swojej prywatnej kolekcji, w pierwszej kolejności recenzując ulubionych lub modnych autorów (sam też tak robiłem). Prawdopodobnie nie bez wpływu na ilość recenzji był też fakt, że Gambit Mocy został wydany takim okresie roku, który zaczyna się od sesji ezgaminacyjnej, a kończy maturą.

Zaletą sytuacji jest fakt, że przynajmniej części recenzentów książka podobała się bardzo, tak więc następna powieść, jaką wydam powinna mieć łatwiej. Raz, że będzie ją zwyczajnie łatwiej promować, dwa, że ludzie, którzy podawali jej różne 9 na 10, 6 na 6 czy inne 10 na 10 zapewne ucieszą się dostając kolejne dzieło.

Wywiad:

Efektem pracy Wydawcy był między innymi Wywiad Ze Mną przeprowadzony przez serwis Zbrodnia W Bibliotece. Udzielanie wywiadu okazało bardzo interesującym doświadczeniem, tym bardziej, że do tej pory zdarzało mi się tylko trzymać mikrofon. Fajnie było się dowiedzieć, jak to jest po drugiej stronie.

Jako, że bycie po drugiej stronie okazało się przyjemne to powiem tak: jak ktoś by miał ochotę przeprowadzić wywiad z Panem Debiutantem to niech wali na privy. Jestem do dyspozycji.

Recenzje:

Obecnie w necie znajduje się (zależnie od przyjętej metodologii) 6 do 13 recenzji Gambitu Mocy. Część z tych tekstów daje się nazwać recenzjami tylko dlatego, że tak określili je ich autorzy. Niektóre z pozostałych publikowane są natomiast w kilku kopiach, na różnych serwisach. Rozpiętość ocen jest dość duża, ale tym, co mnie cieszy jest fakt, że wszystkie są pozytywne (choć oczywiście są recenzje pozytywne i pozytywniejsze).

Chyba najsurowiej (ale czego spodziewać się po recenzencie, który dał 2 na 10 Martinowi?) potraktował mnie Fenrir w tekście opublikowanym na Fantasta.pl oraz jego prywatnym blogu Zaginiony Almanach. Tekst w zasadzie jest wyliczeniem mniejszych lub większych niedociągnięć jakie popełniłem. Prawdę mówiąc czytanie go sprawiało mi trudności i nie było przyjemne. Miałem wrażenie, jakbym wrócił do szkoły, napisał klasówkę i właśnie odebrał od nauczycielki pokreśloną na czerwono kartkę z oceną, której (no cóż) właściwie się spodziewałem. Fenrir zakończył swoją recenzję słowami:

Niezależnie od oczekiwań jednak trzeba przyznać, że "Gambit mocy" to zaskakująco strawna, choć niepozbawiona wad powieść. Zamiłowanie autora do nużących, zbyt długich dygresji i często takiego sobie humoru to najpoważniejsze wady książki ? ale z drugiej strony nie są one też czymś, co w ogóle eliminuje przyjemność płynącą z lektury. Tak więc debiut określić można mianem ?średni? ? bo nie jest wybitny, ale i też nie zły. Jeśli autor zdoła wyeliminować problemy ?wczesnopisarskie?, to kolejna jego powieść może być całkiem interesującym dziełem.

Czyli w zasadzie dość pozytywnie, zwłaszcza, że wystawił ocenę 6+ na 10.

Jeśli chodzi o Krakonmana to jego nastrój najlepiej oddać można jako zdziwienie. Napisana przez niego mini-recenzja daje się streścić do ?spodziewałem się shitu, a dostałem powieść fantasy?. Pozwolę sobie zacytować ją w całości, bowiem jest dość zwięzła.

No, przyznam się, że spodziewałem się czegoś znacznie gorszego. Po tę książkę sięgnąłem tylko dlatego, że lubię sprawdzać, jakie dzieła tworzą polterowicze. I jest naprawdę dobrze, i to w momencie, gdy stwierdziłem, że ciężko pokazać mi coś ciekawego w fantasy. Uwagę zwraca styl autora: może nie jest górnolotny, ale widać swobodę posługiwania się słowem. Nijak nie przeszkadza też używanie współczesnego języka w quasi-średniowiecznym świecie. Bardzo dobrze autor poradził sobie z humorem, który wyraźnie zaznacza swoją obecność (choćby w przerysowanych postaciach), ale nie jest zbyt nachalny. Fabuła może i głowy nie urywa, ale jest przyzwoita i pozwala bohaterom błyszczeć na ekranie: jest wygnana księżniczka i jej knująca siostra, mamy konflikt następczyni tronu z kapłanami i przezabawne czarne charaktery. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłoby to wprowadzanie kompletnie niepotrzebnych lub mało potrzebnych postaci drugoplanowych, brak podziału powieści na rozdziały (no dobra, są "gwiazdki"). Przeczytałem w zasadzie w dwa dni (ostatnie sześćdziesiąt stron musiałem odłożyć na nieco później w związku z obowiązkami świątecznymi).

Pani Kyou z bloga Papierowe Miasta oraz Sztukatera nie miała już jednak takich obiekcji, a napisana przez nią recenzja była co najmniej pochwalna.

Zacznijmy od tego, że jest to najlepsza książka z polskiej fantastyki, jaką czytałam w życiu. Padam na kolana przed autorem i błagam o następne pozycje. Świat, który stworzył Piotr Muszyński wciągnął mnie i do tej pory nie chce wypuścić. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co jest w nim takiego wyjątkowego, a jednak starałam się tak bardzo przedłużyć czytanie tej książki, by jak najdłużej towarzyszyć bohaterom. (?)

Czytanie książki zajęło mi bardzo dużo czasu. W pewnym momencie musiałam przestać, by przeczytać Zbrodnię i karę (Nie zrażajcie się! To świetna lektura!) i byłam zrozpaczona. Bardzo chciałam wrócić do Dorianu i czytać dalej. Wszystko dzięki stylowi autora. Rzadko spotyka się taki talent literacki. Idealny pomysł to połowa sukcesu. Sposób napisania książki to kolejna połowa. Całe szczęście autor umiał połączyć te dwie kwestie i stworzył historię, która urzekła mnie niesamowicie mocno. (?)

I kończy:

Myśl, że mogłabym żyć nieświadoma istnienia takiej perełki wręcz boli. Jeśli wahacie się choć troszkę, czy macie ochotę na tą książkę, to przestańcie. Na pewno nie będziecie żałować, a ja jeszcze nie raz wrócę do tej pozycji.

A następnie wystawia oceny 10 na 10 na swoim blogu i 6 na 6 na Sztukaterze.

W momencie, gdy ujrzałem recenzję na Fahrenheicie, prawdopodobnie najbardziej szanowanym i utytułowanym z moich dotychczasowych krytyków serce mi stanęło. O redakcję Fahrenheita ocierała się bowiem pewna osoba ?bardzo zasłużona? (negatywnie) dla Tanuki.pl i mój arcywróg jednocześnie. W prawdzie znając ową osobę powinienem załodze Fahrenheita współczuć po chrześcijańsku, jednak gdy dotarło do mnie, że recenzja jest pozytywna poczułem się, jakbym zdobył twierdzę wroga.

W fantastyce bardzo często polityka idzie w parze z magią. Dworskie intrygi, próby zachwiania równowagi mocy, zburzenie wypracowanego status quo, wojna? To one stanowią esencję powieści fantasy. A jeśli do tego wszystkiego dodamy piękną, mądrą i uroczą główną bohaterkę.

O głównej bohaterce ?Gambitu mocy? można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest urocza. Samia, księżniczka skrzydlatych z Silensil, wcale nie jest słodką skrzywdzoną panną ? jest egoistyczna, para się mroczną magią, uwielbia spiski i nikomu nie da o sobie zapomnieć. (?)

Nie wszystko w książce pani Magdalenie Stawiak (bo tak nazywa się autorka tekstu) się podoba. Narzeka między innymi na styl oraz rodzaj poczucia humoru, które jej zdaniem w zbyt dużej dawce jest nużące, uważa też, że książkę można byłoby skrócić o jakieś 100 stron, za to dodać mapę. Z dwoma ostatnimi zarzutami się zgodzę, choć z moimi talentami mapę trudno byłoby mi narysować. Wersja rękopisowa Gambitu Mocy zawierała inne udogodnienie, to jest leksykon postaci, miejsc i użytych terminów. Ten nie wszedł do ostatecznej wersji książki z prostego powodu: i tak jest ona już monstrualna.

Niemniej jednak ostatecznie recenzentce powieść chyba się podobała, pisze bowiem:

Mimo wszystko powieść Piotra Muszyńskiego jest zaskakująco dobra. Pomijając drobne potknięcia i kilku dłużyzn, książkę czytało mi się świetnie. Zawiła intryga i soczyste postacie z nawiązką rekompensują wymienione przeze mnie niedociągnięcia. Miłośnicy intryg i wszelkiej maści fantastycznych stworzeń na pewno nie będą zawiedzeni lekturą, bo takiego rozmachu i podobnie skonstruowanych zawiłości fabularnych w polskiej literaturze nie spotyka się zbyt często.

12 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Właśnie, jak wydałeś? Bo od jakiegoś czasu dojrzewa we mnie ochota, żeby napisać porządną powieść w klimatach szeroko rozumianego urban fantasy, a odrobina wiedzy "od wewnątrz" zawsze się przyda.

Link do komentarza

Przepraszam, że kazałem wam długo czekać, ale niestety wymyśliłem, że skoro mam urlop, to pojadę gdzieś z niego skorzystać.

Jak wydałem? Kiedy miałem już skończoną powieść zrobiłem sobie listę wydawców i zwyczajnie wysłałem, razem z krótkim CV i streszczeniem fabuły każdemu, kto wydawał w miarę podobne powieści.

Brzmi to łatwo, jednak, tak jak z ofertami pracy "wysłałem 100+ CV" jest raczej norną niż wyjątkiem. Tak więc:

- większość dużych wydawnictw jest zasypana ofertami debiutantów. Normą jest, że recenzenci (osoby oceniające książki pod kontem możliwości wydania) mają kolejki na 5 lat do przodu.

- jeśli otrzymuje się jakąś odpowiedź, to najczęściej jest to odpowiedź odmowna, typu "W obecnej sytuacji rynkowe nasze wydawnictwo wstrzymało poszukiwania debiutantów, przepraszamy za kłopot". W słowach tych jest nawiasem mówiac sporo prawdy. Samo wsadzenie ksiązki do sieci Empik kosztuje zupełnie chore pieniądze.

- istnieją wydawcy, którzy żerują na frajerach, pobierając opłaty za "wydanie" książki. Taka książka (jeśli pomijając symboliczne ilości wysłane do autora oraz do nielicznych dystrybutorów) zwykle z automatu trafia na skup makulatury i nawet nie ogląda księgarń.

Innymi słowy: ciężko jest.

  • Upvote 1
Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...