Ostatnimi czasy postanowiłem powrócić do produkcji telewizyjnych, które było mi dane oglądać dzieckiem będąc. Uściślając, nie byłem oczywiście w stanie zobaczyć wszystkich odcinków takich "Pokemonów", za to już przez "Digimony" przebrnąłem z wysoko uniesioną głową i nadzieją, która wspierała grupkę dzieciaków w obronie cyfrowego świata. Zestawienie nie zawiera wszystkich produkcji jakimi się rozkoszowałem, a jedynie moje ulubione. Sami rozumiecie lata 90 zaspamiły dziecięcą wyobraźnie do granic możliwości. Kolejność pozbawiona wszelkiej chronologii.
"Pokémon"
Hype i marketing, który wspierał te produkcje po dzień dzisiejszy był/jest ogromny. Ja i tak najlepiej wspominam okres pierwszych tazosów i grania "na zachę" na szkolnym korytarzu. Miniaturowe Las Vegas, było naszym własnym odpowiednikiem areny z Kanto. Co do serialu, patrząc przez pryzmat wspomnień raczej zrozumiałem w czym tkwił jego fenomen. W mnogości ulubionych stworków. Każdy dzieciak miał swojego faworyta i wchodził w dywagacje na temat jego zalet, wad czy atrybutów.
Główny bohater był miałki, bez wyrazu, a jego ambicja niekiedy zamiast wzbudzać respekt jedynie żenowała. Odcinki przez, które musiałem przebrnąć było ciężko wybrać. Głównie z uwagi na ich schematyczność i powtarzalność. "Indigo League", seria dotycząca zmagań w Kanto zaoferowała mi ciekawe walki w finałowej lidze, gdzie po raz pierwszy było mi żal Asha. Pamiętne starcie, gdy Charizard kapituluje z własnego widzi mi się. Później nastał czas "Wysp Pomarańczowych", zmiany w obsadzie (wyleciał Brock), a cała liga wiała nudą. Najbardziej nie mogłem się doczekać Johto, które zaoferowało innowacje w postaci nowych stworków, do moich ulubieńców wlicza się Totodile i powrót Brocka. "Master Quest" delikatnie poprawiło animację i było smutną drogą powrotną do Alabastii, sugerującą nam wyraźne rozstanie naszych głównych bohaterów i chyba dlatego te końcowe odcinki zapadły mi w pamięć, gdyż ostatni raz widziałem pamiętne trio. Najbardziej ciekawym i dziwnym doznaniem powrotu w świat pokemon było to, że polubiłem Garego, którym gardziłem za dzieciaka. Co do kolejny serii? Krótko mówiąc: NIE.
"Beyblade"
Zdecydowanie jedno z moich najmilej wspominanych anime z dzieciństwa, oczywiście na pohybel drugiemu sezonowi "V-Force" i jakiemuś tam obecnemu. Ta bajka, zanim nastąpi "YYY?!!!! NAZWAŁ ANIME BAJKOOOM!" sądzę, że jest to określenie w sam raz gdyż była to zamerykanizowana produkcja, która miała trafić na szerszą skale dystrybucji powtarzając sukces "Pokemonów", oczywiście to musiało się udać. Wirujące dyski z mrocznymi, tajemniczymi bestiami, dynamiczna animacja, świetna muzyka, zróżnicowanie ciekawych postaci i ich taktyk. To było genialne! Od początku do końca trzymaliśmy kciuki za Tysona, Ray, Maxa i mojego ulubieńca Kaia. Co ciekawe dobry upload wszystkich odcinków można znaleźć na jutube. Plus nie zabrakło zabawkowych odpowiedników dysków, wyrzutni, aren czy spinnerów w czipsach.
"Yu-Gi-Oh!"
Żadna "Magicka" czy "Duel Master" to "Yu-Gi-Oh!" była moją pierwszą karcianką w jaką grałem. Mimo, że z pozoru zasady skomplikowane, gdzie znajomość-pamięciowa trap card była konieczna, a niezbyt dopracowane schematy i działania stworów mogły spowodować nieścisłości w turze to i tak wszystko sprowadzało się do anime i konkluzji "Tak było w bajce!", która rozwiązywała każdy dziecięcy spór. Co do serialu było to coś nowego, dojrzalszego. Ta lekka, mroczna kreska, fabuła o drugim podłożu i główny bohater z rozdwojeniem jaźni. To wszystko takie inne, takie dobre. Szkoda, że polsat wstrzymał transmisję w środku nowej serii i wykupić dalszych epizodów nie raczył. Teraz już wiem co było dalej, wtedy wyrwa w życiu pozostała.
"Dragon Ball Z"
Moja przygoda z Songo zaczęła się dość chronologicznie, a to dość dziwne zważywszy na fakt jak rozbieżna była transmisja wszystkich serii na RTL7. Oczywiście największy rozmach miała Zetka, gdzie walki z coraz to bardziej niebezpiecznymi wrogami przysparzały coraz to większych emocji. Pomijając fakt, że RTL7 serwowało nam wersję francuską z lektorem, co było dość kuriozalnym posunięciem, jednak komu to przeszkadzało? To było jak owoc zakazany, brutalne walki, rozwijający się bohaterowie, czyhająca śmierć na każdym kroku, która nie jest taka straszna jak masz Smocze Kule, a przede wszystkim budzący strach wrogowie. Najpiękniejsze wspomnienie z DBZ? Wyganianie rodziców z przed odbiornika bo mieli czelność oglądać jakąś głupią "panoramę" i zamiana Son Gohana w SSj2 z genialną muzyką w tle. I te karty w chio takie super! Sklepik szkolny oblężony. Polecam okrojoną wersję "KAI", bez cenzury.
"Digimon"
Anime okrzyknięte przez nic nieznaczących ignorantów (Co oni tam wiedzą!) podróbką "pokemonów". Prawda jest taka, że fabularnie to ta seria była lepsza. Mieliśmy tutaj większą liczbę bohaterów o dość typowych cechach. W czym tkwi szczegół? Łatwość utożsamiania się. Interakcja między narysowanymi ludzikami była odwzorowana jak ta między dzieciakami w życiu. Popadali w konflikty, mieli różne zdania na dany temat, wspierali się. Różnorakie poglądy i bójki Taia z Mattem to jeden z moich ulubionych motywów. Również fakt, że tytułowe digimony potrafiły mówić dodał dodatkową możliwość rozwinięcia relacji między nimi a ich partnerami, nie ograniczając ich w ten sposób jedynie do użycia w starciach. Szkoda, że wersja z dubbingiem przepadła, a stała na dość dobrym poziomie. TV4 wznowiło transmisje jedynie w oryginalnej japońskiej wersji gdzie imiona postaci odbiegają od znanej nam foxkidsowej edycji. Co ciekawe wszyscy zachwalają nietransmitowany drugi sezon, który jest podobno o niebo lepszy od pierwszego. Może kiedyś się skuszę, aczkolwiek boję się, że zbytnio wyrosłem.
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze