Wobec wszechobecnych zachwytów nad najnowszą odsłoną serii Assassin's Creed*, postanowiłem napisać, dlaczego moim zdaniem ta gra nie jest warta godzin które przy niej spędziłem.
Problem pierwszy ? wskaźnik wykrycia
Co to w ogóle jest wskaźnik wykrycia? Jakby go odnieść do prawdziwego życia?
Myślę, że w naszym świecie, nazwalibyśmy to debilizmem. Ja mogę już przeboleć notoryczny brak zainteresowania zwłokami kolegów po fachu. Na ternie strzeżonej plantacji żołnierz zauważa człowieka, ten po chwili wbiega w krzaki, a strażnik to ignoruje.. Zdaje się, że tym którzy odznaczali się wyjątkowym brakiem rozumu, dawano posadę strzelców. Na ich oczach możesz zabić 3 osoby i ukryć się za bramą a on oleje to co widział chwile wcześniej i spokojnie wróci do swojej pracy. Co więcej możesz wybiec w jego stronę z bronią w ręku a on będzie stał i czekał, aż załaduje się pasek wykrycia. Jedak najgorsze jest to, że to samo tyczy się okrętów. Ja przy dobrej pogodzie widzę statki z odległości kilometrów, a za pomocą lunety mogę dokładnie określić ich ładunek, natomiast one zaczynają mnie zauważać, dopiero 20 metrów od ich burty. I to zaczynają bo jak zdążę odpłynąć na bezpieczną odległość to okaże się, ze nikt mnie nie widział. To ile czasu potrzeba żeby zauważyć statek?
Z drugiej strony, mamy przesadzony wskaźnik wykrycia podczas śledzenia. Taki powinien być w przypadku ochraniających ważne budynki strażników, a nie podczas rozmowy trzech rybaków. Nie wiem czym wyróżnia się Kenway spośród innych osób, ale wystarczy że kątem oka zostanie spostrzeżony, zaraz wszyscy przestają rozmawiać. Wystarczy jednak, że w panice podbiegnie do ławki lub wskoczy w krzaki (co nie jest dla nikogo podejrzane), wszystko wraca do normy.
Problem drugi, najgorszy ? brak logiki i fabuła
Rozumiem typowe braki logiki typu Edward i Adevale uwalniają się ze specjalnych kajdan do przewozu niewolników, że do wytworzenia trzymadełka na pistolet potrzebuję dwóch skór Humbaka, że w dymie może oddychać tylko ten kto rzucił granat (kiedy Kidd rzuca granat dymny, Edward się dusi). Irytujące ale zrozumiałe są momenty, w których czarni bohaterowie oszczędzają życie naszego kandydata na Assassyna i jest ich całkiem sporo. Ale oto mamy kapitana Edwarda Kenway'a, człowieka który dziesiątkował strażników plantacji tylko po to, żeby dobrać się do zgromadzonych tam towarów. Zatapiał okręty i wycinał w pień ich załogi, a 6 lat zajęło mu dojście do wniosku, że może jednak warto zabić ludzi którzy chcą jego głowy, wybili mu przyjaciół i są konkurentami w wyścigu o łup jego życia. Pomimo, że od Woodes'a który zamierzał zniszczyć ich utopijne Nassau i zakończyć piractwo w Karaibach tak jak zrobił to w Afryce dzieliły go tylko drzwi, za którymi znajdował się również zdrajca, i jego były przyjaciel, Edward nic z tym nie zrobił.
Fabuła w najnowszej części osiągnęła dno na którym spoczywają statki zatopione przez Edwarda. Jest nudna i do bólu schematyczna. Brak jakichkolwiek wyrazistych bohaterów. Postacie są sztuczne i papierowe. Dodatkowo historia rozerwana pomiędzy assassynów i piratów, nieskupiająca się na żadnej z nich, sprawia, że nie mamy nawet okazji poznać którąkolwiek z postaci lepiej. Co do wrogów, ich postacie są mniej ciekawe niż pachołków Haytham'a typu John Pitcairn. Fabuła ?współczesna? (na którą szczerze liczyłem) nie wnosi zupełnie nic do opowieści.
Przemyślenia
Pamięta ktoś to :
Przypomniało mi się to przy okazji, świątyni majów na wyspie Tulum. Gdybyśmy nie domyślili się jak ją rozwiązać Kidd już na samym początku powie nam co robić. Jeśli jednak i to przekracza nasze możliwości, wystarczy, że położymy zielony klocek na zielone pole itd.
Ok, niby w ostatnich latach tępo życia się zwiększyło i ludzie nie mieli by ochoty zmarnować 15 minut na zastanawianie się nad rozwiązaniem, ale czy na pewno? Czy na pewno to my kształtujemy rynek czy może jednak on kształtuje nas? Czy gry są tworzone żeby spełniać nasze pragnienia, czy po prostu zgodzimy się na to co dostaniemy, bo co możemy zrobić.
Rozumiem, że gry muszą być dla wszystkich, ale jeśli tępo marszu dostosowuje się do najwolniejszego, to cała kolumna się wlecze. Poza tym jeśli ludzie nie lubią logicznych zagwozdek, to jak wytłumaczyć fenomenalną popularność 2048?
Ubisoft
Ubisoft stosuje dziwną, ale logiczną strategię, że jeżeli coś sprawdziło się gdzieś to trzeba to ładować wszędzie. Były forty w Assassin's Creed 3, były posterunki w Far Cry 3, będą stacje kontrolne w Watch Dogs. Był crafting w FC 3, jest tutaj. Były punkty widokowe w Assassynach są wierze radiowe w FC 3. Ale wstawienie obłąkańczej misji rodem z Far Cry do Black Flag'a?
Tam były fajne, tutaj też wrzucimy. Wygląda jakby nie mieli wcale pomysłu na tę grę i zlepili fragmenty z innych gier w nadziei, że będzie działać.
Mimo wszystko...
Mimo wszystko to cały czas jest dobra gra. Co więcej zdarza się jej mieć świetne fragmenty (które nie mają nic wspólnego z misjami) jak np. walka między skałami kręgosłupa diabła z łowami piratów z trzeciego poziomu poszukiwań podczas największego sztormu jaki widziałem podczas całego czasu spędzonego nad tą grą, albo ucieczka przed przypadkowo spotkanym la Dama Negra.
Podsumowując
Moim zdaniem jest to najmniej przemyślana gra w jaką grałem w tym roku i najgorsza odsłona serii. Assassin's Creed obrał kurs którym od dawna już płynie Cal of Duty, i rozwinął pełne żagle.
_________________
*A może napisałem to, bo Watch Dogs się zbiża, a ja boję się, że będzie zrobiony w podobny sposób.
Dla przypomnienia AC IV miał drugie miejsce w rankigu gier roku, weług redaktorów CD-Action i według użytkowników tej strony też.
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze