Gajdzińskie Pamiętniki cz. 7 [18+]
Nieodłączną częścią japońskiej tradycji są matsuri czyli po prostu mniej lub bardziej lokalne festiwale, mające świętować dane wydarzenie (np. początek wiosny widoczny poprzez kwitnące wiśnie) czy chociażby oddać cześć lokalnym bóstwom. Dziś opowiem wam o jednym z najdziwniejszych czyli Kanamara festival w Kawasaki, zwanym także świętem stalowego penisa.
Na początek krótkie wyjaśnienie skąd wzięła się owa nazwa. Stara Japońska legenda opowiada o kobiecie, w której waginie zagnieździł się demon z niezwykle ostrymi kłami (fani dziwnych filmów pewnie przypominają sobie tytuł "Teeth"). Po pozbawieniu przyrodzenia dwóch mężów w noc poślubną, zrozpaczona kobieta udała się po pomoc do kowala. Ten przygotował stalowego penisa, którego demon złamać nie mógł - zamiast tego sam musiał uciec skąd przybył w poszukiwaniu sztucznej szczęki.
Dziś festiwal Kanamara to jedno z najsłynniejszych wydarzeń w Japonii. Oczywiście także wśród obcokrajowców. Muszę jednak przyznać, że byłem niezwykle zaskoczony ich ilością, która przybyła na miejsce. Jadąc metrem ze stacji pociągu, pierwszy raz w Japonii widziałem więcej gajdzinów niż Japończyków. Po przybyciu na miejsce (mimo że z grubsza wiedziałem czego się spodziewać) nie miałem już złudzeń dlaczego.
Po pierwsze, oczywiście z powodu oprawy. Jest to chyba jedyne święto w Japonii celebrujące organy płciowe, robiąc to w sposób bardzo rozrywkowy i przystępny dla obcokrajowców. Mamy więc ogromną paradę z wielką różową rzeźbą penisa na czele, kramy z gadżetami takimi jak świeczki, lizaki, wisiorki, a nawet czapki w wiadomym kształcie (oczywiście wszystko dość drogie - świeczka kosztowała dla przykładu 400Y a lizaki nawet po 700Y), czy rzeźby na dziedzińcu świątyni. Wszystko to powoduje, że nikt, kto tam zawita, nie zapomni tego widoku. Jest to po prostu kwintesencja wszystkich sprośnych (i zwykle wyolbrzymionych) informacji jakie docierają do nas na temat mieszkańców tego kraju.
Po drugie, pozwala ono spojrzeć na Japońskie społeczeństwo z zupełnie innej perspektywy. Dla mieszkańców kraju kwitnącej wiśni to bardzo radosne święto. Nie wstydzą się oni paradować z lizakami, czy pić piwa przy policji. Co ciekawe, jest to też chyba jedyne miejsce gdzie widziałem tylu transwestytów - część z nich nie była turystami, ale aktywnymi członkami organizacji festiwalu dzierżącymi odpowiedzialne zadania takie jak np. kierowanie ruchem na uliczkach którymi przechodził festiwal.
Po trzecie i ostatnie zaś, lecz nie mniej ważne - Japończycy których tam spotkałem byli naprawdę bardzo otwarci na ludzi innych narodowości. Chętnie robili sobie z nami zdjęcia, rozmawiali czy pozowali w najprzedziwniejszych pozach mając z tego niemałą przyjemność. Hitem była jednak przypadkowo spotkana Japonka (i to nie w wieku studenckim), która zaczęła najpierw rozmawiać ze mną o matsuri, później o muzyce rockowej (jak się okazało była na koncertach takich sław jak Iron Maiden czy Guns'n'Roses) by pół godziny później skończyć pijąc z nami piwo i umawiając się na kolejne spotkanie - tym razem już w Tokyo.
Jeśli więc kiedykolwiek będziecie wybierać się do Japonii - polecam końcówkę marca i początek kwietnia. W następnych zaś odcinkach opiszę wrażenia z Hanami oraz festiwalu japońskich bębnów czyli taiko.
- 10
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze