Skocz do zawartości

Pepperoni

  • wpisy
    37
  • komentarzy
    92
  • wyświetleń
    14853

Toxic Holocaust - koncert we Wrocławiu 15/03/2014


Pepperoni

620 wyświetleń

Dnia 15 marca tego roku nad Wrocławiem zapłonęło niebo, zatrzęsła się ziemia, a niewinni zadrżeli w głębi swych serc.

Bo owego dnia koncertował we Wrocławiu Toxic Holocaust.

Na ten dzień czekałem już od około stycznia, gdy dotarła do mnie informacja, iż Joel Grind z ekipą zawita do poczciwej stolicy Dolnego Śląska podczas tournee po Europie, które odbywali wraz z deathowym Exhumed.

Zaopatrzony w eleganckie bilety stawiłem się mężnie na koncert, mimo iż pogoda Wrocławia uniemożliwiała mi to jak tylko się dało (wiało okrutnie).

Wewnątrz Firleja z ukontentowaniem zauważyłem, iż tłumek był wyraźnie większy niż w ubiegłym roku na Marduku, który grał tuż przed Wigilią. Drobnym minusem było stoisko z koszulkami. Liczyłem na jakąś fajną koszulkę lub chociaż naszywkę, a tu? bieda. Szkoda, bo nawet na koncercie Morowych, na początku marca, którzy nie są tak znani, stoisko było o niebo bogatsze.

Na początek zagrały dwie rodzime kapelki, jako pierwsze pokazało się sympatyczne Witchrite. Według opisów to miał być thrash, ale na żywo brzmieli bardziej jak death, jednak wypadli całkiem, całkiem. Publika, choć wyrażała zadowolenie, raczej nie dopisywała, co nieco nie dziwi, gdyż większość zbierała siły albo na Joela Grinda, albo już na Exhumed.

Jako drudzy zagrali grindcore?owi Ass To Mouth, dzięki czemu utwierdziłem się w przekonaniu, że ta odmiana muzyki absolutnie mi nie pasuje. Jak dla mnie byli kiepscy, ale rzesza pogujących pod sceną ludzi świadczyła, że ten zespół ma swoich fanów. Rzucane, co chwilę, w publikę w nadmiarze świńskie kwiki niewątpliwie radowały pogującą rzeszę, ale gdy rozglądnąłem się po sali, widziałem, że równie dużo osób podzielało moje nastawienie do tego typu grania.

Potem już mogło być tylko lepiej? i było. Następni wystąpili Exhumed, deathowi niszczyciele pięknie zamieniając salę w jeden wielki, wirujący mosh-pit. Dodatkowo, gdy na scenę wleciał wokalista przebrany za chirurga z piłą motorową w dłoniach, a następnie z defibrylatorem publika oszalała. Aż żałowałem, że nie zapoznałem się bardziej z dorobkiem zespołu (ostatnie tygodnie spędziłem racząc się Toxic Holocaustem). Widać było iż muzycy bawią się równie dobrze jak fani, co aż przypominało mi wesoły występ Entombed na Brutal Assault, którzy tak się zapędzili, że obsługa musiała ich wyganiać ze sceny (publika była wściekła, czemu się nie dziwiłem).

Wreszcie przyszedł czas na gwiazdę wieczoru, Toxic Holocaust. Zawczasu dopchałem się do barierek samych, więc miałem doskonały widok na samego Joela Grinda. Warto od razu wspomnieć, że rolę basisty przejął w Toxic Holocaust ?pożyczony? basista z Exhumed. Mogłoby się wydawać, że trzyosobowy band w składzie perkusisty, pożyczonego basisty i Grinda może nie wystarczyć, ale nie na darmo określa się Joela geniuszem: on scenie gra za dwóch.

Gdy w końcu zaczęli rozpętało się istne pandemonium. Publika szalała, a Grind grał niemal bez wytchnienia (poza krótkimi przerwami, by łyknąć nieco piwka Perły, przy czym uprzejmie poinformował zebranych, że jest " fuckin DRUNK!", co publika nagrodziła radosnymi gwizdami i okrzykami). Zagrane między innymi zostały ?Acid Fuzz?, ?Bitch?, ?I?m Disease?, które swoim wykonaniem niesamowicie przypominało kawałki Slayera, co tylko jest kolejnym plusem (na płycie mimo wielokrotnych odsłuchań nie wyłapałem tego stylu, więc Joel pokusił się o taki zabieg dopiero pod koncert), czy ?666? przy którym na sali wyrósł las rogów. Najlepsze było również to, że co jakiś czas niektórzy fani docierali pojedynczo na scenę i mogli bezpośrednio robić wirnik włosami tuż obok muzyków. Na koniec jednak czekała przysłowiowa wisienka na torcie.

Po pozornym zakończeniu występu muzycy po chwili wrócili, by z podwójną mocą zagrać jeszcze kilka kawałków, a co najlepsze pozwolili publice wejść na scenę. Wyglądało to niesamowicie, gdy rzesza fanów bawiła się między wyraźnie szczęśliwymi muzykami.

Warto nadmienić, iż miłym gestem było rozdanie wśród publiki, po koncercie, plakatów promujących trasę koncertową Toxic Holocaustu (nie można było, nie zwrócić uwagi na fakt iż JEDYNYM przystankiem w Polsce był właśnie występ we Wrocławiu).

Podsumowując? występ był, przeepicki, niesamowity i był czystą, skumulowaną energią, a każdy wychodził z klubu przeszczęśliwy. O ile suporty polskie były jedynie przystawkami, o tyle Exhumed już porządnie rozgrzało publikę, a gwiazda wieczoru, Toxic Holocaust, całkowicie zniszczyło wszystkich niczym atomowy podmuch. Jeśli kiedyś Joel Grind znów pojawi się w Polsce, nie zawaham się ani chwili, by wybrać się na koncert. WARTO!

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

Wpis widzi mi się bardziej, jak notka prasowa, niż opis wrażeń :P. Popracuj właśnie nad tym opisywaniem, co dokładnie było i jak dawali radę (albo nie). Bo napisanie "przeepicko", to trochę mało, jak na blog.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...