Błyskawiczne perełki #8 - mobilne rogueli(k/t)e
Jak czas powrotów, to czas powrotów. Tym razem wracam do serii wpisów poświęconych grom mobilnym i flashowym. Na razie jednak będą to gry tylko smatfoniaste. We flashowe nie gram właściwie, a w dodatku mam też komputer, który umożliwia mi granie nie tylko w gry bardzo stare lub o przyzerowych wymaganiach sprzętowych.
Rynek gier dla Androida, co pokazuje np. zamieszanie z ostatnim Dungeon Keeperem, to bagno. Śmierdząca kraina mikrotransakji i czarny ląd pay-to-win. W przypadku części gier elementy te są rozwiązane w miarę fair, ale zdecydowana większość po prostu chce wyssać każdego grosza z graczowego konta. Tym bardziej warto polecać ciekawe gry na ten system.
Ja zacznę zaś do gatunku, który w większości przypadków mocno mnie odrzucał ze względu na poziom trudności, czyli roguelike. Na ratunek przyszła mi znienawidzona casualizacja, gdyż pojawiać zaczęło się nieco uproszczonych (choć niekoniecznie łatwiejszych) gier w tym stylu. Ktoś nawet ukuł dla nich nazwę "roguelite". Gwoli ścisłości dodam, że aktualnie posiadame telefon HTC Desire X i na nim też w gry grywam.
HOPLITE
Idealny przykład na grę "easy to play, hard to master". Bardzo prosta rozgrywka - złożona z heksów plansza z losowo generowanymi polami z lawą, ogranioczony zestaw umiejętności i tylko cztery rodzaje przeciwników o określonych typach ataków. Cel: kill'em all! O ile pierwsze poziomy to bułka z masłem, to gdy zaczynamy mieć do czynienia z większą ilością przeciwników, zwłaszcza tych "ranged", to robią się z tego prawdziwe szachy. Trzeba intensywnie planować, gdyż łatwo dać się zagonić w kozi róg. Puntków życia malutko, a odzyskać je można tylko przy ołtarzu, lecz wtedy rezygnuje się z jakiejś umiejętności lub np. zwiększenia zasięgu naszej włóczni. Rozgrywki są bardzo krótkie, ale intensywne.
PIXEL DUNGEON
Pixel Dungeon to gra najbliższa korzeniom gatunku z trzech dziś prezentowanych. Jest ekwipunek do zidentyfikowania, są zwoje i napoje, których przeznaczenie trzeba odkryć za każdym razem, jest i głód. I bywa ciężko. Przyznam bez bicia, że mi na razie nie udało się pokonać pierwszego bossa, który siedzi na 5 poziomie lochów i morduje mnie bezlitośnie za każdym razem, gdy do niego dotrę. Trzeba mieć sporo szczęścia względem ekwipunku i całej resztym, żeby mieć z nim szanse, a do tego głód wymusza pośpiech. Ale w końcu mi się uda! Wstręny blob mnie popamięta!
DUNGELOT
Ta gra zaś dość daleko odchodzi od gatunkowym ram, ale nadal można ją w nie wcisnąć. Jest to bowiem mieszanka roguelike i... Sapera. Tak, tak. Tego sapera. Plansza 6x5 pól, każde pole trzeba odkryć dotknięciem palucha - czasem kryje się tam stwór, czasem znajdźka, czasem mnich do pożarcia (tak zakładam, bo przywraca nam punkty zdrowia), a czase pułapka lub drzwi na dodatkową arenę pełną stworów. Pojawienie się stwora oznacza, że nie możemy odkrywać pól wokół niego. Aby przejść planszę nie trzeba wcale mordować wszystkich potworów, lecz znaleźć tego z kluczem i można potem zwiewać piętro niżej. Do tego mamy cztery miejsca na czary i cztery na ekwipunek plus osobne na broń. Po nieuniknonej śmierci zdobyte złoto można przeznaczyć na ulepszenia danej klasy, tak aby mieć większe szanse następnym razem. Gra potrafi wciągnąć, ale paradoksalnym minusem jest to, że jedna rozgrywka trwa dość długo, zwłaszcza jeśli ma się nieco szczęścia względem zbroi i życia. Ta gra dostępna jest w wersji darmowej (Lite) i płatnej, ale jedyną znaczącą różnicą jest większa liczba klas w tej drugiej.
______
I to by było na tyle. Ktoś dotrwał do końca? A może nawet ma coś ciekawego do zaproponowania w tym gatunku? Jestem też otwarty na wszelkie sugestie względem tej serii wpisów. I nie tylko tej zresztą. Z racji lekkiego upgrade'u sprzętu, może i kiedyś pokuszę się o recenzję czegoś świeższego. Gdyby jeszcze nie ciągły niedoczas...
The past is always tense, the future perfect.
Zadie Smith
9 komentarzy
Rekomendowane komentarze