Mam teorię. Punktem zwrotnym w historii, nie tylko Polski i Ukrainy ale całej Europy i świata, był 30 stycznia roku 1667. Traktat zawarty w zabitej dechami wiosce opodal Smoleńska, kończył trwającą trzynaście lat rywalizację między Warszawą a Kremlem. Bunty kozackie, wojny z niemal wszystkimi sąsiadami oraz rokosze magnackie, nadwątliły siły wielkiej Rzeczypospolitej do tego stopnia, że musiała się ona pogodzić z amputacją ogromnych połaci wschodnich kresów.
Po Andruszowie nic już nie było takie samo; nieuniknione stało się odwrócenie dawnego układu sił rządzącego wschodnią częścią kontynentu. Smoleńszczyzna i lewobrzeżna Ukraina, wpadły w łapska rosyjskiego niedźwiedzia, który wiek później upomniał się o Wilno i Warszawę. Polska i Litwa miały się już tylko cofać, a Moskwa nie oglądając się na nikogo, agresywnie przeć na zachód. Wszystko co się stało później i co się dzieje współcześnie jest pokłosiem Andruszowa. Nad postanowieniami niepomyślnego traktatu mogą ubolewać wszyscy. Polska, która z ważnego gracza przeistoczyła się w przerośnięte popychadło mocarstw. Kozacy, którzy zamiast upragnionej autonomii, doprowadzili do dramatycznego podziału Ukrainy, widocznego jak na dłoni po dzień dzisiejszy. Także Zachód, który nie mógł przewidzieć, że przez następne stulecia będzie musiał znosić oddech napastliwego giganta ze wschodu.
Najgorsze jest to, że państwo zwane Więzieniem Narodów i Żandarmem Europy, okazało się absolutnie niereformowalne. Jasne, Piotr Wielki zgolił parę bród i przeniósł na grunt rosyjski wiele zachodnich rozwiązań, jednak duch tego narodu i jego filozofia pozostały niezmienne. Odwołując się do słów publicysty Andrieja Sieniawskiego, całą rosyjską doktrynę polityczną można zawrzeć w jednym słowie: Imperium. Po pierwsze, imperium rosyjskie, ukształtowane na przestrzeni wieków i odziedziczone przez nowy ustrój; dalej, imperium sowieckie, wzniesione na ruinach starego porządku, skonsolidowane i rozszerzone jako mocarstwo światowe. Obecnie jest to jedyne imperium na świecie, zupełnie wyjątkowe pod względem wielkości i liczby składających się nań ludów.
Zastanawialiście się kiedyś, czemu właściwie Rosja nigdy nawet nie spróbowała prawdziwej integracji z Europą? Bo boi się zerwania z jedyną znaną sobie filozofią. W roku 1917 wielu polityków przeszło do obozu czerwonych, nie z miłości dla bolszewików, ale ze względu na realną możliwość zachowania spójności mocarstwa. Własność prywatna, godło, rodzina carska - Rosjanie byli gotowi poświęcić to wszystko dla zachowania potęgi. Chociaż Carstwo ugięło się pod własnym ciężarem, panslawistyczna i hegemonistyczna ideologia przetrwały. Nie przypadkiem niektórzy historycy, opisując rządy Józefa Wissarionowicza, porównywali je do samodzierżawia Romanowów (patrz: Simon Montefiore, Dwór Czerwonego Cara). Uzasadnione wydaje się podejrzenie, że ofensywne i siłowe metody z lubością wykorzystywane przez Związek Radziecki, nie wynikały tyle z doktryny komunistycznej, co z głęboko zakorzenionego w rosyjskiej świadomości kultu siły i zamiłowania do awanturniczej polityki. Każdy kraj wkraczający do kręgu socjalistycznego, jednocześnie wchodził do strefy wpływów Kremla; zaś każde z państw składowych ZSRR, w mniejszym lub większym stopniu podlegało rusyfikacji.
Dziś, kiedy klasyczny imperializm wydaje się fanaberią i anachronizmem, Putin za wszelką cenę próbuje wrócić do korzeni. Można powiedzieć, iż Rosja nigdy nie pogodziła się z upadkiem Związku Sowieckiego i kurczowo trzyma się swoich wasali. Dowodem jest projekt przeciwwagi dla UE, pod postacią Unii Euroazjatyckiej - neosowieckiego sojuszu, mającego jeszcze bardziej związać z Moskwą kraje byłego ZSRR. Ten ambitny plan zniweczyła emancypacja Ukrainy, najsilniejszego z potencjalnych partnerów.
Politycy Europy i USA zdają się zapominać o całej historii, nie rozumiejąc co się wokół nich dzieje. Wynika to poniekąd z błędnego przekonania, że Rosjanie myślą jak Europejczycy. Nic podobnego. Jeśli chodzi o kulturę polityczną, Rosja to osobny subkontynent. Widać, rację miała ucząca mnie nauk politycznych pani profesor, obruszająca się za każdym razem gdy podczas dyskusji o dyplomacji europejskiej ktoś nawiązywał do wschodniego sąsiada: Proszę państwa, mówimy o EUROPIE!
- 16
31 komentarzy
Rekomendowane komentarze