Kącik kreskówkowy Klekota - Panty&Stocking with Garterbelt
Japońska animacja to poważny biznes. Co roku wychodzą dziesiątki różnych produkcji, z których jednak niewiele zapada na dłużej w pamięci. Bądźmy szczerzy, większość z nich to tania szmira, jadąca na najprostszych schematach, oklepanych toposach i ze skrajnie przewidywalną obsadą. Bogu jednak dzięki, że od czasu do czasu trafia się kreskówka naprawdę oryginalna, wypinająca się na większość trendów. Taka, która wżera się w umysł niczym kwas i przywracająca wiarę w chińskie bajki. Projekt niepodrabialny, oryginalny i świeży w każdym calu,
Hiroyuki Imashi to reżyser otaczany kultem w pewnych kręgach. Związany niegdyś z Gainaxem, obecnie Triggerem, do panteonu wszedł doskonałym Gurren Lagannem, który był świetną zabawą konwencją mecha anime. Po zakończeniu prac nad tym tytułem razem ze swoją ekipą wyjechał wypocząć, a podczas tych suto zakrapianych wakacji narodził się pomysł na kolejny projekt, inspirowany takimi kreskówkami jak Ren&Stimpy Show, South Park czy Drawn Together. Rzecz tak absurdalną, że do dziś zachodzę w głowę w jaki sposób ktoś ten pomysł zatwierdził i wyłożył na niego pieniądze, a telewizja zgodziła się na emisję. Anime, które można tylko kochać lub nienawidzić.
Panie i panowie. Oto Panty i Stocking.
Daten City położone jest gdzieś pomiędzy Piekłem a Niebem, od zawsze będąc ofiarą odwiecznej wojny aniołów i diabłów. Mieszkańcy miasta są regularnie nękani przez Ghosty - potwory zrodzone z dusz tragicznie zmarłych w... dziwnych okolicznościach. Na szczęście Bóg zesłał im dwie anielskie obrończynie, które nadstawiają karku za ludzi i walczą o ich bezpieczeństwo.
No, przynajmniej taki był plan.
Panty i Stocking Anarchy ciężko wziąć za anioły. Panty jest przygłupią, próżną nimfomanką, która wykorzystuje każdą okazję by zaspokoić swoje żądze, od alkoholu i dzikich imprez po przypadkowy seks, a jej młodsza siostra spędza całe dnie na jedzeniu słodkiego i zżymaniu się na cały świat. Obie zostały wygnane z Nieba za karygodne zachowanie, a wrócić mogą tylko jak uzbierają odpowiednią ilość niebiańskiej waluty, wypłacaną za każdego zmarłego Ghosta. Maszkary te są odporne na konwencjonalne metody siłowej negocjacji, więc do walki z nimi siostrzyczki używają świętej broni, którą tworzą ze swojej bielizny - Panty zamienia swe majtki w pistolet Backlace, a Stocking swoją pończochę w katanę Stripe. Schronienie zaś zapewnia im ksiądz Garterbelt, który regularnie wyrywa sobie włosy z afro próbując zmusić podopieczne do poważnego traktowania swych obowiązków. Jednak Ghosty to najmniejsze z ich zmartwień...
Kolejne odcinki to seria luźno powiązanych dziesięciominutowych historii, w których anielice stają do walki ze zjadającymi ludzi toaletami, mszczącą się spermą czy też powodzią wymiotów...
Że co?
Jeżeli do tej pory się nie domyśliliście, to muszę wyjaśnić - Panty&Stocking jest SKRAJNIE wulgarną i niesmaczną parodią kreskówek Cartoon Network z lat 90-tych. Bohaterowie klną gorzej niż szewcy, ekstrementy walają się po ekranie, a co chwila pada jakaś aluzja do genitaliów czy czynności seksualnych. P&S nie bawi się w polityczną poprawność i wali kolażem obrzydliwości prosto między oczy, eliminując tych wrażliwszych już na wstępie. Natężenie tych elementów jest komicznie wysokie, a kotła jeszcze wrzucono tonę absurdu i losowości, przez co kolejne przygody sióstr Anarchia ogląda się albo z niesmakiem, albo porykując dziko i trzymając się za głowę. Jednak prawdziwą frajdę daje odnajdywane poukrywanych aluzji. Ekipa odrobiła pracę domową i naprawdę znała się na zachodniej popkulturze, wtykając nawiązania do kreskówek, filmów, sitcomów, gier czy nawet branży muzycznej.
Jednak dlaczego tak uwielbiam Panty&Stocking? Przecież absurdalnych, głupich czy wulgarnych komedyjek jest na pęczki. Otóż kocham całą oprawę audio-wizualną! Te pastelowe kolory! Ta kreska stylizowana na Atomówki czy Laboratorium Dextera, która jednocześnie co chwila zmienia się w klasycznie mangowo-japońską bądź zdeformowaną, a nawet w jednej scenie udaje South Park! Te świecące, oczobijne efekty specjalne i wyskakujące onomatopeje! Te sceny umierania Ghostów, nawiązujące do seriali pokroju Power Rangers! W tle zaś ciągle przygrywa nam elektroniczny, rave'ujący soundtrack przygotowany przez DJ TeddyLoida, który idealnie współgra ze stylistycznym chaosem na ekranie. Muzyka jest genialna, pełna tanecznych kompozycji, które można słuchać z równą przyjemnością także poza serialem. Oto próbka:
Youtube Video -> Oryginalne wideoYoutube Video -> Oryginalne wideoYoutube Video -> Oryginalne wideo
W efekcie P&S to oszalały i kwaśny stylistyczny koktajl, który porywa, paraliżuje synapsy i nie opuszcza głowy. Każdy element mieszanki jest dobrany perfekcyjnie i w idealnych ilościach. Nadmiarowych. Oglądanie tego anime przypomina wariacką przejażdżkę rollercoasterem, podczas której jesteśmy bombardowani fekalianym humorem, absurdem, dziką kreską i równie obłędną muzyką. Każdy odcinek ogląda się z opadem szczęki, by tylko później się zapytać "co ja robię ze swoim życiem" i włączyć kolejny. Fantazja i pomysłowość ekipy zgromadzonej wokół P&S naprawdę powala. Każdy kolejny odcinek jest świeży, nie ma odkurzania motywów czy rozwlekania akcji. Dostajemy nabite akcją dwa segmenty po 10 minut, w trakcie których narracja czy dowcip nie zatrzymują się nawet na chwilę. Winszuję prowadzenia całości, bo rzadko kiedy zdarza mi się widzieć tak przemyślaną pod tym względem produkcję.
A specjalna laudacja (i akapit) należy się finałowemu odcinkowi. Tak, temu słynnemu odcinkowi, uznawanego za jednego z największych trolli w historii całej japońskiej branży rozrywkowej. Doprawdy - nie ma drugiego epizodu tak genialnego w swej beznadziei. Akcja pędzi na złamanie karku, muzyka pulsuje jak oszalała, narracja wariacko skacze pomiędzy kolejnymi postaciami, deus ex machiny i zwroty akcji pojawiają się w niebotycznych stężeniach, a samo zakończenie to jeden z najgłupszych i zarazem najlepszych cliffhangerów jakie kiedykolwiek widziałem. Sam ten ep ustawia P&S w panteonie kreskówek. Naprawdę, gratuluję Imashiemu i spółce wyczynu, bo takiej dawki idiotyzmu w najlepszym wydaniu się nie spodziewałem!
Więc czy warto? Warto zdecydowanie, choć jeden odcinek, by sprawdzić czy styl Panty&Stocking nam odpowiada. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to produkcja dla każdego. Wiem też, że większość będzie skrajnie zniesmaczona tym co dzieje się na ekranie. Ale mi to wisi! Owszem, jest to anime bezdennie głupie, obrzydliwe i istnieją dziesiątki bardziej ubogacających czy mądrzejszych produkcji. Jednak zakochałem się w P&S. Kupiło mnie tu wszystko - durny humor, tony aluzji, niepowtarzalna oprawa i przede wszystkim warsztat. Choćby antyfani się zesmarkali, to nie są w stanie znaleźć prawdziwej wady, może poza nierównym poziomem niektórych odcinków, gdyż cały odbiór anime to tylko kwestia tego, czy damy się porwać wizji Imashiego. Wszystko jest zrobione z zadziwiającą precyzją i wyczuciem, tak że w żadnym momencie nie czuć, że dowcip jest sztuczny, a wariactwa artystyczne wymuszone. Nawet nie przeszkadza to, że najprawdopodobniej nigdy nie uświadczymy sezonu drugiego. Cóż, może to i lepiej. Za dużo rzeczy jest do popsucia, a próba wyjaśnienia finałowego twistu z góry jest skazana na niepowodzenie. Panty i Stocking to jednak projekt niepowtarzalny, którego magię i styl ciężko byłoby powtórzyć. Choćby dlatego też warto się z nim zapoznać - drugiej takiej produkcji po prostu nie ma.
Na marginesie - warto pochwalić wersję anglojęzyczną, która idealnie wyczuła klimat serialu i nie bawiła się w cenzurę. Ba, wręcz dorzucili sporo własnych dowcipów. Tak więc wybór wersji językowej jest sprawą otwartą. Polecam obejrzeć obie - angielski dla bardziej finezyjnych bluzgów i niektórych żartów (Cocktimus Prime FTW), a japońską dla sporej dawki engrishu.
DLA KOGO: Polecam każdemu o otwartym umyśle i miłującemu absurd!
POKUTUJCIE, MATKOJ....!!!!
49 komentarzy
Rekomendowane komentarze