Studia
Im dłużej studiuję, tym umacnia się moje przekonanie, że tracę czas. Nie żebym nie wiedziała, że studia w Polsce wyglądają mało atrakcyjnie, bo zazwyczaj zajęcia są prowadzone w archaiczny sposób itd., ale takiej beznadziei się nie spodziewałam.
Trudno mi też zrozumieć, co robią tam ludzie wybitnie do edukacji na poziomie akademickim nie przygotowani. Rozumiem, że można mieć jakieś tam braki z liceum, ale nawet nie o to chodzi? Tępotę po prostu trudno wyleczyć, a już na pewno w dosyć krótkim okresie (semestru, ew roku). Z drugiej strony ktoś ich na tę uczelnię przyjął i mimo wszystko stara się usilnie zatrzymać. Jeszcze bardziej dobijający są wykładowcy ? przeboleję nudne wykłady (zawsze można nie chodzić), ale nie rozumiem, dlaczego niektórzy zaczynają znajomość ze studentami od słów: ?Lepiej zmieńcie wykładowcę. Moje wykłady są nudne, egzamin trudny? Bla, bla, bla?. Po co mówić takie rzeczy? Serio. Wiadomo, że raczej nikt wykładowcy nie zmieni. Zdarzają się i tacy, którzy umieją prowadzić ciekawe zajęcia, zainteresować słuchaczy, nawet zaktywizować ich w bezstresowy sposób do udzielania się, ale to niebywała rzadkość. Wybaczyłabym też niezbyt porywające wykłady, gdyby przynajmniej były prowadzone w przejrzysty sposób, nie na zasadzie przepisywania treści podręczników zamieszczonych wcześniej na slajdach, a wykładowca okazał by odrobinę sympatii do studentów (no dobra przynajmniej powstrzymał się od wrogości i lekceważenia), ale nawet o to jest trudno!
Samych zajęć nie mam tak dużo ? góra 30h tygodniowo, ale są porozrzucane tak, że czas wolny jest właściwie czasem straconym ? albo przesiadujesz na uczelni, albo kursujesz miedzy uniwerkiem a mieszkaniem. A to dosyć skutecznie uniemożliwia zajęcie się czymś innym poza studiowaniem.
Do szkoły lubiłam chodzić, bo przynajmniej się nie nudziłam. Nawet jak trzeba było uczyć się przedmiotów, które nieszczególnie mnie interesowały, nie miałam większego problemu ? zawsze to jakaś wiedza ogólna, może się przyda, może nie, ale trening mózgu zawsze dobra sprawa. Tylko że coś takiego na studiach nie ma sensu. Przedmioty są zazwyczaj specjalistyczne, ale i tak 50% jak nie więcej rzeczy wymaganych na egzaminie nigdy w życiu mi się nie przyda (jedyny wyjątek to pozostanie na uczelni i praca naukowa). Uczysz się tego, zaliczasz egzamin, zapominasz i super. Tylko po co tracić semestr na coś takiego? Studia to jednak nie jest szkoła średnia. Erudycja erudycją, ale przydałoby się coś, co można wykorzystać w przyszłej pracy.
Sytuację ratują nieobowiązkowe przedmioty, na które można się zapisać. Zdarzają się naprawdę fajne, ciekawe, praktyczne zajęcia. Problem jest taki, że liczba miejsc jest dosyć drastycznie ograniczona, więc żeby się dostać, trzeba mieć szczęście.
Eh, takie tam? Na dobry początek semestru letniego.
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze