Skocz do zawartości

ArryBlog

  • wpisy
    47
  • komentarzy
    320
  • wyświetleń
    39310

O piractwie, growym partactwie, zabezpieczeniach i obostrzeniach, przeszłości i teraźniejszości.


Arry

1118 wyświetleń

Dzisiaj tak trochę inaczej.

Do napisania dzisiejszego wpisu zachęcił mnie... sam zresztą nie wiem. Tak trochę ponarzekam na wydawców. I w ogóle.

Ale od początku. Kiedyś kupowało się ORYGINAŁ. Większość się śmiała z ludzi kupujących ORYGINAŁY. Ale ja, jako jeden z tych dziwnych stworów, które kupowały takowe miałem satysfakcję.

I inni mogli się ze mnie śmiać. Ja miałem ORYGINAŁ i basta.

Taki ORYGINAŁ charakteryzował się dużym lub trochę mniejszym pudłem. Ładniejszymi, bądź mniej ładnymi, ale za to niejednokrotnie kolorowymi płytami. Drukowaną instrukcją. Plus czasem coś fajnego było w środku.

Brało się do ręki tak karton, obracało się go i przyglądało się mu. Później było odfoliowanie, odkrywanie co tam w środku siedzi. A gdy giera się instalowała można było czytać instrukcję. Kartkować ją w poszukiwaniu fajnych obrazków, ciekawych informacji itp.

Zatem kupując ORYGINAŁ płaciło się wydawcy, który znalazł i opłacił twórców, którzy zrobili fajną grę, opłacił tłocznię, drukarnię, skombinował ładne pudełko itd.

Warto też było czytać pisma branżowe w poszukiwaniu nowych ORYGINAŁÓW wartych kupna, żeby zagrać w dema i zobaczyć czy nam gra będzie pasować.

Później nadeszła era internetu i przestało być tak kolorowo. ORYGINAŁY ustąpiły miejsca Oryginałom. Mniejsze instrukcje, bo można pobrać. Gorzej dopracowane produkty, bo wyjdzie patch, to ludzie sobie ściągną. Nawet pudełka zaczęły być mniejsze. I wszystko szło ku dołowi. To co dawniej było ORYGINAŁEM, teraz nazwano Edycją Kolekcjonerską, której cena była o co najmniej 20% wyższa. Dostawało się tak naprawdę plastikowego DVD-boxa, kilkustronnicową instrukcję (Diablo w Antologii Blizzarda miała 8 stron) oraz płytę z grą.

Pisma branżowe zaczęły tracić na wartości. Internet był szybszy, wygodniejszy. Jeszcze przed premierą gry można było zachęcić ludzi do kupienia produktu. Piękne obrazki, niewiele mające z samą produkcją wspólnego (wystarczy wejść do Empiku czy innego podobnego sklepu, wziąć do ręki losowy tytuł z półki RPG i w można zobaczyć. A w zasadzie nie zobaczyć. Ani nie wiadomo czy to FPP, TPP rzut izometryczny. Ani nie widać interface'u. Tylko kolorowe efekty czarów, potwory w pełnej krasie i nic więcej.), oszałamiające filmiki, specjalnie podrasowane, żeby pokazać, jak to nie będzie fajnie. Albo raczej jak to nie mogłoby być fajnie. Na szczęście jeszcze można było niekiedy zagrać w demo.

No i nadszedł czas cyfrowej dystrybucji. Powoli do lamusa odchodzą Oryginały. Pojawiły się oryginały. Brak pudełka, brak drukowanej instrukcji. Można za to sobie pobrać grę z dowolnego miejsca na świecie! Czasem można też pobrać instrukcję. Dema - prawie zanikły. Za to w większości można zapłacić w przedsprzedaży i pobrać grę w dniu premiery. Trzeba dodać, ze niejednokrotnie gra wychodzi symultanicznie z patchem naprawiającym największe błędy. Kolejne łaty są wypuszczane są co jakiś czas, aż do momentu naprawienie gry w stopniu pozwalającym na w miarę spokojne przejście tytułu.

Edycje Kolekcjonerskie polegają na tym, że dostaje się dodatkową godzinę gry, albo nowe fatałaszki czy inne dziadostwo.

Ponadto, skoro internet jest powszechnie dostępny, to gracze mogą pobrać nowe przygody, dodatkowe mapy, fajniejsze skiny, bronie itd., wycięte zakończenie (Prince of Persia). Oczywiście za drobną opłatą. Gdyby policzyć te drobne opłaty, to się wyda więcej niż za sam tytuł. Ale rozstanie się z 50 dolarami bardziej boli niż rozstanie się dziesięć razy w krótkich odstępach czasu z 5 dolarami.

Zatem co oferują nam dzisiejsze oryginały?

Możliwość ściągnięcia gry w dowolnym miejscu na ziemi, o ile tylko jest internet. I masę płatnych dodatków.

Kupiłem CDA z Dungeon Siege III. Zarejestrowałem grę na Steamie i pojechałem do innego miasta studiować. Płyta została w domu. Jak na studiach mnie wzięło na granie, to spoko. Ściągam, instaluję działa, śmiga i w ogóle. Ale jak chciałem przeczytać instrukcję, to nie znalazłem opcji pobrania takowego dokumentu. Może za mało grzebałem, ale w momencie, gdy, żeby przeczytać jakiś jeden akapit w instrukcji muszę przekopać pół serwisu Steam, to mi się odechciewa.

Zatem, co jako dzisiejszy gracz dostaję kupujący oryginał? Potrzebę ciągłego bycia podłączonym do internetu, żeby móc grać. Brak jakiejkolwiek możliwości odsprzedania/wypożyczenia tytułu. Czasem niekompletne gry, za które, żeby uzupełnić, trzeba zapłacić. Potrzebę rejestracji na coraz to nowych serwisach, podawania swoich danych osobowych, coraz to nowego potwierdzania, że tak, do jasnej cholery, JESTEM posiadaczem tego konta i chcę na TYM komputerze się do niego zalogować. I ogólnie odgórne traktowanie mnie jak złodzieja.

Czasem się zdarza, że internetu nie ma (w sumie nie aż tak rzadko). I co wtedy? Nie pograsz, nie ma połączenia z serwerem. Nie korzystałeś z maila od ponad roku i go usunęli (zdarzyło mi się), a nie pamiętasz hasła ani loginu do konta? Wszystkie gry, które miałeś, oryginały, przepadły. Bo trzeba zabezpieczyć się przed piractwem. Bo tak. Dostajesz grę trwającą 9 godzin. Żeby przedłużyć swoją przygodę zapłać! Lubisz mieć dodatkowe bajery w wersji pudełkowej? Płać, płacz ale płać.

I to, co opisuję, to wcale nie są wydumane problemy.

Wycięty dla kasy kawałek gry doskonale obrazuje Prince of Persia.

Poziom niedopracowania godny dla wersji wczesnoprodukcyjnej zaprezentował nam Gothic 3 oraz dodatek do niego. (Nie twierdzę, że dawniej tak nie było. Ale dawniej jak ktoś wydał produkt niedopracowany, to ludzie po prostu nie kupili następnego produktu. Albo nawet przeczytali w gazecie i nie kupili tego niedopracowanego szmelcu).

Ciągły dostęp do internetu to domena wielu dzisiejszych produkcji. Mi zdarzyło się, że nie byłem w stanie grać w Assassin's Creed 2 przez to zabezpieczenie.

Brak instrukcji? Dungeon Siege III.

Osobiście doświadczam co chwilę ze Steamem, że muszę odczytać jakiś głupi mail, przepisać głupi kod, żeby głupi Steam upewnił się, że ja to jednak ja.

Rzeczy takie jak przypisanie do jednego konta gry też irytują. Przykład: kupiłem z bratem CDA, była giera, ale giera jest na Steam, więc obydwaj na swoich kontach nie pogramy. Ja mam swoje konto, on swoje. Trzeba mieć dwie kopie, albo jedna osoba rezygnuje z giercowania.

Długość gier? Gothic, gram już w niego ponad 10 godzin, a dopiero jestem w drugim rozdziale. I nie nudzi się. A przecież pierwszy Gothic to jeden z krótszych RPGów. W przypadku Dragon Age przeszedłem grę w 20 godzin. Przy czym strasznie mnie wymęczyła wtórność lokacji czy skalowanie przeciwników (aby nie było przypadkiem sytuacji, że gracz pójdzie gdzieś i zginie! W Gothicu? Wlazłeś na Orka? Zabił cię? Nie robiłeś save od godziny? Sorry, takie życie).

Dodatki? Obecnie w normalnej wersji trzeba się cieszyć, jeżeli jest pełna gra na te 9 czy ileś godzin. Dawniej? Ot chociażby Świątynia Pierwotnego Zła. Pudło, a w środku: mapa krainy, 200 stronnicowa instrukcja, karta pomocy podręcznej, płyta z dodatkami, książka. Warcraft 2 z dodatkiem: instrukcja w języku polskim, instrukcja w języku angielskim, karta czarów z opisami, soundtrack na płycie z grą. Dzisiaj za soundtrack trzeba dodatkowo płacić. W końcu dobro ekskluzywne.

Wielki marketing w połączeniu z brakiem dem sprawił, że wszyscy, którzy zamówili przedpremierowo Aliens: Colonial Marines zostali nabici w butelkę. Produkt końcowy był znacznie gorszy niż wszystkie gameplaye zaprezentowane przez twórców.

Ponadto Steam jak i również inne platformy strasznie śmiecą. Jak usunąłem bodajże Call of Juarez: The Cartel moim Revo Uninstaller, to się okazało, że ilość śmiecia pozostawionego przez Steam jest porażająca. A po usunięciu tego śmiecia Steam przestał działać i trzeba było od nowa instalować tak Steama i jak i gry.

Dorzućmy do tego niewspierane tytuły (serwery do Medal Of Honor już nie są wspierane, można grać tylko po LANie) i mamy obraz dzisiejszego rynku gier.

Iselor mi raz powiedział, że za kilkanaście lat prawdopodobnie nie będzie się dało odpalić gier ze Steama, a jego Ultima z 1989 roku będzie śmigać. I zgadzam się z tą opinią.

Kiedyś klient był... klientem. Człowiekiem, który kupował pełnowartościowy produkt. Dzisiaj jest dojną krową, której można wszystko wcisnąć. Dawniej kupowałem ORYGINAŁ i nie musiałem się niczym martwić. Po prostu wsadzałem płytę do napędu i grałem. Dziś kupuję oryginał i męczę się z rejestracją, wpisywaniem kodów, potwierdzaniem tożsamości, brakiem instrukcji, toną reklam i ofert "only for you", stałym połączeniem internetowym i całą masą innych pierdół.

Pirat zaś jedynie ściąga grę i ją crackuje...

Pozostaje zacytować tylko Edwarda Stachurę:

"Człowiek człowiekowi wilkiem"

20 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Keep up the good work, mate smile_prosty.gif

Obecnie klienta traktują coraz bardziej jak złodzieja i coraz częściej mają gdzieś prawa, bo wiedzą, że nikt nie ma chęci się procesować. Wystarczy chociażby spojrzeć na konflikt PS4 i XBO. Nawet Maddox to

(uwaga na wulgaryzmy).
  • Upvote 4
Link do komentarza

Magia dawnych oryginałów - pamiętam gry takie jak choćby Heroes II gdzie instrukcja miała ok 200 ilustrowanych stron... Nawet jak na gwiazdkę u dziadków (gdzie nie miałem kompa) dostałem tego zbugowanego Gothica III to jarałem się dodatkami takimi jak 70-80 stronicowa instrukcja jak dziecko.

Steam to błogosławieństwo i przekleństwo zarazem. Dlatego od dłuższego czasu gry mam prawie wyłącznie z CD-A i wyprzedaży. Gdy na grę przeznaczę równowartość paczki fajek, czy wyjścia do pubu, to mniej mi będzie szkoda jak ją szlag trafi razem z kontem czy całą platformą. A że w ostatnich latach gram mało, to te kilka gier za 15-20 zł z przeceny + tytuły z CD-A wystarczają by zaspokoić moje potrzeby gracza. Ostatnim tytułem który kupiłem zaraz po premierze był chyba Wiesiek 2. Następnym będzie zapewne dopiero Wiesiek 3. Dawno już za mną czasy jarania się kolejnym nową produkcją którą muszę mieć "zaraz teraz".

DLC, zwłaszcza te wydawane zaraz po premierze uważam, za zwykłe oszustwo ze strony twórców. Dają mi niekompletny tytuł i uważają, że to spoko. To tak jakby z książki wyciąć kilka końcowych rozdziałów i kazać dokupywać czytelnikom, których wciągnęła historia. Kiedyś dodatki były robione porządnie, a wydając kilkadziesiąt złotych na takowy dostawało się porządny produkt który przedłużał zabawę o 40-50%...

  • Upvote 4
Link do komentarza

Jeszcze jeden z aspektów rozwoju Internetu. Ale spytaj dowolnego, niezadowolonego z obecnej sytuacji gracza, czy wolałby oddać sieć za te stare dobre czasy. 90% pewnie odpowie, że i tak Internetu nie odda. Istny Syndrom Sztokholmski.

Pamiętam, że do Heroes VI otrzymujemy chyba 60 stron czystego poradnika do gry... good times, come back!

Pamiętasz 2011? Szacun ;)

  • Upvote 4
Link do komentarza

Kupiłem CDA z Dungeon Siege III. Zarejestrowałem grę na Steamie i pojechałem do innego miasta studiować. Płyta została w domu. Jak na studiach mnie wzięło na granie, to spoko. Ściągam, instaluję działa, śmiga i w ogóle. Ale jak chciałem przeczytać instrukcję, to nie znalazłem opcji pobrania takowego dokumentu.

No dobra, ale jakbyś kupił DS3 w pudełku to co, ciągnąłbyś ze sobą tą instrukcję na studia? Całą stertę pudełek z płytami, instrukcjami, karteczkami z kodami instalacyjnymi itd? Podejżewam że w ogóle byś nie zagrał w DS3, chyba że akurat zabrałbyś grę ze sobą. To jest właśnie plus Steama, że nie muszę się martwić o setki pudełek, porysowanych i wiecznie gubiących się płyt itd.

also: PPM -> view manual.

Trzeba dodać, ze niejednokrotnie gra wychodzi symultanicznie z patchem naprawiającym największe błędy.

No i dla mnie to plus, bo doskonale pamiętam czasy kiedy nie było internetu, a jak w grze był bug - nie daj boże - uniemożliwiający grę to się nie grało, albo szukało patchy po płytach z czasopism. Ostatecznie płaciło żydowskie pieniądze za możliwość pobrania patcha w zawirusowanych kafejkach internetowych. Bugi i niedoróbki w grach były zawsze, po prostu kiedś człowiek nie miał za dużych możliwości żeby się ich pozbyć i nauczył się z tym żyć.

Ciągły dostęp do internetu to domena wielu dzisiejszych produkcji. Mi zdarzyło się, że nie byłem w stanie grać w Assassin's Creed 2 przez to zabezpieczenie.

Ja przez długie lata nie mogłem zagrać w Half Life 2, przez Steama właśnie, ale pretensje miałem do TP że w XXI wieku nie mogę u siebie podłączyć stałego łącza internetowego, a nie do Valve że przy projektowaniu nie pomyśleli że w jakieś tam Polsce może nie być łatwego dostępu do sieci.

kupiłem z bratem CDA, była giera, ale giera jest na Steam, więc obydwaj na swoich kontach nie pogramy.

Proponuje zainteresować się usługą Steam Family Sharing, która pozwala dzielić się z rodziną swoją biblioteką gier. Na razie jest to beta, ale nic nie szkodzi zapisać się i sprawdzić.

Iselor mi raz powiedział, że za kilkanaście lat prawdopodobnie nie będzie się dało odpalić gier ze Steama, a jego Ultima z 1989 roku będzie śmigać. I zgadzam się z tą opinią.

Daj mi jeden powód dla którego za kilkanaście lat miałbyś nie odpalić gier ze steama? Co jak co, ale steamowi bym nie wróżył jakiegoś szybkiego upadku. Takie Diablo 1 ma już prawie 20 lat a serwery jakoś sobie spokojnie stoją, mimo że wg. blizzarda gra ok. 1000 osób na b.net.

Z tą Ultimą z 89 też nie byłbym taki pewien. Płyty z czasem ulegają deformacji i dane na nich również są coraz trudniejsze do odczytania. Co mi z tego że mam na półce oryginalne FInal Fantasy VII, Resident Evil 1-2 czy Dungeon Keeper Gold (gry z 1997 roku, wtedy kupione!) skoro mimo braku rys nie jestem w stanie ich zainstalować bo wywala błedy odczytu danych co 10 sekund? A to są gry oryginalne, o płytach z czasopism nawet nie mówię.

Odwołując się do całości tekstu, to gry - stety, niestety - stały się częścią kultury masowej, i zaczynają nosić jej znamiona. Ma być łatwo, szybko, ładnie i przyjemnie. Takie gry się sprzedają, więc nie ma się co dziwić że twórcy poszli właśnie w tym kierunku. Podobnie z DLC, paywallami i exclusive content - ludzie to kupują, więc twórcy to robią. Jakby się nie sprzedawało, to nikt by nie marnował czasu na tworzenie krótkich dodatków, bo by się nie opłacało. Wszyscy narzekają na twórców, tymczasem to gracze decydują. Ale nie płaczem i hejtem na forach, a portfelami. A tak długo jak coś się sprzedaje, tak długo będzie to robione, najprostsze prawa rynku. Dystrybucja cyfrowa wbrew pozorom pozwala trafić twórcom do szerszego grona graczy, bo wystarczy znać stronę i ewentualnie mieć paypala albo kartę kredytową. Nie trzeba się martwić szukaniem dystrybutora, tłoczni, negocjacjami cen itd.

Ogólnie również zauważam pewne wady obecnego rynku gier, ale jak dla mnie dużo z tych zmian jest na plus, bo są po prostu ułatwieniem. Przynajmniej dla mnie.

  • Upvote 2
Link do komentarza

Odniosę się do jednej rzeczy, która mnie niezmiernie rozbawiła :cheesy:

Ponadto Steam jak i również inne platformy strasznie śmiecą. Jak usunąłem bodajże Call of Juarez: The Cartel moim Revo Uninstaller, to się okazało, że ilość śmiecia pozostawionego przez Steam jest porażająca. A po usunięciu tego śmiecia Steam przestał działać i trzeba było od nowa instalować tak Steama i jak i gry.

Sam jesteś sobie trochę winien, bo jeżeli używasz revo uninstallera to pasuje sprawdzać co on usuwa, jakie klucze z rejestru i jakie pliki. Z grami ze Steama jest tak, że revo postrzega CAŁEGO Steama jako część plików gry, które nie zostały usunięte i dzieje się to co się dzieje :D Dlatego lepiej jest po prostu usuwać gry poprez samego steama, bo revo znajduje tylko to, co jest niezbędne.

  • Upvote 1
Link do komentarza

@b3rt

No dobra, ale jakbyś kupił DS3 w pudełku to co, ciągnąłbyś ze sobą tą instrukcję na studia?

Tak.

No i dla mnie to plus, bo doskonale pamiętam czasy kiedy nie było internetu, a jak w grze był bug - nie daj boże - uniemożliwiający grę to się nie grało, albo szukało patchy po płytach z czasopism.

Kupiłem setki gier. W żadnej nie było czegoś takiego. Dodatkowo na palcach jednej ręki można policzyć było tytuły i wydawców, którzy odwalali coraz częstsze obecnie cyrki w tym zakresie.

Ostatecznie płaciło żydowskie pieniądze za możliwość pobrania patcha w zawirusowanych kafejkach internetowych.

Względnie kupowało jakieś czasopismo komputerowe, na którym takie rzeczy ZAWSZE były.

Also - godzina w kafejce ~2 zł. Cóż za katorga za możliwość odsprzedaży gier...

Bugi i niedoróbki w grach były zawsze, po prostu kiedś człowiek nie miał za dużych możliwości żeby się ich pozbyć i nauczył się z tym żyć.

Bug polegający na tym, że kolor pikseli na jednym ramieniu koszulki wojaka ma kolor nieco odmienny od drugiego nie przeszkadza mi w graniu.

Ja przez długie lata nie mogłem zagrać w Half Life 2, przez Steama właśnie, ale pretensje miałem do TP że w XXI wieku nie mogę u siebie podłączyć stałego łącza internetowego, a nie do Valve że przy projektowaniu nie pomyśleli że w jakieś tam Polsce może nie być łatwego dostępu do sieci.

Wolę mieć grę bez tych wszystkich 102 pierdół i stale zacinającego się steama (o achivementach się nie rozpisując), za to bez zakuwania się w internetowy kajdan. Tak, wiem że brak stałego dostępu do sieci jest już tylko na najmniejszych wsiach, niemniej chodzi o fakt.

Proponuje zainteresować się usługą Steam Family Sharing, która pozwala dzielić się z rodziną swoją biblioteką gier.

... która dopiero co weszła, a i tak Steam gwiżdże sobie na prawo.

Daj mi jeden powód dla którego za kilkanaście lat miałbyś nie odpalić gier ze steama?

Choćby taki, że nawet obecnie niektórych gier odpalić nie mogę, mimo że dwoję się i troję, a porady i pomoc Steama można wsadzić do wiadra na dworze.

Co jak co, ale steamowi bym nie wróżył jakiegoś szybkiego upadku.

Dzięki Bogu gry działają nawet jak na Steama się nie zalogujesz, więc jak arbitralnie zdecydują, że nie jestem godzien ich "świętego najmu", to nadal będę mógł grać.

Z tą Ultimą z 89 też nie byłbym taki pewien. Płyty z czasem ulegają deformacji i dane na nich również są coraz trudniejsze do odczytania.

Działają mi bezproblemowo dyskietki starsze ode mnie. Płyty też (tzn. nie starsze, ale stare...). Dbać trza umić.

Co mi z tego że mam na półce oryginalne FInal Fantasy VII, Resident Evil 1-2 czy Dungeon Keeper Gold (gry z 1997 roku, wtedy kupione!) skoro mimo braku rys nie jestem w stanie ich zainstalować bo wywala błedy odczytu danych co 10 sekund?

Spróbuj: inny komputer, inny (najlepiej starszy) napęd, regenerację płyt.

Podobnie z DLC, paywallami i exclusive content - ludzie to kupują, więc twórcy to robią.

Niekiedy by w ogóle mieć dostęp do pełni gry, trzeba zapłacić dodatkowo. Postoję.

Wszyscy narzekają na twórców, tymczasem to gracze decydują.

Ha. Bierzesz grę, której nie możesz sprzedać i która niekoniecznie musi działać i dostęp do której może zostać ci w każdym momencie odcięty, a jak nie to won.

  • Upvote 1
Link do komentarza

Problem taki, że dziś większość gier jest na steamie lub podobnych platformach (jak origin) i nawet jak kupisz pudełkową wersje, to musisz się zarejestrować i grać przez steama. Czyli mamy w pewnym sensie monopol - bierzesz albo nie grasz w nowe produkcje wcale.

Owszem decydują portfelami, bo dla przeciętnego Kowalskiego (już nie mówiąc o Smithu) gry to wydatek na tyle mały w budżecie, że nie będzie się przecież z firmą wykłócał o te kilka USD. Po prostu je zapłaci, skoro zapłacił już kilkukrotnie więcej za coś co miało być pełną i samodzielną produkcją.

Aż strach pomyśleć co będzie dalej: "Zginąłeś, aby wczytać grę kup nowe życie za 1 USD"?

  • Upvote 2
Link do komentarza

Kupiłem setki gier. W żadnej nie było czegoś takiego.

Cokolwiek od Bethesdy, DMC3 bez możliwości zmiany ustawień sterowania/grafiki, Resident Evil 4 ze swoją skopaną grafiką naprawioną patchem miesiąc później, ToEE, Arcanum, Beyond Good & Evil i perły, których w polskiej wersji było mniej niż tych koniecznych do dalszej gry. To tak z pamięci, mam sobie przypomnieć więcej?

Względnie kupowało jakieś czasopismo komputerowe, na którym takie rzeczy ZAWSZE były.

Jednak wolę żeby Steam sam mi zassał to co potrzebuje niż wydawać kilkanaście złotych na czasopismo żeby mieć patcha.

Also - godzina w kafejce ~2 zł. Cóż za katorga za możliwość odsprzedaży gier...

Dla gówniarza żyjącego na garnuszku rodziców nawet te 2 zł za godzinę (gdzie rzadko kiedy w tą godzinę udało się pobrać i zainstalować to co trzeba) to było coś. Poza tym gier nie sprzedaje, więc nie trafia do mnie ten argument.

Bug polegający na tym, że kolor pikseli na jednym ramieniu koszulki wojaka ma kolor nieco odmienny od drugiego nie przeszkadza mi w graniu.

A np. bug z Soul Reaver który zawieszał grę na bardzo modnych w tamtych czasach kartach Voodoo (sam taką miałem)? W całą serię Legacy of Kain było mi dane zagrać dopiero dzięki gog.com, bo każda (prócz Defiance) miała jakiś feler który sypał mi całą grę na ówczesnym kompie.

Wolę mieć grę bez tych wszystkich 102 pierdół i stale zacinającego się steama (o achivementach się nie rozpisując), za to bez zakuwania się w internetowy kajdan.

Ja jestem od kilku lat podpięty do sieci praktycznie 24/7, więc nie widzę różnicy.

Choćby taki, że nawet obecnie niektórych gier odpalić nie mogę, mimo że dwoję się i troję, a porady i pomoc Steama można wsadzić do wiadra na dworze.

A może to wina gier a nie Steama? Albo twojego kompa? Czemu to zawsze Steam jest głównym winowajcą wszystkiego co złe i nie działa? Zresztą, jestem w stanie wymienić przynajmniej kilka gier które leżą w pudełku na półce i nie działały nigdy (albo działały źle), a wersje ze Steama działają bez problemu, bo np. mają jakiegoś małego patcha który wyszedł ukratkiem i nie można go za bardzo nigdzie znaleźć, chociażby Divinity 2 i fix dla kart graficznych GF serii 2xx.

Działają mi bezproblemowo dyskietki starsze ode mnie.

Ja mam płyty które działają i takie które nie działają, mimo że wszystkie leżą w oryginalnych pudełkach, poukładane alfabetycznie za szybką w pokoju. Co mam jeszcze robić, formaliną je smarować?

Spróbuj: inny komputer, inny (najlepiej starszy) napęd, regenerację płyt.

Dzięki, wolę zrobić sobie "dwuklik" na Steamie albo na gog.com, poczekać trochę nim gra się pobierze (FF7 pobrał mi się nim zdążyłem kawę zaparzyć). I mam grę, zpatchowaną, dostosowaną do systemu itd.

Niekiedy by w ogóle mieć dostęp do pełni gry, trzeba zapłacić dodatkowo.

Która gra prócz PoP 2008 i Asura's Wrath jest okrojona tak że nie jesteś w stanie poznać całości gry bez kupowania DLC?

Ha. Bierzesz grę, której nie możesz sprzedać i która niekoniecznie musi działać i dostęp do której może zostać ci w każdym momencie odcięty, a jak nie to won.

Wszelakie DLC i inny exclusive content nie powstał z dnia na dzień. To proces który rozwija się przynajmniej od kilku(nastu) lat, a twórcy coraz odważniej sobie poczyniają, testując przy okazji rynek. Myślisz że gdyby HL2 okazał się finansową klapą ze względu na Steama, to Valve dalej pompowałby miliony w jego rozwój? Czy jeśli koń do Obliviona obiłby się pustym echem, to mielibyśmy taki rozkwit DLC jak teraz? Produkcja DLC też wymaga pracy i pieniędzy, gdyby te pieniądze się nie zwracały, to nie byłoby DLC, bo nikt nie inwestowałby w martwy rynek. Ale że gracze kupują wszystko co się im rzuci to jest jak jest. Jest popyt, to twórcy udostępniają towar, to tak proste że aż mnie boli tłumaczenie tego (po raz setny).

Problem taki, że dziś większość gier jest na steamie lub podobnych platformach (jak origin) i nawet jak kupisz pudełkową wersje, to musisz się zarejestrować i grać przez steama. Czyli mamy w pewnym sensie monopol - bierzesz albo nie grasz w nowe produkcje wcale.

Patrz: akapit wyżej. Steam startował jako zabezpieczenie antypirackie do CS 1.6 i HL2. Zwłaszcza ten drugi sprzedał się nieziemsko dobrze ("BO PRZECIEŻ MUSZE MIEĆ NOWEGO HL!!), więc valve rozwijało swój pomysł. Pomysł odgapiają kolejne firmy (bo widzą że to się sprzedaje) i tak mamy Origina, Uplay, Desure i masę innego świństwa.

Owszem decydują portfelami, bo dla przeciętnego Kowalskiego (już nie mówiąc o Smithu) gry to wydatek na tyle mały w budżecie, że nie będzie się przecież z firmą wykłócał o te kilka USD. Po prostu je zapłaci, skoro zapłacił już kilkukrotnie więcej za coś co miało być pełną i samodzielną produkcją.

Gry nie są towarem niezbędnym do życia, a jakby od początku zdusić sam pomysł ciągłego podłączenia do sieci przez NIE kupowanie takich gier (których rocznie było tyle co nic) to może dzisiaj rynek wyglądałby inaczej.

Aż strach pomyśleć co będzie dalej: "Zginąłeś, aby wczytać grę kup nowe życie za 1 USD"?

I założę się że gracze by płacili, tak samo jak płacą za możliwość założenia znalezionego ekwipunku w grach MMORPG (Black Gold Online chyba wprowadził coś takiego, że jak ci wypadnie loot to musisz zapłacić żeby go założyć na postać).

Link do komentarza

@b3rt

Cokolwiek od Bethesdy (...)

Obliviona i F3 obcykałem. Irytujących bugów nie stwierdziłem.

(...) ToEE, Arcanum, Beyond Good & Evil (...)

Grałem. Jw. Nawet lichy ToEE był tani i miał dobre wydanie.

To tak z pamięci, mam sobie przypomnieć więcej?

Jeśli życzysz.

Jednak wolę żeby Steam sam mi zassał to co potrzebuje niż wydawać kilkanaście złotych na czasopismo żeby mieć patcha.

1. Kilka.

2. Patche wychodziły w porcji kilkunastu. Jedynie majętni, którzy kupowali wszystkie premiery, musieli bawić się modemem albo kupować kilka czasopism.

3. W innych miejscach sieci też są patche. Też możesz je ściągnąć od ręki i nikt nie wywala twoich praw do kosza.

Dla gówniarza żyjącego na garnuszku rodziców nawet te 2 zł za godzinę (gdzie rzadko kiedy w tą godzinę udało się pobrać i zainstalować to co trzeba) to było coś.

Byłem "gówniarzem żyjącym na garnuszku rodziców" i specjalnie się nie przelewało, ale dwa-trzy razy na tydzień mogłem pójść ze znajomymi pograć w CS albo SC. To było "coś" za pierwszym razem. Potem to po prostu kolejna, obok piłki kopanej, forma rozrywki. Tak samo jak automaty z MK czy innymi bijatykami pod namiotem w nadmorskich miejscowościach.

Poza tym gier nie sprzedaje, więc nie trafia do mnie ten argument.

Tu nie chodzi o to, czy sprzedajesz gry czy nie, tylko czy ktoś cię w pysk nie leje, że odbiera ci możliwość decydowania. Poza tym czy przed chwilą nie dawałeś argumentu o osobach, dla których 2 zł to spora kwota? Zatem sto złotych za pudełkową grę, która jest wg Steama oddana Ci jako wieczysta jałmużna i to na dodatek z możliwością odebrania bez jakiegokolwiek wyjaśnienia już nie?

A np. bug z Soul Reaver który zawieszał grę na bardzo modnych w tamtych czasach kartach Voodoo (sam taką miałem)?

Obok DMC to druga gra/seria, której nie uświadczyłem, więc muszę wierzyć na słowo - oto druga gra z bolesnym bugiem. Nadal mieścimy się w ramach jednej płytki z dowolnego czasopisma albo dwuzłotowej godziny w kafejce.

W całą serię Legacy of Kain było mi dane zagrać dopiero dzięki gog.com, bo każda (prócz Defiance) miała jakiś feler który sypał mi całą grę na ówczesnym kompie.

One word: Incubation. Są sposoby na odpalenie starych gier, a że nagimnastykować się trochę trzeba, to już inna kwestia.

Prócz tego mam zapasowego, starego kompa na takie gry.

A może to wina gier a nie Steama? Albo twojego kompa?

Prędzej kompa, który zresztą zamierzam wymienić, jednak spojrzawszy nań na kilku lepszych maszynach, muszę potwierdzić, że swoje felery ma.

Czemu to zawsze Steam jest głównym winowajcą wszystkiego co złe i nie działa?

Zawsze? Mnie się zdaje, że jestem głosem samotnika wołającego na pustyni, bo zbyt wiele podobnych wpisów nie znajduję.

Prócz tego nie zawsze. Spójrz do mojego wpisu o tej tematyce. Poza tym mechanizm odłączenia gry i podłączenia jej do innego konta jest dziecinnie prosty.

Zresztą, jestem w stanie wymienić przynajmniej kilka gier które leżą w pudełku na półce i nie działały nigdy (albo działały źle), a wersje ze Steama działają bez problemu, bo np. mają jakiegoś małego patcha który wyszedł ukratkiem i nie można go za bardzo nigdzie znaleźć, chociażby Divinity 2 i fix dla kart graficznych GF serii 2xx.

Trzecia gra. I naprawdę nie wierzę, że NIGDZIE indziej go nie ma.

Co mam jeszcze robić, formaliną je smarować?

Nie mam bladego pojęcia. Moje nieraz fruwały przez cały pokój i kończyły pod kranem, a do dnia dzisiejszego działają bez problemu. Normalnie poradziłbym, byś na nie uważał, kładł je w zacienonym miejscu albo przestał kupować liche płyty, ale to nie ma znaczenia, bo niedługo płyt w ogóle nie będzie się sprzedawać - tylko klucze.

Ponadto zajrzyj do tematów dot. giermaszu. Parę osób nie ma szybkiego, stałego, stabilnego łącza, a te które ma, ma z limitem... i nie ma za bardzo alternatyw, ale to tak na marginesie.

Dzięki, wolę zrobić sobie "dwuklik" na Steamie albo na gog.com, poczekać trochę nim gra się pobierze (FF7 pobrał mi się nim zdążyłem kawę zaparzyć). I mam grę, zpatchowaną, dostosowaną do systemu itd.

Jeśli chcesz płacić dwa razy za to samo bez jakiejkolwiek możliwości obrotem i paroma innymi potencjalnymi "przyjemnościami", o których pisałem w poprzednim komentarzu - proszę bardzo. Ja nie mam nawet MOŻLIWOŚCI odmiennego działania.

Która gra prócz PoP 2008 i Asura's Wrath jest okrojona tak że nie jesteś w stanie poznać całości gry bez kupowania DLC?

ME3, AC2, NG3. More here. Wiem, że to nie ten sam kaliber co PoP, ale w sumie i jego można skończyć "ciesząc się pełną dynamiki rozgrywką".

Prócz tego wygooglaj "dlc on cds" albo "dlc na płytach",

Wszelakie DLC i inny exclusive content nie powstał z dnia na dzień.

W ogóle nie o tym pisałem... ale przesuńmy ten argument dalej - cieszmy się, że taki ME2 był czymś więcej niż samym prologiem - przecież twórcy mogli skończyć na tym i dodać resztę jako DLC!

Tak, przesadzam tongue_prosty.gif

Myślisz że gdyby HL2 okazał się finansową klapą ze względu na Steama, to Valve dalej pompowałby miliony w jego rozwój?

Nie. Your point?

Czy jeśli koń do Obliviona obiłby się pustym echem, to mielibyśmy taki rozkwit DLC jak teraz?

Niezbyt mnie to interesuje. Jeżeli ktoś naciska przymusem na rynek, to średnio mi się to podoba, po prostu.

Przy okazji - wolałbym grę, dla której DLC stanowi miły dodatek, a nie który stanowi łaty na pustą przestrzeń w samej grze.

Jest popyt, to twórcy udostępniają towar, to tak proste że aż mnie boli tłumaczenie tego (po raz setny).

Nie wiem też specjalnie komu, ale mniejsza.

(...) i tak mamy Origina, Uplay, Desure i masę innego świństwa.

A więc te i Steam to "świństwo"? Ok. Ja bym tak nie powiedział.

Gry nie są towarem niezbędnym do życia (...)

Żyj zatem w lepiance, jedz ze śmietnika, śpij na kamieniu i ciesz się z życia.

Zawsze gniję z tego argumentu.

Trochę już dalej zaszliśmy jako społeczeństwo od "rzeczy absolutnie niezbędnych do życia". Nie żyjemy w lepiankach i nie czerpiemy już wody ze studni, ani nie zbieramy padliny oraz jagód, by zakopać je w ziemi na zimę.

Chcę tylko JEDNEJ rzeczy - respektowania prawa... albo jego zmiany. Niczego więcej. Nie chcę "zduszać" pomysłu elektronicznej dystrybucji gier i usług - uważam go za świetny - ani tym bardziej promocji. Również system patchowania, dopasowywania, forum, screenów, pomocy w grach sieciowych - miód.

I założę się że gracze by płacili, tak samo jak płacą za możliwość założenia znalezionego ekwipunku w grach MMORGP (Black Gold Online chyba wprowadził coś takiego, że jak ci wypadnie loot to musisz zapłacić żeby go założyć na postać).

Kategoria "zapłać za megawyczesanymiecz +inf colour" jest dodatkiem innej kategorii niż "pay to see whole game".

Link do komentarza

Prócz tego mam zapasowego, starego kompa na takie gry.

Tak szczerze, to wygodniejsza jest wirtualna maszyna. Mam takie ustrojstwo dla staroci, polecam, dużo miejsca można zaoszczędzić.

I naprawdę nie wierzę, że NIGDZIE indziej go nie ma.

Jest, u mnie na dysku tongue_prosty.gif. A tak poważniej to patch był na stronie producenta dosłownie kilka dni, później była premiera Dragon Knight Saga który patcha miał już w sobie, więc ten zniknął ze strony. Był jeszcze kilka miesięcy na stronie Cenegi, ale teraz widzę że też go nie ma. Google nie zwraca więcej wyników prócz postów forumowych "mam kartę GTx 2xx, D2 wyciąga 3fps na low".

Ponadto zajrzyj do tematów dot. giermaszu. Parę osób nie ma szybkiego, stałego, stabilnego łącza, a te które ma, ma z limitem... i nie ma za bardzo alternatyw, ale to tak na marginesie.

Zawsze mnie bawi ten argument. "Boże, a ja mam neta z limitem, co mam zrobić". Co to kogo obchodzi co masz zrobić, trzeba sobie było nie dać syfu wciskać. To może róbmy gry tylko z drewnianych klocków, w końcu dzieci w Afryce też by pograły a nie mają komputerów. Nie popadajmy w paranoje.

Wiem, że to nie ten sam kaliber co PoP, ale w sumie i jego można skończyć "ciesząc się pełną dynamiki rozgrywką".

Nie można, bo gra kończy się w 2/3 historii. "Chcesz więcej? Kup DLC". Większość gier jest spójnych fabularnie: ma swój początek i koniec. DLC to z reguły bonusowe misje które fanom dadzą trochę dodatkowej zabawy i ew. rozszerzony obraz świata. Tak długo jak nikt nie przerwie mi zabawy w połowie to nie będzie mi to przeszkadzać.

Nie. Your point?

Czyli się sprzedał => próbujemy dalej => gracze dalej kupują = gracze tego chcą => tak robimy.

Wersja alternatywna: HL2 się nie sprzedał => przynosi duże straty => Steam okazuje się klapą => Valve testuje jeszcze kilka gier, wszystkie są klapą => Rezygnacja z klientów on-line. Nie opłacają się = gracze tego nie chcą.

Niezbyt mnie to interesuje. Jeżeli ktoś naciska przymusem na rynek, to średnio mi się to podoba, po prostu.

Ale kto naciska przymusem? Zaczęło się od tworzenia nic nie znaczących skórek a obecnie mamy wycinane fragmenty gry i sprzedawane jako DLC. Twórcy wycinają coraz więcej = gracze kupują coraz więcej. Koło się zamyka.

ZSRR startował jako kraj równości mlekiem i miodem płynącym.

Nie widzę powiązania ze sprawą.

A więc te i Steam to "świństwo". Ok. Ja bym tak nie powiedział.

Nie, bo Steam coś oferuje, w przeciwieństwie do np. Uplay. Mega wyprzedaże, stabilne serwery, zrzeszanie pewnych społeczeństw pod postacią grup, jakieś achievementy, komunikator (zarówno głosowy jak i tekstowy, oba bez konieczności wyłączania/minimalizowania gry) teraz karty i jeszcze inne różne rzeczy. Uplay to wrzód na dysku który jest i tyle. Podobnie Origin. Valve w przeciwieństwie do innych DRM'ów przynajmniej próbuj sprawiać wrażenie że robi coś dla graczy.

Żyj zatem w lepiance, jedz ze śmietnika, śpij na kamieniu i ciesz się z życia.

Nie widzę powiązania.

Link do komentarza

@b3rt

Tak szczerze, to wygodniejsza jest wirtualna maszyna.

Ale klimat lepszy.

Mam takie ustrojstwo dla staroci, polecam, dużo miejsca można zaoszczędzić.

Mój służy jako podstawka do monitora (bo desktop) wink_prosty.gif

Jest, u mnie na dysku tongue_prosty.gif (...)

Kolego, PROSZĘ. Znalazłem pasującego do polskiej wersji KuF patcha upgrade'ującego grę do golda i dodającego opcję zapisu pośród setek patchy do różnych konkretnych wersji językowych (gł. azjatyckich). Zważywszy na to, że więcej osób na świecie słyszało chyba o miejscu pogrzebania Arki Przymierza niż o tej grze, to myślę, że sobie poradzę tongue_prosty.gif

Zawsze mnie bawi ten argument. "Boże, a ja mam neta z limitem, co mam zrobić". Co to kogo obchodzi co masz zrobić, trzeba sobie było nie dać syfu wciskać.

Nie ma się co śmiać, jeżeli jedyną alternatywą jest brak dostępu do Internetu...

To może róbmy gry tylko z drewnianych klocków, w końcu dzieci w Afryce też by pograły a nie mają komputerów. Nie popadajmy w paranoje.

Porównaniu konfliktu Internetu z limitem i bez limitu do drewnianych klocków i apelowanie o niepopadanie w paranoję...

XD

Nie można, bo gra kończy się w 2/3 historii. "Chcesz więcej? Kup DLC".

"Ale tak zdecydował twórca, w swoim twórczym powiewie wolności artystycznej i nie masz prawa narzekać!".

Większość gier jest spójnych fabularnie: ma swój początek i koniec.

Rozumiem że setki pozycji literackich z cliffhangerami, bez konkretnego początku czy końca albo opiewających na kilka tomy także bez definitywnego zakończenia to też barachła niesamowite?

DLC to z reguły bonusowe misje które fanom dadzą trochę dodatkowej zabawy i ew. rozszerzony obraz świata.

"Dokup DLC, które nie działa w twoim kraju trzeciego świata (Polska), by jakoś zagospodarować połowę okrętu, do której DZIWNYM TRAFEM normalnie nie mamy dostępu, mimo że jest widoczna jak na dłoni!". No magia, proszę Państwa!

Tak długo jak nikt nie przerwie mi zabawy w połowie to nie będzie mi to przeszkadzać.

"Nie patrz na boki, mój drogi, mój miły, tam dostęp mają ci, którzy więcej zapłacili". Link do artykułu na gram.pl dawałem.

Czyli się sprzedał => próbujemy dalej => gracze dalej kupują = gracze tego chcą => tak robimy.

Gorzej, jak DLC staje się nie absolutnie zbędną pierdołą jak zbroja dla konia, a staje się ćwiartką całej produkcji, którą wcześniej wycięto - jw.

Wersja alternatywna: HL2 się nie sprzedał => przynosi duże straty => Steam okazuje się klapą => Valve testuje jeszcze kilka gier, wszystkie są klapą => Rezygnacja z klientów on-line. Nie opłacają się = gracze tego nie chcą.

Dystrybucja elektroniczna jest trendem w obecnym obrocie grami. Jeśli Steam by sobie nie dał rady, to dałaby sobie rada inna platforma. Tak samo jakby ktoś nie opatentował jednego urządzenia, to nie znaczy, że byśmy go nie mieli - stały kolejki osób z dokładnie tymi samymi wynalazkami na zasadzie "kto pierwszy ustabilizuje i opatentuje".

Pokaż mi obecnie działający prężny rynek klasycznie dystrybuowanych gier. Steam ma niemal pozycję monopolisty (no, bardziej oligopol z resztą) i może dyktować pewne zachowania - jak choćby uniemożliwiać odsprzedaż.

Ale kto naciska przymusem?

"Chcesz gry? Musisz je "oddać" nam albo wynocha". Ile gier nie wymaga Steama/Origina i nie jest jakimiś kulkami albo kaszankami? 1%?

Twórcy wycinają coraz więcej = gracze kupują coraz więcej. Koło się zamyka.

Bo mogą, bo wiedzą, że rynek się rozwija, posiadanie nowych gier jest pożądane, całość napędza dalszy popyt, więc można przykręcić śrubę.

Prawa konsumenta? What's that? XD

Nie widzę powiązania ze sprawą.

Też nie, dlatego wykasowałem, gdy zdałem sobie sprawę, że źle przeczytałem i zrozumiałem fragment.

Nie, bo Steam coś oferuje, w przeciwieństwie do np. Uplay.

Fajnie. Plusy dla niego. Kiedy zacznie przestrzegać prawa?

Mega wyprzedaże (...)

+

(...) stabilne serwery (...)

Polemizowałbym, ale źle nie jest.

(...) zrzeszanie pewnych społeczeństw pod postacią grup(...)

Meh.

(...)Jakieś achievementy (...)

Które (przynajmniej mi) potrafią popsuć przyjemność z rozgrywki, ale ok.

(...) komunikator (zarówno głosowy jak i tekstowy, oba bez konieczności wyłączania/minimalizowania gry) teraz karty i jeszcze inne różne rzeczy.

Fajnie. Kiedy zaczną przestrzegać prawa? Tylko tyle wymagam.

Uplay to wrzód na dysku który jest i tyle. Podobnie Origin.

Miałem JEDEN powód, by narzekać na Origina, poza brakiem możliwości odsprzedaży - gry od EA/BW nie łykają hasła z jakimiś znakami, więc swoje musiałem bardzo uprościć. Reszta cacy.

Valve w przeciwieństwie do innych DRM'ów przynajmniej próbuj sprawiać wrażenie że robi coś dla graczy.

Przynajmniej u nas nie biją murzynów.

Nie widzę powiązania.

Pokrywa się z "brakiem niezbędności do życia". Wszystko powyżej tego co napisałem nie jest do niego niezbędne, więc każdy kto ma choć minimalnie więcej nie może narzekać ani wymyślać -> lolwut.

Link do komentarza

Ale klimat lepszy.

Akurat nie jestem człowiekiem przywiązującym wagę do klimatu. Nad klimat przekładam fakt że w ramach jednego urządzenia mam 3 systemy operacyjne, dowolną możliwość operowania parametrami kompa (za szybki procek? Myk, już jest 200mhz) itd. Ale jak ktoś woli klimat to ok :)

Nie ma się co śmiać, jeżeli jedyną alternatywą jest brak dostępu do Internetu...

Brak dostępu do internetu rzadko kiedy jest jedyną alternatywą, bo z reguły dużo łatwiej jest podpiąć internet radiowy niż komórkowy (prawie każda wieś ma lokalnego dostawce), który mimo niższych prędkości jest dużo stabilniejszy i nie ma limitów. No ale jak ktoś widzi "PLEJ LTE 20MB/S" i kupuje zamiast myśleć to cóż. Chyba że ktoś faktycznie nie ma innej opcji, to ok.

Rozumiem że setki pozycji literackich z cliffhangerami, bez konkretnego początku czy końca albo opiewających na kilka tomy także bez definitywnego zakończenia to też barachła niesamowite?

Wycinasz zdania z kontekstu i mieszasz dwie różne rzeczy. Czym innym jest zamierzony cliffhanger w książce, mający wprowadzić zachętę dla drugiej książki (albo zakończenie gry zachęcające do zakupu innej gry), które zapewne będą odpowiadać długością pierwszej części, a co innego wycięcie kilku ostatnich scen bez których cała historia traci sens, jak w PoP 2008.

Gorzej, jak DLC staje się nie absolutnie zbędną pierdołą jak zbroja dla konia, a staje się ćwiartką całej produkcji, którą wcześniej wycięto - jw.

DLC przebyły długą drogę nim stały się ćwiartkami produkcji.

Dystrybucja elektroniczna jest trendem w obecnym obrocie grami. Jeśli Steam by sobie nie dał rady, to dałaby sobie rada inna platforma.

Było wiele trendów które niekoniecznie się sprawdziły i umarły śmiercią naturalną. Steam wszedł "na salony" w momencie w którym prym wiodły gry na płytach DVD i odniósł sukces. Gdyby go nie odniósł (i nie odnieśli go jego ewentualni następcy), to wątpię żeby inne firmy wchodziły na niepewny grunt mogąc zostać przy sprawdzonych rozwiązaniach. Skoro pomysł się przyjął to znaczy że graczom się to podoba.

Pokrywa się z "brakiem niezbędności do życia". Wszystko powyżej tego co napisałem nie jest do niego niezbędne, więc każdy kto ma choć minimalnie więcej nie może narzekać ani wymyślać -> lolwut.

Czym innym jest rozrywka, a czym innym zapewnienie sobie podstawowych wygód do życia w cywilizowanym społeczeństwie. Jeżeli jedyną możliwością skutecznego zahamowania rozwoju niektórych trendów jest nie kupienie jakiegoś produktu bez którego moje życie kompletnie nie ulegnie zmianie, to nie widzę problemu żeby tego nie zrobić. Jeśli jednak bez względu na skutki muszę mieć jakąś grę, to nie widzę powodu do narzekania na rozwój związanych z nią trendów. Oczywiście, teraz to tylko gdybanie, bo nikt wtedy nie był w stanie przewidzieć jak rozwinie się rynek, jednak ludzie cały czas wybierają chwilę przyjemności zamiast próbować przewidzieć skutki.

Link do komentarza
Całą stertę pudełek z płytami, instrukcjami, karteczkami z kodami instalacyjnymi itd?

Dwie trzy gry starczą.

porysowanych i wiecznie gubiących się płyt itd.
No patrz, ja mam płyty w stanie idealnym mimo grania i nic mi się nie gubi mimo że posiadam ponad 670 oryginalnych gier.

No i dla mnie to plus, bo doskonale pamiętam czasy kiedy nie było internetu, a jak w grze był bug - nie daj boże - uniemożliwiający grę to się nie grało, albo szukało patchy po płytach z czasopism.

I było ok.

Ja przez długie lata nie mogłem zagrać w Half Life 2, przez Steama właśnie, ale pretensje miałem do TP że w XXI wieku nie mogę u siebie podłączyć stałego łącza internetowego, a nie do Valve że przy projektowaniu nie pomyśleli że w jakieś tam Polsce może nie być łatwego dostępu do sieci.

Nie biorą oczywiście poprawki że to żadne zabezpieczenie dla piratów a tylko utrapienie dla "legali". Nie biorą też pod uwagę czynników losowych które sprawiają że internetu brak nawet w krajach rozwiniętych.

Daj mi jeden powód dla którego za kilkanaście lat miałbyś nie odpalić gier ze steama?

Bo nie będą po prostu przez niego wspierane? Nic - ani steam, ani twórcy gier - nie jest wieczne.

Co mi z tego że mam na półce oryginalne FInal Fantasy VII, Resident Evil 1-2 czy Dungeon Keeper Gold (gry z 1997 roku, wtedy kupione!) skoro mimo braku rys nie jestem w stanie ich zainstalować bo wywala błedy odczytu danych co 10 sekund? A to są gry oryginalne, o płytach z czasopism nawet nie mówię.

Nie wiem co ty robisz z tymi płytami. Nie mam NAJMNIEJSZYCH PROBLEMÓW z instalacją i odczytem gier, nawet z 1994 roku i to nawet gdy mają rysy. Oryginalna płyta, odpowiednio przechowywana, ma żywotność kilkuset lat.

  • Upvote 1
Link do komentarza

Zatem, kolego b3rt, czy to, że możesz pobrać swój ulubiony tytuł ze Steama i że Steam Ci patchuje tenże i iż na Steamie są achievementy i komunikator, w Twoich oczach usprawiedliwia, że wydawca traktuje Cię jak złodzieja?

Że za Twoje pieniądze jedynie wypożycza Ci tytuł i zastrzega sobie prawo do odebrania Ci go bez podania powodu?

Usprawiedliwia to, że mogą Cię doić jak krowę za kawałki gry?

Usprawiedliwia to, że Ty, swojego produktu NIE możesz nikomu oddać, odsprzedać ani wypożyczyć?

Wyobraźmy sobie sytuację, że serwery Steam trafia szlag. Niech będą Ci źli hakerzy-piraci. I w tym momencie udaje się Valve odzyskać 95% danych. Niemniej Ty znajdujesz się w tych pechowych 5%. Ale Valve nie chce się przyznać, że ich serwy są podatne na atak hakerów (tyle danych, tyle gier, no nie można się po prostu przyznać, straci się zaufanie, ludzie będą się burzyć, wściekły tłum przecież już potrafił dekapitować monarchów), więc te 95% ludków dostaje info o niezapowiedzianych pracach konserwacyjnych oraz bon na skórkę wartości 5 zł w jakiejś grze. Pozostałe 5% dostaje ładnego maila z informacją, iż ze względu na podejrzenie o posiadanie nielegalnych kopii produktów ich konta zostają nieodwracalnie zablokowane, a zgromadzone na nich gry przepadają. Cieszysz się nadal Steamem i jego "błogosławieństwami"?

Teraz ja mam takie Diablo 2. Grę kupiłem za 70 zł wraz z dodatkiem. Mogę grać w singla i multi. Ponadto! Zarejestrowałem ją na serwisie Battle.net i mogę pobrać tą grę z dowolnego miejsca na świecie. Jednakże. Grać mogę bez połączenia z internetem. Ba, nie muszę nawet giery rejestrować! Aby pobrać patch nie potrzebuję zewnętrznych programów zaśmiecających mi system i stale mnie monitorujących, wystarczy, że na chwilę się podłączę do serwera multi i gra mi się zaktualizuje. Później mogę wyłączyć neta, wziąć laptopa do pociągu i jechać z Gdańska do Rzeszowa. Jeżeli siądę sobie przy gniazdku, to całą podróż mogę przeciupać.

Znudzi mi się Diablo 2? Biorę i je sprzedaję sąsiadowi za 2 dychy i browara. On może grę zainstalować. Pobrać wszystkie łatki. Grać tak na singlu jak i multi. Jedynie nie może zarejestrować tytułu na BN i pobierać gry z dowolnego miejsca. Ale on za tytuł dał 20 zł, a nie 70.

No i ze smutkiem muszę przyznać, że w przypadku Star Crafta II i tytułów późniejszych Blizzard już wprowadził bardziej wredną politykę.

Koniec końców. Steam, Origin, Uplay i inne ze swoimi antypirackimi zabezpieczeniami uderzają przede wszystkim w uczciwych użytkowników.

Tak jak napisałem piraci po prostu pobierają grę, wrzucają cracka do odpowiedniego folderu, czy nawet są programy, które same za nich to robią. I mają głęboko w nosie wszelkie fanaberie wydawców. A brak możliwości nabijania Achievementów, wcale im nie przeszkadza. Przynajmniej nikt nie wie ile godzin spędzili przy danym tytule i co tam robili...

  • Upvote 1
Link do komentarza

@Arry

Nie uważam że Steam jest bez winy. O ile patchowanie czy odsprzedawanie gier w ogóle mnie nie rusza (bo nigdy gier nie sprzedawałem), o tyle umowa o "udostępnianiu usługi" czy fakt że wprowadzają nowe, niewygodne punkty regulaminu, które kasują ci całą bibliotekę gier (których nawet nie kupiłeś u nich!) jeśli się na nie nie zgodzisz uważam za karygodne. Z drugiej jednak strony strasznie działa mi na nerwy hipokryzja graczy (wiem że mocno generalizuje powołując się na "graczy"), którzy co innego robią, a co innego piszą. Najpierw czytam litanie żali na DLC do ME3, kilka dni później czytam że te same DLC sprzedały się prawie tak samo dobrze jak samo ME3. Czytam narzekania że CoD to odcinanie kuponów od marki, za tydzień widzę rekordy sprzedażowe Ghosta. Czytam o bojkocie Diablo 3 ze względu na konstrukcje gry jak z MMO (stałe połączenie + większość operacji wykonwywanych na serwerze), w drugi dzień nie jestem w stanie znaleźć pudełka w sklepie bo cały nakład się sprzedał. Czytam o narzekaniu na zabezpieczenia antypirackie, za chwilę widzę wykres że Street Fighter 4 spiraciło 2x więcej ludzi niż sprzedało się kopii. Wina takiego rozwoju rynku leży po obu stronach, twórcy coraz bardziej sobie pozwalają, bo wiedzą że gracze i tak kupią, w tym widzę problem.

Twoja historia o serwerach jest niestety tak wydumana że aż nierealna. Nie wiem jak w Valve, ale miałem przyjemność widzieć serwerownie google'a i jedyną opcją utraty wszystkich danych byłaby chyba wojna atomowa. To nie jest serwerowania postawiona w piwnycy w bloku a ogromne sieci połączonych ze sobą hangarów, pełnych komputerów i dysków tworzących wielokrotne kopie danych i uzupełniające brak i luki, zabezpieczonych kilkoma poziomami firewalli. Utrata tego wszystkiego na ten moment byłaby praktycznie niemożliwa w normalny sposób.

Link do komentarza

Historia była wymyślona. Co nie znaczy, że niemożliwa. Z AC2 było tak, że niedługo po premierze serwery padły. Czyli fakt, że nie będzie można grać nie jest wcale taki niemożliwy jakim go wydawcy kreują.

Co do hipohryzji:

DLC nie pobieram. Jedyne jakie mam to te dodawane za darmo do gier, które kupiłem (np kod do ME2, który był w pudełku). Jedyne CoDy jakie mam to MW, WaW i BO. Tylko dlatego, że była jakaś niesamowita promocja w empiku i kupiłem te wszystkie tytuły za 50 zł. Diablo 3 omijam szerokim łukiem. Ostatnią grą od Blizzarda, w którą grałem jest D2. A co do zabezpieczeń antypirackich, to już wyżej napisałem, że przeszkadzają one bardziej uczciwym użytkownikom, niż piratom.

Czy zatem mój tekst jest hipokryzją?

  • Upvote 1
Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...