O piractwie, growym partactwie, zabezpieczeniach i obostrzeniach, przeszłości i teraźniejszości.
Dzisiaj tak trochę inaczej.
Do napisania dzisiejszego wpisu zachęcił mnie... sam zresztą nie wiem. Tak trochę ponarzekam na wydawców. I w ogóle.
Ale od początku. Kiedyś kupowało się ORYGINAŁ. Większość się śmiała z ludzi kupujących ORYGINAŁY. Ale ja, jako jeden z tych dziwnych stworów, które kupowały takowe miałem satysfakcję.
I inni mogli się ze mnie śmiać. Ja miałem ORYGINAŁ i basta.
Taki ORYGINAŁ charakteryzował się dużym lub trochę mniejszym pudłem. Ładniejszymi, bądź mniej ładnymi, ale za to niejednokrotnie kolorowymi płytami. Drukowaną instrukcją. Plus czasem coś fajnego było w środku.
Brało się do ręki tak karton, obracało się go i przyglądało się mu. Później było odfoliowanie, odkrywanie co tam w środku siedzi. A gdy giera się instalowała można było czytać instrukcję. Kartkować ją w poszukiwaniu fajnych obrazków, ciekawych informacji itp.
Zatem kupując ORYGINAŁ płaciło się wydawcy, który znalazł i opłacił twórców, którzy zrobili fajną grę, opłacił tłocznię, drukarnię, skombinował ładne pudełko itd.
Warto też było czytać pisma branżowe w poszukiwaniu nowych ORYGINAŁÓW wartych kupna, żeby zagrać w dema i zobaczyć czy nam gra będzie pasować.
Później nadeszła era internetu i przestało być tak kolorowo. ORYGINAŁY ustąpiły miejsca Oryginałom. Mniejsze instrukcje, bo można pobrać. Gorzej dopracowane produkty, bo wyjdzie patch, to ludzie sobie ściągną. Nawet pudełka zaczęły być mniejsze. I wszystko szło ku dołowi. To co dawniej było ORYGINAŁEM, teraz nazwano Edycją Kolekcjonerską, której cena była o co najmniej 20% wyższa. Dostawało się tak naprawdę plastikowego DVD-boxa, kilkustronnicową instrukcję (Diablo w Antologii Blizzarda miała 8 stron) oraz płytę z grą.
Pisma branżowe zaczęły tracić na wartości. Internet był szybszy, wygodniejszy. Jeszcze przed premierą gry można było zachęcić ludzi do kupienia produktu. Piękne obrazki, niewiele mające z samą produkcją wspólnego (wystarczy wejść do Empiku czy innego podobnego sklepu, wziąć do ręki losowy tytuł z półki RPG i w można zobaczyć. A w zasadzie nie zobaczyć. Ani nie wiadomo czy to FPP, TPP rzut izometryczny. Ani nie widać interface'u. Tylko kolorowe efekty czarów, potwory w pełnej krasie i nic więcej.), oszałamiające filmiki, specjalnie podrasowane, żeby pokazać, jak to nie będzie fajnie. Albo raczej jak to nie mogłoby być fajnie. Na szczęście jeszcze można było niekiedy zagrać w demo.
No i nadszedł czas cyfrowej dystrybucji. Powoli do lamusa odchodzą Oryginały. Pojawiły się oryginały. Brak pudełka, brak drukowanej instrukcji. Można za to sobie pobrać grę z dowolnego miejsca na świecie! Czasem można też pobrać instrukcję. Dema - prawie zanikły. Za to w większości można zapłacić w przedsprzedaży i pobrać grę w dniu premiery. Trzeba dodać, ze niejednokrotnie gra wychodzi symultanicznie z patchem naprawiającym największe błędy. Kolejne łaty są wypuszczane są co jakiś czas, aż do momentu naprawienie gry w stopniu pozwalającym na w miarę spokojne przejście tytułu.
Edycje Kolekcjonerskie polegają na tym, że dostaje się dodatkową godzinę gry, albo nowe fatałaszki czy inne dziadostwo.
Ponadto, skoro internet jest powszechnie dostępny, to gracze mogą pobrać nowe przygody, dodatkowe mapy, fajniejsze skiny, bronie itd., wycięte zakończenie (Prince of Persia). Oczywiście za drobną opłatą. Gdyby policzyć te drobne opłaty, to się wyda więcej niż za sam tytuł. Ale rozstanie się z 50 dolarami bardziej boli niż rozstanie się dziesięć razy w krótkich odstępach czasu z 5 dolarami.
Zatem co oferują nam dzisiejsze oryginały?
Możliwość ściągnięcia gry w dowolnym miejscu na ziemi, o ile tylko jest internet. I masę płatnych dodatków.
Kupiłem CDA z Dungeon Siege III. Zarejestrowałem grę na Steamie i pojechałem do innego miasta studiować. Płyta została w domu. Jak na studiach mnie wzięło na granie, to spoko. Ściągam, instaluję działa, śmiga i w ogóle. Ale jak chciałem przeczytać instrukcję, to nie znalazłem opcji pobrania takowego dokumentu. Może za mało grzebałem, ale w momencie, gdy, żeby przeczytać jakiś jeden akapit w instrukcji muszę przekopać pół serwisu Steam, to mi się odechciewa.
Zatem, co jako dzisiejszy gracz dostaję kupujący oryginał? Potrzebę ciągłego bycia podłączonym do internetu, żeby móc grać. Brak jakiejkolwiek możliwości odsprzedania/wypożyczenia tytułu. Czasem niekompletne gry, za które, żeby uzupełnić, trzeba zapłacić. Potrzebę rejestracji na coraz to nowych serwisach, podawania swoich danych osobowych, coraz to nowego potwierdzania, że tak, do jasnej cholery, JESTEM posiadaczem tego konta i chcę na TYM komputerze się do niego zalogować. I ogólnie odgórne traktowanie mnie jak złodzieja.
Czasem się zdarza, że internetu nie ma (w sumie nie aż tak rzadko). I co wtedy? Nie pograsz, nie ma połączenia z serwerem. Nie korzystałeś z maila od ponad roku i go usunęli (zdarzyło mi się), a nie pamiętasz hasła ani loginu do konta? Wszystkie gry, które miałeś, oryginały, przepadły. Bo trzeba zabezpieczyć się przed piractwem. Bo tak. Dostajesz grę trwającą 9 godzin. Żeby przedłużyć swoją przygodę zapłać! Lubisz mieć dodatkowe bajery w wersji pudełkowej? Płać, płacz ale płać.
I to, co opisuję, to wcale nie są wydumane problemy.
Wycięty dla kasy kawałek gry doskonale obrazuje Prince of Persia.
Poziom niedopracowania godny dla wersji wczesnoprodukcyjnej zaprezentował nam Gothic 3 oraz dodatek do niego. (Nie twierdzę, że dawniej tak nie było. Ale dawniej jak ktoś wydał produkt niedopracowany, to ludzie po prostu nie kupili następnego produktu. Albo nawet przeczytali w gazecie i nie kupili tego niedopracowanego szmelcu).
Ciągły dostęp do internetu to domena wielu dzisiejszych produkcji. Mi zdarzyło się, że nie byłem w stanie grać w Assassin's Creed 2 przez to zabezpieczenie.
Brak instrukcji? Dungeon Siege III.
Osobiście doświadczam co chwilę ze Steamem, że muszę odczytać jakiś głupi mail, przepisać głupi kod, żeby głupi Steam upewnił się, że ja to jednak ja.
Rzeczy takie jak przypisanie do jednego konta gry też irytują. Przykład: kupiłem z bratem CDA, była giera, ale giera jest na Steam, więc obydwaj na swoich kontach nie pogramy. Ja mam swoje konto, on swoje. Trzeba mieć dwie kopie, albo jedna osoba rezygnuje z giercowania.
Długość gier? Gothic, gram już w niego ponad 10 godzin, a dopiero jestem w drugim rozdziale. I nie nudzi się. A przecież pierwszy Gothic to jeden z krótszych RPGów. W przypadku Dragon Age przeszedłem grę w 20 godzin. Przy czym strasznie mnie wymęczyła wtórność lokacji czy skalowanie przeciwników (aby nie było przypadkiem sytuacji, że gracz pójdzie gdzieś i zginie! W Gothicu? Wlazłeś na Orka? Zabił cię? Nie robiłeś save od godziny? Sorry, takie życie).
Dodatki? Obecnie w normalnej wersji trzeba się cieszyć, jeżeli jest pełna gra na te 9 czy ileś godzin. Dawniej? Ot chociażby Świątynia Pierwotnego Zła. Pudło, a w środku: mapa krainy, 200 stronnicowa instrukcja, karta pomocy podręcznej, płyta z dodatkami, książka. Warcraft 2 z dodatkiem: instrukcja w języku polskim, instrukcja w języku angielskim, karta czarów z opisami, soundtrack na płycie z grą. Dzisiaj za soundtrack trzeba dodatkowo płacić. W końcu dobro ekskluzywne.
Wielki marketing w połączeniu z brakiem dem sprawił, że wszyscy, którzy zamówili przedpremierowo Aliens: Colonial Marines zostali nabici w butelkę. Produkt końcowy był znacznie gorszy niż wszystkie gameplaye zaprezentowane przez twórców.
Ponadto Steam jak i również inne platformy strasznie śmiecą. Jak usunąłem bodajże Call of Juarez: The Cartel moim Revo Uninstaller, to się okazało, że ilość śmiecia pozostawionego przez Steam jest porażająca. A po usunięciu tego śmiecia Steam przestał działać i trzeba było od nowa instalować tak Steama i jak i gry.
Dorzućmy do tego niewspierane tytuły (serwery do Medal Of Honor już nie są wspierane, można grać tylko po LANie) i mamy obraz dzisiejszego rynku gier.
Iselor mi raz powiedział, że za kilkanaście lat prawdopodobnie nie będzie się dało odpalić gier ze Steama, a jego Ultima z 1989 roku będzie śmigać. I zgadzam się z tą opinią.
Kiedyś klient był... klientem. Człowiekiem, który kupował pełnowartościowy produkt. Dzisiaj jest dojną krową, której można wszystko wcisnąć. Dawniej kupowałem ORYGINAŁ i nie musiałem się niczym martwić. Po prostu wsadzałem płytę do napędu i grałem. Dziś kupuję oryginał i męczę się z rejestracją, wpisywaniem kodów, potwierdzaniem tożsamości, brakiem instrukcji, toną reklam i ofert "only for you", stałym połączeniem internetowym i całą masą innych pierdół.
Pirat zaś jedynie ściąga grę i ją crackuje...
Pozostaje zacytować tylko Edwarda Stachurę:
"Człowiek człowiekowi wilkiem"
- 11
20 komentarzy
Rekomendowane komentarze