Kupując ten film na DVD nie spodziewałem się arcydzieła czy wielkiego patriotycznego kina jak to było reklamowane. Chciałem zobaczyć po prostu poprawnie wykonanego średniaka opisywanego tak w wielu recenzjach. Moje rozczarowanie było ogromne i niestety nie mogę tego nazwać nawet kiepskim filmem, jest to tragedia dla polskiej kinematografii porównywalne z Kac Wawa. UWAGA Dalsza część wpisu może zawierać spoilery, więc jeżeli zamierzacie obejrzeć film nie czytajcie lub przeczytajcie i nigdy nawet nie patrzcie w jego stronę.
Film jest tak zły, że nie wiem od czego zacząć. Najzabawniejszą rzeczą jest chyba wszędzie umieszczany mesjanizm i próba wciśnięcia jakiś symboli czy martyrologii narodu polskiego. Oczywiście z wiadomym skutkiem. Pełno tu ujęć na ołtarze, światła spadającego z nieba i oświetlającego bohaterów jakby to sam Chrystus na nich patrzył. Do tego te zbliżenia na latające(dosłownie) krzyże. Pełno tu pieśni patriotycznych, jak np. Wojenko, wojenko, itp. Jednak bardziej od stylu II RP przypominają pamiętne wykonanie hymnu USA przez Stevena Tylera(LINK gdyby ktoś nie widział).
Nie to jest jednak najgorsze. Najwięcej poświęcę miejsca bohaterom bo jest co pisać. Są tak źle napisani, a aktorzy tak fatalnie dobrani, że powinni zamknąć scenarzystę. Mamy tu więc Daniela Olbrychskiego w roli Józefa Piłsudskiego, który po prostu odczytuje dane mu linijki tekstu. Ta rola jest strasznie bezpłciowa, nie są pokazane żadne emocje czy choć fragment charyzmy Marszałka. Idąc dalej mamy Michała Żebrowskiego w roli Grabskiego. Pomijając fakt, że jednej z najważniejszej postaci II RP napisano łącznie 5 minut, to ukazuje się go tutaj jako głupiego człowieka, który boi się powiedzieć słowa przy Piłsudskim. Wepchnięty na siłę Jarosław Boberek, który wyraźnie się tu nie odnajduje, zwłaszcza w krótkiej epizodycznej roli. Jednak największą porażką pod względem aktorstwa jest główny bohater. Ciekaw jestem kto wpadł na genialny pomysł umieszczenia w głównej roli doświadczonego przez wojnę żołnierza, ułana - Borysa Szyca. Aktor, który nie występuje w niczym innym niż głupkowate komedie romantyczne ma zagrać poważną, dramatyczną postać. Wyraźnie nie miał pomysłu jak zagrać tą postać, a oglądanie go na ekranie to męczarnia. Pomijam już fakt, że przez większość filmu widać Borysa Szyca z głupkowatych komedii a nie targanego brutalnością wojny żołnierza. Potrafi wykręcać komiczne miny, które wywoływały mój śmiech. Aktor spisuje się pod tym aspektem ale chyba niezbyt pasuje to w momencie gdy obok niego ciało jest rozrywane na drobne kawałeczki, a wszędzie umierają ludzie? Niektóre postacie poznajemy tylko po to, by minutę później zginęły.
Scenarzysta daje też ciała w innych elementach. Poszczególne sceny nie mają ani odrobinki sensu czy logiki. Dwoje głównych bohaterów jest w sobie szaleńczo zakochanych, możemy się tego dowiedzieć ze ślubu, który jest zawarty już w początkowych scenach filmu. I to tyle, nie dowiemy się o nich nic bo przez większość filmu są w zupełnie innych miejscach. Zero jakiegokolwiek budowania wiarygodności postaci. O całej ofensywie nie potrafi nas logicznie poinformować, więc jedzie po najcieńszej linii oporu - wbiega żołnierz i oświadcza, że bolszewicy są pod Warszawą. W sumie dobre i to gdy sceny są tak chaotycznie zmontowane, że z trudem orientujemy się czy akcja poszła do przodu czy może jednak wciąż obserwujemy tą samą scenę. Do tego wybitnie przez mnie zapamiętana scena amputacji ręki. Nie jestem specjalistą od medycyny ale żołnierz, który wykrwawia się z rany postrzałowej w rękę, po jej amputacji wykrwawi się tym bardzie... Hoffman tylko dolewa oliwy do ognia. Sama scena bitwy warszawskiej jest tragicznie wyreżyserowana. Rosjan jest tam mniej niż w dowolnej scenie w trakcie trwania filmu. Wielka kontrofensywa pojawia się znikąd i równie niespodziewanie się kończy. Ewidentnie zabrakło tu już funduszy. Brak funduszy widać także w statystach. Niektórzy są tak charakterystyczni, że rozpoznałem ich kilkakrotnie. Tak więc jeden aktor jest tu polskim cywilem, żołnierzem, bolszewikiem i lekarzem. Najgorszym elementem tej bitwy jest jednak wyjście żołnierzy z okopów. Scenę wcześniej resztką sił walczą w okopach, większość umiera lub jest ciężko ranna. Jednak nagle wybiega tam cała armia, z kilkoma jednostkami, które biegną z CKMem w ręku niczym Rambo ze swoim M60. Kilka scen wcześniej Natasza Urbańska(wstąpiła oczywiście do wojska bo scenarzyście skończyły się pomysły jak poprowadzić jej wątek) zasiada za stanowiskiem KMu i czyści kilkudziesięciu bolszewików, czego oczywiście nie mogli uczynić zawodowi żołnierze przed nią. Takich scen silących się na Hollywoodzkie blockbustery jest tu cała masa. Pełno tu też przesadnego patosu, istne pax poloniae.
Bitwa warszawska miała być pierwszym polskim filmem 3D. Sam oglądałem zwykła wersję, widać jednak kilka zabiegów twórców. Stworzyli bardzo ciekawy efekt przedstawienia świata w kolorach żółtego i czerwonego. Te filtry są dodawane na normalne kolory i w efekcie wygląda to jak pierwsze kolorowe fotografie. Szkoda tylko, że takich efektów uświadczymy łącznie przez 10-15 minut filmu i to nie zawsze w odpowiednich momentach(po co walić takie efekty podczas sceny w lazarecie?). Bezsensownych wybuchów jest tu tyle, ze Michael Bay byłby dumny, wszystko wybucha, eksplodują samochody a nawet powozy(!), żołnierze biegają, potykają się. Brakuje tu tylko matek z dziećmi. W jednej scenie kilka dwupłatowców prowadzi tak zmasowane i szybkie bombardowanie, że mam wątpliwości czy współczesne samoloty by to przebiły. Pełno tu też bezsensownej i nielogicznej przemocy, wypływających flaków, itp. Może i nie byłoby z tym problemu gdyby nie keczupowa krew. No i używane wręcz za często slow motion. Może w 3D prezentuje się to lepiej, nie wiem.
Nie potrafię też przeboleć olania dwóch głównych Rosyjskich dowódców: Tuchaczewskiego i Budionnego. O ile ten pierwszy pojawi się na 2 minuty i wygłosi parę linijek tekstu, to tego drugiego nie uświadczymy wcale. Serio? Myślałem, że to film o Cudzie nad Wisłą, gdzie to były postaci równie ważne co Piłsudski. Zamiast tego dostajemy masę scen z nic nieznaczącymi bolszewikami oraz do bólu wręcz przerysowanym i nierealistycznym Leninem.
O braku zgodności historycznej też można by się rozpisać, ja zwrócę tylko uwagę na największe zgrzyty. Bolszewicy walczą niczym komandosi, a Polacy to niepotrafiące utrzymać karabinu w ręku ofermy. Rozumiem to przy scenach z elitarnymi oddziałami Budionnego ale nie na froncie zachodnim Tuchaczewskiego, gdzie większość to byli chłopi. Do tego największym przegięciem jest przypisanie całego planu bitwy Piłsudskiemu. Historycy spierają się czy to Piłsudski czy Rozwadowski stworzył plan, jednak ograniczenie roli Rozwadowskiego do roli przydupasa Piłsudskiego to już poważne przegięcie. Zwłaszcza, że jego jedyna kwestia to "bardzo dobry plan panie Marszałku".
Jedyną pozytywną według mnie sceną jest obrona cmentarza, która jest naprawdę dobrze zrealizowaną sceną akcji. Wszystko jest na swoim miejscu. Nawet Szyc daje radę(zgadliście, bo się nie odzywa).
Nie można też nie wspomnieć o "genialnym" pomyśle dodania języka rosyjskiego do filmu. Około 30-40% dialogów jest w języku rosyjskim lub ukraińskim. Jednak ktoś zapomniał o dodaniu napisów. Nie wiem czy to niedopatrzenie czy twórcy wyszli z założenia, że wszyscy Polacy znają rosyjski. Wiem natomiast to, że nie rozumiałem połowy tych dialogów. Paradoksalny jest jeszcze fakt rozmów postaci. Polacy mówią po polsku, Rosjanie po rosyjsku i każdy siebie rozumie. Skoro więc obaj rozmówcy znają języki to może niech się zdecydują na jeden, a nie każdy po swojemu.
Mam poważny dylemat czy nie nazwać tego gorszym filmem od Kac Wawy, to jednak byłaby lekka przesada. Nie widać tu tych 27 mln złotych w żadnym elemencie. Większość budżetu i tak wydano na początku nie zastanawiając się co będzie dalej. Ostatnie sceny rażą sztucznością i kiczem kina klasy C. Jedyne plusy to jednie to zdjęcia Sławomira Idziaka, które zostały później skopane na etapie montażu oraz muzyka Krzesimira Dębskiego. Sądziłem, że 12 złotych to niedużo za przeciętny film wojenny/ historyczny. Teraz jednak żałuję każdego grosza wydanego na to DVD. Otrzymałem tani dramat wymieszany z romansem okraszony kilkoma scenami humorystycznymi(oczywiście w momencie gdy komuś wypływają flaki z żołądka czy temu podobnych scenach). Teraz pozostaje mi tylko napisać równie pozytywny wpis na temat Kac Wawy i mogę zejść na zawał.
Na na na na na na!
24 komentarzy
Rekomendowane komentarze