Skocz do zawartości

ZagrajnikTV

  • wpisy
    98
  • komentarzy
    348
  • wyświetleń
    50048

14 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Cóż mogę powiedzieć - szczera prawda. O ile łatwiej człowiekowi byłoby się uczyć, gdyby tylko nie ciążyła nad nim presja. Zakuwanie z materiału, który nie będzie mieć znaczenia w dalszym nauczaniu boli mnie najbardziej, szczególnie teraz gdy jestem na studiach. Większość wiedzy z poprzednich poziomów okazała się tu być zbędna, lub co gorsza błędna! I weź tu człowieku się przyzwyczaj, jak coś co niegdyś uznawałeś za fakt teraz jest wyłącznie mieszającym w głowie bublem.

Jeden plus, że materiał z algebry da się ogarnąć posiadając wyłącznie podstawową wiedzę z podstawówki/gimbazjum, no ale hej...

  • Upvote 1
Link do komentarza

Genialny wykres - założenia i współczynniki wzięte chyba z alternatywnego wszechświata. Dalej nie chciało mi się oglądać. Może zamiast smęcić na trudne egzaminy: słuchać i udzielać się na zajęciach; uczyć się oprócz tego w domu; chodzić na jakieś dodatkowe zajęcia (konsultacje)?

Sytuacja z mojego beznadziejnego życia wzięta: egzamin u profesora starej daty (wymagający jak 150; i był jednym z najlepszych wykładowców jakich miałem szczęście spotkać), u mnie jakieś 39 stopni gorączki. Na 5 minut przed godziną "0" kumpel rzuca standardowe pytanie: "uczyłeś się?" Moja odpowiedź: "no, właśnie zacząłem..." Za to byłem na wszystkich jego zajęciach i zamiast myśleć o niewiadomocczym - słuchałem. Jakoś chyba zdam... Test wielokrotnego wyboru. Pestka. Żeby zrozumieć każde pytanie musiałem przeczytać je 2-3 razy... W przerwach między jednym pytaniem a drugim: "chyba zaraz puszczę pawia..."

Ocena końcowa? 5.

Cool story, eh? Tym bardziej, że prawdziwa.

  • Upvote 2
Link do komentarza

Genialny wykres - założenia i współczynniki wzięte chyba z alternatywnego wszechświata.

To.

Takimi danymi wziętymi z palca jestem w stanie udowodnić co tylko sobie wymyślę, czekam na propozycje.

  • Upvote 4
Link do komentarza

Genialny wykres - założenia i współczynniki wzięte chyba z alternatywnego wszechświata. Dalej nie chciało mi się oglądać. Może zamiast smęcić na trudne egzaminy: słuchać i udzielać się na zajęciach; uczyć się oprócz tego w domu; chodzić na jakieś dodatkowe zajęcia (konsultacje)?

Sytuacja z mojego beznadziejnego życia wzięta: egzamin u profesora starej daty (wymagający jak 150; i był jednym z najlepszych wykładowców jakich miałem szczęście spotkać), u mnie jakieś 39 stopni gorączki. Na 5 minut przed godziną "0" kumpel rzuca standardowe pytanie: "uczyłeś się?" Moja odpowiedź: "no, właśnie zacząłem..." Za to byłem na wszystkich jego zajęciach i zamiast myśleć o niewiadomocczym - słuchałem. Jakoś chyba zdam... Test wielokrotnego wyboru. Pestka. Żeby zrozumieć każde pytanie musiałem przeczytać je 2-3 razy... W przerwach między jednym pytaniem a drugim: "chyba zaraz puszczę pawia..."

Ocena końcowa? 5.

Cool story, eh? Tym bardziej, że prawdziwa.

Dlatego, że dane są wzięte z alternatywnego kosmosu własnie (tj, mojej głowy) przygotowałem początek filmu i tytuł, który informuje, że materiał to felieton. A więc skrajnie subiektywne przemyślenia autora :) Tak jak jeszcze wspomniałem w opisie filmu - osobiście nie wierzę w system edukacji, egzaminy i system ocen, stąd mój zjadliwy i pełen jadu komentarz.

Cieszę się jednak, że pojawiają się tu zupełnie odmienne od moich komentarze. Taki właśnie jest cel tego materiału - zachęcić do dyskusji.

Link do komentarza

Nie powinno się w czambuł odrzucać całego tego systemu. Prawda ma to do siebie, że z reguły leży pośrodku - znajdą się tacy, którzy nie znoszą ocen, klasówek itp., bo z nich są bystre dwójkowe uczniaki i podstawówka wystarczy (niepełna), a są i tacy, co chłoną wiedzę ze swoich ulubionych przedmiotów - dla nich przechodzenie przez kolejne egzaminy z danej dziedziny to formalność. I będą oni dalej realizować się w danym kierunku. Gdzie skończyłby Hawking, gdyby stwierdził "nie, ten system jest do chrzanu, testy za trudne, oceny do bani"?

Nie neguję tego, że w Polsce można poprawić wiele rzeczy w tym zakresie, ale w życiu nie powiedziałbym, że trzeba się go całkiem pozbyć.

  • Upvote 2
Link do komentarza

Nie powinno się w czambuł odrzucać całego tego systemu. Prawda ma to do siebie, że z reguły leży pośrodku - znajdą się tacy, którzy nie znoszą ocen, klasówek itp., bo z nich są bystre dwójkowe uczniaki i podstawówka wystarczy (niepełna), a są i tacy, co chłoną wiedzę ze swoich ulubionych przedmiotów - dla nich przechodzenie przez kolejne egzaminy z danej dziedziny to formalność. I będą oni dalej realizować się w danym kierunku. Gdzie skończyłby Hawking, gdyby stwierdził "nie, ten system jest do chrzanu, testy za trudne, oceny do bani"?

Nie neguję tego, że w Polsce można poprawić wiele rzeczy w tym zakresie, ale w życiu nie powiedziałbym, że trzeba się go całkiem pozbyć.

Oczywiście możemy wyłącznie gdybać (i fajnie, bo gdybanie jest... fajne ;)), ale ja akurat uważam, że Hawking jak i większość wizjonerów, wybierają uczelnie po to by być blisko środowiska naukowego i naukowych autorytetów. Egzaminy i oceny nie dały im raczej nic.

Nie jestem wrogiem edukowanie się i kształcenia - wręcz przeciwnie! Nauka to najwyższa wartość i pęd do wiedzy to coś pięknego i naturalnego. Zły jest system, poziom jego instytucjonalizacji i bezduszności oraz fakt, że kroi wszystkich na tę samą, znormalizowaną i najzwyczajniej w świecie - złą miarę.

Najbardziej wartościowe na uczelniach są dyskusje, które najczęściej są nam brutalnie przerywane przyjściem nudnego wykładowcy na jego nudne zajęcia. Tak więc cieszę się, że tutaj dyskutujemy. To jest super :)

Link do komentarza

Trudne egzaminy nie mają sensu, gdyż są ciężkie do zdania, gdyż studentom i uczniom nie chce się uczyć, gdyż są leniwi, więc są bez sensu KROPKA.

Można oczywiście zwalić na studentów - że ściągają, że są leniwi, że nie powinni być na tej uczelni, skoro kombinują i w zasadzie, to wszystko prawda. Nie zmieni to jednak faktu, że wszelkie egzaminy to nieefektywny sposób sprawdzania wiedzy, promujący kucie i krętactwo. Można więc w nieskończoność oskarżać uczniów o kombinatorstwo i do końca świata uprawiać nieefektywne metody nauczania, albo... coś zmienić.

Wszystko nakręca jeszcze fakt, że oceny nie tylko są odzwierciedleniem stanu wiedzy, ale mają też pewną, wymierną wartość, stają się więc czymś o co warto walczyć - wszelkimi środkami. Tak więc uczniowie wszelkimi środkami walczą - kują, ściągają, czasem też czegoś się nauczą, ale ponieważ to najmniej efektywny sposób na zdobycie wysokiej oceny, częściej korzystają z innych środków.

Link do komentarza

Egzaminy - spoko, jeśli nie są ani za łatwe, ani za trudne. Czegoś wymagać trzeba. Gdy widać, że nie zdało się tylko z powodu nie nauczenia się, to okej. Najbardziej nie lubię tych, na których pyta się o bzdury. Albo o rzeczy, o których nie było mowy ani na wykładach, ani w literaturze. Skoro wykładowca mówi, że na egzamin potrzebne jest to i tamto i nic więcej, to powinien to egzekwować. Kłócenie się z 60-letnimi profesorami niestety niewiele daje.

Przykład z obecnej sesji: egzamin ustny z teledetekcji, trochę dziwny, bo odpytywanych było na raz 7-8 osób - ktoś czegoś nie wie, doktor pyta innych itp. Pojawiały się bardzo, bardzo durne pytania, niektórzy mieli bardzo łatwe, niektórzy dziwaczne, o nikomu niepotrzebne ciekawostki. Dobrze o tyle, że nie zdała chyba tylko jedna osoba. Bo przestraszyła się pierwszego pytania i wyszła.

Najbardziej lubię zaliczanie pracami, kolokwiami okresowymi itp. A nie, że przez cały semestr nic nie robimy, bo doktor ma remont i nie ma czasu na przygotowywanie się do ćwiczeń (tylko to nagrać i puścić komuś wyżej), a na koniec wielgachny sprawdzian. Skoro samemu mu się nie chce, to i studentom powinien odpuścić.

  • Upvote 3
Link do komentarza

test

Są testy i Testy. Żeby zdać te pierwsze wystarczy mieć szczęście, te drugie - wiedzę. Tamten należał do tej drugiej kategorii - wielokrotny wybór z punktami ujemnymi za złe odpowiedzi + mocno wyśrubowany poziom trudności (szczegółowość pytań i sposób ich sformułowania - przez to ostatnie i 39 stopni gorączki musiałem każde czytać parę razy, żeby mieć pewność gdzie są haczyki i w ogóle je zrozumieć). To nie były pytania z rodzaju "Ala ma: A - rysia; B - chorobę weneryczną; C - kota". Jeśli największe kujony i mózgowcy nie radzą sobie jakoś super (oprócz mojej była jeszcze tylko jedna 5), to wiedz, że coś się dzieje...

Link do komentarza

Nie powiem- felieton, widać, że prześmiewczy. Ale prawdziwy. Zgadzam się tutaj w całości z tym, co już napisaliście. Egzaminy same w sobie nie są złe. System oceniania (zakładając, że jest sprawiedliwy) też. Problem raczej leży po stronie człowieka i tego, co się dzieje, jak jedna strona sama siebie przekona, że może wszystko. Żeby nie być gołosłownym: mieliśmy w tym semestrze teleinformatykę- przedmiot ogólnie przez wszystkich lubiany z powodu świetnie prowadzonych laboratoriów. O wykładach jakoś nikt nic nie potrafił powiedzieć.

I koniec końców wyszło szydło z worka bardzo szybko- właściwie zaraz po drugich zajęciach. Laboratoria z doktorem genialne, luźna atmosfera, wręcz jakby to było spotkanie przy piwie, a nie laboratoria, każdy wszystko łapie, nie ma z niczym problemów, jest czas na żarty, ogólnie spoko.

I dla porównania wykłady z "szanownym panem profesorem" (lat 60 kilka). Łaskawie daje nam skrypt... 90% tekstu do całkowitej poprawy lub wyrzucenia, bo albo jest grafomaństwem pierwszej klasy, albo pisze o rozwiązaniach sprzed 20-25 lat jako standardzie komunikacji. Obecnie. Śmiertelnie poważnie. Co wykłady kolokwium. Spoko. Szkoda tylko, że tak naprawdę nie wiadomo czego i z czego się uczyć, a jedyne, na co możesz liczyć w przypadku pozytywnych ocen (cud) to -3. Czemu?

  • Na #1 kolosie uczyliśmy się z jego skryptu- większość roku uwalił, bo "perfidnie ściągała", a "jego genialny system antyplagiatowy zaraz to rozpozna". Czyli nie uczymy się z jego skryptów, okej, rozumiemy.
  • Następne podejście każdy orze, jak może, byle nie jego materiałami. Wynik? Jak wyżej, bo on nie wie skąd to wszystko wzięliśmy.
  • Kolokwium #3- mamy w grupie takiego mózga, który potrafi z dnia na dzień nie tylko wyryć dany temat, ale i go zrozumieć. Tak na tip top. Po prostu jak się nauczy, to nie ma bata, żeby go na czymś zagiąć. Napisał 3 strony A4 faktycznie wyuczonego materiału, przemyślanych odpowiedzi. Co dostał? 2. Bo to są brednie. Szkoda tylko, że wyżej opisany doktor od labów chwalił jego prace za merytoryczność.
  • Efekt? Na kolosie #4 wszyscy zgodnie stwierdzają, że to chromolą, bo czy się nauczyłeś i wykułeś na blachę cały internet, czy idziesz na partyzanta nie ma żadnego znaczenia- szanse na uzyskanie magicznego -3 są dokładnie takie same.

Cóż, czuję, że ktoś tu tnie w pindola...

Robił wojny i jakieś chore pogadanki, jak ktoś się spóźniał na te jego pożal się borze zielony szumiący wykłady kilka minut, jednocześnie pół wykładu potrafił przebimbać gadając o jakichś swoich Adasiach pracujących w Henkelu w Dojczlandii, czy chrzcinach w rodzinie. Względnie o tym, jak to lubił gnoić gościa w call center, bo śmiał nie wiedzieć, jaką częstotliwość wykorzystuje kabel kat. 5e. Fascynujące. Na kolokwiach wręcz każe nam pisać drukowanymi literami (spróbuj to zrobić pisząc 3 strony w max 20 minut), bo "on grafologów nie będzie zatrudniał", a jednocześnie wszystkie poprawki, jakie nanosi... egipskie hieroglify zapisane po chińsku przez lekarza przy tym to pismo techniczne. A teraz najlepsze- on sobie nie życzy spoufalania się (co samo w sobie jest okej), jak ktoś do niego zacznie maila od "witam", jest wielce oburzony, jednocześnie nie przeszkadza mu, żeby na wykładach podejść do 10 lat młodszego od siebie studenta i zacząć go klepać po twarzy i wyjeżdżać z jakimiś odzywkami w stylu dobrego tatusia.

Czy tylko ja mam wrażenie, że temu panu jego tytuł rzucił się na łeb? Bo rozumiem- można być wymagającym, jak np nasz profesor z 1. semestru z systemów operacyjnych, gdzie wiedzę miał ogromną, ale przekazywał ją rzetelnie i każdy to przyznał- wiedzę przekazywał tak, że jak nie zdało się końcowego egzaminu, to pretensje można było mieć tylko do siebie. A teraz widzę ten felieton i stoi mi przed oczami teleinformatyka. Taka mała konkluzja mnie po prostu naszła, że jednak nie jest to zwykła bujda na resorach...

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...