Słowo na niedzielę: W poszukiwaniu straconego czasu ? Counter-Strike: Source
Counter-Strike: Source
Czas przegrany: 243h
Kill/Death Ratio: 0.657
Procent Wygranych: 50.7%
Pocisków wystrzelonych: 166 665, z czego celnych było 18 585
Ocena: PAKA NA BANANIE
W ramach tej małej podserii w większej serii w moim blogu przechodzimy do kolejnego czaso-pożeracza, którym niewątpliwie był CS:S. Co prawda nie zżarł mi powyżej tysiąca godzin, ale i tak szkodził na różne sposoby, zachęcając do grania dzień przed egzaminem, odciągając od książek, filmów itd. Jak wyglądała moja przygoda z poczciwym konterstrajkiem?
De_dust2
Nie zapowiadała się najlepiej ? pierwszą wersją CS?a, jaką poznałem był oczywiście 1.6, do tego specyficzny, gdyż w wersji non-steam. Tak jest ? taka właśnie wersja krążyła po miejscowym gimnazjum z okazjonalną paczką botów dla tych biedaków, którzy na internet sobie pozwolić nie mogli. Na całe szczęście byłem typem asocjalnym, więc grę pożyczyłem z ciekawości, ale pirat jak to pirat ? działać nie chciał za nic i utknąłem na okienku ładowania mapy. Po straconych czterech godzinach prób przebicia się do jakiegoś serwera, zrezygnowałem ostatecznie i CS 1.6 zniknął w magiczny sposób. Już wtedy ciężko mi było zrozumieć otaczające tą produkcję uwielbienie, oczywiście wiedziałem, że Polacy mistrzami są w szczelaniu i wiele klanów, ludzi i pasożytów społecznych traci czas na tej grze. Zapobiegawczo zaopatrzyłem się w pudełko ?Counter-Strike: Anthology?, ale trolling, poniżanie, śmierć co 5s i fakt, że ginąłem zabity przez gościa strzelającego w sufit porządnie mnie od 1.6 odgoniły. Jakiś czas potem, w czasie likwidacji growego sklepu w pobliskiej mieścinie udało mi się wyrwać pudełko z dumnym tytułem ?Counter-Strike: Source + Day of Defeat: Source? za marne 50zł (jak na grę Valve, to niebotycznie niska kwota). No i się zaczęło?
de_inferno
Początki oczywiście były trudne ? nieprzebrana masa trollingu, gimnazjalistów i zwykłych dręczycieli skutecznie umilała mi życie, czasami strzelając w plecy lub wyzywając od najgorszych. W sumie czy człowiek wciągnie się w tą produkcję zależy przede wszystkim od tego, czy trafi na odpowiedni serwer. Ja na swoje (nie)szczęście na taki trafiłem ? hostowany przez dosyć dużą polską grupę ?G4G?. Ten serwer trafił wreszcie na zakładkę ?ulubione?, z niego powyrastały dodatkowe gałęzie ?znajomi? i wreszcie na nim spędziłem ponad 10 pełnych dób grania. Zaglądający tam ludzie byli dowcipni (w większości studenci), zazwyczaj ogarnięci i nie dokuczali sobie nawzajem (za bardzo). Również admini potrafili naginać pewne zasady dotyczące rushu (do czasu?), więc zabawa zaczynała nabierać ludzkich kształtów. Na czym właściwie CS:S polega?
Cs_office
O ile jeszcze na tym świecie istnieje człowiek, który tego nie wie ? Counter-Strike to taki rozbudowany wariant dziecięcych zabaw. Mamy więc dwie drużyny ? siły antyterrorystyczne i terrorystów. Ci drudzy mają zrobić na mapie coś złego (podłożyć bombę, bronić zakładników), a ci pierwsi mają im w tym przeszkodzić. Wielkość drużyn różni się w zależności od serwera (ja grałem 16/16), tak jak i ustawienia, czyli posiadana kasa, friendlyfire i ograniczenia kulturalne, czyli zaczynamy grę gdy obie strony potwierdzą gotowość. Dużo też zależało od etyki samych graczy, np. w sytuacji, gdy grających było mało, terroryści musieli podłożyć bombę tylko na jednym punkcie, zamiast wybierać między dwoma. Podobnie piętnowane były szybkie, samotne wypady na wroga, w celu przeprowadzenia swoistego ?rushu?. Cała reszta ? to już umiejętności i refleks. O dziwo ? większość graczy, których spotkałem na wspomnianym serwerze przestrzegało zasad regulaminowych i niepisanych. Szybko nauczyłem się cs?owego ?slangu?, obejmującego takie wyrażenia, jak: banan, paka, awka, hejk, głowa, gala, flesz itd.
De_aztec
Do dziś nie mogę zrozumieć, co konkretnie tak mnie przyciągnęło do monitora. CS:S jest grą diabelnie szybką, wściekłą i niewybaczającą błędów. Jeżeli siedzisz przez pół rundy skampiony w jednym miejscu, to autentycznie czujesz, że coś jest nie tak. Tysiące zgonów od kul niewidocznych strzelców, potrafiących strzelać z diabelskiej ?awki? w czasie skoku, przypadkowych granatów i głupich pomyłek ? za każdym razem człowiek wściekał się, uderzał pięścią w blat i przeklinał własną głupotę. Wymiany ognia polegały na tym, kto szybciej przesunie myszkę i odda strzał, najlepiej celując w głowę, a zabija zaledwie kilka kul. Lecz zdarzały się momenty, gdy poczciwym ES C90 potrafiłem zrobić masakrę z sześciu antyterrorystów, gdy mając do dyspozycji wyłącznie Desert Eagle?a obroniłem osobiście ?pakę? przed połową wrogiej drużyny, gdy strzelając snajperką na ślepo zabijałem kogoś po drugiej stronie mapy? I te pulsujące pojedynki snajperskie, w czasie których moje serducho niemal wyskakiwało z klatki piersiowej itd. CS:S zapisał mi się w pamięci pełnymi napięcia akcjami, które sprawdzały mój instynkt i czystą wściekłość, bo wiedziałem, że jeśli zawiodę, to nie tylko siebie, ale i całą drużynę.
De_train
Co zaś dotyczy graczy ? niezwykle przyjemnie było mi przebywać wśród nich, z przerażeniem mogę teraz stwierdzić, że lepiej dogadywałem się na serwerze, niźli w gimnazjum, co raczej dobrze nie świadczy o moim charakterze. Dowcipy, żarty i czasem błazeńskie akcje skutecznie umilały mi zabawę. Ale nie trwało to zbyt długo ? pewien nowy admin nie potrafił zrozumieć starych zasad, rządzących na serwerze i wyrzucił jednego z najbardziej charakterystycznych graczy. Oczywiście główna wojna rozpętała się na forum, do którego nie zaglądałem, więc do dziś nie znam odpowiedzi na pytanie, zadane sobie samemu gdy włączyłem się do gry i zobaczyłem straszny napis ?0/32?. Serwer się rozpadł, a razem z nim moja chęć do grania ? dawni znajomi pozmieniali gry, teraz część tnie w CS:GO, inni pozostają wierni CS:S, ale ja już chyba do tych tytułów nie wrócę. Owszem, czasami czułem w palcach iskierki ?skilla?, ale nigdy tak potężnie, by grać i tracić czas.
3 komentarze
Rekomendowane komentarze