Miało być o innej grze, w dodatku o wiele lepszej, ale jakoś nie jestem w stanie tekstu złożyć w całość, to będzie o produkcji nie dość że marnej, to jeszcze z krajowej stajni.
O rany, od czego tu zacząć? Może od tego, co można było znaleźć na odwrocie pudełka tej przełomowej gierki:
połączenie digitalizowanego i renderowanego świata w systemie MULTIMEDIA
sześć poziomów walk ulicznych z ponad 30 przeciwnikami
trzy poziomy strzelaniny w stylu wolfstein 3d view
wysoka brutalność
nieliniowy interaktywny tok akcji
To tylko co jaśniejsze perełki marketingowego bełkotu a'la siermiężne czasy post-transformacji. Prawo Krwi to jaskrawa odpowiedź na pytanie, dlaczego przez lata całe gracze słysząc określenie "polska gra" krzywili się z niesmakiem. Prymitywne techno w intro (którego tekst jest najeżony literówkami i wulgaryzmami), zmontowane z filmów kręconych domową kamerę, gdzie akcja jest raz na dworzu, a raz w pomieszczeniu. Animację "gadającej głowy" w briefingu po prostu trzeba zobaczyć. Digitalizowane ze zdjęć postacie wyglądają komicznie gdy się poruszają w swych "chuligańskich" dresach. Nasz "tajny agent specjalny" wydaje debilne odgłosy walki. I tak dalej, przez całą grę, którą możecie zobaczyć poniżej:
[media=]
Tu nie ma co komentować. Ale jednocześnie nie można oderwać wzroku od tego wypadku gamedevu.
Co ciekawsze, to cudeńko polskiej myśli programistycznej doczekało się aż trzech wersji na dwa komputery: dwa na Amigę (jedna wersja z prostszą grafiką i mniejszą ilością muzyki oraz druga, bogatsza na komputery z układem AGA - tą widać powyżej) i jedna na poczciwe PC, która notabene była pełną wersją w pierwszym numerze CD-Action.
Dopiero teraz się zauważyłem kolejną komiczną rzecz - na froncie pudełka jest portret naszego bohatera, co ciekawe, jest to montaż - całe jego ciało to fotografia, podczas gdy głowa to prymitywny model 3D! Studio Myys Art już nigdy żadnej gry nie stworzyło - dacie wiarę?
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze