Słowo na niedzielę: W poszukiwaniu straconego czasu - Team Fortress 2
Cp_dustbowl, pl_goldrush, ctf_2fort, tc_hydro, ctf_turbine, cp_badlands, ctf_well, cp_coldfront, cp_granary, cp_fastlane, cp_gravelpit, pl_badwater, pl_hoodoo_final, pl_thundermountain, pl_upward, plr_pipeline, arena_nucleus, koth_badlands, cp_orangev3, mvm_decoy?
Wymieniać mógłbym chyba przez całkiem długi czas, przywołując do umysłu lepsze i gorsze akcje, wykonywane na niezbyt rozległych, lecz i tak często imponujących lokacjach. ?W poszukiwaniu straconego czasu? to podseria ?Słowa na niedzielę?, w której będę rozpatrywał, dlaczego zmarnowałem tak wiele czasu na grę, która absolutnie mnie nie wynagrodziła za poświęcony jej czas. Zaczynamy!
Team Fortress 2
Czas przegrany: 1026 godzin (18.01.2014) tj. 43 dni
Najwięcej punktów w grze (statystyki raz zerowane, po kontakcie z modowanym serwerem): 56 (Inżynier)
Ocena: Co ja tu robię?
Zaraza, która chowała się w Pomarańczowych Pudełkach od Valve zainteresowała bardziej mojego brata niźli mnie, nieuleczalnie chorego na legendę Half-Life 2. Wpierw były obrazki, krótkie wzmianki, wreszcie humorystyczne filmiki, które szturmem zdobyły serce raczej nie moje. Po prawdzie wolałbym, żeby tak zostało. Gdy wreszcie jakiś czas po wydaniu gry wreszcie udało nam (ja i brat) się zakupić własny egzemplarz (wszakże można było tylko w sklepie komputerowym kupić, a w małym miasteczku to cud znaleźć nową grę) rozpoczęła się nasza pierwsza przygoda z multiplayerem ? nieustanne lagi, dziwactwa i zaskakująco dobra zabawa, skończona kradzieżą konta steam, ale to szczegół. Wreszcie okazało się, że Half-Lify się kończą, Portal także, a tf2 trwa w najlepsze. Brat grał i wyglądało to ciekawie ? zasiadłem więc i sam.
Jak się później okazało ? to była jedna z gorszych decyzji w moim życiu. Popularny czapkosymulator 2 przez jakiś czas wyglądał tak samo ? dziewięć zróżnicowanych klas, zaledwie trzy tryby zabawy (dominacja dustbowl, walka o teczki 2fort i niedoceniane, lecz niezwykle dynamiczne hydro) i prosty cel ? graj jak najlepiej, a każda klasa wymaka kompletnie innej strategii, by grać ?jak najlepiej?. Oczywiście do zabawy już na początku wkradała się silna irytacja, gdy przykładowo trafialiśmy do dużo słabszej drużyny i dostawaliśmy wciry od podejrzanie zgranych przeciwników, czasem zdarzały się bugi, a mapy powoli pokrywały się kurzem nudy. Nie na długo ? gdy na świat wychodził pierwszy klasowy update (dla Medyka, o ile się nie mylę), ja bawiłem się na fanowskich mapach (cp_orange never forget) i w fanowskich trybach (prosty deatchmatch w jeszcze prostszym silosie). I wtedy, któregoś dnia w głównym menu pojawiła się opcja ?plecak?, osiągnięcia wzbogaciły się o kilkanaście obrazków, a mapy zaroiły się od zazwyczaj rzadkich medyków. Szaleństwo?
Owszem, lecz dochodowe szaleństwo ? z czasem dodawano kolejne mapy, kolejne przedmioty, kolejne acziki i kolejne wariactwa, jak właśnie czapki, sklep i skrzynki, a ja wciąż grałem, grałem i grałem. Grałem, bo byłem zmęczony, grałem, bo nie chciałem myśleć o fabule i grałem, bo lubiłem zabijać innych i wywoływać u nich ostrą irytację. Poczciwy teef, a także masa innych gier sieciowych należą do najlepszych rozrywek człowieka zmęczonego, ponieważ faktycznie nie wymagają wiele pomyślunku (nie mówimy o rozgrywkach klanowych), a jedynie wymuszają na nas korzystanie z podstawowego instynktu mordercy. Do tego ta prześliczna, obło-kolorowa grafika, pięknie skontrastowana z buchającą krwią.
Dziś popularność Tema Fortress 2 można tłumaczyć przede wszystkim darmowym dostępem i wbudowanym systemem hazardu ? wraz z updatem MannCo każdy gracz ma szansę na wylosowanie skrzynki w której może się znajdować ?ten właśnie item, ten drogi twemu sercu i łepetynie?, a przekonasz się o tym tylko za 5 euro za klucz. I tak to się toczyło ? człowiek grał, żeby ?dropić itemy? (tj. zbierać z losowego rzutu). Niegdyś można było zdobywać 15 przedmiotów tygodniowo, po prostu spędzając czas na serwerze, lecz limit zniesiono i masowe powroty graczy w czwartki odeszły do przeszłości. Oczywiście powstała też ogromna ilość modyfikowanych serwerów, na których ludzie po prostu stali i czekali na drop, w międzyczasie handlując. Bardzo ponure miejsca, tak samo jak te, zaczynające się na ?ach_?. Człowiek gra i dostaje przedmioty, co najlepsze nawet jak nie ma zamiaru kupować klucza, to może po prostu przetapiać zwykłą broń w metal (2 bronie), ten metal w kolejny metal(3xzłom=odzysk) i tenże metal w kolejny metal (3xodzysk=ref), a ten metal w upragnione czapki (3xref=czapka). Tak też narodził się system ekonomiczny, zdominowany przez unikalne przedmioty (?budsy? dla użytkowników maca, ?maxy? z preorderów ?Sam&Max? i ?bille?, czyli berety z ?Left4Dead?). Do tego dochodziły kolory, plakietki, wreszcie bronie ?Strange? (liczyły zabójstwa) i takie świąteczne (z lampkami) i z efektami (tj. ?zabitych medyków?) i? straciłem już rachubę.
Muszę wam wyznać, że starałem się dzielnie walczyć ze swym uzależnieniem od czapkowania ? kilkakrotnie oddawałem cały swój plecak mojemu bratu, który wsiąkł w tą grę kompletnie, ale po jakimś czasie znów wracałem. Najbardziej lubię to uczucie, towarzyszące grze, że myślę sobie ?tylko kolejna runda?, a potem patrzę ? minęły cztery godziny! Jeszcze gorzej jest wtedy, gdy znajdziecie jakiś porządny serwer i zaczniecie grać także po to, by spotykać swych kolegów z drugiej strony kabla, pożartować sobie i pochwalić się nowymi przedmiotami. Na takich serwerach tworzą się małe społeczności, znające doskonale swe wirtualne awatary, z kompletnie nowymi osobowościami. ?Team Fortress 2? nie tylko zmarnował nieco ponad miesiąc mojego życia, ale także dał kupę radochy, złości, irytacji, szczęścia (gdy dropnęła pierwsza czapka) i samouwielbienia. Do dziś czuję skill w palcach, choć nie gram regularnie od pół roku, lubię też patrzeć na innych grających. Ale sam? Dziękuję, wolę nie wracać, bo wciąga to niesamowicie.
Ale jak już grać....
12 komentarzy
Rekomendowane komentarze