Krótka rozprawa o tym jak gry wpływają na codzienne życie.
Raz w pracy, po kilku godzinach programowania postanowiłem zrobić chwilę przerwy i w ramach relaksu od kodowania zagrać w jakąś prostą grę w przeglądarce. Po prze klikaniu się przez kilka tytułów trafiłem na niby mmo (o czym wtedy nie wiedziałem) The Last Stand: Dead Zone.
http://armorgames.co...zone-game/13691
O ja, jakie to fajne! Jest i rozwój postaci, rozbudowa bazy, nie głupio zrealizowana walka, o życie, o przetrwanie o zachowanie człowieczeństwa w czasie apokalipsy zombie... no dobra trochę przesadzam.
Ogólnie gierka jest całkiem zacna, ale nie o recenzję w tym wpisie chodzi. W grze akcja dzieje się cały czas a poszczególne zadanie realizowane przez nasze postacie mają podany w rzeczywistych minutach czas do ich ukończenia. Czyli jak my śpimy, to nasi protegowani nadal dzielnie walczą o przetrwanie i pracują w pocie czoła... pod warunkiem, że dostaną dokładne wytyczne od wszechpotężnego kursora, którym sterujesz Ty graczu.
Gry tego typu zna każdy. Przebywając w globalnej sieci prawie nie da się uniknąć reklam podobnych gier, zaproszeń do nich na facebooku i ciągłego spamu jakie to one są świetne. Może i są, tylko że jeśli chcesz w nich wygrywać (oczywista, nie sięgając do portfela) to musisz podporządkować swój rytm życia do rytmu gry. Musisz być o tej i o tej online aby kliknąć i wydać nowe zadanie swoim podwładnym, najlepiej od razu po zakończeniu poprzedniego. Każda chwila zwłoki to utrata cennych zasobów, to wydłużenie czasu zbiorów zboża i ogólnie strata "punktów" w stosunku do innych. Czasem jest to tylko jedno, dwa kliknięcia zajmujące kilka sekund, ale nadal przykuwające uwagę i odciągające graczy od innych czynności. Inwestując własny czas rozwijamy się w grze, dostając nowe obowiązki, większe możliwości działania i tak w kółko. W pewnym momencie dochodzi współzawodnictwo z innymi i strach przed tym, że możemy sporo wirtualnych dóbr stracić jeśli nie będziemy grać częściej i wydajniej i coraz bardziej zaczynamy podporządkowywać swoje życie grze. Układamy plany pod względem tego, co się dzieje w wirtualnej rozgrywce, staramy się być o tej i o tej online aby móc wydać polecenia. Rezygnujemy z czynności w realnym świecie, bo "nie wyrobię się na czas zbioru marchewek".
A to już się zaczyna być niebezpieczne.
Oczywiście nie musi tak być, można klikać rekreacyjnie, raz dziennie, raz w tygodniu, ale tak grając nic nie osiągniemy i jeśli w grze jest pvp to po jakimś czasie staniemy się tylko łatwą farmą dla innych, dla tych siedzących 24/7 przy kompie, dla tych, dla których słowa "eee, zrobię to jutro" są akceptowalną codziennością.
Ja szybko wyłapałem, że granie w tego typu gry jest pułapką i zrozumiałem, że podporządkowywanie własnego życia pod grę jest totalną głupotą.
Granie powinno być przyjemnością, nie koniecznością. Chociaż może to, że pozwalam aby coś innego, w tym wypadku gra, kierowało moim życiem sprawia, że wielu ludziom żyje się łatwiej. Tym, którzy boją się podejmować własne decyzje taka gra tworzy swego rodzaju szkielet dla tego jak powinna wyglądać ich codzienna egzystencja. Wstajesz klikasz, robisz coś przez 36 minut, klikasz, klikasz... idziesz spać ze świadomością, że rano wybuduję się zamek 10 poziomu, na który klikałeś miesiąc i z tego powodu się uśmiechasz, zasypiasz szczęśliwy. Może to lepsze, niż zasypianie ze świadomością, że wstaniesz niewyspany, a przed tobą szary dzień pracy, której nienawidzisz, życia którego nie znosisz, życia w które nie wiesz jak grać?
(Świadomie nie uwzględniono kwestii mikrotransakcji)
Dzięki za dotrwanie do końca mojego pierwszego wpisu na blogu!
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.