Po lekturze Gwardzistów, o których pisałem jakiś czas temu, stwierdziłem, że muszę obejrzeć Watchmen bo jeśli film jest choć w połowie tak dobry, jak prequel, to będzie to kawał dobrego kina. Siadając do seansu spodziewałem się Mrocznego Rycerza przemieszanego z X-Men, czyli mrocznego podejścia do superbohaterów, zbierania drużyny, walki z superłotrem i happy endu. Gdy ujrzałem napisy końcowe moje zdanie o Watchmen było z goła inne. Oto dorosła, brutalna i nieco melancholijna opowieść o ludziach, ludziach, którym przyszło żyć w złych czasach, ludziach, którzy chcieli je zmienić, ludziach którzy przywdziali maski...
Fabuła filmu oparta została na motywach komiksu o tym samym tytule, samego komiksu nie czytałem, poznałem tylko wspomniany prequel, oraz orgin jednej z bohaterek. Nie ukrywam, że nieco przeszkadzało mi to w odbiorze filmu, aczkolwiek było w nim wiele odniesień do Gwardzistów i wychodzi na to, że lektura tej pozycji nieco mi pomogła. Tytułowa grupa superbohaterów to nie X-Men, czy Avengers, tu mamy zwykłych ludzi zapakowanych w kostiumy z lateksu. Rorschach, socjopata o którym nikt nic nie wiem, Night Owl, zakompleksiony ornitolog, Jedwabna Zjawa, która jest superbohaterką przez ambicje matki, Dr. Manhattan, naukowiec zmieniony w wyniku eksperymentu z energią atomową o prawie nieograniczonej mocy. Ozymandiasz, najinteligentniejszy człowiek świata, a wreszcie Komediant, agent rządowy, sadysta i świr... Ten ostatni zostaje zamordowany w swoim apartamencie w Nowym Yorku, grupa Watchmen oficjalnie nie działa więc nikt specjalnie nie przejmuje się śmiercią niezbyt lubianego członka teamu. Inne zdanie na ten temat ma Rorschach, który wszędzie wietrzy spiski. Jego małe śledztwo doprowadza go do odkrycia globalnego spisku, postanawia więc nieformalnie wskrzesić swoją dawną grupę, dawni bohaterowie nie są jednak już tak skłonni do heroicznych czynów. Z czasem drużyna formuje się z konieczności i zaczyna drążyć w poszukiwaniu głównego złego, jednocześnie walcząc ze swoimi przywarami, ale i z własną reputacją. Wiedzą, że w tej grze nie mogą przegrać, bo to doprowadzi do nuklearnej wojny i zagłady świata.
W tym świecie nic nie jest takie jak się wydaje... W Nowym Yorku z nieba spadają strugi deszczu, widzimy świat bogatych zamknięty w wieżowcach i ten biedny skryty w slumsach u ich stóp. Część ze strażników należny do tego gorszego świata, część do lepszego, co również nie ułatwia komunikacji pomiędzy członkami grupy. Zaletą filmu jest jego nieprzewidywalność, ciężki klimat i sposób przedstawienia tego świata pełnego przemocy i cynizmu. Tu superbohaterowie też mają swoje progi wytrzymałości psychicznej, czasem pękają i stają się psychopatami, innym razem ktoś ich morduje za ich poglądy, lub bo znaleźli się nie tam gdzie powinni... Zaskakująca i ciekawa fabuła wciąga nas od samego początku, zwłaszcza jeśli nie zaspoilerowaliśmy sobie filmu komiksem, zakończenie jest bardzo dobre, choć brak tu jako takiego happy endu. Nieźle nakreślono też postacie, choć do niektórych można się przyczepić, jak do Ozymandiasza, czy prezydenta Nixona, to równoważą je inne genialnie wykreowane jak Komediant, czy zakompleksiony Night Owl. Miejscami kuleją dialogi, ale tylko miejscami, poza tym jest całkiem przyzwoicie, a rozmowy bohaterów są raczej naturalne. Zarówno pomysł na fabułę, jak i sposób jej przedstawienia to duży plus na rzecz Watchmen.
Jeśli chodzi o stronę techniczną, też nie jest źle. Film jest raczej oszczędny nie ma tu zbyt wiele miejsca na efekty specjalne, tak więc nie wymagał ogromu pracy ze strony twórców. Pozorna statyka filmu pięknie pasuje do brudnego Nowego Yorku, w którym non stop pada. Sposób przedstawienia miasta, czy postaci przez kamerę też jest niezły. Jeśli już mowa o samych herosach, to przyzwoicie wypadły kostiumy i charakteryzacja, postacie wyglądają bardzo realnie, ale mają ikoniczne naleciałości z kiczu (lateks, majtki na spodniach etc.) co w filmie sprawdza się naprawdę dobrze. Ciekawie poradzono sobie z muzyką, wesołe i sielskie kawałki graja w tle podczas scen zupełnie do takiej muzyki nie pasujących, o dziwo taki kontrast podkreśla wagę chwili, no i oczywiście nadje im swoistego smaku.
Mnie osobiście film bardzo się podobał i polecam go każdemu, kto lubi kino akcji przemieszane z dramatem. Akcja nie pędzi tu na łeb na szyję, nie ma wielkiego natężenia bijatyk (choć są one zrealizowane na wysokim poziomie), jest za to krew, melancholia, czasem rozpacz, a co najważniejsze, zwykli ludzie wciśnięci w lateksowe kostiumy. Niezła fabuła, fajna stylistyka, i wyraźnie nakreślone postacie składają się na świetny film, którym warto zająć sobie popołudnie... No i jedwabna zjawa w sowim kostiumie... ta aktorka jakoś szczególnie przypadła mi do gustu...
Wtachmen
Rok wydania: 2009
Reżyseria: Z. Snyder
Średnia ocena w sieci: 7,2
Moja ocena: 8
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze