Skocz do zawartości

Gentleman Wanderer

  • wpisy
    11
  • komentarzy
    16
  • wyświetleń
    6420

Na krańce czasu i z powrotem, czyli trochę o podróżach w czasie


GR3G0R14N

1268 wyświetleń

?Nie wierzę własnym oczom, to faktycznie działa! Skoro tu jestem, to od czego by zakończyć? Czy nie kusiły Cię myśli, co mógłbyś zrobić, gdyby podróże w czasie były możliwe? Cofnąć się o kilkadziesiąt lat i poznać młodsze wersje swoich rodziców? Zapobiec rozpętaniu Drugiej Wojny Światowej? Powstrzymać samego siebie przed zakupem Duke Nukem Forever, bo do teraz prześladują Cie koszmary? A jeżeli udałoby Ci się to zrobić, to czy byś tylko nie pogorszył sytuacji? Motywy podróżowania

w przeszłość czy przyszłość stanowią furtkę do opowiadania pokręconych historii, przyprawiających niewprawionych o częste zawroty głowy,

a samozwańczych znawców w stany wielogodzinnych egzystencjalnych dysput.

Pozostawiając naukową otoczkę w kącie (mogę jedynie napomknąć, że badania nad możliwością ewentualnych podróży trwają, ale entuzjastów wciąż jest jeszcze tyle samo co sceptyków ? niektórzy twierdzili nawet, że Wielki Zderzacz Hadronów to prototyp wehikułu czasu), warto wspomnieć o kilku typowych scenariuszach, przewijających się przez niezliczone książki, filmy czy gry. Na wstępie dodam, że moim zdaniem jednym z warunków dobrze opowiedzianej fabuły są wszelkiego rodzaju paradoksy (jak na przykład wymaglowany ze wszystkich stron paradoks dziadka), które zmuszają do wytężania szarych komórek do granic możliwości ? tym samym sytuacje, kiedy możesz cofnąć się w czasie, ale nie możesz niczego zmienić (pierwszy scenariusz) są zupełnie nietrafione. To jedna z opcji, która nie wprowadza żadnej dramaturgii do historii. Kto by obgryzał z emocji paznokcie, jeżeli byłby jedynie obserwatorem, a nie uczestnikiem zdarzeń? Równie dobrze można siedzieć w kinie, zajadając się popcornem.

Przeszłość jest uparta

Za protoplastę gatunku można uznać, poza oczywiście Wehikułem Czasu Herberta Wellsa, Thomasa Antseya Guthriego, autora Tourmalin's Time Cheques ? książki wydanej w 1891 roku i traktującej o podróżniku, który po doświadczeniu skutków ubocznych zmiany strefy czasowej, postanawia założyć specjalny rachunek bankowy, gdzie mógłby odkładać ?zyskany? czas na później. Oczywiście sprawy przybierają nieoczekiwany obrót, kiedy mężczyzna uświadamia sobie, że zebrany czas się nie sumuje, a ?rozrzuca? po różnych miejscach na osi czasu. Zasłużeni pisarze staro szkolnej fantastyki również nie omieszkali pogmerać w swoich twórczych zegarkach. Robert Heinlein napisał By His Bootstraps ? opowiadanie o człowieku, spotykającym na swojej drodze ludzi, będących alternatywnymi wersjami jego samego z przyszłości, którzy bez względu na wszelkie działania bohatera widzą się z nim za każdym razem. Isaac Asimov (Koniec Wieczności) pokusił się o wizję Wieczności, organizacji której głównym celem jest sukcesywne poprawianie ludzkiej przeszłości, by nasz gatunek lepiej prosperował w przyszłości ? to tak po krótce, bo sytuacja się komplikuje, a drobne zmiany powodują kolosalne różnice ? coś na kształt efektu motyla (magia paradoksów). Nawet współczesny Mistrz Grozy, któremu zarzuca się wypluwanie z siebie książek z prędkością umożliwiającą dylatację czasu, wtrąca do tematu swoje trzy grosze, dzięki czemu wchodzi w polemikę nawet

z najtęższymi umysłami. King w odniesieniu do powieści Dallas ?63 mówi wprost ? za każdym razem gdy cofasz się w czasie, tworzysz alternatywną rzeczywistość, która żyje własnym życiem (drugi scenariusz). Swoją drogą, ten motyw zaczerpnęło wydawnictwo Marvel w swoim evencie Age of Ultron (którego reperkusje odczuwane są subtelnie w nowych komiksach), gdzie Wolverine, tudzież zgodnie z polskim przekładem Rosomak, musi powstrzymać Hanka Pyma przed zbudowaniem śmiercionośnego robota Ultrona, który w przyszłości zrówna z ziemią Nowy Jork. A jak powszechnie wiadomo, Wolverine ?jest najlepszy w tym co robi, ale to co robi nie jest zbyt przyjemne?, więc swoim rozwiązaniem doprowadza do jeszcze większej katastrofy.

age-of-ultron1.jpg

- Dokąd się Pan wybiera Doktorze? Z powrotem w przyszłość?

- Nie! Tam już byłem...

W Hollywood również nie brakuje pomysłów na wypełnienie ?czasu? przemyślanymi scenariuszami. Każdy pewnie chciał swego czasu bryknąć się DeLoreanem

z Powrotu do Przyszłości, poznać młodszą wersję swoich rodziców i o mało nie wymazać się z kart historii (doktorze Brown, mamy problem) ? to zaleta kolejnego scenariusza: możesz zmienić przeszłość, jednak natychmiast poczujesz różnicę. Do dzisiaj głowię się nad tym, jak wyglądałaby przyszłość Johna Connora, gdyby nie wysłał w przeszłość do ochrony swojej matki gościa, który wywiązał się ze swoich obowiązków na tyle dobrze, że po dziewięciu miesiącach stał się jego ojcem. Czy SkyNet wciąż wysyłałby do 1984 roku roboty, by ścigać hipotetycznego nowego ojca Connora? Ciekawym zabiegiem są starania zapewnienia swojego miejsca

w przeszłości ? w końcu, gdyby misje cyborgów zakończyły by się sukcesem, to kto wysłałby Reesa by chronił Sarę? Terminator to znakomity przykład tego, jak zagmatwane historie tworzą zupełnie nowe możliwości. Z jednej strony wykorzystano w filmie motyw, który później przeniesiono do serii Lost ? możesz przenieść się

w czasie, bo zawsze to robiłeś (czwarty scenariusz) ? jednak w przeciwieństwie do Zagubionych (do dzisiaj ubolewam, że tak potoczyła się fabuła), tutaj każda podróż w czasie tworzy inną linię czasową, czyli sytuację, którą King opisał w swojej książce (ładna klamra). Dlatego akcja trzeciej części zmienia datę Dnia Sądu. Filmowy majstersztyk to niskobudżetowy Primer (must-see dla każdego szanującego się fana sci-fi), czyli próba logicznego wyjaśnienia wszelkich podróży w przeszłość - samo nakreślenie fabuły i tabel zajęłoby więcej czasu niż długość filmu, niemniej polecam go obejrzeć minimum dwa razy.

Gdzie czas jest tylko pętlą?

Temat podróżowania na krańce czasu i z powrotem nie jest obcy elektronicznej rozrywce ? czy to w postaci jego manipulacji wynikającej z gameplay?u, jak

w przypadku Braid czy Singularity, bądź ambitnego scenariusza dopełniającego obraz produkcji. Muszę przyznać, że pierwsze udane i za razem dające do wiwatu moim szarym komórkom spotkanie, przeżyłem grając w serię Legacy of Kain. Widmowy Raziel, pałający żądzą zemsty, cofa się w czasie, na długo przed utworzeniem zakonu Sarafanów, w którym, jeszcze jako człowiek, poprzysiągł wytępienie plagi wampirów kalającej Nosgoth, by zabić swojego stwórcę Kaina, będącego za młodu bogatym szlachcicem, ale zyskującego nieśmiertelność by pokonać zdeprawowanego władcę krainy - Williama Sprawierdliwego? Seems legit, choć już można stracić głowę. Nic więc dziwnego, że seria liczy sobie pięć gier ambitnie podchodzących do konsekwencji zmiany przeszłości. Fragment jednej części (Soul Reaver) zazębia się z drugą (Soul Reaver 2) tworząc fundament pod finał dziejący się w przeszłości (Defiance), ale mający konsekwencje w przyszłości (Blood Omen 2). Oczywiście do równania należy dodać paradoksy wynikające

z przeciwstawienia się własnemu przeznaczeniu, co ukazuje tragizm, i tak już dotkniętych przez los, bohaterów. Z pozoru LoK mógłby się wydawać podręcznikowym przykładem czwartej teorii, ale po wnikliwej analizie okazuje się, że mamy tu do czynienia jednocześnie ze scenariuszem drugim i trzecim. How cool is that?!

Hero of Time

Podobno specami w tego typu grach są Japończycy i mając za sobą przygodę

z Legend of Zelda: Ocarina of Time, Majora Mask czy Chrono Triggerem, nie mogę się nie zgodzić. Będąc młodym i nieuświadomionym graczem, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że akcja Okaryny Czasu dzieli wydarzenia na dwie alternatywne rzeczywistości. Jedną dziejąca się przez całą grę, kiedy w pocie czoła przemierzałem Hyrule wzdłuż i wszerz. Druga natomiast powstaje wraz z zakończeniem, gdy mój bohater wraca do przeszłości, by ostrzec Zeldę przed knowaniami Ganondorfa. Zapobiega tym samym wydarzeniom dziejącym się przez całą grę (kiedy w pocie czoła przemierzałem Hyrule wzdłuż i wszerz), ale prowadzi jednocześnie do akcji Majora Mask, gdzie za pomocą magicznego instrumentu powtarzałem, analogicznie jak w Dniu Świstaka, sekwencję trzech kolejnych dni, by nie dopuścić do zderzenia grymaśnego księżyca z Ziemią. I pomyśleć, że kiedy przechodziłem obie gry lata temu uważałem je za platformówki ?takie o?, gdy tak naprawdę seria LoZ wciela w życie drugi scenariusz, który twórcy starają się spiąć jedną klamrą, o czym można przeczytać w obszernym kompendium zatytułowanym Hyrule Historia (oczywiście zachęcam do zapoznania się).

EDG200.cover_link.ocorina.jpg

Powrót do teraźniejszości

W sumie idąc tropem gier per se mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że każdy z nas ma w sobie coś z podróżnika w czasie (oczywiście nie urągając zasługom Doktora Who). Jak inaczej interpretować ciągłe save?y przed kolejną nową lokacją czy każdą ważniejszą rozmową, jak nie postępującą nerwicą potrzebą perfekcyjnego poprowadzenia historii dostosowanej do naszych oczekiwań? Manipulujemy rozgrywką, by ominąć śmiercionośne pociski lub zaskoczyć hordy przeciwników, bo wiemy już, gdzie mogą się pojawić. Prowadzimy wielokrotne dyskusje z miłościami, by wybrać najlepszą opcję romansu czy oponentami, by zobaczyć ich reakcje.

W ostatecznym rozrachunku wszystkie ciekawe zabiegi którymi raczą nas twórcy

w swoich produkcjach: czy to nieliniowości rozgrywki, czy wielość zakończeń, czy genialnie poprowadzona fabuła, zamykają się w pierwszym scenariuszu ? powtarzamy gry na różne sposoby, jednak za każdym razem prowadzą one? do napisów końcowych. Trochę to metafizycznie brzmi, ale odchodząc od komputera lub konsoli jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia ? a więc według mojego ulubionego scenariusza - stworzyliśmy alternatywną rzeczywistość, gdzie podjęliśmy decyzję by dobrze spędzić wolny czas. Teraz tylko muszę uporządkować myśli i napisać wstęp do tego tekstu. Tylko siądę najpierw na tym fikuśnym fotelu z przekładkami, który jakiś brodaty jegomość wniósł przed chwilą do pokoju, zapewniając, że ma relaksacyjne właściwości i?

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

To rasa gigantycznych kałamarnic mutantów, stworzonych przez fanatycznych ekologów - milionerów, których nienawiść do niszczenia planety przelał, jakiś frajer, który właśnie zgniótł motyla, wymorduje pół naszej rasy, a drugą połowę wykorzysta, jako surowiec.

Link do komentarza

Ok, nic o paradoksach w DW.

Ok...

Niestety, głównie dlatego, że dopiero zacząłem drugi sezon, ale słyszałem, że teorii i paradoksów jest więcej niż Władców Czasu : )

Swoją drogą, naprawdę przedni serial.

Link do komentarza

To rasa gigantycznych kałamarnic mutantów, stworzonych przez fanatycznych ekologów - milionerów, których nienawiść do niszczenia planety przelał, jakiś frajer, który właśnie zgniótł motyla, wymorduje pół naszej rasy, a drugą połowę wykorzysta, jako surowiec.

Prawie jak futurystyczny Cthulhu : d

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...